Jacek Bilczyński, lifestyle coach: "To ja stworzyłem ideę lifestyle coach" [WYWIAD]

2017-10-30 08:41:16(ost. akt: 2018-09-09 14:16:18)

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Mówią o nim najprzystojniejszy Polak, ale nie z tego jest najbardziej dumny. Z Jackiem Bilczyńskim, promotorem zdrowego stylu życia, rozmawia Agnieszka Porowska.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Matrix na Warmii i Mazurach

Matrix na Warmii i Mazurach

— Jeden z najbardziej znanych ogólnopolskich dzienników napisał o tobie "wprowadził zdrowy styl życia na wyższy poziom atrakcyjności”.
— Byłem jednym z pierwszych osób, która zaczęła mówić w mediach społecznościowych o zdrowym stylu życia. I może brzmi to trochę zbyt arogancko, ale jako jeden z pierwszych mówiłem o równowadze, a nie o skrajnościach. Chciałbym użyć sformułowania „w holistyczny sposób”, ale jest ono teraz tak często powtarzane, że zupełnie straciło na wartości. Kiedy zaczynałem instytucja trenera personalnego czy dietetyka nie była specjalnie popularna w Polsce, a kluby fitness nie wyglądały jak obecnie. Chciałem być kimś więcej niż trenerem i kimś więcej niż dietetykiem, długo zastanawiałem się jak to nazwać. Ostatecznie, tak narodził się Lifestyle Coach. Wymagało to dużo pracy. Teraz kiedy przeglądam portale społecznościowe widzę, że stało się to bardzo popularne - Nowak Lifestyle Coach, Kowalski Lifestyle Coach i uśmiecham się gdzieś w głębi serca, bo wiem, że to określenie i ideę, która mu przyświecała stworzyłem ja. Byłem pierwszy - taka nazwa wówczas nie istniała. Kiedy człowiek zapoczątkowuje jakiś trend, cóż, tam w głębi duszy jest z tego dumny.

bilczynski jacek

— Piszą też o tobie męski odpowiednik Ewy Chodakowskiej...
— Traktuję to jak komplement. Wprawdzie nasz sposób pracy nieco się różni, to jedno, bezsprzecznie należy jej przyznać - jest ikoną branży „fit” w naszym kraju. Nic tego nie zmieni i śmiem twierdzić, że nikt już tego nie powtórzy. Ciężko pracowała na swój sukces i za to należą jej się brawa. Mimo, że w środowisku „fit” można usłyszeć różne opinie na jej temat, to przypuszczam, że 9 na 10 osób z branży oddałoby przysłowiową nerkę, by znaleźć się na jej miejscu. Mocno jej kibicuję i trzymam kciuki.

— Najprzystojniejszy Polak wg magazynu "Sukces", najseksowniejszy trener w Polsce – jak się z tym czujesz? Po takich komplementach chyba sodówka łatwo może uderzyć do głowy?
— Zawsze wolałem wodę bez gazu. Do nagłówków i sloganów podchodzę z przymrużeniem oka, media kreują wizerunek i pracując w tej branży trzeba się na to godzić, ale ważne by umieć spojrzeć na to z dystansem, mieć świadomość, że prawdziwie liczy się to co sami widzimy w lustrze i to co widzą w nas najbliżsi.

— Jesteś coachem, trenerem fitness, specjalistą do spraw żywienia... Gdzie kończy się ta lista?
— Ha! Nie kończy się. A poważnie, jeśli chodzi o sprawy zawodowe, zawsze interesował mnie człowiek. Ostatecznie związałem się z branżą zdrowego stylu życia, a tu twarde fundamenty to żywienie, aktywność i regeneracja. Na przestrzeni lat w ramach owych fundamentów staram się kształcić i rozwijać. Kiedy towarzyszy temu pasja jest dwa razy łatwiej. To bardzo rozległa wiedza. Nie jestem specjalistą od wszystkiego, w pewnych obszarach czuję się jak ryba w wodzie, a w innych potrzebuję koła ratunkowego.



— Co cię motywuje do ciągłego rozwoju? Sam masz jakiegoś trenera, który nad tobą czuwa?
— Mój rozwój z pewnością nie jest związany z treningiem. Aktywność nigdy nie była najważniejsza w życiu, była zwyczajnie jego elementem. Nie towarzyszyły mi poważne plany sportowe. Właściwie nie czuję się nawet sportowcem. Co nie oznacza, że nie uczę się od innych - robię to każdego dnia. Rozwój to coś nowego co wnosimy w nasze życie, książka, która rzuca nieco światła na nieznane dotąd zagadnienia, uwaga od drugiego człowiek, która pozwala dostrzec nieco inną perspektywę czy doświadczenia, które pojawiają się z czasem. Przychodzi mi to z niezwykłą naturalnością, czuję wewnętrzną potrzebę by się rozwijać, by doświadczać i nie dotyczy to tylko kwestii zawodowych. Zawsze lubiłem pytać „dlaczego?”, zawsze starałem się znaleźć odpowiedź, zrozumieć związek przyczynowo-skutkowy.

— Pamiętasz swoje początki? Od zawsze byłeś taki fit? Powiedzmy sobie szczerze- te 20 czy 30 lat temu nie było takiego boomu na sport. Dzieciństwo lat 90-tych to przecież inwazja komputerów i McDonalda..
— Nigdy nie miałem problemów sylwetkowych. Z natury byłem szczupły i towarzyszyło mi dużo aktywności, ale nazwałbym ją raczej aktywnością spontaniczną, choć od 11 roku życia pojawiły się regularne treningi sportów walki. Wychowywałem się w czasach kiedy słowo fit nie było tak mocno zdefiniowane jak teraz, właściwie ja i moi rówieśnicy przez długo nie mieliśmy świadomości jego istnienia. Nie było internetu, tablet czy telefon komórkowy też nie istniał. Problemem było to, że buty jeszcze są mokre po ostatniej ulewie, a człowiek już chce biec z kolegami na boisko. Dieta? Nikt o tym nie myślał, jadło się chleb ze śmietaną i cukrem. W rodzinie było wielu przedstawicieli medycznych zawodów, z tego powodu zacząłem interesować się człowiekiem. W sklepie nie było 50 rodzajów batonów, a w pierwsze fast-foody pojawiły się gdy byłem nastolatkiem i…nie zauroczyły mnie, wciąż wolałem domowe naleśniki. Innymi słowy, znam papier i ołówek, zdaję sobie sprawę, że Wikipedia nie jest wyrocznią, a zamiast emotikona na Facebooku wolę uścisk dłoni, natomiast samo dzieciństwo - bardzo dużo ruchu i znacznie mniej przetworzonej żywości - piękne czasy.

— Od jakiegoś czasu popularne są ćwiczenia na trampolinach... Ty jesteś jednak ich przeciwnikiem. Dlaczego?
— Jako fizjoterapeuta niestety muszę stwierdzić, że w większości przypadków mogą przynieść więcej złego niż dobrego. Powtarzalna praca w nieprawidłowych wzorcach ruchowy, bez neutralnego ustawienia miednicy i o ile tu jeszcze można próbować edukować to niestety bardzo często pomija się fakt, że koordynacja oddychania przeponowego powinna być sprzężona z pracą mięśni dna miednicy i tu rodzi się ogromny problem (z którego niestety większość osób nie zdaje sobie sprawy). Nie wyobrażam sobie jak można tego nauczać w grupie kilkudziesięciu osób, dla każdej figury, która się tam pojawia, szczególnie podczas dynamicznych zajęć. Może to prowadzić do nietrzymania moczu, bólu w odcinku lędźwiowym czy pogorszenia jakości życia seksualnego. Mówię to zupełnie bezstronnie, choć zapewne trenerzy prowadzący tego rodzaju zajęcia powiedzą zupełnie inaczej.

— Jak twoim zdaniem powinien wyglądać trening idealny?
— Trening idealny dla każdego będzie miał inny wymiar. Nie istnieje jedna uniwersalna metoda. Trzeba brać pod uwagę cel, możliwości trenującego, anatomię, stabilność czy zwyczajnie - upodobania. Dla jednych będzie to spacer, a dla innych ciężkie przysiady. Mnie obecnie najbliższe są formy pracy strukturalnej nad ciałem, świadomy ruch i dwubój czyli podnoszenie ciężarów (dla niewtajemniczonych to co czasem obserwujemy na olimpiadzie, kiedy kobiety i mężczyźni próbują podnieść sztangę nad głowę). Z naciskiem na świadomy ruch.

— Taka sytuacja: ważysz około 100 kg, jesteś uzależniony od fast foodów i coca-coli, nigdy nie uprawiałeś żadnego sportu. Jednym słowem trochę się zasiedziałeś. Jak zacząć chudnąć i trenować, żeby nie zrobić sobie krzywdy?
— Przede wszystkim nie szukamy treningu, a zwiększenia poziomu aktywności. Osoba trenująca 5 razy w tygodniu nie musi być aktywna (bo może pozostały czas spędzać „za biurkiem”), z drugiej strony osoba aktywna wcale nie musi prowadzić typowych treningów. Zdrowie i kształtowanie sylwetki zaczyna się od aktywności i tego szukamy, zwłaszcza u takiej osoby. Więcej chodzimy, mniej siedzimy (to ostatnie to jedna z większych chorób XXI wieku). Żywienie? Cóż, stopniowo staram się wprowadzać zmiany, może to polegać np. na tym, że zamieniamy tylko jeden posiłek na lepszą/zdrowszą odmianę. I przede wszystkim liczymy się, że to potrwa. Czasem bardzo długo.

— Na filmikach, które można obejrzeć na twoim profilu towarzyszy ci czarno-biały pies.
— To nasz szczeniak - Border Collie. Kala jest pełnoprawnym członkiem rodziny i aktywność leży w jej naturze. Ale co ciekawe, mimo ogromnych pokładów energii potrzebuje przede wszystkim zmęczenia umysłowego. Uwielbia się uczyć i robi to w błyskawicznym tempie. Jeśli chodzi o „fitness”, muszę przyznać, że wiernie nam towarzyszy - mamy na Mazurach swoje studio treningowe, które służy przede wszystkim do realizacji nagrań, warsztatów i naszych treningów i to miejsce w które Kala uwielbia i doskonale się tu odnajduje.

— Napisałeś też kilka książek o tematyce fit, opowiedz coś o nich. Podejrzewam, że dla kogoś kto codziennie ma tyle ruchu nie jest łatwo usiąść w jednym miejscu i zacząć pisać.
— To nie do końca tak. Pracuję przede wszystkim głową, a nie ciałem czy ruchem. Trening fizyczny zajmuje mi ok. 5 godzin w tygodniu. Stąd duża część tego co robię odbywa się przy komputerze lub na sali wykładowej. Napisałem ponad 600 tekstów o różnorodnej tematyce. Przez cały 2016 rok pracowałem na stanowisku redaktora naczelnego jednego z czasopism traktujących o zdrowym stylu życia. Pisanie daje mi sporo satysfakcji. Napisałem - Fit jest sexy!, Fit od kuchni i Fit w praktyce, wszystkie traktowały o zdrowym stylu życia. Skierowane są do ludzi, którzy szukają prostej i przystępnej wiedzy z zakresu szeroko-pojętego zdrowego stylu życia. Te książki to dla mnie dowód rozwoju, kiedy teraz do nich zaglądam, widzę jak mocno zmieniła się moja wiedza ile rzeczy teraz napisałbym inaczej. Stąd kiedy ktoś mnie pyta: „Jacek, którą swoją książkę polecasz?” Odpowiadam: „Z pewnością nie pierwsze trzy, zaczekaj jeszcze chwilę, pracuję nad czwartą już niebawem ukaże się na rynku, i która będzie najbardziej aktualnym spojrzeniem na kwestie żywieniowo-treningowe”.

— Co robisz, gdy nie ćwiczysz? I gdy nie mówisz jak ćwiczyć?
— Zawsze powtarzałem - za dobrą książkę oddam każdy trening. Lubię fotografię i dobre kino. Ale telewizora nie mamy, za to wieczorami oglądamy zachody słońca nad jeziorem, a w nocy wypatrujemy gwiazd przez teleskop. Lubię jazdę konną, mokry piasek na plaży i dziesiątki innych rzeczy. Ale przede wszystkim lubię szukać nowych wyzwań, tych osobistych, których nie widać w mediach społecznościowych. to najcenniejsze elementy, o które trzeba starannie dbać i których za nic nie wolno sprzedawać.