Muszą przełamać ćwierćfinałową klątwę
2024-07-25 15:00:00(ost. akt: 2024-07-25 09:16:29)
SIATKÓWKA\\\ Obie polskie reprezentacje po raz pierwszy od 2008 roku równocześnie zagrają w turnieju olimpijskim. 27 lipca do gry w Paryżu przystąpią podopieczni trenera Nikoli Grbica, natomiast dzień później rywalizację rozpoczną Polki.
Siatkówka po raz pierwszy znalazła się w programie olimpijskim w 1964 roku. W Tokio medale w turnieju kobiet zdobyły Japonia, ZSRR i Polska, a wśród mężczyzn ZSRR, Czechosłowacja i Japonia. Biało-czerwoni nie grali.
Cztery lata później obie polskie reprezentacje po raz pierwszy w historii równocześnie wystąpiły w największej sportowej imprezie globu. Siatkarki powtórzyły sukces z Tokio, zdobywając brąz. Na kolejny udział musiały jednak poczekać 40 lat, czyli do imprezy w Pekinie.
Natomiast męska kadra w turnieju olimpijskim zadebiutowała w 1968 roku w Meksyku. Trener Tadeusz Szlagor oparł skład na brązowych medalistach mistrzostw Europy, zabierając 11 zawodników. Dwunastym był młody Zbigniew Zarzycki, który później został nazwany "najlepszym rezerwowym świata". - Lecieliśmy do Meksyku pełni ogromnych nadziei. Świetnie prezentowaliśmy się w okresie przygotowawczym - wspominał po latach Zarzycki. Polska zajęła wówczas piąte miejsce. W kraju oceniono je wysoko, ale Zarzycki widział to inaczej. - Dla nas to była porażka - przyznał.
Po igrzyskach w Meksyku Szlagor przystąpił do odmładzania zespołu. W drużynie pojawili się m.in. Wiesław Gawłowski, Ryszard Bosek, Marek Karbarz i Jan Such. Olimpijską kwalifikację do kolejnej imprezy Polacy wywalczyli na turnieju w Montpellier, pokonując m.in. USA, Holandię i mocną wówczas Rumunię. - Trudno się dziwić, że nadzieje na dobry wynik w Monachium były tak samo ogromne, jak cztery lata wcześniej - kontynuował Zarzycki. Wynik - dziewiąte miejsce - przeszedł najgorsze oczekiwania. - Wyglądało, że umiemy bardzo dużo, ale nie potrafimy tego wykorzystać - dodał Zarzycki.
Po igrzyskach w Meksyku Szlagor przystąpił do odmładzania zespołu. W drużynie pojawili się m.in. Wiesław Gawłowski, Ryszard Bosek, Marek Karbarz i Jan Such. Olimpijską kwalifikację do kolejnej imprezy Polacy wywalczyli na turnieju w Montpellier, pokonując m.in. USA, Holandię i mocną wówczas Rumunię. - Trudno się dziwić, że nadzieje na dobry wynik w Monachium były tak samo ogromne, jak cztery lata wcześniej - kontynuował Zarzycki. Wynik - dziewiąte miejsce - przeszedł najgorsze oczekiwania. - Wyglądało, że umiemy bardzo dużo, ale nie potrafimy tego wykorzystać - dodał Zarzycki.
W olimpijskiej ekipie był wtedy także Stanisław Iwaniak z AZS Olsztyn, który potwierdza, że wynik okazał się zdecydowanie poniżej oczekiwań.
- Jakiś miesiąc przed olimpiadą zaprosili nas Japończycy, z którymi rozegraliśmy aż osiem meczów, wygrywając cztery razy z - jak się później okazało - przyszłym mistrzem olimpijskim. Sztab szkoleniowy uznał wówczas, że nasza reprezentacja jest już bliska optymalnej formy, na jakieś 90 procent. Więc teraz musimy trochę odpuścić, by potem w Monachium zagrać na świeżości. Gdy w wiosce olimpijskiej spotkaliśmy Japończyków, to z szacunku kłaniali się nam niżej niż to robią zwykle (śmiech). Jednak ostatnie treningi to bardziej była zabawa niż ciężka praca, bo celem było osiągnięcie tej świeżości. Znalazł się nawet czas na wędkowanie. Efekt był, niestety, odwrotny, ponieważ zaczęliśmy od niespodziewanej porażki 0:3 z Czechosłowacją. Inna sprawa, że dzień wcześniej cztery godziny na sztywnych nogach staliśmy na stadionie podczas uroczystego otwarcia olimpiady, natomiast nasi rywale wtedy sobie odpoczywali.
Potem Polacy planowo ograli 3:0 Tunezję (w trzecim secie było 15:1), ale na tym koniec, bo następnie przegrali 1:3 z Koreą Południową i 2:3 z Bułgarią. Mimo wszystko mieli szansę na walkę o miejsca 5-8., musieli jednak w ostatnim meczu grupowym ograć ZSRR. - Rosjanie mieli już pewny awans do półfinału, więc nic im zwycięstwo nie dawało - wspomina Iwaniak. - I chociaż generalnie się lubiliśmy i byliśmy z nimi w bardzo dobrej komitywie, to tym razem wyszli na nas jak złe psy. Chcieli po prostu wyrzucić nas z turnieju, dzięki czemu do ósemki awansowaliby Koreańczycy. Tak też się stało, bo przegraliśmy 2:3 (w piątym secie 13:15 - red.).
Po Monachium trenera Szlagora zastąpił 32-letni Jerzy Hubert Wagner. Nowy szkoleniowiec dokonał niewielkich zmian. Odszedł m.in. Zdzisław Ambroziak, a powołanie otrzymał Tomasz Wójtowicz, po latach uważany za najwybitniejszego polskiego siatkarza.
Potem Polacy planowo ograli 3:0 Tunezję (w trzecim secie było 15:1), ale na tym koniec, bo następnie przegrali 1:3 z Koreą Południową i 2:3 z Bułgarią. Mimo wszystko mieli szansę na walkę o miejsca 5-8., musieli jednak w ostatnim meczu grupowym ograć ZSRR. - Rosjanie mieli już pewny awans do półfinału, więc nic im zwycięstwo nie dawało - wspomina Iwaniak. - I chociaż generalnie się lubiliśmy i byliśmy z nimi w bardzo dobrej komitywie, to tym razem wyszli na nas jak złe psy. Chcieli po prostu wyrzucić nas z turnieju, dzięki czemu do ósemki awansowaliby Koreańczycy. Tak też się stało, bo przegraliśmy 2:3 (w piątym secie 13:15 - red.).
Po Monachium trenera Szlagora zastąpił 32-letni Jerzy Hubert Wagner. Nowy szkoleniowiec dokonał niewielkich zmian. Odszedł m.in. Zdzisław Ambroziak, a powołanie otrzymał Tomasz Wójtowicz, po latach uważany za najwybitniejszego polskiego siatkarza.
W 1974 roku Polska zdobyła mistrzostwo świata i tym samym zapewniła awans do igrzysk w Montrealu. Rok później Wagner ogłosił, że interesuje go w turnieju olimpijskim tylko zdobycie złotego medalu.
I zespół osiągnął cel pokonując kolejno Koreę Południową 3:2, Kanadę 3:0, Kubę 3:2, Czechosłowację 3:1, Japonię 3:2 i ZSRR 3:2. Był to jeden z najwspanialszych sukcesów w historii polskiego sportu i dotychczas jedyny olimpijski krążek polskich siatkarzy.
- Wagner wyciągnął wnioski z niepowodzenia w Monachium, dlatego im bliżej było imprezy, tym bardziej dawał nam w kość - dodaje Stanisław Iwaniak.
W 1980 roku w igrzyskach w Moskwie nadzieje na medal znowu były ogromne. Tylko ekipa gospodarzy wydawała się być poza konkurencją. Skończyło się na czwartym miejscu. Następnym razem w turnieju olimpijskim siatkarze zagrali w 1996 roku, zajmując 11. miejsce.
Później, po ośmiu latach przerwy, awansowali do igrzysk w Atenach, które zakończyli po porażce w ćwierćfinale z Brazylią 0:3. To właśnie wtedy miała początek olimpijska "klątwa ćwierćfinałów", która trwa do dziś.
- Awans do ćwierćfinałów i porażka z najlepszą ekipą świata nie jest wstydem czy kompromitacją, lecz oddaje aktualne możliwości naszego zespołu - ocenił postawę swoich podopiecznych w stolicy Grecji trener Stanisław Gościniak. - Nie byliśmy rewelacją turnieju, nie sprawiliśmy naszym kibicom miłej niespodzianki, ale i nie musimy się wstydzić naszej postawy. Zagraliśmy na miarę możliwości - podsumował natomiast Piotr Gruszka.
W 2008 roku po 40 latach przerwy w igrzyskach po raz drugi w historii wystąpiły dwie polskie drużyny. Impreza nie zakończyła się jednak szczęśliwie dla żadnej z nich - siatkarze po raz kolejny odpadli w ćwierćfinale po porażce z Włochami 2:3, natomiast siatkarki nie wyszły z grupy. Zakończenie kariery reprezentacyjnej ogłosiła wtedy Małgorzata Glinka-Mogentale, a z kadrą pożegnał się także ówczesny trener Polek Włoch Marco Bonitta.
- Żegnam się z reprezentacją, naprawdę mającą przyszłość. Wierzę, że zespół zagra za cztery lata w igrzyskach w Londynie i to z większym powodzeniem - powiedziała wtedy Glinka, która wróciła jednak do kadry w 2010 roku. - Macie młody zespół, który jest w stanie wygrywać z najlepszymi i sądzę, że za cztery lata w Londynie osiągnie więcej niż w Pekinie - przyznał z kolei Bonitta. Oboje jednak bardzo się mylili - był to ostatni raz, gdy Polki zagrały w turnieju olimpijskim... aż do teraz.
Polscy siatkarze stali się natomiast etatowymi uczestnikami igrzysk, chociaż awans na tę imprezę nie przychodził im bez problemów, a już w samych rozgrywkach radzili sobie świetnie, ale tylko do... ćwierćfinału.
W 2012 roku w Londynie byli jednymi z faworytów po historycznym triumfie w Lidze Światowej, jednak drogę do strefy medalowej zamknęli im późniejsi mistrzowie olimpijscy Rosjanie, którzy wygrali 3:0. - Okazało się, że tak młody zespół jak reprezentacja Polski, nie zdołał na swoich barkach udźwignąć olbrzymiego ciężaru. Ten medal okazywał się coraz cięższy i cięższy, aż w końcu nas zgniótł. Straciliśmy gdzieś ducha, który towarzyszył nam w Lidze Światowej. To była cena tego sukcesu - tłumaczył porażkę ówczesny trener biało-czerwonych Włoch Andrea Anastasi.
Innego zdania był kapitan kadry Marcin Możdżonek, były środkowy AZS Olsztyn. - Uważam, że nie przegraliśmy igrzysk w głowach. Mieliśmy dziwne wahania formy na tym turnieju. Nie wiem, dlaczego tak się działo. Wszystkie mecze przegraliśmy dlatego, że spisywaliśmy się w nich słabo. Nie ma żadnych usprawiedliwień.
- Wagner wyciągnął wnioski z niepowodzenia w Monachium, dlatego im bliżej było imprezy, tym bardziej dawał nam w kość - dodaje Stanisław Iwaniak.
W 1980 roku w igrzyskach w Moskwie nadzieje na medal znowu były ogromne. Tylko ekipa gospodarzy wydawała się być poza konkurencją. Skończyło się na czwartym miejscu. Następnym razem w turnieju olimpijskim siatkarze zagrali w 1996 roku, zajmując 11. miejsce.
Później, po ośmiu latach przerwy, awansowali do igrzysk w Atenach, które zakończyli po porażce w ćwierćfinale z Brazylią 0:3. To właśnie wtedy miała początek olimpijska "klątwa ćwierćfinałów", która trwa do dziś.
- Awans do ćwierćfinałów i porażka z najlepszą ekipą świata nie jest wstydem czy kompromitacją, lecz oddaje aktualne możliwości naszego zespołu - ocenił postawę swoich podopiecznych w stolicy Grecji trener Stanisław Gościniak. - Nie byliśmy rewelacją turnieju, nie sprawiliśmy naszym kibicom miłej niespodzianki, ale i nie musimy się wstydzić naszej postawy. Zagraliśmy na miarę możliwości - podsumował natomiast Piotr Gruszka.
W 2008 roku po 40 latach przerwy w igrzyskach po raz drugi w historii wystąpiły dwie polskie drużyny. Impreza nie zakończyła się jednak szczęśliwie dla żadnej z nich - siatkarze po raz kolejny odpadli w ćwierćfinale po porażce z Włochami 2:3, natomiast siatkarki nie wyszły z grupy. Zakończenie kariery reprezentacyjnej ogłosiła wtedy Małgorzata Glinka-Mogentale, a z kadrą pożegnał się także ówczesny trener Polek Włoch Marco Bonitta.
- Żegnam się z reprezentacją, naprawdę mającą przyszłość. Wierzę, że zespół zagra za cztery lata w igrzyskach w Londynie i to z większym powodzeniem - powiedziała wtedy Glinka, która wróciła jednak do kadry w 2010 roku. - Macie młody zespół, który jest w stanie wygrywać z najlepszymi i sądzę, że za cztery lata w Londynie osiągnie więcej niż w Pekinie - przyznał z kolei Bonitta. Oboje jednak bardzo się mylili - był to ostatni raz, gdy Polki zagrały w turnieju olimpijskim... aż do teraz.
Polscy siatkarze stali się natomiast etatowymi uczestnikami igrzysk, chociaż awans na tę imprezę nie przychodził im bez problemów, a już w samych rozgrywkach radzili sobie świetnie, ale tylko do... ćwierćfinału.
W 2012 roku w Londynie byli jednymi z faworytów po historycznym triumfie w Lidze Światowej, jednak drogę do strefy medalowej zamknęli im późniejsi mistrzowie olimpijscy Rosjanie, którzy wygrali 3:0. - Okazało się, że tak młody zespół jak reprezentacja Polski, nie zdołał na swoich barkach udźwignąć olbrzymiego ciężaru. Ten medal okazywał się coraz cięższy i cięższy, aż w końcu nas zgniótł. Straciliśmy gdzieś ducha, który towarzyszył nam w Lidze Światowej. To była cena tego sukcesu - tłumaczył porażkę ówczesny trener biało-czerwonych Włoch Andrea Anastasi.
Innego zdania był kapitan kadry Marcin Możdżonek, były środkowy AZS Olsztyn. - Uważam, że nie przegraliśmy igrzysk w głowach. Mieliśmy dziwne wahania formy na tym turnieju. Nie wiem, dlaczego tak się działo. Wszystkie mecze przegraliśmy dlatego, że spisywaliśmy się w nich słabo. Nie ma żadnych usprawiedliwień.
Cztery lata później w Rio de Janeiro Polacy ponownie byli stawiani w roli faworytów, tym bardziej że podchodzili do turnieju jako mistrzowie świata. Po raz czwarty z rzędu nie zdołali jednak przebrnąć ćwierćfinału i ponownie doznali bolesnej porażki 0:3 - ich pogromcami byli późniejsi brązowi medaliści Amerykanie.
- To nie był nasz najlepszy mecz, dlatego też go przegraliśmy. Całość była zła. To nie głowa przegrała, a umiejętności. Mam nadzieję, że to nie był najważniejszy mecz w naszych karierach - powiedział po ćwierćfinale w Rio de Janeiro Bartosz Kurek.
Następne igrzyska w Tokio, które miały się odbyć w 2020 roku, zostały przesunięte o rok z powodu pandemii koronawirusa. Biało-czerwoni mieli więc o rok więcej, by odpowiednio przygotować się do, jak wspólnie zapowiadali, najważniejszego turnieju w ich karierach. Drugi raz z rzędu przystępowali do rywalizacji w roli mistrzów globu.
W 2021 roku byli najbliżej półfinału od 13 lat i porażki z Włochami 2:3. W Tokio prowadzili z Francuzami już 2:1, jednak ostatecznie przegrali po tie-braku. Wielu zawodników nie ukrywało wtedy łez.
- Bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie. Marzyliśmy, by zajść daleko, ale przegraliśmy z Francuzami i nasze marzenia się kończą. Co czujemy? Smutek, rozczarowanie i szok. Byliśmy bardzo zmotywowani, by wygrać, ale nie udało się - przyznał Aleksander Śliwka.
- Pracowaliśmy ciężko, od początku do końca trzymaliśmy się razem i wierzyliśmy, że osiągniemy lepszy wynik niż ćwierćfinał. Koniec tych rozgrywek jest dla nas bardzo smutny i gorzki - dodał Kurek.
Następne igrzyska w Tokio, które miały się odbyć w 2020 roku, zostały przesunięte o rok z powodu pandemii koronawirusa. Biało-czerwoni mieli więc o rok więcej, by odpowiednio przygotować się do, jak wspólnie zapowiadali, najważniejszego turnieju w ich karierach. Drugi raz z rzędu przystępowali do rywalizacji w roli mistrzów globu.
W 2021 roku byli najbliżej półfinału od 13 lat i porażki z Włochami 2:3. W Tokio prowadzili z Francuzami już 2:1, jednak ostatecznie przegrali po tie-braku. Wielu zawodników nie ukrywało wtedy łez.
- Bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie. Marzyliśmy, by zajść daleko, ale przegraliśmy z Francuzami i nasze marzenia się kończą. Co czujemy? Smutek, rozczarowanie i szok. Byliśmy bardzo zmotywowani, by wygrać, ale nie udało się - przyznał Aleksander Śliwka.
- Pracowaliśmy ciężko, od początku do końca trzymaliśmy się razem i wierzyliśmy, że osiągniemy lepszy wynik niż ćwierćfinał. Koniec tych rozgrywek jest dla nas bardzo smutny i gorzki - dodał Kurek.
Na początku października zeszłego roku siatkarze prowadzeni przez serbskiego trenera Grbica wywalczyli awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu. Turniej kwalifikacyjny w chińskim Xi'an zakończyli bez porażki, ale bilet do stolicy Francji zapewnili sobie już na jeden mecz przed końcem rozgrywek.
Będą to dla nich szóste igrzyska olimpijskie z rzędu i kolejna okazja, by przełamać "klątwę ćwierćfinałów", która ciąży na nich od 2004 roku. Zespół oraz szkoleniowiec zapowiadają, że ich celem jest przywiezienie ze stolicy Francji medalu.
Siatkarze dołączyli do swoich koleżanek po fachu, które awans zapewniły sobie dwa tygodnie wcześniej w jednym z trzech interkontynentalnych turniejów kwalifikacyjnych. Podopieczne włoskiego trenera Lavariniego pokonały w Łodzi m.in. wyżej notowane Amerykanki i Włoszki 3:1.
- To były niesamowite emocje. Wiedziałyśmy, że poprzeczka będzie szła w górę i faktycznie tak było. Myślę, że zachowałyśmy to, co najlepsze na sam koniec zawodów. Na pewno kibice nam pomogli - mówiła po ostatnim meczu z Włoszkami Agnieszka Korneluk.
Zmagania siatkarzy i siatkarek w Paryżu rozpoczną się 27 lipca i potrwają do 11 sierpnia.
Siatkarze dołączyli do swoich koleżanek po fachu, które awans zapewniły sobie dwa tygodnie wcześniej w jednym z trzech interkontynentalnych turniejów kwalifikacyjnych. Podopieczne włoskiego trenera Lavariniego pokonały w Łodzi m.in. wyżej notowane Amerykanki i Włoszki 3:1.
- To były niesamowite emocje. Wiedziałyśmy, że poprzeczka będzie szła w górę i faktycznie tak było. Myślę, że zachowałyśmy to, co najlepsze na sam koniec zawodów. Na pewno kibice nam pomogli - mówiła po ostatnim meczu z Włoszkami Agnieszka Korneluk.
Zmagania siatkarzy i siatkarek w Paryżu rozpoczną się 27 lipca i potrwają do 11 sierpnia.
PRZEDŁUŻONE KONTRAKTY
Polski Związek Piłki Siatkowej (PZPS) przedłużył kontrakty z trenerem siatkarek Stefano Lavarinim oraz szkoleniowcem siatkarzy Nikolą Grbicem do igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku - poinformował prezes Sebastian Świderski.
Szef federacji ogłosił przedłużenie obu kontraktów jednocześnie po uroczystości ślubowania olimpijskiego reprezentacji siatkarek i siatkarzy w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Zespoły następnie udały się w podróż do Francji, gdzie od soboty będą rywalizować w igrzyskach w Paryżu.
- Panowie trenerzy zostają z nami na dłużej. Ogłaszamy to w tym momencie (przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu - red.), jako wyraz zaufania do ich pracy i tego, czego już dokonali. Cieszymy się, że przez następne lata będą mogli rozwijać nasze reprezentacje. Życzę powodzenia, nie tylko podczas igrzysk, ale także w następnych latach. Życzę tak samo owocnej pracy - powiedział Świderski. - Trenerów ocenia się po wynikach, a jak widać w ostatnich latach te wyniki mamy - dodał.
Umowy zostały przedłużone do następnych igrzysk olimpijskich w Los Angeles, z możliwością weryfikacji po dwóch latach. Jak poinformował prezes PZPS, nowe kontrakty zostały podpisane kilka dni przed ich oficjalnym ogłoszeniem, chociaż już wcześniej było wiadomo, że z siatkarzami zostanie trener Grbic. Dopiero niedawno doszło jednak do porozumienia z Lavarinim.
Polski Związek Piłki Siatkowej (PZPS) przedłużył kontrakty z trenerem siatkarek Stefano Lavarinim oraz szkoleniowcem siatkarzy Nikolą Grbicem do igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku - poinformował prezes Sebastian Świderski.
Szef federacji ogłosił przedłużenie obu kontraktów jednocześnie po uroczystości ślubowania olimpijskiego reprezentacji siatkarek i siatkarzy w siedzibie Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Zespoły następnie udały się w podróż do Francji, gdzie od soboty będą rywalizować w igrzyskach w Paryżu.
- Panowie trenerzy zostają z nami na dłużej. Ogłaszamy to w tym momencie (przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu - red.), jako wyraz zaufania do ich pracy i tego, czego już dokonali. Cieszymy się, że przez następne lata będą mogli rozwijać nasze reprezentacje. Życzę powodzenia, nie tylko podczas igrzysk, ale także w następnych latach. Życzę tak samo owocnej pracy - powiedział Świderski. - Trenerów ocenia się po wynikach, a jak widać w ostatnich latach te wyniki mamy - dodał.
Umowy zostały przedłużone do następnych igrzysk olimpijskich w Los Angeles, z możliwością weryfikacji po dwóch latach. Jak poinformował prezes PZPS, nowe kontrakty zostały podpisane kilka dni przed ich oficjalnym ogłoszeniem, chociaż już wcześniej było wiadomo, że z siatkarzami zostanie trener Grbic. Dopiero niedawno doszło jednak do porozumienia z Lavarinim.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez