Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Tajemnice notesu babci Jasi

2020-06-27 16:02:00(ost. akt: 2020-06-26 16:36:30)

Autor zdjęcia: archiwum Władysława Katarzyńskiego

Kilka dni temu w starych szpargałach znalazłem notes babci Jasi, która zapisywała w nim różne przepisy kulinarne, porady „na wszystko” czy daty urodzin członków rodziny. Po śmierci babci z zeszytu korzystała, uzupełniając go, moja mama Janina.
Babcia Jasia była żoną Jana, kolejarza z zawodu. Oboje mieszkali w Białymstoku, a jeśli przyjeżdżali do nas do Olsztyna, to zawsze na kilka tygodni. Wspomniany notes pamiętam z lat dziecięcych, bo babcia, która traktowała go niczym swój największy skarb, przywoziła notes ze sobą i natychmiast po przyjeździe wkładała na samo dno szuflady w biurku mamy. Myślała, że z bratem o jego istnieniu nie wiemy, ale w domu nie uchowała się przed nami żadna tajemnica.

Większość przepisów kulinarnych urodzona w Zambrowie koło Łomży babcia znała na pamięć, więc z notesu nie korzystała, ale ich nie wykreślała, bo po jej śmierci mogły posłużyć innym członkom rodziny. Notesu nam, małolatom, babcia nie udostępniała, żebyśmy jakiejś tajemnicy nie wynieśli na zewnątrz, niemniej czasem pozwalała nam brać udział w przygotowywaniu potraw, na podstawie notesu. Na przykład faworków, które babcia nazywała chrustem. Robiła je z mąki pszennej, jaj, mleka, dodając masło, cukier i olej do smażenia. Pomagaliśmy jej zbijać ciasto i następnie wałkować. Potem babcia kroiła je na paski, po czym nacinając, przeplatała jak warkocze. Wysmażone, posypane cynamonem, podawała następnie na talerzu, a myśmy parzyli sobie palce, tak bardzo nam te faworki smakowały.

Wybiegaliśmy potem na podwórko, nie zważając na pokrzykiwania mamy, żeby umyć ręce, ale nam — a mnie zwłaszcza — się śpieszyło, bo chłopaki już dobierali sobie zawodników od gry w piłkę. W przerwie wpadaliśmy znowu do domu, tym razem po przygotowany przez babcię, zmoczony wodą chleb z miodem albo z cukrem.

Babcia robiła też według przepisów z notesu kopytka, pasztety, ciasta, jak makowce i serniki (ileż w nich było maku i sera!) oraz pyszne pączki, aż się lepiły od marmolady, którą z wielkich bloków odkrajały nam ekspedientki w sklepie po sąsiedzku.
Przy okazji robienia lodów, bo też to potrafiła, babcia opowiadała, że w piwnicy jej rodziców, zanim pojawiły się lodówki, była najpierw zakopywana w ziemi pod deskami szafka, do której wkładano wyrąbany zimą ze stawu lód, co sprawiało, że nie topniał aż do lata. Ja pamiętam, że w tym stawie łowiliśmy raki, którym poświęcony jest w babcinym notesie przepis, nie tylko jak je gotować, ale też że należy po złowieniu przenosić skorupiaki w koszyku wykładanym liśćmi pokrzywy. Kilkanaście lat temu na raki pojechaliśmy nad rzeczkę Nerwik w gminie Purda z poetą Stefanem Połomem ubrani w eleganckie garnitury. A to dlatego, że były to tzw. raki szlachetne, więc i łowcy musieli być adekwatnie odziani. Wcale nie wykluczam, że gdyby babcia żyła, uwzględniłaby to w swoim notesie.

Ważne funkcje w babcinych przepisach pełniła cytryna, którą wtedy nie było łatwo dostać. Używana nie tylko do herbaty, ale i dla wzmocnienia organizmu (profilaktycznie duża łyżka soku), lecz też do stosowania przy myciu brudnych rąk, okien, naczyń czy neutralizowania zapachów od otwartych konserw z rybami w lodówce. A jeśli chodzi o naszą kondycję, to mama — korzystając z notesu babci — parzyła nam herbatki wzmacniające odporność oraz pomagające zwalczać bezsenność. Herbatka składała się z siekanej pietruszki, suszonych kwiatków rumianku, listka mięty oraz odrobiny pieprzu, który wpływał na prawidłową pracę żołądka.

Są też w notesie porady, jak stawiać cięte bańki w przypadku przeziębienia i że można zastosować w tym samym celu zakładaną na szyję mokrą pończochę z wsypaną do niej solą kuchenną. W notesie znajdziemy też porady, jak sobie domowym sposobem poradzić z bólem zęba. A więc ząbek czosnku, płukanka z rumianku lub szałwii. A jeśli już ząb jest do niczego, zwłaszcza mleczny, jak go wyrwać. Przywiązujemy mianowicie delikwenta do krzesła, a jego ząb obwiązujemy szpagatem przyczepionym do klamki. Przestraszenie pacjenta, przy jednoczesnym nagłym otwarciu drzwi przez „dentystę” znajdującym się po drugiej stronie sprawi, że nawet nie zdąży krzyknąć, a już jego ząb kołysze na szpagacie. Wyrwane w taki sposób nasze mleczne zęby babcia wkładała na pamiątkę do pudełka, a za każdy (a raczej za dzielność) dziadek wręczał nam dziesięć groszy.

Kiedyś jako nastolatek sprawdziłem na sobie jeden z przepisów babci. Otóż w domku w naszym ogródku za kamienicą przy ulicy Jagiellońskiej zadomowiły się osy. Kiedy pewnego dnia wyciągałem wędki, chcąc iść na ryby, rozdrażnione nagle mnie opadły. Ukąszeń było z kilkanaście. Pobiegłem do domu, ale rodzice gdzieś wyszli, więc nie mogli mi pomóc. Rozciąłem nożem kilka cebul i posmarowałem nimi piekące miejsca. Trochę mnie bolało, ale nazajutrz opuchlizna zniknęła.

W notesie babci zawarte były też praktyczne informacje w rodzaju, kiedy przypada zimna zośka, bo wcześniej trzeba otulić drzewka w ogródku. Albo co zrobić, żeby przy nadmiernym opalaniu nie schodziła nam skóra. A groziło to niechybnie, bo aby to opalanie, jak mawialiśmy, „na murzyna”, przyspieszyć, smarowaliśmy całe ciało ropą. To był nasz własny, chłopaków z Zatorza, przepis.
Babcia miała też w notesie inny przepis, na wzmocnienie i porost włosów u mężczyzn. Do kubka należy wsypać kilka łupinek cytryny, łyżkę suszonego tymianku i łyżeczkę sody. Parzyć ten roztwór przez kwadrans, a potem dokładnie wcierać w łepetynę. Zabieg należy co rano powtarzać przez cały tydzień.
W notesie, jak pamiętam, bo akurat te kilkanaście kartek jest wyrwanych, były również słowa piosenek, np. legionowe (w Legionach służył dziadek Jan), kolędy oraz przyśpiewki weselne. Te ostatnie z Podlasia, gdzie leży Zambrów, i z Kurpi, gdzie babcia miała wielu znajomych. Jak mi opowiadał tata, zaproszona na wesele babcia miała swoje pięć minut, kiedy mogła je zaprezentować.

W notesie są też daty urodzin wszystkich członków rodziny oraz telefony do różnych ważnych osób, jak lekarzy, prawników czy właścicieli warsztatów rzemieślniczych. Pewnie już dawno nieaktualne.

W notesie można też znaleźć dziesięć przykazań i główne prawdy wiary. Babcia, która zmarła w wieku 97 lat (być może znała przepis na długowieczność, którego w notesie niestety nie znalazłem), wkładała też do niego święte obrazki, które przywoziła z pielgrzymek albo otrzymywała od księży chodzących po kolędzie. Kiedy zbliżała się burza, notes był swego rodzaju talizmanem, który obok zapalonej w oknie gromnicy chronił dom przed uderzeniem pioruna.

Za oknem widać błyski, idzie czarna chmura, skorzystać z porad babci? Owszem, zrobię sobie rumiankową herbatkę na dobry sen.

Władysław Katarzyński



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl