Podróżnik z Judzik koło Olecka relacjonuje z Meksyku

2018-07-02 09:46:04(ost. akt: 2018-07-02 09:53:56)

Autor zdjęcia: Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski zwiedza swój kolejny - już 111 kraj. W tym roku celem jego wyprawy jest Meksyk. Towarzyszy mu Anna Kielar – nauczycielka z Częstochowy. Podróżnik z Judzik niemal codziennie przesyła nam swój dziennik z podróży.

25.06.2018 r.
W tym roku wybór dwumiesięcznej wyprawy wakacyjnej padł na Meksyk, a w zasadzie na Meksykańskie Stany Zjednoczone (oficjalna nazwa państwa, leżącego w Ameryce Północnej). I jest to moje 111. państwo świata, które zwiedzam.
Meksyk zajmuje powierzchnię prawie 2 mln km2. Duże terytorium i w związku z tym nie będę jechać na łeb i szyję, żeby być wszędzie. Nie chcę być Indianinem na koniu, który przemierza Meksyk wzdłuż i wszerz …, aby do przodu, aby do przodu. Chcę spokoju i trochę pomieszkania tu i tam. Bez planu i trasy podróży. Niechaj kolejny dzień decyduje za siebie i mnie w nim odnajduje.

26.06.2018 r.
Moją towarzyszką podróży jest („w dalszym ciągu”) Anna Kielar – nauczycielka z Częstochowy. Nie wiem jak ze sobą wytrzymujemy tyle lat – dwie różne osobowości, naprawdę diametralnie inne, takie dwie indywidualności pod każdym względem.
O Meksyku naczytałem się w wielu źródłach, że jest bardzo niebezpiecznie, że gangi, kartele narkotykowe, przemoc. Zobaczymy. Może akurat nie będzie aż tak tragicznie.

27.06.2018 r., Mexico City (stolica)
Lotnisko Benito Juarez nawet przyzwoite. Bagaż każdego pasażera obwąchuje pies. U nas w plecakach były ciastka i kanapki, oczywiście pies je wywąchał i musieliśmy podejść do specjalnej kontroli, która na szczęście trwała bardzo krótko. Ciastka zostały zwrócone, kanapki nie. Kontrola paszportowa też trwała krótko, wcześniej trzeba było wypełnić kartę migracyjną, której jedną część należy trzymać w paszporcie do chwili wyjazdu. Spokój. Żadnego hałasu, przekrzykiwania się. Porządek.

Wyjazd z lotniska nie stwarza najmniejszego problemu. Do centrum można dostać się metrem, taksówką lub metrobusem. My wybraliśmy metrobus. Jego przystanek znajduje się przy hali przylotów, przy drzwiach nr 7. Najpierw w tej samej hali i przy tych samych drzwiach trzeba kupić w automacie kartę CDMX i ją doładować. W Warszawie wymieniłem 800 zł na peso, więc miałem gotówkę i kartę kupiliśmy natychmiast. Kosztowała 10 peso, a doładowanie 90, bo na jedną osobę bilet kosztuje 30 peso (5,60 zł), ale tylko na trasie z lotniska do któregoś tam przystanku, a normalnie to 6 (1,13 zł). Kartę przykłada się do czytnika w metrobusie. Przejazd bezproblemowy.
Na lotnisku jest mnóstwo kantorów i jak się później okazało był lepszy kurs niż w mieście. A miasto – brzydkie, bez wyrazu, brudne. To chyba jedna z najbrzydszych stolic świata. Takie mam odczucie jak na razie. Wysiedliśmy w Centro Historico, bo tam był nasz hostel – Casa San Ildefonso. Drogę do hostelu przebiegł nam dużych rozmiarów szczur. Akurat wybiegł z naszego hostelu. Drugiego szczura widziałem świeżo rozjechanego na jednej z ulic.

Hostel na booking.com wyglądał przyzwoicie, w rzeczywistości fatalnie. No może nie aż tak bardzo źle, ale mi się nie podoba. Mieszkamy niby w apartamencie, 40 m2 – podłoga krzywa, łóżko małe, łazienka ze zlewem średniowiecznym, niezbyt proste ściany, trochę wilgoci i 2400 peso za 3 noclegi (450 zł). Myślę, chociaż już nawet wiem, że ten wyjazd będzie bardzo drogi. Sam bilet do Meksyku kosztował 4200 zł i noclegi są drogie.
W Meksyku jest teraz pora deszczowa i wspaniała temperatura, w dzień tylko 25 stopni. Nie czuć wilgotności, którą rok temu fatalnie przerabiałem w Panamie. Ranki i noce chłodne.

Różnica czasu z Polską wynosi 7 godzin do tyłu. Widno robi się po godz. 7., a ciemnieje po godz. 18.
Wielu biednych ludzi, niektórzy leżą na chodniku i opierają się o ściany. Nie są groźni. Na szczęście nikt nikogo nie zaczepia.

Meksyk zamieszkuje 124 miliony ludzi, a samą stolicę – Meksyk (nazwa taka sama jak i państwa) 20 mln. Jest jednym z najgęściej zaludnionych miast na świecie.
Czuję, że w Meksyku będę głodował. Nie smakuje mi miejscowe jedzenie. Jest bez smaku, bez wyrazu. Kuchnia meksykańska … no tak, ale w Polsce i z polskich potraw. Jemy z Anią w przydrożnych lokalach i może stąd to wynika. W dodatku żadnego normalnego sklepu, nie mówiąc o supermarketach, takich jak w Europie. Dzisiaj przeszliśmy kilkanaście kilometrów i nic, nie było supermarketu. Nie do uwierzenia. Są bazary, ale to nie to. Owszem, można pooglądać towary, nacieszyć oko ich widokiem, bo jak przychodzi do kupowania to ceny szybko rosną. W zasadzie nie wiadomo co ile kosztuje, nie ma cen przy towarach. Nie znoszę takich miejsc i sytuacji.

Za 1 kg pomidorów zapłaciłem 16 peso (3 zł). Tutaj, pomimo że waluta jest peso meksykańskie (MXN) wszyscy używają nazwy dolar (S). Za śniadanie (bo w hostelu mamy od jutra) zapłaciliśmy po 40 peso (7,50 zł) – dwa smażone jajka, plasterki mięsa, coś z fasoli, bułka, kawa (najgorsza, jaką piłem do tej pory), napój. Obiad za dwie osoby wyniósł nas 131 peso (24,50 zł) – rosół w wykonaniu miejscowym (kawałki szyi kurczaka, kilka plasterków marchwi i ziemniaków) z ryżem, kurczak w sosie mole (okropny), tortilla. Butelka litrowej wody kosztuje 10 peso (1,88 zł).
Dzisiaj był mecz Meksyk-Szwecja (0-3) – w ramach XXI Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej. Na Starym Mieście (Centro Historico) ustawiony był wielki telebim i wpatrywało się w niego tysiące meksykańskich oczu. Kibice po meczu rozchodzili się w miarę spokojnie może dlatego, że dookoła było mnóstwo policjantów. My też się staraliśmy nie rzucać w oczy i było ok.

Dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie serca stolicy – Zocalo (mieszkamy 300 metrów od niego), zbudowany przez Hiszpanów dokładnie w miejscu zburzonego ośrodka rytualnego azteckiej stolicy Tenochtitlan – w kształcie piramid schodkowych. Największą atrakcją placu są odkopane ruiny. Stanowisko archeologiczne Templo Mayor to coś niezwykłego. Znajduje się w nim kamienny dysk z wizerunkiem Coyolxauhqui, bogini księżyca. Coyolxauhqui była uważana za córkę Coatlicue, bigini matki. Odkrywszy, że jej matka w cudowny sposób zaszła w ciążę, Coyolxauhqui poprzysięgła zmazać hańbę i zabić ją. Zanim jednak zdążyła to uczynić, z łona Coatlicue wyskoczył uzbrojony Huitzilopochtli i odciął swej siostrze głowę i członki, a jej ciało zrzucił z góry. Następnie wygnał 400. sprzymierzonych z nią braci, którzy rozproszyli się i stali się gwiazdami
Podczas określonych świąt w azteckim kalendarzu w Templo Mayor składano m.in. krwawe ofiary z ludzi w celu przebłagania bogów i zapewnienia pomyślności społeczeństwu Azteków. Kapłani wycinali ofiarom serca, skrapiali posągi bogów krwią i wrzucali serce do kamiennej misy z kanalikami odprowadzającymi krew. Ciało wyrzucano na schody świątyni. Ofiarami byli najczęściej jeńcy wojenni, dlatego m.in. Aztekowie prowadzili liczne wojny.
Wspaniałe są budowle kolonialne, jak kościoły, katedra czy Palacio Nacional. Catedral Metropoitana jest największym kościołem w całej Ameryce Łacińskiej. Budowę katedry rozpoczęto w 1573 r. Jest mieszanką różnych stylów architektonicznych. Przepięknie prezentuje się Ołtarz Królów z lat 1718-1737.
Zimno, Ania będzie spać w polarze.
W Meksyku jest teraz godzina 19.00 – środa, a w Polsce 1.00 – czwartek.
Na razie mi się Meksyk nie podoba, oczywiście oprócz zabytków.
cdn.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5