Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Szkoła uczy polskiego, podwórka łaciny

2020-07-25 20:10:23(ost. akt: 2020-07-24 12:37:11)
Trajtek na ulicach Olsztyna

Trajtek na ulicach Olsztyna

Autor zdjęcia: archiwum

W czasach mojego dzieciństwa nasze życie toczyło się pomiędzy domem, szkołą a podwórkiem. Moja babcia miała takie powiedzenie: "Szkoła uczy polskiego, podwórka łaciny". A mama: "Wyrzucanych za drzwi dokształca podwórko. Dzisiaj porozmawiajmy sobie o specyficznym „zatorskim” języku."
Po wojnie wiele osiedlonych w Olsztynie rodzin wywodziło się ze Wschodu. Mówiliśmy o nich: „Ci zza Buga”, nawet dorośli ochrzcili ich Zabugajami. Bogu ducha winnych, mimo że byli to rdzenni Polacy, nazywano też u nas ruskimi, podobnie jak Ukraińców, których przesiedlano w ramach akcji „W”. Śmialiśmy się z dialektu kresowego i śpiewnego akcentu tych Zabugajów, podobnie jak po latach z filmów o Kargulu i Pawlaku.

Ten dialekt można było usłyszeć w olsztyńskim radiu w felietonach Stanisława Bielikowicza, popularnego Wincuka. Szybko przenosił się na podwórko. Był taki okres, że używaliśmy go na co dzień, na przykład czasowników „chodzilim” czy też „bojalim się”. Rodzice i nauczyciele tępili ten nasz, w taki sposób przyswajany dialekt, ale sami też czasem się nim posługiwali. Dla nich to byliśmy „małolaty” albo „smyki”. Moja babcia mówiła o mnie, kiedy coś zbroiłem, „ot ty, durak”, o dziewczętach lekkich obyczajów „latawice”, a nauczyciel rosyjskiego, stary Sybirak, kiedyśmy go zdenerwowali, przezywał nas: „ty swołocz”, „gnida” albo „ta zatorska chuliganka” i groził, że „ruski miesiąc popamiętamy!”. Do zaskoczonym trudnym pytaniem nauczyciel matematyki zwracał się: „Co ci tak kopara opadła?”.

My z kolei o przedmiotach szkolnych — w przypadku języka polskiego — mówiliśmy polak, rosyjski to był „rusek”, matematyka „matma”, przyroda „przyra”, fizyka „fiza”, wychowanie fizyczne wuef albo „fikołki”, zaś dyktando było „dyktą”. Na podwórku grało się w nogę, w zbijaka, w gumę. Popularne były wyliczanki typu: „raz, dwa trzy, teraz kryjesz ty!”. Przysięgało się na „łysą głowę Cyrankiewicza”, „na bank” albo „jak nie wiem, tak co!” lub „żebym tak słonia porodził!”.

Kiedyś pokazałem chłopakom na podwórku książkę Wiecha, i na jakiś czas przemieniło się ono w kawałek Pragi. Stąd o kontrolerach biletów mówiliśmy „kanary”, co i gdzie indziej weszło do potocznego języka ogólnopolskiego. My o sobie z dumą mówiliśmy „tutejsi” albo Zatorzaki. Dla nas Jezioro Krzywe było zawsze, jak pamiętam, Krzywym, a nie jeziorem Ukiel (o sprzęcie pływającym, oprócz roweru wodnego, jak to wśród żeglarskiej braci bywa, mówiliśmy łódki). Jakubowo było dla nas wudekiem (od Wojewódzkiego Domu Kultury), Stare Miasto — starówką, plac Karola Świerczewskiego — „Karolkiem”, osiedle w rejonie ulicy Grunwaldzkiej — „Pekinem”, a tama na Łynie poniżej zamku — Niagarą. Trolejbus, zaopatrzony w „szelki”, czyli linki był „trajtkiem”, a firma, która je udostępniała — empekiem. Spychacze nazywaliśmy spychami, a koparki koparami.

Mieszkańcy wsi byli dla nas pegeerowcami, wieśniakami albo „tymi z Klewek”. Warmiaków nazywaliśmy Niemcami, którzy według nas tylko marzyli o tym, żeby wyjechać do „rajchu”, zaś o nas mówiono w Polsce, żeśmy Krzyżacy. Bliskość aresztu śledczego w Barczewie i obecność w nim również przestępców z Zatorza, powodowały przepływ na nasze podwórko grypsery. Oczy to były ”patrzałki”, brzuch — „samara”, ręka — „wita”, ręce — „gałęzie”. Lanie, podczas którego nie raz obrywało się w „arbuz”, czyli w głowę, nazywano „bęckami”. Dziewczyny, nasze lub cudze, to „laski”, które się „bajerowało”. Wino było „sikaczem”, „bełtem”, papierosy „fajkami”, ubikacja „bardachem” albo „bardaszką”.

Jeśli szło się na drugie podwórko celem wszczęcia bójki, to wybierało się „na akcję”. Gdy na podwórku zatrzymał się handlarz starzyzną, to mówiło się o takim, że przyjechał „handel”, o ostrzącym noże i nożyczki „ostrzynóż”, a wszelkiego rodzaju biznesmenów nazywaliśmy dzianymi prywaciarzami z dużą kasą, handlarzy walutą, na przykład „dolcami, ”cinkciarzami" albo waluciarzami. Ci, co im się nie powiodło, byli spłukani. A jeśli na łąkach za ulicą rozbił obóz cygański tabor, to wołało się, że „cygany przyjechały!”, nie żadni tam Romowie, jak dzisiaj nazywana jest jedna z ich nacji. Kot był „sierściuchem”, czerwone koźlaki czerwonymi łebkami, prawdziwki „prawymi”.

Dialekt wszedł także do naszej mody. Nosiło się „sztany”, ”glany”, „drewniaki”, a dziewczęta „bananówy”. Mieliśmy też swoje podwórkowe przezwiska. Na przykład ja byłem Katarem.

Władysław Katarzyński


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ~~Zgred #2952970 | 31.0.*.* 27 lip 2020 01:26

    Sąsiad autora śp Jasiu Waszkiewicz przewraca się w grobie.Obaj mieszkali przy Jagiellońskiej 31.Jasiu pracował jako kierowca PTHW.Na emeryturze dorabiał jako wożny w "handlówce".Schedę przejął po śp Ojcu.Miłego dnia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. es #2952945 | 83.9.*.* 26 lip 2020 21:45

    Pamiętam jak te pałąki trolejbusów uciekały z tych przewodów, to była radocha. Najczęściej na zakrętach.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. Błąd w tytule #2952865 | 37.30.*.* 26 lip 2020 14:27

    Chodzi o Wenantego Katarzyńca! Poczytajcie proszę o nim

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  4. Tak Było. #2952863 | 83.9.*.* 26 lip 2020 13:27

    Lecz jak wszystko mija.Zatorze rządziło się swoimi prawami.To były ostre chłopaki.Teraz emeryci i renciści ,Wielu odeszło ,ale są też tacy z zatorza co jeszcze rozdają karty w tym mieście.Tu się nie kopsało wity frajerom.Było sporo gangów z podleśnej czy okrzei .Jak w życiu jedni skończyli w domach dla bezdomnych, wyemigrowali, zapili się na śmierć,drugim nawet teraz nikt im nie podskoczy.I był honor który był rzeczą najcenniejszą.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  5. Gato #2952824 | 83.31.*.* 26 lip 2020 10:39

    Panie Redaktorze, te Pańskie teksty - wspomnienia naszego Olsztyna to "miód na serce moje"... baardzo dziękuję! I są bardzo, ale to bardzo prawdziwe. Powinny zostać połączone w książkową publikację pod tytułem np. "Spotkał Katar Katarzyną, a psik..."

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (8)