Zrozumieć nie znaczy zaakceptować
2023-01-16 18:57:50(ost. akt: 2023-01-16 19:09:20)
Polaków i Ukraińców więcej dzisiaj łączy niż dzieli. Ale Ukraina jest w zupełnie innym momencie historycznym, albowiem na naszych oczach tworzy się jej mit założycielski wraz ze stanowiącymi o narodowej tożsamości bohaterami. To ważny proces, który może zweryfikować postrzeganie przeszłości i odcięcie się od jej demonów.
Wprawdzie pisarz Bertold Brecht uważał, że „Nieszczęśliwy to kraj, który potrzebuje bohaterów”, ale trudno przecież wyobrazić sobie bez nich, jak również bez narodowych mitów, jakikolwiek kraj. Symbole i pomniki, choć upraszczają rzeczywistość, są jednak potrzebne, bo oprócz tego, że pełnią rolę kulturotwórczą, to kształtują świadomość i zwracają uwagę na ważne dla danej społeczności wartości. Jako Polacy doskonale to rozumiemy, doceniając dziedzictwo Józefa Piłsudskiego, Jana Pawła II czy Adama Mickiewicza. I choć dość powszechnie wydaje nam się, że niekiedy dzieli nas przepaść, to mimo tego, że odwołujemy się do różnych wizji tradycji i historii, fundamenty naszej tożsamości są wspólne.
Ukraińcy nie mają takiego szczęścia. Historia brutalnie odcisnęła na nich swe piętno i nie pozwala o sobie zapomnieć. A zmierzenie się z nią niewątpliwie wymaga czasu.
– Jako naród jesteście jednością. Owszem, różnicie się w poglądach, ale przecież to normalne. Jednak mówicie jednym językiem, macie wspólną wiarę, wiecie, skąd pochodzicie. Kiedy zapytać o to wszystko Ukraińca, wszystko się skomplikuje. Polak mówi po polsku, tymczasem wielu Ukraińców wciąż mówi tylko po rosyjsku – powiedział w 2018 roku były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, który poruszył także kwestię oddawania hołdu narodowym herosom: „Kto jest bohaterem Polski? Odpowiedź będzie prosta: osoby, które walczyły o niepodległość państwa polskiego! (…) A kto jest bohaterem dla Ukrainy? Odpowiedź musi być analogiczna: ludzie, którzy walczyli o wolność i niepodległość Ukrainy”. Proste? No właśnie cholernie skomplikowane.
Ukraińcy nie mają takiego szczęścia. Historia brutalnie odcisnęła na nich swe piętno i nie pozwala o sobie zapomnieć. A zmierzenie się z nią niewątpliwie wymaga czasu.
– Jako naród jesteście jednością. Owszem, różnicie się w poglądach, ale przecież to normalne. Jednak mówicie jednym językiem, macie wspólną wiarę, wiecie, skąd pochodzicie. Kiedy zapytać o to wszystko Ukraińca, wszystko się skomplikuje. Polak mówi po polsku, tymczasem wielu Ukraińców wciąż mówi tylko po rosyjsku – powiedział w 2018 roku były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, który poruszył także kwestię oddawania hołdu narodowym herosom: „Kto jest bohaterem Polski? Odpowiedź będzie prosta: osoby, które walczyły o niepodległość państwa polskiego! (…) A kto jest bohaterem dla Ukrainy? Odpowiedź musi być analogiczna: ludzie, którzy walczyli o wolność i niepodległość Ukrainy”. Proste? No właśnie cholernie skomplikowane.
Nie ma ucieczki od historii
Co łączy Polaków? Rosja, a właściwie instynktowna niechęć wobec państwa nad Wołgą, które zarządzane przez cara, I sekretarza czy „prezydenta” pozostaje niezmienne. Świadomość możliwości życia pod moskiewskim butem napawa nas strachem, obrzydzeniem i mobilizuje do działania. W przypadku Ukraińców sytuacja przedstawia się podobnie. Oni także wiedzą, co znaczy rosyjska/sowiecka władza. Nic więc dziwnego, że w ich oczach bohater, to ten, który nie padł przed Moskalami na kolana, ale walczył przeciwko nim z bronią w ręku. I w tym momencie dopada nas historia.
Polsko-ukraińskie stosunki przez lata obciążone były niezwykle trudną i bolesną historią, której symbolem jest rzeź wołyńska dokonana w latach 1943–1945. Z tego powodu Polak słysząc UPA czy Bandera, ma przed oczami 100 tys. bestialsko zamordowanych rodaków i nawet kierując się dobrą wolą w stosunku do sąsiadów, nie może zrozumieć, dlaczego oficjalne organy państwowe w Ukrainie nie chcą przebić Bandery osinowym kołkiem jako wampira minionych czasów. Z pewnością byłoby to o wiele prostsze, gdyby nie… Rosja.
Ukraina potrzebuje bohaterów i legend, zwłaszcza dzisiaj, broniąc się przed inwazją terrorystycznego państwa. Wobec tego wszystko co antyrosyjskie ma swoją wartość i teoretycznie zdaje się użyteczne. Problem w tym, że dla niejednego Ukraińca symbolami walki z najeźdźcą ze wschodu są właśnie Stepan Bandera i Ukraińska Armia Powstańcza. Jest to zrozumiałe, zważywszy na fakt, że Sowieci zwalczając UPA po 1945 roku, zamordowali 153 tys. Ukraińców, aresztowali 134 tys. i deportowali 203 tys. Notabene mit Bandery jako bojownika o wolność Ukrainy zrodził się tuż po jego śmierci z rąk agenta KGB w 1959 roku.
W pewnym sensie UPA i Bandera dla Ukraińców są tym, czym dla nas żołnierze wyklęci. Jak to jednak zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Kanadyjski historyk ukraińskiego pochodzenia John-Paul Himka zwracając uwagę, że UPA skażona była zbrodniczą ideologią i praktyką, zapytał: „czy można przyjąć nacjonalistyczne dziedzictwo jako dziedzictwo narodowe i tak po prostu zapomnieć o jego ciemnej stronie?”.
W istocie jest to zasadnicze pytanie, bo zwracając uwagę na niepodległościowy charakter działalności UPA, nie możemy zapominać, że była ona częścią międzynarodówki faszystowskiej. Mroczne dziedzictwo ukraińskiej partyzantki, której sposób myślenia o państwie był zbieżny z nazistowskim i komunistycznym, jest bezsporne, dlatego nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę ówczesne uwarunkowania geopolityczne, to dojdziemy wniosku, że barbarzyństwo nie pasuje do fundamentów, na których opiera się cywilizacja łacińska, z której zrodziła się UE. Zdanie polskiego szefa MSZ sprzed sześciu lat, że „Ukraina nie wejdzie do Europy z Banderą”, w dalszym ciągu pozostaje aktualne.
Od razu zaznaczmy, że w Ukrainie w kwestii ludobójstwa na Wołyniu dominuje pogląd, że na wojnie działy się rzeczy straszne, a obie strony zadawały sobie dotkliwe rany. Naturalnie jest to sprzeczne z polską optyką i prawdą historyczną, ale gwoli ścisłości warto przypomnieć, że w 2016 prezydent Ukrainy Petro Poroszenko złożył przed stołecznym Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej hołd ofiarom tejże zbrodni i uklęknął przed monumentem.
Wyraźnie należy też podkreślić, że w Ukrainie, poza absolutnym marginesem, nikt nie odwołuje się do krwawego dziedzictwa UPA, a sama formacja została w pewien sposób odideologizowana. Wszak nacjonalistyczna partia „Swoboda” w ostatnich wyborach otrzymała 2,2 procenta poparcia, dlatego mówienie o ukraińskim nacjonalizmie jest powielaniem rosyjskiej propagandy.
Polsko-ukraińskie stosunki przez lata obciążone były niezwykle trudną i bolesną historią, której symbolem jest rzeź wołyńska dokonana w latach 1943–1945. Z tego powodu Polak słysząc UPA czy Bandera, ma przed oczami 100 tys. bestialsko zamordowanych rodaków i nawet kierując się dobrą wolą w stosunku do sąsiadów, nie może zrozumieć, dlaczego oficjalne organy państwowe w Ukrainie nie chcą przebić Bandery osinowym kołkiem jako wampira minionych czasów. Z pewnością byłoby to o wiele prostsze, gdyby nie… Rosja.
Ukraina potrzebuje bohaterów i legend, zwłaszcza dzisiaj, broniąc się przed inwazją terrorystycznego państwa. Wobec tego wszystko co antyrosyjskie ma swoją wartość i teoretycznie zdaje się użyteczne. Problem w tym, że dla niejednego Ukraińca symbolami walki z najeźdźcą ze wschodu są właśnie Stepan Bandera i Ukraińska Armia Powstańcza. Jest to zrozumiałe, zważywszy na fakt, że Sowieci zwalczając UPA po 1945 roku, zamordowali 153 tys. Ukraińców, aresztowali 134 tys. i deportowali 203 tys. Notabene mit Bandery jako bojownika o wolność Ukrainy zrodził się tuż po jego śmierci z rąk agenta KGB w 1959 roku.
W pewnym sensie UPA i Bandera dla Ukraińców są tym, czym dla nas żołnierze wyklęci. Jak to jednak zwykle bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Kanadyjski historyk ukraińskiego pochodzenia John-Paul Himka zwracając uwagę, że UPA skażona była zbrodniczą ideologią i praktyką, zapytał: „czy można przyjąć nacjonalistyczne dziedzictwo jako dziedzictwo narodowe i tak po prostu zapomnieć o jego ciemnej stronie?”.
W istocie jest to zasadnicze pytanie, bo zwracając uwagę na niepodległościowy charakter działalności UPA, nie możemy zapominać, że była ona częścią międzynarodówki faszystowskiej. Mroczne dziedzictwo ukraińskiej partyzantki, której sposób myślenia o państwie był zbieżny z nazistowskim i komunistycznym, jest bezsporne, dlatego nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę ówczesne uwarunkowania geopolityczne, to dojdziemy wniosku, że barbarzyństwo nie pasuje do fundamentów, na których opiera się cywilizacja łacińska, z której zrodziła się UE. Zdanie polskiego szefa MSZ sprzed sześciu lat, że „Ukraina nie wejdzie do Europy z Banderą”, w dalszym ciągu pozostaje aktualne.
Od razu zaznaczmy, że w Ukrainie w kwestii ludobójstwa na Wołyniu dominuje pogląd, że na wojnie działy się rzeczy straszne, a obie strony zadawały sobie dotkliwe rany. Naturalnie jest to sprzeczne z polską optyką i prawdą historyczną, ale gwoli ścisłości warto przypomnieć, że w 2016 prezydent Ukrainy Petro Poroszenko złożył przed stołecznym Pomnikiem Rzezi Wołyńskiej hołd ofiarom tejże zbrodni i uklęknął przed monumentem.
Wyraźnie należy też podkreślić, że w Ukrainie, poza absolutnym marginesem, nikt nie odwołuje się do krwawego dziedzictwa UPA, a sama formacja została w pewien sposób odideologizowana. Wszak nacjonalistyczna partia „Swoboda” w ostatnich wyborach otrzymała 2,2 procenta poparcia, dlatego mówienie o ukraińskim nacjonalizmie jest powielaniem rosyjskiej propagandy.
Nie przeciwko wam!
1 stycznia 2023 roku media obiegła informacja, iż w 114. rocznicę urodzin Stepana Bandery Rada Najwyższa Ukrainy na Twitterze opublikowała zdjęcie naczelnego dowódcy ukraińskiej armii gen. Wałerija Załużnego pod portretem przywódcy UPA i przytoczyła cytaty z książek Bandery. Rzeczony wpis szybko zniknął, po tym, jak swoją dezaprobatę wyraził m.in. premier Mateusz Morawiecki, zapowiadając rozmowę z premierem Denysem Szmyhalem.
Paradoksalnie pojawienie się przywołanego powyżej tweeta jest dowodem na to, że zagadnienie rzezi wołyńskiej w Ukrainie odgrywa marginalne znaczenie, a martyrologia narodu polskiego jest tam po prostu nieznana i nierozumiana. Trudno przecież zakładać, że w obliczu obecnych stosunków polsko-ukraińskich nasi sąsiedzi chcieliby nas sprowokować!
I znowu wracamy do różnej optyki, o której 5 lat temu mówił Wiktor Juszczenko: „Polacy, proszę was, żebyście to zrozumieli: my naprawdę nie czcimy Bandery jako kogoś, kto walczył przeciwko wam! Patrzymy na niego jako na bohatera walk o niepodległość Ukrainy. Hołd, który oddajemy Banderze, nie ma charakteru antypolskiego, jest natomiast ważny dla przyszłości Ukrainy”.
Były prezydent zapomina jednak, że przyszłości nie można budować na krwawych podstawach, bo stąd tylko krok do relatywizowania zbrodni. Proszę wyobrazić sobie niemieckiego polityka, który niuansowałby działalność NSDAP. Z drugiej strony mówienie o tym, że w Ukrainie istnieje szeroko rozwinięty kult Bandery i UPA, jest wyraźnym nadużyciem. Bandera nie jest bowiem szczególnie rozpoznawalny poza terenami dawnej Galicji. Jego umowny kult ma charakter regionalny, a sprawy związane z pamięcią historyczną długo były dla Ukraińców czymś wtórnym.
A propos pomników Bandery, to stoją one w zachodniej Ukrainie, gdzie proeuropejskie nastawienie jest zdecydowanie silniejsze niż na wchodzie. Tam rosyjskie wpływy przez lata były silniejsze, dlatego Banderę jako wroga ZSRR uważa się za zbrodniarza. Z tego powodu w 2010 roku tuż po wygranych wyborach prezydenckich przez Wiktora Janukowycza doniecki okręgowy sąd administracyjny uznał, że dekret o nadaniu Banderze tytułu Bohatera Ukrainy wydany przez poprzedniego prezydenta kraju Wiktora Juszczenkę jest sprzeczny z prawem.
Paradoksalnie pojawienie się przywołanego powyżej tweeta jest dowodem na to, że zagadnienie rzezi wołyńskiej w Ukrainie odgrywa marginalne znaczenie, a martyrologia narodu polskiego jest tam po prostu nieznana i nierozumiana. Trudno przecież zakładać, że w obliczu obecnych stosunków polsko-ukraińskich nasi sąsiedzi chcieliby nas sprowokować!
I znowu wracamy do różnej optyki, o której 5 lat temu mówił Wiktor Juszczenko: „Polacy, proszę was, żebyście to zrozumieli: my naprawdę nie czcimy Bandery jako kogoś, kto walczył przeciwko wam! Patrzymy na niego jako na bohatera walk o niepodległość Ukrainy. Hołd, który oddajemy Banderze, nie ma charakteru antypolskiego, jest natomiast ważny dla przyszłości Ukrainy”.
Były prezydent zapomina jednak, że przyszłości nie można budować na krwawych podstawach, bo stąd tylko krok do relatywizowania zbrodni. Proszę wyobrazić sobie niemieckiego polityka, który niuansowałby działalność NSDAP. Z drugiej strony mówienie o tym, że w Ukrainie istnieje szeroko rozwinięty kult Bandery i UPA, jest wyraźnym nadużyciem. Bandera nie jest bowiem szczególnie rozpoznawalny poza terenami dawnej Galicji. Jego umowny kult ma charakter regionalny, a sprawy związane z pamięcią historyczną długo były dla Ukraińców czymś wtórnym.
A propos pomników Bandery, to stoją one w zachodniej Ukrainie, gdzie proeuropejskie nastawienie jest zdecydowanie silniejsze niż na wchodzie. Tam rosyjskie wpływy przez lata były silniejsze, dlatego Banderę jako wroga ZSRR uważa się za zbrodniarza. Z tego powodu w 2010 roku tuż po wygranych wyborach prezydenckich przez Wiktora Janukowycza doniecki okręgowy sąd administracyjny uznał, że dekret o nadaniu Banderze tytułu Bohatera Ukrainy wydany przez poprzedniego prezydenta kraju Wiktora Juszczenkę jest sprzeczny z prawem.
„Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”
Rozliczenie się z bolesna przeszłością i uderzenie we własne piersi wymaga czasu, sprzyjających okoliczności i dobrej woli. Ukraińcy wbrew pozorom są dopiero na początku tej drogi, ponieważ mimo tego, że formalnie od 1991 roku są państwem niepodległym, to wciąż walczą o wydostanie się z rosyjskiej strefy wpływów. Ich wysiłki nadal jednak skupiają się na antyrosyjskości, wskutek czego wpadają w pułapki przeszłości. Poza tym ich doświadczenie komunizmu jest o wiele głębsze niż w przypadku Polski. PRL, choć próbował, nie zmienił społecznej świadomości tak jak ZSRR.
Inwazja Rosji na Ukrainę, a następnie jej bohaterski opór sprawiły, że Kijów, Lwów czy Donieck będą mieć nowych bohaterów, o których słysząc, z pewnością nie będziemy zgrzytali zębami.
A propos szacunku, to 11 stycznia doszło do symbolicznego wydarzenia, jakim było wspólne złożenie wieńców przez prezydentów Andrzeja Dudę i Wołodymyra Zełenskiego na Cmentarzu Orląt we Lwowie oraz oddanie hołdu obrońcom Ukrainy, którzy spoczywają na Cmentarzu Łyczakowskim. Najbardziej bolało to moskiewskich towarzyszy, dla których polsko-ukraiński konflikt jest jak miód na ich brudne czerwone serca.
Inwazja Rosji na Ukrainę, a następnie jej bohaterski opór sprawiły, że Kijów, Lwów czy Donieck będą mieć nowych bohaterów, o których słysząc, z pewnością nie będziemy zgrzytali zębami.
A propos szacunku, to 11 stycznia doszło do symbolicznego wydarzenia, jakim było wspólne złożenie wieńców przez prezydentów Andrzeja Dudę i Wołodymyra Zełenskiego na Cmentarzu Orląt we Lwowie oraz oddanie hołdu obrońcom Ukrainy, którzy spoczywają na Cmentarzu Łyczakowskim. Najbardziej bolało to moskiewskich towarzyszy, dla których polsko-ukraiński konflikt jest jak miód na ich brudne czerwone serca.
Michał Mieszko Podolak
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
as. #3108042 16 sty 2023 23:29
Naprawdę dobry artykuł. Widać z tego, że aby dorosnąć do prawdy, naród musi się najpierw wybić na niepodległość. A budowanie etosu państwa na zbrukanych krwią swych ofiar "bohaterach", na pewno nie pozwoli na stworzenie silnego państwa, bo bolesna prawda zawsze będzie niszczyć jego podwaliny...
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz