Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Pchli targ, czyli towar za złotówkę
2020-07-18 20:10:23(ost. akt: 2020-07-19 10:55:50)
Kiedyś przy ulicy Gagarina, obecnie Sybiraków, było tu boczne boisko Warmii, na którym trenowały dzieci. Dzisiaj jest flumark, czyli pchli targ, gdzie można zaopatrzyć się we wszelkiego rodzaju towary, od tych markowych na chińszczyźnie skończywszy.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Jubileusz mojej starej „budy”
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Tajemnice notesu babci Jasi
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": A może być na gitarze? Bo niekiedy grywam!
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": W barze „Zgoda” nie zawsze była zgoda
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
10 czerwca 1862 roku odbył się na Końskim Targu, gdzie dzisiaj jest Plac Roosevelta, pierwszy w Olsztynie jarmark. Handlowano tam między innymi artykułami spożywczymi, piwem, skórami. We wtorki na targowisko spędzano bydło, świnie, konie, stąd kupujący brnęli w odchodach. Potem otwarto drugie targowisko, na Targu Rybnym w sąsiedztwie Wysokiej Bramy, gdzie ludność wiejska sprzedawała ryby z okolicznych jezior, nabiał i płody rolne. Po wojnie nowe targowisko otwarto przy placu Nowotki (obecnie Konsulatu Polskiego) oraz na dawnym Moltke-Platz, między ulicami Kopernika a Kościuszki, gdzie obecnie stoi dom towarowy Manhattan. Władysław Katarzyński, "Mój Olsztyn": Chleba i igrzysk ludzie mieli pod dostatkiem
Tata, przybyły do Olsztyna w kwietniu 1945 roku opowiadał, że na bazar chodziło się po żywność (w Polsce obowiązywał system kartkowy) oraz sprzęt kuchenny, naczynia stołowe czy też wiszące zegary z kukułką, wyszabrowane z poniemieckich domów. Ojciec, który remontował domek w przydziałowym, kolejarskim ogródku, kupił raz na bazarze garść gwoździ, bo w sklepach brakowało dosłownie wszystkiego.
Na targu handlowali nie tylko olsztyniacy, ale również przedsiębiorczy mieszkańcy Warszawy i z Kurpi. Ci ostatni przywozili tu towar z przygranicznych miejscowości dawnych, przedwojennych Prus Wschodnich, gdzie całe wioski były wyludnione, a pozostały puste domostwa, w których można było jeszcze znaleźć co nieco, czego nie zrabowali Rosjanie. Powodzeniem cieszyły się narzędzia gospodarcze. Te ostatnie kupowali głównie przybyli po wojnie osadnicy z Kresów, zwani w Olsztynie „zabugolami” (zza Buga), którzy przejęli poniemieckie gospodarstwa. Handlowano tymi rzeczami, mimo iż władze informowały, że pozostawione mienie należy do państwa i handel nim jest niedozwolony, grozi za to wysoka lub w razie recydywy skierowanie do obozu pracy przymusowej w Milęcinie koło Włocławka.
Sprzedawano też (na to władze patrzyły przez palce) dary z UNRY, amerykańskiej pomocy dla krajów dotkniętych wojną. W paczkach była między innymi kawa, przetwory mączne, a nawet damskie kapelusze. Na targowisku oferowano też za grosze, jak wspomina tata, poniemieckie książki, ale tylko niektórzy włączali je do swoich biblioteczek, innym służyły za rozpałkę. 22 czerwca 1947 roku oddano w miejscu obecnego Manhattanu do użytku Miejską Halę Targową. Na placu obok stały furmanki okolicznych Warmiaków, którzy po udanej transakcji (sprzedawano między innymi nielegalnie mięso z własnego uboju), udawali się do pobliskiego baru mlecznego lub siadali w okolicznych zaroślach i popijali kupioną u współziomków krzakówkę. Handlu z furmanek zakazano w 1949 roku.
Jako uczeń podstawówki pamiętam, jak z boku targowiska oszuści proponowali naiwnym grę w trzy karty albo w trzy kubki, więc wielu klientów traciło pieniądze, zanim zdążyli je wydać na zakupy. Pamiętam też cinkciarzy szepcących „marki, dolary kupię, sprzedam!”, z których kilku założyło potem własne kantory.
Mieliśmy wtedy w naszej kamienicy takiego obrotnego sąsiada, który handlował złotem, drogimi zegarkami i bursztynami przywiezionymi z Wybrzeża. Kupował je od miejscowych bursztyniarzy lub marynarzy. Targowisko zlikwidowano w 1999 roku.
Najbliżej naszej kamienicy na Zatorzu mieliśmy istniejące do dzisiaj targowisko przy ulicy Kolejowej. Odwiedzanie go w dni targowe, kiedy czuliśmy się gośćmi, mając w kieszeni parę złotówek, stało się dla nas niemal rytuałem. Kiedyś kupiłem tu pocztówkę trójwymiarową, na której widniała na pół rozebrana panienka. W kilka dni później wybrałem się autostopem do babci do Białegostoku, płacąc kierowcy samochodu ciężarowego właśnie tą pocztówką. Innym razem kupiłem na targowisku rosyjską gitarę, przedmiot pożądania chłopaków w tamtych latach.
Pierwszą piosenką, jaką nauczyłem się na niej grać, był „Dom wschodzącego słońca” Animalsów. Tamże kupiłem kiedyś strunę „d” do gitary, bynajmniej nie po to, żeby ją na gryfie instrumentu zainstalować, tylko celem zrobienia z niej pętli, na którą łapaliśmy idące na tarło szczupaki pod wiaduktami na starówce. Ryby, zmęczone długą wędrówką, zatrzymywały się na moment na kamieniach, gdzie były bardzo widoczne i wtedy wkraczaliśmy do akcji my, ze struną „g”, zaplatając im ją na grzbietach.
Innym razem kupiłem piłkę w miejsce naszej wysłużonej futbolówki, ze skórą łataną w kilku miejscach i natychmiast mianowano mnie kapitanem podwórkowej drużyny. Niestety, niedługo cieszyłem się tą funkcją. W kilka dni później kopnięta mocno piłka rozbiła szybę w balkonie jednego z sąsiadów i stamtąd już nie wróciła, bowiem poszkodowany przebił w niej dętkę i pociął skórę na kawałki. Kapitanem został kolega, któremu ojciec przywiózł piłkę ze Śląska. Kiedyś sam, będąc w potrzebie, stanąłem na rynku, by sprzedać przedwojenny, znaleziony na strychu album z olimpiady w Berlinie, ale jako nieletniego mnie przegoniono. W 1998 roku wybudowano obok stoisk halę targową „Zatorzanka” i tam też, albo na bazar przy ulicy Grunwaldzkiej, zazwyczaj chodzę po zakupy. A jeśli jest sezon grzybowy, babcie z kurkami na zewnątrz dają mi sygnał, że warto samemu iść do lasu.
A w niedzielę zaglądam na flumark, czyli pchli targ, gdzie wiele drobiazgów można kupić za przysłowiową złotówkę, stąd nie są dla niego konkurencyjne potężne galerie handlowe, zwłaszcza, że funkcjonuje również w niehandlowe niedziele. Ostatnio ktoś oferował tam stary wózek dziecięcy, akurat taki, jaki widnieje na zdjęciu sprzed lat, ze mną w środku jako niemowlakiem.
Władysław Katarzyński
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Szczuka #2951454 | 178.235.*.* 22 lip 2020 18:37
Z tymi szczupakami i to w okresie tarła i taką metodą to zakrawa na kłusownictwo -powinno być karalne. I na kiego grzyba grzyba się do tego przyznawać?
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
Ania #2950284 | 83.28.*.* 20 lip 2020 09:27
ale to już wszystko było, powtarza się Pan. Nudą wieje.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
hahahaha #2950075 | 188.147.*.* 19 lip 2020 13:58
Władek to chyba bywał ale na bazarku... starsi wiedzą o co chodzi.
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz
ge #2950004 | 109.241.*.* 19 lip 2020 09:06
Trochę chaosu w tym tekście pana Władka.
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
fiat 126 FL #2949972 | 79.191.*.* 19 lip 2020 07:53
widoczny na zdjęciu produkowany był od 1985r.
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz