Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Ciocia Irenka, czyli jak być nianią
2020-08-29 20:10:23(ost. akt: 2020-08-28 11:55:09)
Pozazdrościła mi żona Irena 14 książek, których jestem autorem i postanowiła, że opublikuje swoją. Przygotowana właśnie do druku książka nosi tytuł „Ciocia Irenka, czyli jak być nianią”. W jej wydaniu pomogą sponsorzy, których sama znalazła.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Potrzeba była matką naszych wynalazków
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Byliśmy wtedy jedną wielką rodziną!
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Jakoś tak smutno w tej mojej dzielnicy...
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Nasze serca zostawiliśmy w sektorze B
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Szkoła uczy polskiego, podwórka łaciny
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Pchli targ, czyli towar za złotówkę
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Poznaliśmy się z Ireną w nieco dziwnych okolicznościach. Ona miała 16 lat i pracowała w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Bartążku, a ja byłem początkującym nauczycielem w Szkole Podstawowej w Jarotach, wówczas wsi, oraz grającym w ataku piłkarzem III-ligowej Warmii Olsztyn. Pewnego dnia wybraliśmy się na mecz w ramach eliminacji Pucharu Polski właśnie do Bartążka, gdzie gospodarzem był A-klasowy IHAR. Sędziował nam znany już wówczas sędzia Alojzy Jarguz. Byłem z tych zawodników, którzy nogi nie cofają i już po kwadransie sędzia za wślizg od tyłu w nogi przeciwnika usunął mnie z boiska. Nie chciałem się z tym pogodzić i głośno protestowałem.Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Jubileusz mojej starej „budy”
Pan Alojzy polecił mi usiąść w trzecim rzędzie ławek (bo więcej rzędów tam nie było), gdzie siedziała ładna blondynka. Tym, którego sfaulowałem, okazał się jej brat Rysiek. Odtąd bardziej niż na boisko Warmii ciągnęło mnie do Bartążka. Wyróżniały mnie długie, spadające do ramion włosy. Dlatego siostra Ireny, Ala, nazwała mnie Kopernikiem. A ponieważ praca nauczyciela pochłaniała mi zbyt dużo czasu i nie pozwalała na systematyczne treningi w „Warmii”, przeniosłem się do IHAR-u. Tylko w jednym sezonie strzeliłem 38 bramek.
A po kilku latach odbyły się zaręczyny, na których grał mój przyjaciel Andrzej Janeczko, założyciel Trzeciego Oddechu Kaczuchy (od lat występuje z Majką Piwońską). Wtedy nie doszło do ślubu, ponieważ jako rezerwistę powołano mnie do jednostki przy ulicy Pstrowskiego na kilkumiesięczne przeszkolenie wojskowe. Zawarliśmy związek małżeński zaraz po moim wyjściu.
Dom weselny był poniżej jednostki, przy ulicy Niepodległości, w mieszkaniu drugiej siostry Ireny, Krystyny. W trakcie wesela, przed oczepinami, przypomniałem sobie o moich kolegach z wojska. Ja tu się bawię, a oni zmęczeni, po długim marszu (widziałem ich rano przez okno, jak wychodzili)... nie, tak nie może być! Wzięliśmy z Ireną do siatki kilka butelek wódki, po czym przez dziurę w płocie, którędy z kolegami wyprawialiśmy się na lewiznę, ja w ślubnym garniturze, ona w weselnej sukni z welonem, przeszliśmy na teren jednostki, po czym udaliśmy się do koszar, gdzie moi koledzy powitali nas z niekłamaną radością.
Z powrotem przeszliśmy już przez główną bramę, pod nosem osłupiałego wartownika, który nie mógł zrozumieć, jakim cudem ta para znalazła się na terenie jednostki. Na wesele już nie wróciliśmy, pojechaliśmy z żoną na pierogi z jagodami do Staromiejskiej. Pamiętam, jak dzisiaj słowa teściowej wypowiedziane do Ireny: „Będziesz ty miała z nim ciężkie życie, długo on miejsca nie zagrzeje, jak tak go nosi!”. Od tej chwili minęły 43 lata i wciąż jesteśmy razem.
Jedno z najzabawniejszych wspomnień związanych z naszym małżeństwem wiąże się z wyprawą do Karpacza na wczasy. Jechaliśmy obładowani bagażami w przeładowanym pociągu, a potem autobusem niemal cały dzień. Do cna wykończeni wylądowaliśmy wreszcie w tym Karpaczu. Zameldowaliśmy się w ośrodku wczasowym, po czym Irena poszła się wykąpać, a ja udałem się na pobliskie boisko, na którym wczasowicze grali w siatkówkę. Brakowało im jednego zawodnika, więc zostałem powitany z radością. Dopingowało nas kilka dziewcząt. Postanowiłem im pokazać, jak jestem wysportowany i zamiast odbić piłkę ręką, przelobowałem ją nad siatkę po piłkarsku nożycami, padając na plecy. Pech chciał, że ręka która miała zamortyzować upadek, trafiła na dołek w piasku i pękła na wysokości łokcia. Jeden z grających zawiadomił Irenę:
— Pani mąż złamał rękę!
— Jak to, przecież dopiero co przyjechaliśmy!
— Pani mąż złamał rękę!
— Jak to, przecież dopiero co przyjechaliśmy!
Była niedziela, ośrodek zdrowia nieczynny, ręką złożyła mi siostra z pobliskiego klasztoru. Nazajutrz wróciliśmy obładowani bagażami do Olsztyna.
Innym razem w stanie wojennym Irena towarzyszyła mi jako opiekunka kabaretu dziecięcego z Giław w wyprawie do gmachu telewizji przy Woronicza w Warszawie, gdzie zespół przed meczami polskiej reprezentacji ma mundialu w Hiszpanii prezentowałpiosenkę „Corrida”, przynoszącą podobno szczęście Polakom. Po powrocie okazało się, że ostatni autobus do Giław odjechał. Całą jedenastkę dzieciaków zakwaterowaliśmy u nas, a Irena zrobiła im kolację i rano śniadanie. Był problem, bo stan wojenny, nocne sklepu zamknięte, pielgrzymowała więc po żywność do sąsiadów.
A w międzyczasie były przenosiny do wymarzonego mieszkania w bloku nr 10 na Nagórkach, pierwszym na osiedlu, w którym jeszcze windy nie działały, gdzie meble wnosiło się z pomocą sąsiadów, a na parterze był sklep, poczta i przedszkole.
Najbardziej traumatyczne przeżycie dla nas obojga jest związane z jej zabiegiem wszczepienia zastawki serca. Operacja odbyła się w Aninie u profesora Religii, a przeprowadzał ją Piotr Żelazny, obecny szef kardiologii w szpitalu wojewódzkim. Od tego czasu minęło 15 lat.
I tu nawiązuję do książki „Ciocia Irenka, czyli jak być nianią”. Irena podejmowała sporadycznie pracę, a potem, kiedy pojawiło się dwoje naszych dzieci, poświęciła się całkowicie ich wychowaniu, bo ja, dojeżdżając potem przez dwanaście lat do pracy w szkole w Giławach (21 kilometrów od Olsztyna), a zarazem udzielając się w życiu literackim, a następnie pracując jako dziennikarz, nie znajdowałem na to czasu. Bywało w naszym życiu, że znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji finansowej, więc kiedy dzieci podrosły, niekiedy brała na wychowanie cudze. Trochę tych wychowanków, łącznie z dwojgiem naszych dzieci i czworgiem wnuków w jej życiu, jako niani się zebrało. I to o nich jest ta książka, o ich późniejszych losach, która jednocześnie jest poradnikiem dla początkujących rodziców, jak wychowywać dziecko.
Takiej książki nie znajdzie się na półkach księgarskich. Nie ma tu fachowych określeń, jest napisana prostym, przystępnym językiem i bogato ilustrowana, ze zdjęciami. A zaczyna się tak:
„Kontakt z małymi dziećmi odmładza i uzdrawia. Jako niania z wieloletnim doświadczeniem, piętnaście lat po wszczepieniu zastawki serca, mogłam to sprawdzić na sobie, ponieważ nie tylko je wychowywałam, ale również i one dały mi wiele od siebie, bo każde było inne”.
„Kontakt z małymi dziećmi odmładza i uzdrawia. Jako niania z wieloletnim doświadczeniem, piętnaście lat po wszczepieniu zastawki serca, mogłam to sprawdzić na sobie, ponieważ nie tylko je wychowywałam, ale również i one dały mi wiele od siebie, bo każde było inne”.
A zakończenie jest takie:
„Mam zwyczaj, że kiedy komuś daję prezent, to rysuję na nim lub naklejam serce. To mój znak rozpoznawczy i moje przesłanie: z sercem do ludzi! Reasumując, książka jest pisana z sercem i — jak to określano odniesieniu do Trylogii Henryka Sienkiewicza — ku pokrzepieniu serc”.
„Mam zwyczaj, że kiedy komuś daję prezent, to rysuję na nim lub naklejam serce. To mój znak rozpoznawczy i moje przesłanie: z sercem do ludzi! Reasumując, książka jest pisana z sercem i — jak to określano odniesieniu do Trylogii Henryka Sienkiewicza — ku pokrzepieniu serc”.
Władysław Katarzyński
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
juju #2966407 | 176.221.*.* 31 sie 2020 10:05
Czy wspomnieniowe łamy GO przeznaczone są też dla innych dziennikarzy, czy tylko dla pana Władka? Przecież każdy ma coś do przekazania. Niech będzie sprawiedliwie: trzy artykuły p. Władka, jeden żony Ireny, jeden innego literata. I znów: trzy p. Władka, jeden żony... Proszę o umieszczenie mego wpisu, to głos ludu jest
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz
Gruba Luśka #2966181 | 195.136.*.* 30 sie 2020 15:19
Trzeci Oddech Kaczuchy i Kaczki z Nowej Paczki.... to nasze zespoły, mam do nich sentyment
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Były ministrant 1964-71 w Olsztynie #2966152 | 31.0.*.* 30 sie 2020 13:35
Władziu.W którym roku poznałeś śp Alojzego Jarguza?.W moim przypadku znajomość sięga 1963 gdy chodziłem do przedszkola z jego córką Iwoną.Następnie do podstawówki 14.Napisz więcej udostępnię zdjęcia na Twoim komunikatorze.Miłej niedzieli.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz
Eugeniusz J. Lisowiec, dziennikarz, artysta m #2966111 | 88.156.*.* 30 sie 2020 11:36
Świetny tekst katara. Pozdrowienia i to serdeczne dla Irenki. Hej!
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-7) odpowiedz na ten komentarz
Jakub #2966109 | 176.221.*.* 30 sie 2020 11:32
Dawno temu byłem na kolonii w Giławach. Na cmentarzu były groby niemieckich żołnierzy z hełmami na krzyżach.
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)