Artystyczna siła i precyzyjna cierpliwość pana Marka
2023-10-05 16:00:00(ost. akt: 2023-10-05 17:07:10)
Marek Wierzbicki to jeden z tych ełczan, którzy odnaleźli w życiu swoją pasję. Ale nawet na ich tle jest wyróżniającą się postacią – od ponad 30 lat praktykuje kulturystykę, co nie przeszkadza mu jednocześnie spełniać się w artystycznej miłości do sztuki i rękodzieła.
— Ćwiczę od ponad 30 lat i nadal to robię. Oczywiście miewałem przerwy, jak np. gdy 8 lat temu wszczepiono mi implant barku, co na jakiś czas wyłączyło mnie z trenowania. Rękę przywracałem do formy prawie rok. Pamiętam, że po operacji pierwsze moje słowa do doktora to pytanie, czy będę mógł nadal trenować — śmieje się Marek Wierzbicki, 65-letni ełczanin, od nastoletnich lat zakochany w kulturystyce i pracy z ciałem.
Urodził się w Drygałach, w Ełku mieszka od 1980 r., od czasu gdy rozpoczął w stolicy Mazur służbę wojskową. Poszedł tropem ojca, który również był związany z mundurem. Ełczaninem został z wyboru – jako absolwent wrocławskiej Szkoły Chorążych, którą ukończył z II lokatą na uczelni, miał prawo wybrania jednostki. Zdecydował się na Ełk, ponieważ zachwyciła go tutejsza bajeczna i obfita zieleń. W wojsku był saperem.
Kulturystycznego bakcyla pan Marek złapał jako nastolatek. Kierował się ciekawością.
— Gdy miałem 15 lat, widziałem, jak mój starszy kolega coś tam robił w piwnicy. Zapytałem go, co to, wtedy wytłumaczył, czym jest kulturystyka i jak się ćwiczy. Spróbowałem i bardzo mi się to spodobało — wspomina weteran pracy z ciałem.
— Gdy miałem 15 lat, widziałem, jak mój starszy kolega coś tam robił w piwnicy. Zapytałem go, co to, wtedy wytłumaczył, czym jest kulturystyka i jak się ćwiczy. Spróbowałem i bardzo mi się to spodobało — wspomina weteran pracy z ciałem.
Młody Marek rozwijał również inne pasje – próbował judo, karate i innych sztuk walki, w czym pomogło wojsko – ale i miał okazję zakrzesać drobną iskierkę pod pasję zgoła innego rodzaju (o czym zaraz), którą z powodzeniem rozwija od kilkunastu lat, łącząc ze swoją największą miłością. Tą bez wątpienia jest kulturystyka.
— To moja życiowa pasja i mam nadzieję, że będę ją realizował jeszcze wiele lat — podkreśla zdrowy i uśmiechnięty 65-latek.
— To moja życiowa pasja i mam nadzieję, że będę ją realizował jeszcze wiele lat — podkreśla zdrowy i uśmiechnięty 65-latek.
Tą drugą – nie oznacza, że mniej ważną – jest sztuka, a dokładniej artystyczne rękodzieło i wszystko, co z nim związane. Pan Marek jest członkiem ełckiego stowarzyszenia ESTiAN, które – siłą skupionych w nim artystów-amatorów – propaguje, kultywuje wiedzę i tworzy przeróżne dzieła. Jak tam trafił?
— Moja pasja do sztuki objawiła się ok 10-12 lat temu, gdy szukałem sobie zajęcia na wcześniejszej emeryturze — opowiada. — Wybrałem się na nią po 20 latach w wojsku. Co prawda miałem już swoje zajęcia i aktywności: działeczkę, treningi na siłowni itd., ale to jednak było dla mnie za mało. Przypomniałem sobie, że kiedyś pasjonowałem się intarsją (technika zdobnicza polegająca na tworzeniu obrazu przez wykładanie powierzchni przedmiotów drewnianych innymi gatunkami drewna – przyp. red.). Do tej pory mam w pracowni trzy prace, które wykonałem jako 18-latek. Na wcześniejszej emeryturze instynktownie szukałem kontaktu z kulturą. Pewnego razu zobaczyłem piękne obrazy wykonane z małych, ceramicznych kostek. Postanowiłem sam wykonać coś podobnego. Stworzyłem 2-3 prace i zajrzałem do ESTiAN’a na Wąski Tor. Przywitał mnie śp. Stanisław Rudnik i Janek Kosiorek. Wspomniałem, że chciałbym spróbować tutaj swoich sił, i usłyszałem, że nie ma sprawy i żebym przychodził.
— Moja pasja do sztuki objawiła się ok 10-12 lat temu, gdy szukałem sobie zajęcia na wcześniejszej emeryturze — opowiada. — Wybrałem się na nią po 20 latach w wojsku. Co prawda miałem już swoje zajęcia i aktywności: działeczkę, treningi na siłowni itd., ale to jednak było dla mnie za mało. Przypomniałem sobie, że kiedyś pasjonowałem się intarsją (technika zdobnicza polegająca na tworzeniu obrazu przez wykładanie powierzchni przedmiotów drewnianych innymi gatunkami drewna – przyp. red.). Do tej pory mam w pracowni trzy prace, które wykonałem jako 18-latek. Na wcześniejszej emeryturze instynktownie szukałem kontaktu z kulturą. Pewnego razu zobaczyłem piękne obrazy wykonane z małych, ceramicznych kostek. Postanowiłem sam wykonać coś podobnego. Stworzyłem 2-3 prace i zajrzałem do ESTiAN’a na Wąski Tor. Przywitał mnie śp. Stanisław Rudnik i Janek Kosiorek. Wspomniałem, że chciałbym spróbować tutaj swoich sił, i usłyszałem, że nie ma sprawy i żebym przychodził.
W pracowni ESTiAN’a pan Marek chłonął i rozwijał artystyczny fach. Lubi tworzyć przy użyciu intarsji, w czym spełnia się nadal. Przez 6 lat zajmował się ceramiką. Aż pewnego razu…
— To drogi materiał i pracochłonny proces tworzenia. Moje obrazy, np. twarz dziewczyny, „skubałem” kombinerkami 7 miesięcy. Pewnego dnia Stasiu powiedział: „Marek, ty będziesz rzeźbił”. Początkowo miałem obawy, ale pamiętam, jak powiedział: „Marek, to jest proste – wyrzucasz to, co niepotrzebne, zostawiasz to, co potrzebne”. I tak mnie namówił. Gdy zaczynałem, Stasiu bardzo mi pomógł, doradzał i prowadził za rękę. To był mój przyjaciel i świetny specjalista, z kapitalnym podejściem do młodzieży. Przyciągał do siebie ludzi. Kontynuujemy jego dzieło, bo prowadzimy nadal zajęcia z dziećmi z Tęczowego Domu. Stasiu bardzo dobrze przygotował nauczycieli i opiekunów, a my jesteśmy tutaj, żeby ewentualnie im pomóc — tłumaczy.
— To drogi materiał i pracochłonny proces tworzenia. Moje obrazy, np. twarz dziewczyny, „skubałem” kombinerkami 7 miesięcy. Pewnego dnia Stasiu powiedział: „Marek, ty będziesz rzeźbił”. Początkowo miałem obawy, ale pamiętam, jak powiedział: „Marek, to jest proste – wyrzucasz to, co niepotrzebne, zostawiasz to, co potrzebne”. I tak mnie namówił. Gdy zaczynałem, Stasiu bardzo mi pomógł, doradzał i prowadził za rękę. To był mój przyjaciel i świetny specjalista, z kapitalnym podejściem do młodzieży. Przyciągał do siebie ludzi. Kontynuujemy jego dzieło, bo prowadzimy nadal zajęcia z dziećmi z Tęczowego Domu. Stasiu bardzo dobrze przygotował nauczycieli i opiekunów, a my jesteśmy tutaj, żeby ewentualnie im pomóc — tłumaczy.
Stowarzyszenie regularnie pokazuje się na przeróżnych eventach i nadal prowadzi misję edukacyjną, prowadząc m.in. zajęcia z seniorami, goszcząc i odwiedzając przedszkolaki oraz młodzież, jak i bezpośrednio ucząc rękodzieła wszystkich chętnych, jacy zajrzą do pracowni ełckich artystów-amatorów. Ostatnio można było ich zobaczyć np. na Ełkowisku (16 IX).
Pasje ełckiego seniora tworzą ciekawy, aczkolwiek nietypowy miks. Co istotne, zarówno kulturystyka, jak i rękodzieło mają wiele wspólnych atrybutów, które są wymagane do ich kultywowania i rozwijania. Czy jest jakaś jedna, wspólna dla obu?
— Dużo cierpliwości i – jeżeli chodzi o ceramikę, intarcję czy rzeźbę – liczy się dokładność, bo później prace trzeba wyszlifować, pomalować itd. Jak się pośpieszysz i dłutko odskoczy na milimetr, już trzeba poprawiać i podklejać. Cierpliwość to podstawa wszystkiego. Co do rozwijania warsztatu i różnych form, to po prostu musimy ich spróbować, bo może się okazać, że mamy do tego predyspozycje i talent, a nawet o tym nie wiedzieliśmy — mówi.
— Dużo cierpliwości i – jeżeli chodzi o ceramikę, intarcję czy rzeźbę – liczy się dokładność, bo później prace trzeba wyszlifować, pomalować itd. Jak się pośpieszysz i dłutko odskoczy na milimetr, już trzeba poprawiać i podklejać. Cierpliwość to podstawa wszystkiego. Co do rozwijania warsztatu i różnych form, to po prostu musimy ich spróbować, bo może się okazać, że mamy do tego predyspozycje i talent, a nawet o tym nie wiedzieliśmy — mówi.
Pan Marek swoim talentem dzieli się z bliskimi. Obdarował artystycznymi upominkami całą rodzinę.
— Nawet teraz mam co robić, bo „zamówienie” złożyła mieszkająca w Londynie córka mojej siostry. Poprosiła o ośmiornicę (śmiech), a ja próbuję ją robić. Wcześniej stworzyłem czarną jaszczurkę i konika morskiego — tłumaczy pomocny wujek.
— Nawet teraz mam co robić, bo „zamówienie” złożyła mieszkająca w Londynie córka mojej siostry. Poprosiła o ośmiornicę (śmiech), a ja próbuję ją robić. Wcześniej stworzyłem czarną jaszczurkę i konika morskiego — tłumaczy pomocny wujek.
Silny senior z artystycznym zacięciem zaprasza do ESTiAN’a wszystkich chętnych – zarówno dzieci, młodzież, jak i dorosłych, aby przyszli, popatrzyli i być może – tak jak on lata temu – złapali lub obudzili tlącą się gdzieś głęboko w nich „artystyczną” iskierkę. Naprawdę warto skorzystać, tym bardziej że już niebawem – w październiku – dzięki obecności całej ekipy artystów: pp. Zygmunta, Jarka, Zbyszka i właśnie pana Marka, pracownia będzie tętniła życiem.
Maciej Chrościelewski
Maciej Chrościelewski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez