Polski chleb w Ułan Ude

2014-09-07 17:17:31 (ost. akt: 2014-09-07 22:07:40)
Polski chleb w Ułan Ude

Autor zdjęcia: AM

Na placu mieliśmy swoje stanowisko, gdzie prezentowaliśmy polski chleb i wypieki. Chętnych do próbowania było wielu. Odwiedził nas nawet prezydent republiki. Podeszła też starsza kobieta z mężem i powiedziała, że ma polskie korzenie. Zaprosiliśmy ją na spotkanie do Domu Polskiego.

Piątek, 5 września 2014 r.
Dzisiaj miałem pierwsze zajęcia indywidualne. Przeprowadziłem je dla pani Olgi, dyrektora polskiej szkoły i dla pani Mariny. Zajęliśmy się mianownikiem i wołaczem. Panie zastanawiały się nad tym, w jaki sposób mają się do mnie zwracać –„proszę pana”, „panie Andrzeju” czy „pan Andrzej”.

Rozwiałem ich wątpliwości. Dokonałem korekty pisma polonijnego „Pierwsze kroki”. Od godz. 13. byłem już tak wszystkim zajęty, że nie miałem kiedy zjeść obiadu i kolacji. Dopiero przed chwilą ugotowałem kilka parówek.

Od wczoraj trwają obchody Dnia Ułan Ude. Miasto świętuję 348. rocznicę powstania. Zostało założone w 1666 r. przez rosyjskich Kozaków jako zimowisko Udińsk. Miałem możliwość uczestnictwa w specjalnym spotkaniu i koncercie z tej okazji – z panią Marią byliśmy w Buriackim Teatrze Opery i Baletu.

Uroczystość rozpoczęła się od wysłuchania i odśpiewania hymnu państwowego Rosji – wszyscy stali na baczność, ja też. W podniosłym nastroju zostały wygłoszone przemówienia władz miasta i republiki oraz wręczono medale zasłużonym mieszkańcom Ułan Ude m.in. dla najlepszego spawacza, najlepszego ślusarza, najlepszego kierowcy autobusu, najlepszego nauczyciela. Jeszcze raz wysłuchaliśmy hymnu i rozpoczęła się część artystyczna.

Byłem trochę zdziwiony, ponieważ przedstawienie, które trwało godzinę rozpoczęło się od amerykańskiego rock and roll’a, zresztą połowa numerów była wykonana w języku angielskim. Na zakończenie pojawił się władca mongolski Czyngis-chan z wojownikami. Całość była świetnie zorganizowana i miała bardzo uroczysty charakter. Wśród widzów więcej było Buriatów niż Rosjan.

Jestem za gruby, nie wchodzi na mnie krakowski strój ludowy, który jutro założę na Święto Chleba.

Dzisiaj było bardzo zimno. Wszyscy chodzili w kurtkach.

Sobota, 6 września 2014 r.
Strój wszedł, ale się nie mogłem zapiąć. Na placu mieliśmy swoje stanowisko, gdzie prezentowaliśmy polski chleb i wypieki. Chętnych do próbowania było wielu. Odwiedził nas nawet prezydent republiki. Podeszła też starsza kobieta z mężem i powiedziała, że ma polskie korzenie. Zaprosiliśmy ją na spotkanie do Domu Polskiego. Członkowie polskiego stowarzyszenia bardzo się zaangażowali w przygotowanie do Święta Chleba, które odbywa się co roku. Swoje wyroby prezentują różne firmy.

Jest to i promocja, i świętowanie, że jest po prostu chleb, że zebrano plony, to taki odpowiednik naszych polskich dożynek. Tutaj na Syberii chleb jest szanowany i ma wielkie znaczenie. Jest jednocześnie symbolem i pamięcią, zwłaszcza dla Polaków zsyłanych na Syberię.

„Główną treść syberyjskiej codzienności stanowiły nieustanna troska o kawałek chleba oraz ciężka, często ponad siły praca. Obraz przeżyć związanych z tymi zjawiskami to w dużej mierze sens zesłańczego obrazu Syberii. Głód, pojęty najdosłowniej, fizycznie doświadczany, prowadzący do skrajnego wyczerpania, a nawet śmierci i głód jako widmo ciążące niemal dotykalną perspektywą nad większością zesłańców – to aż nadto wyraźnie utrwalony w pamięci polskich zesłańców atrybut syberyjskiej poniewierki (…). Chlebem w domu rządził ojciec.

Twierdził, bowiem że trzeba racjonalnie go jeść, bo w przeciwnym wypadku umrzemy z głodu. Miał rację. Trzymał go, więc pod kluczem w kuferku zabranym z Podola. Cała racja dzienna chleba dla naszej ośmioosobowej rodziny wynosiła 3 kg 100 g. Był to bochenek i nieraz kawałeczek. Dzielenie chleba odbywało się dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Szczególnie wieczorne dzielenie utkwiło mi w pamięci. Wszyscy z rodziny z wyjątkiem nas trojga małych dzieci chorowali na tzw. kurzą ślepotę. Polega ona na tym, że z chwilą nastania zmroku nic się nie widzi. Ojciec, pomimo że był ślepy, wiedziony jakimś instynktem, wyjmował z kuferka chleb i dzielił go tzn. krajał każdemu bez wyjątku jednakowy kawałek wielkości dwóch pudełek zapałek. My młodsi roznosiliśmy i kładliśmy każdemu w wyciągnięte i rozłożone dłonie. Jedliśmy w milczeniu – była to nasza rodzinna komunia.”

Po powrocie do domu rozpamiętywaliśmy o chlebie. Przedstawiłem jego krótką historię, w której nawiązałem do polskiego chleba, podkreślając, że chleb nie może być niedobry – może być tylko dobry i bardzo dobry. Najczęściej mówimy, że „pracujemy na chleb”, a nie na mięso, owoce czy słodycze.

Jutro pójdę do „polskiego” kościoła i może do bani.

Andrzej Malinowski (notatka nr 4)

Andrzeja Malinowski
z Judzik koło Olecka to znany podróżnik, który tym razem wyruszył do Buriacji (Federacja Rosyjska), aby wspomagać działalność polonijną, uczyć języka polskiego, historii i geografii Polski oraz podtrzymywać wśród miejscowych Polaków poczucie tożsamości z ojczyzną przodków.


Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: Buriacja