Natalia Gacka-Dressler: Gdy idę na siłownię, zabieram ze sobą synka i on ćwiczy obok [WYWIAD]

2017-11-06 08:39:15(ost. akt: 2017-11-28 13:23:22)
Natalia Gacka

Natalia Gacka

Autor zdjęcia: Daniel Koper

Natalia Gacka-Dressler to była mistrzyni w fitnessie sylwetkowym. Zakończyła już karierę na wybiegu, w kwietniu została mamą. Na co dzień udowadnia, że ciąża i macierzyństwo nie musi oznaczać końca sportowej sylwetki. Z dietetyczką i trenerką personalną, która 16 listopada będzie gościem olsztyńskiego Kongresu Przyszłości, rozmawia Agnieszka Porowska.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Matrix na Warmii i Mazurach

Matrix na Warmii i Mazurach

— Jesteś mistrzynią świata w fitnessie sylwetkowym. Co oznacza fitness sylwetkowy?
— Tak zdobyłam ten tytuł w 2012 roku na Węgrzech. Jest to to stosunkowo młoda dyscyplina sportowa, w której ocenia się zawodniczkę typowo pod kątem wyglądu jej ciała. Pod kątem ciężkiej pracy, którą wykonuje się przez cały rok. Ćwiczenia na siłowni, odpowiednia dieta przekładają się na harmonijność sylwetki, którą oceniają sędziowie. Nie ma konkretnych wyzwań, które trzeba po kolei zaliczać. Nikt nas nie egzaminuje na scenie z liczby i prędkości robionych pompek czy przysiadów.

— Ale harmonijność sylwetki to chyba bardzo ciężka do oceny sprawa? Przecież wszystkie dziewczyny biorące udział w zawodach starają się być jak najlepiej do nich przygotowane.
— Tak, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że nie wstrzelisz się w obowiązujący w danym roku trend. Mi akurat się udało, ale nigdy nic nie wiadomo na 100 procent. Wszystko jest dość subiektywne. Czasem sędziowie stawiają na bardziej umięśnione sylwetki, innym razem na delikatniejsze i bardziej wiotkie. Nie ma co roku konkretnych identycznych kanonów.

— Fitness sylwetkowy często mylony jest z kulturystyką...
— Zawodniczki fitnessu sylwetkowego zawsze prezentują bardziej kobiece kształty. Chodzi o to, by wszystkie mięśnie były równomiernie, ale delikatnie rozbudowane, a ciało szczupłe i proporcjonalne. Nadmierny rozrost masy mięśniowej, pożądany w kulturystyce nie jest mile widziany.
— Czy są jakieś specjalne tricki, które wykorzystujecie podczas zawodów?
— Na zawodach wyglądamy na mocniej umięśnione, niż w rzeczywistości. Stoi za tym dieta odwadniająca — im mniej wody w organizmie, tym lepiej widać mięśnie, co ułatwia ocenę sędziom — i środki brązujące, którymi smarujemy całe ciało. Na czas zawodów należy się odwodnić i zejść do jak najniższego poziomu tkanki tłuszczowej, żeby zaprezentować się zgodnie z wymaganiami regulaminowymi.

— Ale w tym momencie nie jesteś już regularną bywalczynią zawodów...
— Postanowiłam odejść w „blasku chwały” (śmiech) i po sezonie, gdy zdobyłam mistrzostwo, zakończyłam karierę. I nagle ruszyła cała lawina z nagranym DVD i wydawanymi książkami. Okazało się, że ludzie chętnie słuchają, co mam do powiedzenia na temat ćwiczeń, fitnessu i zdrowej diety. Lubią ze mną ćwiczyć. Potrzebują motywacji od kogoś, kto — że tak kolokwialnie powiem — „zęby na tym zjadł”.

— Ale nie czujesz się coachem?
— Czuję się sportowcem, dietetykiem i trenerką personalną. Na tym się znam i tylko w tej dziedzinie radzę. Nie jestem specjalistką od wszystkiego i nie wstydzę się do tego przyznać. Mam wrażenie, że tacy typowi coache, zwłaszcza ci internetowi, starają się być specjalistami od wszystkiego. Dają złote rady, które teoretycznie pasują do każdej dziedziny życia. Jeśli ja mówię „Dasz radę! Nie poddawaj się! Po urodzeniu dziecka szybko wrócisz do formy" to biorę kamerę, matę i hantelki, kładę Oskara obok i pokazuję, jak to zrobić.

— Jesteś autorką książek „Dieta Fit” czy „Zostań fit. Nowa ty w 180 dni”, a twoje najnowsze dziecko, to inspirowana właśnie urodzeniem dziecka. „Ciąża fit”. W tej książce walczysz z ciążowymi stereotypami.
— Tak. Przez ostatnie lata podejście Polaków do sportu bardzo zmieniło się na plus. Ale kobiety w ciąży wciąż się boją ruszać. Presja społeczeństwa i rodziny spycha je na kanapy, gdzie konsumują hurtowe ilości słodyczy, bo przecież w ciąży wciąż pokutuje mit, że „można jeść za dwoje”. Nic bardziej mylnego. Ciąża to nie choroba. Trzeba pamiętać, że ciąża kończy się porodem. Ogromnym wysiłkiem i w dużej mierze to, w jaki sposób pozwolimy naszemu dziecku zobaczyć świat, zależy od tego jak my fizycznie będziemy do tego przygotowane. Kobiety spodziewające się dziecka to nie słabiutkie, zmęczone roślinki. Oczywiście każda ciąża jest inna, niektóre kobiety czują się wyśmienicie i tryskają energią, inne męczą nudności, ale umiarkowana dawka ruchu każdej może tylko pomóc.

— Kilka lat temu głośno zrobiło się o dziennikarce telewizyjnej Beacie Sadowskiej, która w 2013 r. już z widocznym brzuszkiem wzięła udział w Maratonie Mazurskim w Gałkowie. Media huczały wtedy „przebiegła maraton w ciąży", ale tak naprawdę dziennikarka zrobiła wtedy 1/4 dystansu, ale czy to mimo wszystko nie za dużo?

— Jeśli normalnie biegała 40, a potem tylko 10 kilometrów, to chyba żaden problem? Ja, gdy się dowiedziałam o dziecku, po prostu o połowę zmniejszyłam swoje aktywności. Ćwiczyłam dwa razy krócej z dwa razy mniejszymi obciążeniami, oczywiście pod stałą kontrolą lekarską. Są panie, które w ciąży nie zwalniają tempa, ale często kończy się to przedwczesnym porodem. Są też takie, które do czasu ciąży w ogóle nie ćwiczą. Dopiero wizja rosnącego brzucha i nieposkromionego apetytu zachęca je do aktywności. W ciąży można zacząć ćwiczyć, nawet jeśli się tego wcześniej nie robiło. Trzeba tylko to zacząć robić z głową. O tym również traktuje moja książka. Ja przed ciążą byłam prawdziwym hardcorowcem, ćwiczyłam nawet po 14 razy w tygodniu. Potem po prostu mniej. Udało mi się trenować do końca ósmego miesiąca.

— A potem urodził się Oskar. Teraz ma 7 miesięcy. Można by powiedzieć, że ciąża to sielanka z perspektywy tego, co zaczyna się potem...
— Bez przesady! Oczywiście okres połogu to czas wyciszenia i powrotu do siebie, ale to też czas, by poukładać sobie życie na nowo. Dziecko to nie koniec świata, nie koniec ciebie. Wielu kobietom wydaje się, że, żeby zacząć ćwiczyć, muszą mieć całą masę gadżetów i mnóstwo wolnego czasu. Na swoim profilu wstawiam takie 30-minutowe sety niezbyt wymyślnych ćwiczeń, które każdy może zrobić w domu na dywanie w znoszonych skarpetkach. Takie pół godziny dziennie absolutnie wystarcza, żeby utrzymywać ciało w sprawności. Więcej prostoty, mniej gadżeciarstwa!

— Ale ty nie ograniczasz się tylko do ćwiczeń w domu, szybko wróciłaś na siłownię....
— Tak, dla mnie te 30 minut to za mało. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jestem typem fightera. Lubię powalczyć o dobry wynik. Oskara albo zostawiam wtedy z tatą, który też jest trenerem, więc dobrze rozumie moją potrzebę ruchu albo po prostu zabieram ze sobą. Syn uwielbia te wypady!

— Ale to siłownia jakoś specjalnie przygotowana do potrzeb dzieci? Jakieś przewijaki i animatorki dziecięce?
— Nic z tych rzeczy. To kameralne i ciche miejsce. Przy przewijaniu najlepiej sprawdza się materac sportowy. Co do ćwiczeń to Oskar dostaje swoją matę i widząc się w lustrze, potrafi fikać nóżkami nawet kilkadziesiąt minut, a ja w tym czasie nieopodal robię swoje. W tym momencie syn jest najmłodszym klubowiczem.

— Towarzyszysz otwieraniu salonów fit. Prowadzisz warsztaty treningowe. Czy są miasta, do których wracasz chętniej?
— Zdecydowanie lepiej czuje się w tych mniejszych. Ludzie tam są bardziej otwarci i sympatyczni. Nie są tak przesyceni otaczającymi ich dobrami. Z entuzjazmem podchodzą do treningu, nie są nim znudzeni. W Warszawie treningi nierzadko zmieniają się w pokaz mody. W mniejszych miejscowościach ludzie chcą się po prostu dobrze bawić i maksymalnie skorzystać z mojej obecności.

— Wiem, że lubisz rolki, badmintona, a także ćwiczenia siłowe. Ale na twoim profilu na Facebooku znajdziemy też wyznania: „Nie lubię biegać (...), a dystans 4 km jest jak pokonanie maratonu. Chcę się jednak przemóc i polubić tę aktywność”. Co w takim razie ma w planie Natalia Gacka-Dressler?
— Ostatnio głośno zrobiło się o biegach typu Runmageddon, czy bieg rzeźnika. Mój mąż bierze w nich udział. Na takim biegu musisz przebiec określony dystans, ale po drodze czekają cię różne przygody. Musisz się gdzieś wdrapać, coś gdzieś przenieść itd. Czuję, że to coś dla mnie! Lubię takie siłowe potyczki. Tylko biegać nie lubię. Ale dla takich wrażeń jakie daje ten typ biegów warto powalczyć. Rasową biegaczką nie zostanę, ale runmageddonistką mogę.

— Czy nadchodzący Kongres Przyszłości będzie pierwszą okazją, by odwiedzić Olsztyn?
— Olsztyn odwiedzę już czwarty raz! Po każdej wizycie w tym pięknym mieście przywożę ze sobą mnóstwo miłych wspomnień. Miałam okazję prowadzić warsztaty treningowe, uczestniczyć w sesjach wizerunkowych, jak i wypoczywać i mam nadzieję, że tym razem podczas Kongresu Przyszłości nie zabraknie pozytywnych wrażeń.

— Z jaką prelekcją wystąpisz na Kongresie Przyszłości?
— Tematem prelekcji będzie zdrowe podejście do żywienia i aktywności fizycznej. Omówię, dlaczego warto etapowo zmienić swój dotychczasowy tryb życia, ażeby się nie sparzyć. Podpowiem, od czego zacząć, na czym się należy skoncentrować zmieniając swoje nawyki żywieniowe. Jak również przekaże słuchaczom pozytywne skutki bycia aktywnym.

Osiągnięcia:
V miejsce w Pucharze Polski Seniorek Fitness Sylwetkowego (2010)
3 złote medale Mistrzostw Polski w Fitness Gimnastycznym Juniorek Federacji IFF (2004-2006)
4 złote medale Mistrzostw Polski Juniorek Fitness Sylwetkowego (2007, 2009, 2010, 2012)
Złoty medal i absolutne Mistrzostwo Świata Juniorek Fitness Sylwetkowego (2012)