Dakar 2016: Załoga z olsztyńskim pilotem pnie się w górę

2016-01-07 07:55:54(ost. akt: 2016-01-07 07:59:39)

Autor zdjęcia: mat. prasowe/ Edgaras Buiko

Po pechowym drugim etapie Rajdu Dakar (ponadgodzinna strata do zwycięzcy) Benediktas Vanagas i jego olsztyński pilot Sebastian Rozwadowski zaliczyli dwa równe, szybkie dni, awansując w „generalce” z 61. na 38. miejsce.
Przypomnijmy: na 2. etapie Rajdu Dakar (a tak naprawdę, pierwszym, bo premierowy odwołano przez pogodę) litewsko-polska załoga miała przygodę z... krową i lekkie dachowanie. Szczegóły tych wydarzeń przyszły później... — Musieliśmy wyprzedzać wiele załóg i często jechać w kurzu. Niestety, przy jednej z takich sytuacji (ok. 100 km po starcie), jadąc w totalnym kurzu, w ostatniej chwili zobaczyliśmy krowę stojącą na drodze — relacjonował na jednym z portali społecznościowych Sebastian Rozwadowski.

— Żeby w nią nie uderzyć, musieliśmy lekko opuścić drogę, co skończyło się dachowaniem. Długo zajęło postawienie Toyoty na koła, musieliśmy jeszcze zmienić dwa koła. 
Niestety, mocno popękana była też przednia szyba, więc po przejechaniu ok. 30 km zatrzymaliśmy się, żeby się jej pozbyć. Udało się ją wypchnąć nogami od środka auta, założyliśmy gogle i przez resztę odcinka (287 km) czuliśmy się jak załogi polarisów (oni z założenia nie mają przednich szyb). Udało się osiągnąć metę i teraz mechanicy będą mieli dużo pracy — zakończył pilot z Olsztyna. Dodajmy, że załogę Vanagas/Rozwadowski sklasyfikowano na 64. miejscu (+1:05.09).

„Dzisiejszy odcinek specjalny, ze względu na opady, także skrócony — z 314 km do 190 km. Szkoda, bo to piękne drogi i wczoraj mimo przygód miałem mnóstwo frajdy z jazdy” — meldował przed wtorkowym, trzecim etapem olsztynianin. Vanagas i Rozwadowski przejechali ten etap świetnym tempem, na wszystkich punktach meldując się koło 30. pozycji (startowali z 61. miejsca). A już po wszystkim się okazało, że i tego dnia nudno w czarnej Toyocie Hilux z numerem 333 nie było. — Totalne wariactwo! Po wczorajszych przygodach mechanicy pracowali całą noc. Zero snu, ale niestety nie udało się naprawić wycieraczek, więc wyruszyliśmy z biwaku z nadzieją, że nie będzie padać — opowiadał Rozwadowski. — Niestety, już po 10 km dojazdówki okazało się, że pogoda nie za bardzo chce z nami współpracować, bo zaczęło padać... Musieliśmy posłużyć się starą metodą z volkswagena garbusa, czyli linka i ręczne sterowanie wycieraczką. Na dojazdówce jeszcze było w miarę OK, ale gdy dojechaliśmy do odcinka, zaczął się deszczowy „armagedon”. (...) Było naprawdę ciężko, szyba parowała cały czas, wycieraczkę (tylko jedną, po stronie kierowcy) obsługiwałem lewą ręką, roadbook w prawej dłoni, do tego kontrola przyrządów nawigacyjnych i czasami wycieranie papierem zaparowanej szyby. Wszystko to w połączeniu z naprawdę szybkimi i niebezpiecznymi argentyńskimi trasami wywołało naprawdę sporą dawkę adrenaliny. Po odcinku nie czuję lewej ręki, ale meta osiągnięta. Wynik nie najgorszy, więc jesteśmy happy — zakończył reprezentant Automobilklubu Warmińskiego. Na mecie nasza załoga dostała 2 minuty kary, zajęła więc 35. miejsce i awansowała na 49. pozycję w ogólnej klasyfikacji.

Środowy etap to aż 429 km OS i pierwsza w historia dakarowych zmagań wspinaczka na wysokość ok. 4100 m n.p.m. Vanagas i Rozwadowski kolejny raz pokazali równe tempo na całej trasie, kończąc zmagania na 30. miejscu i przesuwając się na 38. pozycję w „generalce”. Pecha mieli Marek Dąbrowski i Jacek Czachor, którzy utknęli gdzieś na początku etapu z awarią skrzyni biegów.

pes