Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Jak uczniowie uczyli mnie Jarot

2021-01-24 13:22:00(ost. akt: 2021-01-23 13:14:01)

Autor zdjęcia: archiwum Władysława Katarzyńskiego

Kilka dni temu, jadąc autobusem, podsłuchałem rozmowę dwojga uczniaków, którzy umawiali się na zbiórkę pieniężną, żeby kupić nową kamerkę do komputera dla jednej z nauczycielek, aby mogła kontynuować nauczanie online. Pomyślałem sobie, gdzie te czasy, kiedy najważniejszymi akcesoriami nauczyciela były kreda i gąbka do tablicy, ewentualnie kalkulator.
Mogę coś na ten temat powiedzieć jako były pedagog z tamtych lat.
W 1969 roku, będąc absolwentem Studium Nauczycielskiego, podjąłem swoją pierwszą w życiu pracę w charakterze nauczyciela w Szkole Podstawowej im. Józefa Malewskiego we wsi Jaroty, dzisiaj dzielnicy Olsztyna.

Tu i ówdzie stała drewniana chałupa

Była połowa sierpnia, kiedy stawiłem się w szkole na zebraniu pedagogicznym, aby dowiedzieć się, które przedmioty mi przypisano i poznać rozkład lekcji. Jako poloniście z wykształcenia przypadł mi język polski w klasach starszych a ponadto historia, wychowanie obywatelskie i wychowanie fizyczne. Otrzymałem też wychowawstwo w klasie siódmej, co wiązało się również z godziną wychowawczą. Powierzono mi także opiekę nad szkolnym klubem sportowym i harcerstwem.

Kierownik podstawówki poinformował mnie również, że mogę ubiegać się o dzierżawę sporego kawałka gruntu pod ogródek z perspektywą umorzenia dzierżawy po pięciu latach. Tak to chciano mnie związać ze szkołą. Odmówiłem. Dzisiaj w tym miejscu stoi poczta.

Po zebraniu wybrałem się na wieś, aby się rozejrzeć. Jaroty były wówczas typową ulicówką, z domami położonymi wzdłuż głównej drogi i kilku bocznych. Tu i ówdzie stała drewniana chałupa. Szkoła, duży, dwupiętrowy budynek w centrum wsi, była przed wojną niemiecką podstawówką. Naprzeciwko stała kaplica. Z dwieście metrów od tego miejsca widać było budynek przedszkola z pokoikiem na piętrze, gdzie miałem zamieszkać. Czekał tam na mnie zdun, bo piec był nieszczelny.

— Horst! — przedstawił się.
Kiedy nazajutrz wziąłem dziennik lekcyjny do ręki, znalazłem w nim więcej takich imion wskazujących na ich niemieckie pochodzenie, na przykład chłopięcych: Helmut, Bruno, Ekhard i dziewczęcych: Waltraudt, Lisa czy też Gerda. Uczniowie zmiękczali je, mówiąc do siebie Trautka, Waldi, Helmi, Brunek, Eki.

— Ładne rzeczy! — pomyślałem. — Między Niemców wpadłeś!
Nikt mnie na SN-nie na to nie przygotował. Więcej, w ogóle nie znałem historii Warmii.

Złoty krucyfiks powrócił na Warmię

Kiedy wziąłem dziennik lekcyjny do ręki, znalazłem w nim imiona wskazujące na ich niemieckie pochodzenie, np. chłopięcych: Helmut, Bruno, Ekhard i dziewczęcych: Waltraudt, Lisa czy też Gerda. — Ładne rzeczy! — pomyślałem. — Między Niemców wpadłeś!
Nikt mnie na SN na to nie przygotował.
Jakiś czas później odbył się spis powszechny. Zostałem jednym z członków komisji spisowej. Dano mi do pomocy dwoje z rodziców od tych Bruno czy też Waltraudt i ruszyliśmy na wieś. Towarzyszyły nam starsze dzieci, moi uczniowie. W jednym z domów zapytałem gospodarzy o te niemieckie imiona i nazwiska.
— My ani Niemcy, ani Polacy, my Warmiacy! — odparł pan domu.

A potem opowiedział z dumą, że wywodzi się z Czodrowskich. A najbardziej znanym z Czodrowskich był tutaj w przeszłości Jan, któremu w 1833 lub 1834 roku ukazała się na drzewie Matka Boska, życząc sobie, aby w Jarotach, wówczas wsi Jomendorf, pobudowano kaplicę jej poświęconą. Jan zorganizował zbiórkę pieniędzy na zakup materiałów i mieszkańcy kaplicę wybudowali. Odtąd już nie musieli chodzić na nabożeństwa do Bartąga, gdzie był kościół. To ksiądz przyjeżdżał odprawiać msze do Jarot.
Widząc moje zainteresowanie historią wsi, uczniowie przedstawiali mi swoich dziadków. Opowiadając o wsi, mówili po warmińsku.

Wtedy poznałem między innymi panią Preuss, która przechowywała w tamtych latach u siebie w domu złoty krucyfiks, bo zbyt wielką mógł stanowić pokusę dla złodziei, jeśli pozostawał poza nabożeństwem w kaplicy. Po latach zabrał krucyfiks do Niemiec ksiądz Johannes Gehrmann, który wychowywał się w Bartągu, a długo po wojnie został kapelanem marynarki wojennej. I on przyznawał się do tego, że czuje się Warmiakiem.
Kiedy umierał, zażyczył sobie, żeby krucyfiks powrócił na Warmię. I tak się stało — został przywieziony.
Innym znanym mieszkańcem Jarot był ksiądz Georg Sterżinsky, po wojnie w Niemczech biskup Berlina.

Monkowski przysiągł sobie, że więcej tu nie wróci

A jeśli chodzi o Polaków, to najwybitniejszym był urodzony tutaj przed wojną ksiądz Walenty Barczewski, pisarz, publicysta, historyk, działacz narodowy, później proboszcz w Brąswałdzie. Od jego nazwiska pochodzi nazwa Barczewa. O tych lokalnych szczegółach i szczególikach historycznych nie dowiedziałem się od dyrekcji szkoły, w której pracowałem, tylko od miejscowych Warmiaków, w tym — jak wspomniałem — uczniów.

Kiedy odbywały się jakieś uroczystości patriotyczne, zapraszano głównie byłych uczniów i nauczycieli międzywojennej szkoły polskiej, bo w Jarotach taka szkoła istniała — w domu Barczewskich. Ci, którzy chodzili do szkoły niemieckiej, byli na ogół pomijani, chyba że były to znaczące po wojnie postaci. A mogli oni i inni wiele opowiedzieć. Na przykład jaką gehennę przeszli, uciekając przed Rosjanami w styczniu 1945 roku.
Po latach poznałem Herberta Monkowskiego, byłego mieszkańca Olsztyna, a potem Jarot, który — wyjeżdżając od Niemiec — przysiągł sobie, że już więcej tu nie powróci. Powrócił na początku lat 80., organizując z żoną Helgą transporty darów z Niemiec na Warmię, w tym do Jarot. Dzisiaj pan Herbert jest moim bliskim znajomym. Swego czasu redagował w Niemczech kwartalnik „Jomen Post”, głos mieszkańców Jarot i Bartąga dla tych, którzy powyjeżdżali.

Tam stała kiedyś nasza kuźnia

W Jarotach uczyłem przez sześć lat. Pamiętam, jak bardzo poruszyły mnie wyjazdy moich uczniów do Niemiec. Ojciec jednego z nich sprzedał spory kawał ziemi i kupił sobie za to... ciężarówkę. Dzisiaj w tym miejscu stoją bloki, a ci, którzy odkupili ziemię od innych gospodarzy, mają miliony na koncie. To właśnie od uczniów, ich rodziców i dziadków, od znajomych z Jarot, również z boiska piłkarskiego, bo grałem w miejscowej drużynie, uczyłem się historii tej wsi. Z niektórymi utrzymuję kontakt za pomocą mediów społecznościowych.

Na przykład z Alfredem Behrendtem, który po Herbercie Monkowskim redaguje „Jomen Post”. Albo z Ireną Jatzkowską, córką kowala z Jarot, która wyjeżdżając, zabrała ze sobą śpiewnik z przyśpiewkami warmińskimi i nauczyła ich swoje dwie swoje córki. Przyjeżdża od czasu do czasu Irena na Warmię, zagląda też do Jarot, dzisiaj dzielnicy Olsztyna.

— Tam, na dole, gdzie pan widzi osiedle Generałów, stała kiedyś nasza kuźnia — pokazuje.

Władysław Katarzyński



W tym budynku dawnego przedszkola, pierwszy z prawej, mieszkałem. Dzisiaj to ruina


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl




Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Warmiak #3051567 | 152.89.*.* 29 sty 2021 01:54

    Pewnie, że się trzeba było ukrywać pod Warmiakiem, skoro Warszawa takie coś wymyśliła. Nikt się nie ważył powiedzieć: tak, jestem Niemcem, bo przybysze by szyby w oknach wybili, psa otruli albo pobili. Za to pokazaliśmy nogami kim jesteśmy. Poszliśmy nie do Warszawy jak chce do dziś polska propaganda, ale na zachód. Dzisiejsze Jaroty to jakiś dziwoląg zabudowany niewiadomo czym. Przykro patrzeć

    Ocena komentarza: warty uwagi (42) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. artykuły Katarzyńskiego #3048219 | 88.156.*.* 25 sty 2021 10:36

      to jedyny materiał dla którego warto wchodzić na te śmieciową gazetkę.

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    2. Mazur #3047836 | 79.124.*.* 24 sty 2021 15:22

      totalna żenada gdy słyszy się że uczniowie muszą składać się na pomoce dydaktyczne dla nauczycieli , od czego jest szkoła która zatrudnia nauczyciela ?

      Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Były ministrant 1964-71 w Olsztynie #3047827 | 31.0.*.* 24 sty 2021 15:15

        Władziu na Alei Warszawskiej mieszkał zdun z krwi i kości.Pamiętam bo mieszkałem na Jagiellończyka i tam były piece.Nazwisko pamiętam,jego młodszy syn jest kierowcą MPK.

        odpowiedz na ten komentarz