Giżycka Konferencja Ornitologiczna - przybliżyli nam skrzydlaty świat

2022-06-02 18:00:00(ost. akt: 2022-06-14 13:46:36)
Kwokacze wyglądają jak miniaturki bocianów

Kwokacze wyglądają jak miniaturki bocianów

Autor zdjęcia: Krzysztof Pawlukojć

Fascynacja przyrodą nie opiera się na tym, że wszystko jest takie cudowne, tylko na uroku tajemnicy. Coś jest blisko, a jest skryte. I pokazanie tego światu było dla mnie źródłem fascynacji - mówi Tomasz Kłosowski, fotograf, autor albumów przyrodnicznych.
Giżycka Konferencja Ornitologiczna zorganizowana przez Stowarzyszenie Miłośników Mazurskiej Przyrody pokazała, że nie brakuje chętnych do posłuchania opowieści znawców tematu, zobaczenia pięknych i wyjątkowych zdjęć.

Duża w tym zasługa gości zaproszonych na konferencję, m.in. Tomasza Kłosowskiego, znanego fotografa, dziennikarza, gawędziarza. Autor (wspólnie z braćmi: Grzegorzem - fotografem i malarzem oraz Stanisławem - profesorem nauk biologicznych) m.in. albumu „Ptaki biebrzańskich bagien” na co dzień mieszka nad Biebrzą, pozostając w codziennym kontakcie z naturą, ale też z mediami i obserwatorami przyrody.


Gość uraczył obecnych opowieściami o początkach swojej pasji, kulisach fotografii przyrodniczej.
- To już pół wieku naprzykrzania się ptakom. Tyle czasu z bratem, a właściwie z braćmi, zajmujemy się fotografią przyrodniczą - swoją gawędę Tomasz Kłosowski rozpoczął od pokazania czarno-białej fotografii piskląt wrony siwej z szeroko otwartymi dziobami, siedzących w gnieździe. - Dzisiaj fotografowanie ptaków w gniazdach jest źle widziane, wręcz tępione, ale wtedy dla nas to zdjęcie stało się początkiem pasji, pokazuje skąd się wzięły nasze zapały i zachwyty ornitologiczne. Aby zbliżyć się na odległość "strzału", biorąc pod uwagę sprzęt fotograficzny jaki mieliśmy wtedy dostępny, trzeba było mieć gwarancję, że ptak będzie parę metrów od nas, a takim miejscem jest jego gniazdo. Bo fascynacja przyrodą nie opiera się na pięknie, na tym, że wszystko jest takie cudowne, tylko w gruncie rzeczy na uroku tajemnicy. Coś jest blisko, a jest skryte. I pokazanie tego światu było dla mnie źródłem fascynacji. To właśnie gniazdo jest takim ukrytym skarbem, ptak na wszystkie sposoby chce się przed nami schować, a my robimy wszystko, żeby mu się to nie udało.

Fot. Mariusz Kuliś


- Jeśli zarazimy się tą pasją, to nieuchronnie przychodzi taki moment, że chce się fotografować coraz rzadsze gatunki, bo one są skarbami, które pragnie się wyłowić, a pokazanie ich światu imponuje. Wielką popularnością wśród ptasiarzy - tych fotografujących i nie - cieszą się ptaki drapieżne. Ale jeśli ktoś marzy w Polsce o przyrodzie dzikiej, musi skierować swoją uwagę nie na gatunki leśne, a na gatunki łąk i mokradeł, bo tam rozgrywa się to, co najciekawsze.

Jak twierdzi Tomasz Kłosowski, fotograf przyrody nigdy nie pozbędzie się niepokoju, wyrzutów sumienia, że swoim działaniem może np. spowodować porzucenie gniazda przez ptaki, a nawet utratę lęgu. Dlatego fotografowanie w okresie lęgowym czy w gniazdach jest uznawane za nieetyczne i źle widziane, a w przypadku ptaków chronionych wręcz zabronione.

Fot. Mariusz Kuliś


Ornitologia z przymrużeniem oka
Jednym z organizatorów konferencji ornitologicznej jest Krzysztof Pawlukojć, miłośnik przyrody i ptaków, autor licznych publikacji o tej tematyce w fachowych czasopismach, autor wydawnictwa "Z lornetką na ptaki - Kruklin i okolice", wieloletni współpracownik "Gazety Giżyckiej", przybliżający czytelnikom skrzydlaty świat, współzałożyciel Stowarzyszenia Miłośników Mazurskiej Przyrody.


Pan Krzysztof opowiedział „Jak zostać średniej jakości miłośnikiem ptaków w średnim wieku” - to była podróż w czasie z lekkim przymrużeniem oka, opisująca okres od stawiania pierwszych kroków w roli miłośnika ptaków, przez zdobywanie doświadczeń, mierzenie się z licznym pasmem ornitologicznych wzlotów i upadków.
- Już od 20 lat realizuję swoją pasję. Przez ten czas doszedłem do wniosku, że w ornitologii jest jak w wojsku. Lepiej być w środku, bo ci najlepsi to wiadomo: odpowiedzialność, autorytet, który nie może się pomylić, z kolei z tymi na dole nikt się nie liczy, a środek jest idealny i tego się trzymam.


Pan Krzysztof przyznał, że brakuje mu ornitologicznej asertywności.
- Kiedyś fotografowałem żurawie w okolicach Świder pod Giżyckiem. Spotkałem tam mieszkankę okolicy. A co pan tu robi? - pyta mnie. Fotografuję żurawie. Ale to przecież nie żurawie, to czaple - twierdzi kobieta. Nie, to żurawie, przecież ja czytam, oglądam, to żurawie - twierdzę zdecydowanie. A co mi będziesz mówił chłopaczku, ja tu mieszkam, one zawsze tu przylatują, to czaple - upiera się kobieta. I żeby się nie kłócić w końcu machnąłem ręką: A może to i rzeczywiście czaple...


Inna podobna historia zdarzyła się, gdy pan Krzysztof prowadził obserwacje na podmokłej łące. Podjechał do niego ciągnikiem właściciel terenu.
- Tłumaczę mu, że obserwuję ptaki i że ma tu fajne kszyki. To nie kszyki, to bąki - twierdzi jednak właściciel łąki. Nie, bąki to nad jeziorami są, a tu są kszyki - odpowiadam. Nie, słyszy pan jak one krzyczą, to bąki, od ich głosu jest ta nazwa. No i przyznałem mu rację, w końcu wpuszcza mnie na swoją ziemię, pozwala łazić po łące i nie wypada się kłócić...

POLECAMY TEKSTY KRZYSZTOFA PAWLUKOJCIA





W pracy ornitologa zdarzają się także nieoczekiwane sytuacje.
- Kiedyś stałem samochodem na poboczu i wyszedł na mnie derkacz, nawet nie był zbytnio płochliwy. Pomyślałem, że zrobię mu fajne zdjęcie i następnego dnia postanowiłem go zawabić. A był właśnie sezon lęgowy i nie jest etycznie, żeby w tym okresie wabić ptaki, bo przecież one mają swoje zajęcia, obowiązki, bronią terytorium. I tu mnie trochę pokarało - opowiada pan Krzysztof. - Wziąłem głośnik, żeby puścić głos, bo derkacze to ptaki terytorialne, które wabią się na głos innego osobnika. Ale byłem głupi, bo ten głośnik wsadziłem pod pachę, położyłem się, zamaskowałem i puściłem głos derkacza: trrrr, trrr, trrrr. I czekam...

Dodam, że derkacze mają niezwykle silny głos, ocenia się, że ma on moc do 120 decybeli, porównywalny do dźwięku wiertarki udarowej. Ptak szedł do źródła głosu, ale zaszedł mnie bezszlestnie od tyłu i derknął mi prosto w ucho! Podskoczyłem, wypadł mi głośnik, aparat, na jedno ucho nie słyszałem, odechciało mi już zdjęcia derkacza. Dał mi nauczkę, że w sezonie lęgowym ptaków wabić nie można.
KT



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5