Jakub B. Bączek: "Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia" [WYWIAD]
2017-10-23 09:09:07(ost. akt: 2017-11-11 09:29:53)
W 2014 roku na jego szyi zawisł złoty medal siatkarskich mistrzostw świata, ponieważ był trenerem mentalnym siatkarzy Antigi. Jest wykładowcą biznesowym, akademickim i właścicielem Akademii Trenerów Mentalnych. 16 listopada wystąpi na I Warmińsko-Mazurskim Kongresie Przyszłości.
Z Jakubem B. Bączkiem rozmawia Mateusz Przyborowski.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Kongres robi wrażenie! Łukasz Milewski o inspiracjach i marzeniach [WYWIAD]
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
To pierwszy taki kongres w regionie. Warmińsko-Mazurski Kongres Przyszłości
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Łukasz Jakóbiak: Wiem, jak trudno żyć z brakiem chęci do życia [WYWIAD]
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Kieruję się doświadczeniem, a nie informacją z książki
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Matrix na Warmii i Mazurach
— Przysłowie mówi, że marzenia się spełniają.
— Przerobiłem trochę to stwierdzenie, ponieważ uznałem, że wiele ludzi, szczególnie w Polsce, jest zewnątrzsterownych i czuje, że mogą osiągnąć coś w życiu dopiero wtedy, kiedy pomoże im rodzina, jakiś polityk albo rząd. Ja mówię, że marzenia się nie spełniają, ale że marzenia się spełnia. Bo wszystko jest w naszych rękach, jesteśmy wewnątrzsterowni i sami musimy wykonać pewien wysiłek, żeby odnieść odpowiednie rezultaty.
— No dobrze, ale jak przekonać ludzi do tego, żeby chcieli podjąć wysiłek?
— No właśnie, z tym bywa problem. Bo o ile nie ma kłopotów z motywacją, czyli z podejściem krótkofalowym i zwiększoną energią do jakiegoś tematu, to często Polacy mają kłopot — i mówię również o sportowcach czy ludziach biznesu — z determinacją. Czyli z tym, żeby konsekwentnie, przez dłuższy czas utrzymać energię w stosunku do jakiegoś celu, który leży nam na sercu. To, czego uczę na Akademii Trenerów Mentalnych, i to, co robię ze sportowcami i ludźmi biznesu, polega na tym, by przez dłuższy czas wykonywali jakieś działanie i nawet przy zniżce formy dalej walczyli o swoje cele. I w końcu przychodzi taki moment, że człowiek osiąga to, o czym marzył.
— No właśnie, z tym bywa problem. Bo o ile nie ma kłopotów z motywacją, czyli z podejściem krótkofalowym i zwiększoną energią do jakiegoś tematu, to często Polacy mają kłopot — i mówię również o sportowcach czy ludziach biznesu — z determinacją. Czyli z tym, żeby konsekwentnie, przez dłuższy czas utrzymać energię w stosunku do jakiegoś celu, który leży nam na sercu. To, czego uczę na Akademii Trenerów Mentalnych, i to, co robię ze sportowcami i ludźmi biznesu, polega na tym, by przez dłuższy czas wykonywali jakieś działanie i nawet przy zniżce formy dalej walczyli o swoje cele. I w końcu przychodzi taki moment, że człowiek osiąga to, o czym marzył.
— I co dalej, bo na tym chyba nie można przestać i odcinać przysłowiowe metki?
— Ja mam nadzieję, że na tym się to nie kończy. Tak samo, jak wierzyłem, że w 2014 roku, po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata z polską reprezentacją w siatkówce, nasi siatkarze powalczą również o zdobycie złotego medalu olimpijskiego w Rio de Janeiro. Tak się nie stało, później Stéphane Antiga został zwolniony z funkcji trenera polskiej kadry, a reprezentacja ma dzisiaj pewne kłopoty. Mi ciągle do siatkówki jest blisko i wiem, że siatkarzom potrzebna jest, nawet po dobrej imprezie czy medalu, dalsza walka o kolejne cele.
— Ja mam nadzieję, że na tym się to nie kończy. Tak samo, jak wierzyłem, że w 2014 roku, po zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata z polską reprezentacją w siatkówce, nasi siatkarze powalczą również o zdobycie złotego medalu olimpijskiego w Rio de Janeiro. Tak się nie stało, później Stéphane Antiga został zwolniony z funkcji trenera polskiej kadry, a reprezentacja ma dzisiaj pewne kłopoty. Mi ciągle do siatkówki jest blisko i wiem, że siatkarzom potrzebna jest, nawet po dobrej imprezie czy medalu, dalsza walka o kolejne cele.
— Rozumiem, że złoty medal mistrzostw świata dostał pan na stałe?
— (śmiech) Mam go w gablotce. Kiedyś zabierałem go ze sobą na szkolenia, by uczestnicy mogli go wziąć do ręki. Ale kiedy na którymś szkoleniu pojawiła się pewna pani z Poznania, która mi prawie zniknęła z tym medalem, już go nie zabieram i nie pokazuję (śmiech). Trochę tych pucharów i medali mi się uzbierało, ostatnio nawet z golfa, który mnie wręcz zafascynował. Dlatego mam w domu specjalną półkę, swój prywatny „ołtarzyk” na wszystkie trofea. To naprawdę motywuje.
— Wraca pan czasami myślami do września 2014 roku, czyli do finału mistrzostw świata, w którym Polska pokonała Brazylię 3:1?
— Mam, niestety, smutną konstatację, że od tego zespołu sprzed ponad trzech lat jest naprawdę daleko. Nie tylko z tego powodu, że z reprezentacji odeszli Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Paweł Zagumny czy Krzysiek Ignaczak. Myślę, że również pod takim kątem mentalnym ten zespół inaczej funkcjonuje. Tego trochę szkoda, bo na papierze wygląda na to, że kadra jest gotowa, by być w pierwszej piątce Europy i być może nawet w pierwszej piątce świata, natomiast jeśli chodzi o mentalność i przygotowanie na peryferiach sportu, jest trochę gorzej i wyniki to pokazują.
— (śmiech) Mam go w gablotce. Kiedyś zabierałem go ze sobą na szkolenia, by uczestnicy mogli go wziąć do ręki. Ale kiedy na którymś szkoleniu pojawiła się pewna pani z Poznania, która mi prawie zniknęła z tym medalem, już go nie zabieram i nie pokazuję (śmiech). Trochę tych pucharów i medali mi się uzbierało, ostatnio nawet z golfa, który mnie wręcz zafascynował. Dlatego mam w domu specjalną półkę, swój prywatny „ołtarzyk” na wszystkie trofea. To naprawdę motywuje.
— Wraca pan czasami myślami do września 2014 roku, czyli do finału mistrzostw świata, w którym Polska pokonała Brazylię 3:1?
— Mam, niestety, smutną konstatację, że od tego zespołu sprzed ponad trzech lat jest naprawdę daleko. Nie tylko z tego powodu, że z reprezentacji odeszli Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Paweł Zagumny czy Krzysiek Ignaczak. Myślę, że również pod takim kątem mentalnym ten zespół inaczej funkcjonuje. Tego trochę szkoda, bo na papierze wygląda na to, że kadra jest gotowa, by być w pierwszej piątce Europy i być może nawet w pierwszej piątce świata, natomiast jeśli chodzi o mentalność i przygotowanie na peryferiach sportu, jest trochę gorzej i wyniki to pokazują.
— W jednym z wywiadów stwierdził pan, że uczy sportowców, by do pewnych spraw podchodzili na luzie.
— To prawda.
— To prawda.
— Ale jednak ten stres w sporcie jest potrzebny.
— Stres rozumiany jako trema jest potrzebny, bo on pobudza naszą koncentrację i wyostrza zmysły. Taki pozytywnie rozumiany stres, czyli niezbyt wysoka podaż kortyzolu (hormon stresu — red.) do krwiobiegu wzmacnia w nas kolejne hormony: testosteron, dopaminę, serotoninę i jesteśmy gotowi do walki. Natomiast jeżeli człowiek nie daje sobie prawa do porażki, kiedy jest wręcz sparaliżowany tym, że nie może się pomylić, to okazuje się, że taki człowiek działa mniej kreatywnie. A kiedy w sporcie działamy mniej kreatywnie, jesteśmy bardziej przewidywalni dla przeciwnika i popełniamy więcej błędów. Tak więc zachęcam sportowców do tego, żeby mieli dużo luzu psychicznego i dali sobie też prawo do porażki.
Paradoksalnie, to pomaga wygrywać.
— Stres rozumiany jako trema jest potrzebny, bo on pobudza naszą koncentrację i wyostrza zmysły. Taki pozytywnie rozumiany stres, czyli niezbyt wysoka podaż kortyzolu (hormon stresu — red.) do krwiobiegu wzmacnia w nas kolejne hormony: testosteron, dopaminę, serotoninę i jesteśmy gotowi do walki. Natomiast jeżeli człowiek nie daje sobie prawa do porażki, kiedy jest wręcz sparaliżowany tym, że nie może się pomylić, to okazuje się, że taki człowiek działa mniej kreatywnie. A kiedy w sporcie działamy mniej kreatywnie, jesteśmy bardziej przewidywalni dla przeciwnika i popełniamy więcej błędów. Tak więc zachęcam sportowców do tego, żeby mieli dużo luzu psychicznego i dali sobie też prawo do porażki.
Paradoksalnie, to pomaga wygrywać.
— Widziałem pana na scenie. W pańskich wykładach jest duża dawka nie tylko wiedzy, ale także humoru. Jednak mówienie inspiracyjne to nie jest chyba taka łatwa sprawa?
— Fakt, to nie jest prosta sztuka, ale myślę, że jest bardzo prosta metoda: jeśli mówi się coś, w co naprawdę się wierzy, czym się żyje, co się lubi, co jest skuteczne, wiarygodne i kończy się medalami albo dobrymi biznesami, to dużo łatwiej jest uczyć ludzi tego, w czym samemu jesteśmy bardzo mocno ugruntowani. Kłopot na scenie pojawia się wtedy, kiedy ktoś jest teoretykiem i próbuje nauczyć czegoś, czego w życiu sam tak naprawdę nie przeżył. I wtedy pojawia się także duży stres.
— A jak pan sam siebie motywuje?
— (śmiech) Motywuje mnie to, że bliscy trzymają mnie na ziemi, żebym gdzieś nie odfrunął albo by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. A kiedy mam momenty zawahania, przypominam sobie swoje poprzednie sukcesy. I zawsze sobie wtedy myślę, że skoro wtedy udało mi się coś zrobić, to w tym momencie jest we mnie jeszcze większy potencjał. Wtedy mam odwagę i determinację do tego, żeby działać.
— Fakt, to nie jest prosta sztuka, ale myślę, że jest bardzo prosta metoda: jeśli mówi się coś, w co naprawdę się wierzy, czym się żyje, co się lubi, co jest skuteczne, wiarygodne i kończy się medalami albo dobrymi biznesami, to dużo łatwiej jest uczyć ludzi tego, w czym samemu jesteśmy bardzo mocno ugruntowani. Kłopot na scenie pojawia się wtedy, kiedy ktoś jest teoretykiem i próbuje nauczyć czegoś, czego w życiu sam tak naprawdę nie przeżył. I wtedy pojawia się także duży stres.
— A jak pan sam siebie motywuje?
— (śmiech) Motywuje mnie to, że bliscy trzymają mnie na ziemi, żebym gdzieś nie odfrunął albo by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. A kiedy mam momenty zawahania, przypominam sobie swoje poprzednie sukcesy. I zawsze sobie wtedy myślę, że skoro wtedy udało mi się coś zrobić, to w tym momencie jest we mnie jeszcze większy potencjał. Wtedy mam odwagę i determinację do tego, żeby działać.
— Swego czasu zainteresował pana buddyzm i sięgnął pan po wolność finansową — tak można przeczytać na pana stronie internetowej. I teraz przychodzi do pana Kowalski i mówi: „Wolność finansowa dzisiaj? Co pan za niestworzone rzeczy opowiada?!”.
— Dla mnie te energie się łączą. Ja mam taki chyba dość specyficzny sposób na życie. To znaczy pół roku spędzam w projektach biznesowych, natomiast przez pół roku daję sobie wolność, by podróżować i być poza moimi pięcioma firmami. Udało mi się zebrać zespół, który jest w stanie zarządzać nimi beze mnie, a ja na tych wakacjach pogłębiam w sobie buddyzm, medytację i kontakt ze sobą. Bardzo mi to służy, stąd też bierze się ta moja dobra energia.
— I wolność finansowa.
— Dokładnie. Na wakacjach mogę kreować nowe pomysły, a kiedy przyjeżdżam, to z zespołem zaufanych ludzi idę do przodu, bo często aż mi się chce z tych wakacji wracać.
— Dla mnie te energie się łączą. Ja mam taki chyba dość specyficzny sposób na życie. To znaczy pół roku spędzam w projektach biznesowych, natomiast przez pół roku daję sobie wolność, by podróżować i być poza moimi pięcioma firmami. Udało mi się zebrać zespół, który jest w stanie zarządzać nimi beze mnie, a ja na tych wakacjach pogłębiam w sobie buddyzm, medytację i kontakt ze sobą. Bardzo mi to służy, stąd też bierze się ta moja dobra energia.
— I wolność finansowa.
— Dokładnie. Na wakacjach mogę kreować nowe pomysły, a kiedy przyjeżdżam, to z zespołem zaufanych ludzi idę do przodu, bo często aż mi się chce z tych wakacji wracać.
— Czy w ogóle pan pracuje?
— Ciekawe pytanie. Myślę, że czasami podchodzę do tego tak, że to, co wykonuję, jest pasją, ale czasami oczywiście przychodzi ludzkie zmęczenie, czasami mam za dużo spraw na głowie i wtedy czuję ciężar tej pracy. Jak już mówiłem, mam wspaniały zespół i dzięki temu rzadko pracuję, a przy okazji — jako skutek uboczny — na pasji zarabiam pieniądze.
— Jaki temat poruszy pan na Warmińsko-Mazurskim Kongresie Przyszłości, który 16 listopada odbędzie się w Olsztynie?
— Myślę, że ciekawym tematem jest futurologia biznesu, czyli socjologia biznesu przyszłości. Elon Musk wysyła ludzi w kosmos, finansuje projekt hyperloop (poruszająca się w specjalnej rurze z obniżonym ciśnieniem kapsuła do transportu ludzi i towarów, poruszająca się z prędkością światła — red.), mamy też elektryczne auta. To pokazuje, że przez jakiś czas w technologizacji świata i rozwoju cywilizacyjnym mieliśmy pewien zastój. Nawet nowe modele telefonów były zbliżone do tych, które już były. Elon Musk dał mocny sygnał, żeby kreować zupełnie nowe rzeczy i jest taka ciekawa dziedzina w socjologii biznesu, czyli futurologia, gdzie zastanawiamy się, jakie są branże i zawody przyszłości.
— Ciekawe pytanie. Myślę, że czasami podchodzę do tego tak, że to, co wykonuję, jest pasją, ale czasami oczywiście przychodzi ludzkie zmęczenie, czasami mam za dużo spraw na głowie i wtedy czuję ciężar tej pracy. Jak już mówiłem, mam wspaniały zespół i dzięki temu rzadko pracuję, a przy okazji — jako skutek uboczny — na pasji zarabiam pieniądze.
— Jaki temat poruszy pan na Warmińsko-Mazurskim Kongresie Przyszłości, który 16 listopada odbędzie się w Olsztynie?
— Myślę, że ciekawym tematem jest futurologia biznesu, czyli socjologia biznesu przyszłości. Elon Musk wysyła ludzi w kosmos, finansuje projekt hyperloop (poruszająca się w specjalnej rurze z obniżonym ciśnieniem kapsuła do transportu ludzi i towarów, poruszająca się z prędkością światła — red.), mamy też elektryczne auta. To pokazuje, że przez jakiś czas w technologizacji świata i rozwoju cywilizacyjnym mieliśmy pewien zastój. Nawet nowe modele telefonów były zbliżone do tych, które już były. Elon Musk dał mocny sygnał, żeby kreować zupełnie nowe rzeczy i jest taka ciekawa dziedzina w socjologii biznesu, czyli futurologia, gdzie zastanawiamy się, jakie są branże i zawody przyszłości.