Stanisławów, którego już nie ma

2015-03-17 21:48:20 (ost. akt: 2015-03-17 21:55:07)
Stanisławów, którego już nie ma

- Wydaje mi się, że w naszej historii, Polaków i Ukraińców, działo się za dużo takich rzeczy przemilczanych, bo są dla kogoś niewygodne, bolące, nie pasują do czyichś poglądów - mówi Natalia Tkaczyk, tłumacz dwóch książek Tadeusza Olszańskiego o dawnym Stanisławowie (dzisiaj Iwano-Frankiwsk).

Z tłumaczką Natalią Tkaczyk rozmawiał Wojciech Jankowski.

Powiedz, dlaczego zdecydowałaś się przetłumaczyć dwie książki Tadeusza Olszańskiego o swoim mieście?
W tych książkach opisany jest Stanisławów, którego już nie ma. Według mnie najważniejszy jest ten duch Stanisławowa. Tego nie można złapać w kronikach, opisach, czy nawet we wspomnieniach mieszkańców miasta. Tadeusz Olszański jest z pokolenia prawdziwej polskiej inteligencji i pokazuje miasto nieznane Ukraińcom. I czasami nie jest dla nich wygodne, to o czym mówi. Jest to książka dość kontrowersyjna dla Ukraińców.

W jakim sensie jest kontrowersyjna?
Przedstawione są tam okoliczności, detale, na które Ukraińcy spoglądają inaczej. Jest to książka pisana przez Polaka o tamtych czasach. W wydaniach ukraińskich te ostre kąty są łagodzone lub omija się pewne tematy. Moim zdaniem jest to bardzo skomplikowany temat, ale nie jest to dobre, bo w historii powinny być słyszane różne głosy. My, Ukraińcy możemy z tym się godzić lub nie, ale musimy sobie dać radę z tymi doświadczeniami historycznymi. Trzeba je po prostu przyjąć.

Jaki przykład kontrowersyjny mogłabyś wymienić?
Na przykład, gdy w pewnym okresie pomnik Adama Mickiewicza został uszkodzony przez ukraińskich żołnierzy. W różnych wydaniach ukraińskich tego rodzaju rzeczy są przez wydawców po prostu wykreślane, nie podawane do druku. Te przekłady powstają jako wygodne dla kogoś i tak przedstawiają to miasto.

Czy dobrze rozumiem, że wydawcy cenzurują tłumacza?
Takich sytuacji jest 80%. Gdy rozmawiam ze znawcami historii Stanisławowa, to mówią, że wiele faktów nie daje się dopasować, bo są nawiasy i trzy kropki. Wiedzą, że w wydaniu oryginalnym były tam fakty, których nie ma w przekładzie.

Czy znasz przykłady co znika?
Dokładnie nie znam wszystkich przykładów, ale są to fakty, w których Ukraińcy pokazani są w nie bardzo pozytywnym świetle. W książkach Olszańskiego zarówno Polacy, jak i Ukraińcy, i Żydzi są przedstawiani z różnych stron. Są tam przedstawione subiektywne wrażenia. Ale co się tyczy miasta, to moim zdaniem, zachowana jest tam obiektywność. Ukraińcy u niego przedstawieni są jako osoby bardzo melodyczne, duchowe. Bardzo ciepło wspomina swoją nianię – Andzię. Wspomina ją tak samo ciepło jak swoją matkę. Rodzice jego należeli do polskiej inteligencji, a jednak często zostawiali syna w domu opiekunki. Można wywnioskować, że uważali ją prawie za członka rodziny. Gdy zaczęłam tłumaczyć tę książkę, to miałam dylemat, co robić z tymi fragmentami. Po zastanowieniu uznałam, że książka musi ukazać się w całości.

Ale nie masz gwarancji, że tak będzie?
Jest umowa, że wydawcą książek będzie Kurier Galicyjski przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Myślę, że żadnej cenzury tekstu tam już nie będzie. Jeżeli by było, to dla mnie jest to pytanie zasadnicze, cenzurować czy wydawać, wolałabym poczekać i wydać w całości.

Wydaje mi się, że w naszej historii, Polaków i Ukraińców, działo się za dużo takich rzeczy przemilczanych, bo są dla kogoś niewygodne, bolące, nie pasują do czyichś poglądów. Jeżeli będą zarzuty wobec mego przekładu, to będzie to oznaką, że społeczeństwo nie dojrzało jeszcze, aby tę historię przyjmować spokojnie. Spokojne przyjęcie tego możliwe jest, gdy naród uzyska swoja narodową tożsamość.

Czy nie boisz się zarzutów o brak patriotyzmu, na przykład?
Przewiduję taką reakcje czytelnika, ale jestem do tego gotowa. Muszę tu powiedzieć, że w tej książce jest tak wiele patriotyzmu wobec Stanisławowa, że nawet skrajni patrioci przyznają, że odbudowuje to miasto, którego już nie ma. Czytając tę książkę, czytelnik musi sobie zważyć i przekonać się, że na tej szali, gdzie jest miasto, jego ulice, teatry, nawet wiatr, który kołysze drzewa, przeważa wszystko inne. To jest najważniejsze.

W drugiej książce „Stanisławów jednak żyje” umieszczone są biografie polskich rodzin patriotycznych. Czy to będzie interesujące dla Ukraińców?
Pierwsza książka Olszańskiego to są wspomnienia rodzinne. Gdy ukazała się, zaczęto pisać do autora, przesyłać swoje wspomnienia i materiały z prośbą o wykorzystanie w kolejnych pracach. Powiedział wówczas, że stanął przed takim ogromem informacji, że zrozumiał, że musi być dalszy ciąg – druga część. Umieścił w niej nie tylko oddzielne biografie, które mogą być interesujące, ale i inne historie, jedną z takich jest np. uratowanie pomnika Mickiewicza przez pana Tatarę. Ten fakt jest powszechnie znany, ale szczegóły ukazały się dopiero w tej książce: zakopano go na ul. Wowczynieckiej, w nocy go zakopywano. Te wspomnienia ukazały się po raz pierwszy. W drugiej książce są nie tylko opowieści o Stanisławowie, ale np. o Kołomyi, o innych miejscowościach.

Fragmenty twoich przekładów drukowane były w „Hałyckim Korespondencie” i reakcje czytelników były pozytywne.
Tak. Nie tylko były pozytywne, ale ludzie bardzo się interesowali tym tematem. Często piszą do mnie z pytaniami, gdzie można kupić książkę i to w języku polskim. Wielu pyta, kiedy ukarze się książka po ukraińsku. Świadczy to o zainteresowaniu książką. Jest to dla mnie miła niespodzianka. Rozumiem w czym jest rzecz. Tekst jest bardzo literacki, zbliżony do literatury pięknej, a nie do publicystyki, wspomnień. Dlatego ta książka jest taka szczególna.

To znaczy, że wysoko oceniasz pióro autora?
Książkę czyta się jak powieść, jak historię miasta, jak przygody głównego bohatera z dzieciństwa, czy jego rodziny. W tamtych czasach nie można było się nudzić – wciąż coś się działo: wojna, Niemcy, Żydzi, getto, repatriacja. Wszystko to pięknie i ciekawie opisał.

Czy masz polskie korzenie?
Nie. Mam wykształcenie polonistyczne.

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 4 (224) Kuriera Galicyjskiego