Wywiad z Janem Glinczewskim, założycielem i honorowym prezesem Konfederacji Polaków Podola. Wojciech Jankowski przeprowadził go w dniu obchodów 95. rocznicy sojuszu Piłsudski-Petlura w Winnicy.
Czy jest Pan zadowolony z dzisiejszych uroczystości?
Tak, oczywiście. Nareszcie są owoce rozmów o przyjaźni polsko-ukraińskiej, winnicko-kieleckiej. W 2008 roku pozwolono nam wmurować, przede wszystkim przy pomocy samorządu miasta Kielce, tablicę ku pamięci pobytu Piłsudskiego. Według diariusza adiutanta Piłsudskiego przebywał tu trzy dni, ale starzy Polacy mówili mi, że był tu ponad tydzień, a może nawet dwa tygodnie. Rozmowy z Petlurą były bardzo ważne, istotne dla przyszłości Polski. On to przeczuwał i teraz możemy być tylko zachwyceni tym, jak daleko przewidywał, a temat pozostaje aktualny w XXI wieku.
Pamiętam, że rozmawiałem z Panem dziewięć miesięcy temu i wtedy nie był Pan takim optymistą.
Oczywiście, tak jak panu powiedziałem. Dziś świętują podpisanie umowy z 21 kwietnia 1920 roku, ale żadne „naczalstwo” nie upomniało się o to, że 26 kwietnia, czyli kilka dni po podpisaniu umowy, Polacy zaatakowali wojska bolszewickie i 26 kwietnia wyzwolili Winnicę. Dobrze by było mieć ulicę 26 kwietnia – od dawna tę kwestię poruszam – żadna ulica w Winnicy nie nosi tej nazwy. Może teraz dostukamy się do Ukraińców. Trudno powiedzieć, chociaż ogłoszono już koniec z bolszewizmem, jest już przyjęta ustawa, ale ja mam swoje lata i jestem trochę sceptyczny, czy pesymistyczny. Nadzieję mam, ale wskutek mojego doświadczenia jestem pesymistą.
Niedawno w Polsce ukazał się artykuł Jarosława Hrycaka w Więzi. Napisał, że postać Piłsudskiego nie jest na Ukrainie znana i ludzie powtarzają, to co było napisane w sowieckich podręcznikach…
Tak! Ja to słyszałem przynajmniej dziesiątki razy, jak tu stawaliśmy przy tablicy, ktoś przechodził, pluł na chodnik i przeklinał, mówił: „To Piłsudski, który zniszczył tysiące Ukraińców”. Ręce opadają od takiej ignorancji i Ukraińcy są niestety w tej ignorancji uparci. Żeby wreszcie uświadomili sobie znaczenie tak wielkiej postaci i tego co dla nich zrobił, że dał im nadzieję! A że nie skorzystali? Z prostej przyczyny. Niestety, naród nie poszedł za atamanem Petlurą, bo bardziej przemawiało hasło bolszewickie „kradnij skradzione”. Na tyle, że do dziś chcą grabić tę Ukrainę.
Długo Pan się starał o tablicę?
Bardzo długo! Od samego początku, od samego pomysłu, minęło kilkanaście lat. Pracowałem przy tej tablicy, kiedy już było pozwolenie rady miejskiej i miejsce znaleziono. Zachował się dom, gdzie Piłsudski mieszkał – miałem pomysł, żeby umieścić ją na tym domu. Ale decyzja zapadła, że będzie w miejscu, gdzie była rada miasta i gdzie występował 17 maja na dużym wiecu.
Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 9 Kuriera Galicyjskiego 15 maja – 28 maja 2015
Tak, oczywiście. Nareszcie są owoce rozmów o przyjaźni polsko-ukraińskiej, winnicko-kieleckiej. W 2008 roku pozwolono nam wmurować, przede wszystkim przy pomocy samorządu miasta Kielce, tablicę ku pamięci pobytu Piłsudskiego. Według diariusza adiutanta Piłsudskiego przebywał tu trzy dni, ale starzy Polacy mówili mi, że był tu ponad tydzień, a może nawet dwa tygodnie. Rozmowy z Petlurą były bardzo ważne, istotne dla przyszłości Polski. On to przeczuwał i teraz możemy być tylko zachwyceni tym, jak daleko przewidywał, a temat pozostaje aktualny w XXI wieku.
Pamiętam, że rozmawiałem z Panem dziewięć miesięcy temu i wtedy nie był Pan takim optymistą.
Oczywiście, tak jak panu powiedziałem. Dziś świętują podpisanie umowy z 21 kwietnia 1920 roku, ale żadne „naczalstwo” nie upomniało się o to, że 26 kwietnia, czyli kilka dni po podpisaniu umowy, Polacy zaatakowali wojska bolszewickie i 26 kwietnia wyzwolili Winnicę. Dobrze by było mieć ulicę 26 kwietnia – od dawna tę kwestię poruszam – żadna ulica w Winnicy nie nosi tej nazwy. Może teraz dostukamy się do Ukraińców. Trudno powiedzieć, chociaż ogłoszono już koniec z bolszewizmem, jest już przyjęta ustawa, ale ja mam swoje lata i jestem trochę sceptyczny, czy pesymistyczny. Nadzieję mam, ale wskutek mojego doświadczenia jestem pesymistą.
Niedawno w Polsce ukazał się artykuł Jarosława Hrycaka w Więzi. Napisał, że postać Piłsudskiego nie jest na Ukrainie znana i ludzie powtarzają, to co było napisane w sowieckich podręcznikach…
Tak! Ja to słyszałem przynajmniej dziesiątki razy, jak tu stawaliśmy przy tablicy, ktoś przechodził, pluł na chodnik i przeklinał, mówił: „To Piłsudski, który zniszczył tysiące Ukraińców”. Ręce opadają od takiej ignorancji i Ukraińcy są niestety w tej ignorancji uparci. Żeby wreszcie uświadomili sobie znaczenie tak wielkiej postaci i tego co dla nich zrobił, że dał im nadzieję! A że nie skorzystali? Z prostej przyczyny. Niestety, naród nie poszedł za atamanem Petlurą, bo bardziej przemawiało hasło bolszewickie „kradnij skradzione”. Na tyle, że do dziś chcą grabić tę Ukrainę.
Długo Pan się starał o tablicę?
Bardzo długo! Od samego początku, od samego pomysłu, minęło kilkanaście lat. Pracowałem przy tej tablicy, kiedy już było pozwolenie rady miejskiej i miejsce znaleziono. Zachował się dom, gdzie Piłsudski mieszkał – miałem pomysł, żeby umieścić ją na tym domu. Ale decyzja zapadła, że będzie w miejscu, gdzie była rada miasta i gdzie występował 17 maja na dużym wiecu.
Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 9 Kuriera Galicyjskiego 15 maja – 28 maja 2015
Komentarze (0)
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez