Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": A może być na gitarze? Bo niekiedy grywam!
2020-06-13 13:47:00(ost. akt: 2020-06-12 13:12:58)
Felieton || Łagodzone są kolejne restrykcje. Dotyczy to teatrów, kin, koncertów muzycznych. Dobre i to. Zastanawiam się, co było w moim życiu pierwsze: kino czy teatr? Chyba jednak kino, a raczej filmiki wyświetlane w domu za pomocą projektora „Bajka”.
Kupił nam ten projektor tata w sklepie harcerskim, kiedy miałem pięć lat. Wyświetlaliśmy sobie nie tylko kreskówki rodzimej produkcji, ale i bajki rosyjskie. W tych drugich bohaterami byli zazwyczaj dzielni pastuszkowie, którzy po zażyciu cudownej mikstury stawali do walki z wielogłowymi smokami albo królami gnębiącymi swoich poddanych. Bohaterami tych bajek były również zabawne zwierzęta. Z rosyjskich kreskówek zapamiętałem jednak najbardziej malownicze wiejskie cerkiewki.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": W barze „Zgoda” nie zawsze była zgoda
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": Chleba i igrzysk ludzie mieli pod dostatkiem
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": Fachowcy, czyli: "Wężykiem Jasiu, wężykiem"
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
640931Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Dziura w skarpecie, zdechły szczur w szufladzie
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Z teatrem, a raczej teatrzykiem, zetknąłem się w 1958 roku w szkole podstawowej. Wystąpiłem mianowicie kiedyś w auli przed świętami, ubrany w kożuszek i pilotkę, z brodą z waty jako Dziadek Mróz. Rosyjski Dziadek Mróz był wtedy alternatywą dla naszego świętego Mikołaja. Jednego i drugiego dzieciaki uwielbiały. Po latach w przedszkolnym teatrzyku, w inscenizacji jasełkowej, wziął udział mój wnuk Bartek, dziecko wtedy nieco nieśmiałe. Dano mu rolę baranka, bez obowiązku radosnego beczenia na widok Jezuska. Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Wszystkie dziewczyny z naszego Zatorza
Potem pojawiło się w moim życiu prawdziwe kino, teatr, a na końcu filharmonia. My, chłopaki z Zatorza, chodziliśmy do letniego kina Zatorze i do Dworcowego. Ekran letniego był zainstalowany w parku za ogrodzeniem niedaleko Szkoły Podstawowej nr 1. W tym ogrodzeniu robiliśmy bez przerwy dziury, żeby dostać się na seans bez biletu. Obsługa nie interweniowała, bo była wyrozumiała, a milicja sama lubiła oglądać filmy, więc jakoś nam się zawsze upiekło. Pierwszy film, jaki obejrzałem w letnim kinie, to był amerykański western „Rio Bravo” z 1957 roku.
Chodziliśmy również do kina Dworcowego, gdzie wyświetlano poranki filmowe. Bywali na nich oczekujący na swój pociąg pasażerowie oraz wagarowicze. Niejednokrotnie w czasie projekcji zapalało się światło i na salę wchodziła z latarkami trójka klasowa, żeby wyłuskać wśród widzów unikających lekcji małolatów. Ja jednak nigdy nie wpadłem.
Mój pierwszy kontakt z teatrem pozaszkolnym miał miejsce w Teatrze Lalek „Czerwony Kapturek”, który mieścił się wówczas przy placu Bema. Pierwszą bajką, jaką obejrzałem, to był „Kichuś majstra Lepigliny” według Janiny Porazińskiej. Pierwszą sztukę natomiast, jaką oglądałem ze szkołą w Teatrze im. Stefana Jaracza, był zdaje się „Świętoszek” Moliera. Miałem chyba 14 lat. Potem chodziłem do teatru dość regularnie na premiery. Dodam, że na małej scenie w teatrze i w DŚT wystawiano kiedyś moje szopki noworoczne z „Gazety Olsztyńskiej”, zaś możliwość bywania w kawiarni Teatralnej lub w Domu Środowisk Twórczych dała mi okazję do poznania wielu aktorów.
Jedną z moich ulubionych jest Wiesława Niemiaszek-Szymańska, niezrównana wykonawczyni piosenek Edith Piaf. Od czasu do czasu występowała gościnnie w Teatralnej w złożonym z aktorów kabarecie WANNA, który śpiewał między innymi piosenki z moimi słowami. Kiedyś Wieśka podsunęła mi pomysł napisania o dziewczynie, która ocalała podczas katastrofy na Titanicu, unosząc się na fali w sukni balowej. Nic z tego nie wyszło, bo Teatralną zamknięto. Piosenka „Dziewczyna z Titanica”, która płynie do Wysp Szczęśliwych dopiero teraz, znajdzie się w moim zbiorze piosenek o tym samym tytule.
Z aktorów teatralnych i filmowych miałem okazję poznać Jana Himilsbacha, jednego z bohaterów „Rejsu”. A to za pośrednictwem olsztyńskiego poety Stefana Połoma na seminarium literackim w Zegrzu. Artysta, jak to on, siedział samotnie.
— Jasiu, to jest młody, dobrze zapowiadający się satyryk! — tak zostałem przedstawiony przez Stefana.
— Jasiu, to jest młody, dobrze zapowiadający się satyryk! — tak zostałem przedstawiony przez Stefana.
Dobrze, to on może zapowiadać się przez megafon na dworcu — odburknął Himilsbach. — Niech postawi flaszkę!
Moje kontakty z muzyką w filharmonii zaczęły się od koncertów dla szkół za przyczyną niestrudzonego popularyzatora muzyki Romana Urbanka, dyrygenta i dyrektora tej instytucji. Sympatyczny, grubawy pan posiadał niesłychany dar opowiadania. Znakomicie wywiązywał się również z tej roli na koncertach w terenie skrzypek Zbigniew Ciucias, jeden z nielicznych „naszych” ludzi, który zagrał w orkiestrze wiedeńskiej na którymś tam koncercie noworocznym w Wiedniu.
Wspomnę też przy okazji o estradzie, bo i jej pan minister zdrowia pofolgował. Istniała kiedyś w Olsztynie „Estrada”, agencja artystyczna, która dawała chleb wielu wykonawcom. Od czasu do czasu w Olsztynie pojawiali się sprowadzeni przez nią artyści z zewnątrz. Pamiętam, kiedy w kinie Grunwald (nie było wtedy Uranii) wystąpiło okrojone Mazowsze. Z Mazowszem związany był przyjacielsko emerytowany olsztyński introligator (wiele lat oprawiał „Gazetę Olsztyńską”) Andrzej Rybczyński. Jego mama pracowała jako sekretarka w biurze zespołu w Karolinie, bazie Mazowsza. Ryba miał możliwość spędzania tam wakacji. Przy okazji zaprzyjaźnił się z Ireną Santor, wtedy wokalistką zespołu, oraz poznał życie w tej artystycznej rodzinie. To wpłynęło na decyzję jego rodziców, żeby przystąpił do egzaminów kwalifikujących do zespołu.
— Śpiewałem jak trzeciorzędny członek chóru kościelnego, a tańczyć potrafiłem tylko krakowiaka! — opowiada dzisiaj Ryba. — Niestety i ten drugi atut okazał się moją porażką. Nie było zmiłuj się! Mira Ziemińska-Sygietyńska tylko współczująco pokiwała głową.
Po latach Irena Santor obchodziła jakiś jubileusz, więc zwróciłem się do Ryby z prośbą o kontakt z artystką. Kiedy napisałem później o niej w reportażu w „Gazecie Olsztyńskiej”, przysłała mi swoją płytę „Punkt widzenia” z dedykacją: „Panu Władysławowi Katarzyńskiemu z podziękowaniem za miłe słowa. Irena Santor 2015”.
Trzy lata temu poznałem z kolei mieszkającego na Warmii Jana Hamerę, z zawodu znanego krawca wywodzącego się z Łodzi. Szył między innymi garnitury dla artystów występujących w teledysku „Mój przyjacielu” z Krzysztofem Krawczykiem i Goranem Bregowicem. Skromny album o Krawczyku z jego dedykacją przekazał pan Jan do moich zbiorów.
Jedną z osób tematycznie związanych z treścią tego felietonu jest Gienek Rudzki, długoletni fotoreporter „Gazety Olsztyńskiej” i zarazem grający na trąbce członek orkiestry olsztyńskiej filharmonii. Gienek potrafił umiejętnie łączyć obie te profesje. Kiedy w koncercie była dłuższa przerwa, niewymagająca udziału trąbki, wymykał się na widownię i fotografował kolegów z przeznaczeniem na zdjęcia do gazety. Od czasu do czasu, kiedy komuś ze świata artystycznego się zeszło, proszono go o nieodpłatne odegranie nad grobem „Ciszy”.
— A kto zagra dla mnie, jak umrę? — pyta dzisiaj Gienek.
— A może być na gitarze? – pytam złośliwie starszego o kilka lat kolegę. — Bo niekiedy grywam!
— A kto zagra dla mnie, jak umrę? — pyta dzisiaj Gienek.
— A może być na gitarze? – pytam złośliwie starszego o kilka lat kolegę. — Bo niekiedy grywam!
Władysław Katarzyński
Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Band #2933923 | 46.169.*.* 15 cze 2020 22:22
Mazowsze występowało w hali sportowej na terenie Oficerskiej Szkoły Uzbrojenia przy ul. Warszawskiej. Byłem na tym koncercie, Na pewno nie w kinie Grunwald.
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)
starszy Olsztynianin #2933429 | 89.228.*.* 14 cze 2020 15:31
a te trójki klasowe to z autopsji czy ze słyszenia? Pytam bo ani ja ani moi kumple szkolni nigdy z czymś takim sie nie zetknęliśmy a do podstawówki i na wagary do DWORCOWEGO CHODZIŁEM W latach 1953-1960 a później do ogólniaka i też się z tym nie zetknąłem.
Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)
chlopie do lekarza #2933349 | 89.228.*.* 14 cze 2020 11:12
a moze tabletek zapomiales, komuchy sie wybielaja
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Adriano #2933160 | 83.9.*.* 13 cze 2020 16:54
Dobrze pisze dać mu drinka.
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
Romano #2933153 | 37.47.*.* 13 cze 2020 16:27
Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Taa akurat baju baju kto to za ciebie pisze