Dariusz Skrzypek przez najbliższe 6 lat będzie zarządzał kulturą w mieście

2022-01-31 09:01:43(ost. akt: 2022-01-31 09:11:32)

Autor zdjęcia: Urząd Miejski w Giżycku

Dariusz Skrzypek, giżycczanin, dyrektor Giżyckiego Centrum Kultury z 35-lenim stażem pracy w instytucjach kultury. Po ostatnich 14 latach kierowania Ośrodkiem Kultury w Miłkach, wraca do GCK, gdzie przepracował większość swojego zawodowego życia jako instruktor. Tym razem będzie zarządzał kulturą nad Niegocinem przez najbliższych 6 lat. Obowiązki dyrektora przejął 1 lutego.
Jak Pan trafił 35 lat temu do Miejskiego Domu Kultury?

- Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. 15 grudnia 1986 roku. Miałem 19 lat. Szukając pracy wstąpiłem do Miejskiego Domu Kultury. Wcześniej chodziłem tam na zajęcia fotograficzne do pana Franka Karola. Miałem nawet jakieś ociągnięcia. Wstąpiłem, zapytałem czy jest jakaś praca. Była. Zostałem pomocnikiem pani, która prowadziła zajęcia fotograficzne dla młodzieży. Wkrótce zostałem instruktorem. Tak naprawdę pozostałem nim do 2007 roku. Z krótką przerwą.

Co się wydarzyło, że na chwilę rozstał się Pan z domem kultury?

- To były czasy dyskotek, przy których również pracowałem. Sprzedawałem bilety, rozwiązywałem konflikty. Zostałem mocno wciągnięty w dyskoteki. Ne spodobało mi się to. Chciałem robić coś więcej bardziej w kulturze niż tylko rozrywce. Odszedłem. Po dwóch miesiącach wróciłem. Zająłem się pracownią fotograficzną „Oko”. Pracowałem też przy organizacji imprez plenerowych. Była to nie tylko dokumentacja fotograficzna i nagrania wideo różnych wydarzeń, ale odpowiadałem za całe zaplecze techniczne, obsługę i tak dalej.

Pamięta Pan pierwszy festiwal szantowy w Giżycku?

- Pierwszy festiwal szantowy nazywał się „Z radiem Białystok pod żaglami”. Wymyśliliśmy sobie ekoszanty, ale radio w ramach swoje promocji podłączyło się do nas i narzuciło warunki. Zrobili dobrą robotę. Amfiteatr w twierdzy Boyen, Mnóstwo ludzi, bez żadnych zabezpieczeń, ochrony. Był spokój, nie było żadnych incydentów. Wszyscy świetnie się bawili.

W późniejszych latach festiwal się zmieniał

- W pewnym momencie festiwal stał się impreza niszową. Staraliśmy się, żeby ewaluował. Środowisko szantowe to ograniczona grupa. Od samego początku zapraszaliśmy najlepszych wykonawców w Polsce. Nie było później pomysłu, kogo zaprosić, by uatrakcyjnić ten festiwal. Były tendencje wyjścia poza szanty. Poszliśmy w grupy grające szanty w folkiem, rockiem. Do czasu. Wykonawcy zaczęli występować w mazurskich tawernach, portach, a na festiwale przychodziło coraz mniej ludzi. Festiwal szantowy stracił swoją wyjątkowość. To stało się całkiem naturalnie.

Dlaczego odszedł Pan z GCK?

- Pojawiła się oferta pracy w Miłkach. Wystartowałem w konkursie na dyrektora ośrodka kultury. Miałem już za sobą 20 lat pracy w GCK. Chciałem spróbować czegoś nowego. Rozpocząłem pracę 1 kwietnia 2007 roku.

Jak Pan wspomina czas w Miłkach.

- Pracowałem tam 14 lat. Początki były trudne. Zupełnie inne środowisko. Trafiłem na fajnych współpracowników, u których udało mi się zaszczepić bakcyla kultury na wysokim poziomie. Poza festynami i dożynkami organizowaliśmy wiele ciekawych wydarzeń. Robiliśmy trzy duże cykliczne imprezy. Caffe Kultura wiosną, Art Ex Iibris latem i Jazz Miłki Way jesienią. Organizowaliśmy koncerty i spotkania z wielkimi artystami. Gościli w Miłkach: Hanna Banaszak, Krystyna Prońko, Anny Marii Jopek, Wojciech Karolak, Dorota Miśkiewicz, Piotr Baron. Kiedy w Giżycku artysta tego formatu gościł?

Odpowiem: kiedy nowy dyrektor GCK zaprosi.

- Nie będę jeszcze operował nazwiskami. W Giżyckim Centrum Kultury zaczynam od nowa, w nowej rzeczywistości, na nowym stanowisku. To kolejne wyzwanie. Wiele rzeczy będę musiał poznać. Jest twierdza, kino. Na pewno ten rok nie będzie tak do końca moim rokiem. Na pewne wydarzenia zostały już podpisane umowy. Będę je realizował. Jednak zamierzam realizować przedsięwzięcia zawarte w mojej koncepcji.

Jakie ma Pan plany na rozwój kultury w mieście?

- Moją ideą nie są imprezy masowe w sezonie letnim. Uważam, że GCK powinno przede wszystkim przedstawiać ofertę kulturalną dla mieszkańców, nie turystów i gości. Sezon się obroni. Turyści przyjeżdżają do Giżycka, żeby żeglować, kąpać się, opalać, zwiedzać i bawić się. Niekoniecznie uczestniczyć w wielkich masowych imprezach, których mamy na Mazurach dość dużo. Owszem, niektórzy planują urlop, gdy odbywa się Operacja Boyen, Mazury Air Show, czy Mazury Hip Hop Festiwal. To wspaniałe imprezy, które przyciągają mnóstwo ludzi i które musimy pielęgnować.

Jakie jeszcze wydarzenia warto kontynuować i rozwijać?

- Myślę, że Dni Giżycka należy rozpocząć wraz z otwarciem sezonu żeglarskiego. Przenieść główne wydarzenia święta miasta na majówkę, kiedy większość ludzi planuje sobie długi weekend. Dni Giżycka mogą trwać cały miesiąc. Rozpoczynając imprezy przy Kanale Łuczańskim, możemy je kontynuować w różnych punktach miasta. Niektórzy wybiorą paradę jednostek pływających, występy artystyczne na plenerowej scenie, a inni kameralny koncert w lokalu. Mam pomysł, by Jazz nad Niegocinem organizować pod nazwą Let’s Jazz jako imprezę dwudniową z różnymi gatunkami jazzu, orkiestrami. Idealnym miejscem jest kładka nad kanałem. Ponadto artyści w mniejszych składach jak trio jazzowe mogą koncertować w giżyckich restauracjach, klubach, a także na statkach, w kościołach. Różne gatunki w różnych miejscach. Wszystko w ramach Let’s Jazz.

W przedsięwzięcia tego typu muszą się włączyć mieszkańcy.

- Zamierzam współpracować z lokalnymi przedsiębiorcami, organizacjami, stowarzyszeniami, które mają ciekawe pomysły i będą chciały je wspólnie z GCK zrealizować. Nawet Giżyckie Centrum Kultury nie ma monopolu na kulturę w mieście. Jestem otwarty na wszelką współpracę. I zawsze będę wspierał interesujące inicjatywy niezależnie od tego, kto jest ich autorem. Jak Piotr Konstantynowicz i jego koncerty na statku, czy spotkania literackie i historyczne Wspólnoty Mazurskiej, wystawy organizowane przez Dariusza Matyjasa i wielu innych. Takim ludziom trzeba pomagać.

Ktoś z pomysłem zgłasza się do dyrektora GCK i zostanie wysłuchany?

- Oczywiście, że tak. Z takich spotkań i dyskusji powstają wspaniałe rzeczy. Czasami uda się pomysł zrealizować, a czasem nie, ale trzeba próbować.

Potencjał miasta jest niewykorzystany?

- Sala widowiskowa w GCK jest również salą kinową. Praktycznie weekendy są zajęte. Nie mamy innej sali widowiskowej. Możemy organizować różnego typu przedsięwzięcia poza centrum kultury. Wspaniały kościół ewangelicki to wyjątkowe miejsce na organizację interesujących wydarzeń artystycznych. Podobnie jak cerkiew czy kościoły katolickie. W momencie organizacji jakiegoś wydarzenia kulturalnego będzie to świątynia sztuki. Będę chciał wprowadzić trochę rozrywki na wyższym poziomie. Myślę o wykorzystaniu dziedzińca na terenie twierdzy Boyen, który doskonale nadawałby się na wieczór kabaretowy z takimi artystami jak np. Artur Andrus. Jest sporo ciekawych miejsc w Giżycku. Powinniśmy bardziej wykorzystywać potencjał naszych mieszkańców i z nimi szerzej współpracować.

Po sezonie...

- Tak. Chciałbym, żeby poza sezonem letnim przynajmniej raz w miesiącu odbywała się impreza organizowana przez Giżyckie Centrum Kultury. Czy to będzie spektakl teatralny czy koncert lub inne wydarzenie. Chciałbym stworzyć ofertę dla mieszkańców po sezonie letnim, kiedy turyści i goście wyjadą, a giżycczanie odczują wewnętrzny spokój i będą gotowi na wydarzenia kulturalne. Tak jest idea, moja wizja.

Przeorganizuje Pan pracę swojego zespołu w GCK?

- Muszę zapoznać się z obecną strukturą i pracownikami. Z kilkoma osobami już współpracowałem, pozostałych poznam. Jeszcze nie wiem, czy będą jakieś zmiany. W centrum pracuje dziewięć osób. GCK poza organizacją imprez i prowadzeniem kina zajmuje się też telewizją, wydaje bezpłatną gazetę, organizuje zajęcia artystyczne. Wszystko opiera się na funduszach. Marzeniem byłaby osobna ekipa kinowa, instruktorzy i zespół do organizacji imprez. Myślę, że GCK nie stać na tak rozbudowany zespół.

Ale mamy w GCK jeden duży zespół. To orkiestra jazzowa Small Band.

- Uważam, że to zbyt mało jak na możliwości Giżyckiego Centrum Kultury.

A co z ofertą dla młodzieży? Kiedyś takie wydarzenia, jak Giwera czy Pasje skierowane były do młodych amatorów muzyki.

- Pasje to była impreza z dużym potencjałem. Zamysł był taki, by była to nie tylko muzyka rockowa, ale też teatr, warsztaty artystyczne. Myślę, że należałoby wrócić do tego typu działań.

A co z wykorzystaniem amfiteatru?

Tam mogą odbywać się imprezy organizowane przez podmioty i agencje zewnętrzne, które organizują duże koncerty. Poza terminem, kiedy odbywa się np. zlot motocyklistów. Wówczas amfiteatr powinien być im udostępniony bezpłatnie. Warto pomagać wszystkim pasjonatom. Niezależnie od ich pasji, hobby. Takie osoby robią ciekawe rzeczy nie dla pieniędzy tylko z przekonania i zainteresowania. Uważam, że to jest pośrednia rola Giżyckiego Centrum Kultury.

Przez najbliższe sześć lat będzie Pan realizował również swoje pasje?

- Mam nadzieję, że tak. Jest wiele przedsięwzięć, które chciałbym wykorzystać przy zaangażowaniu ludzi w różnym wieku, którzy są kreatywni, chcą coś robić, mają ciekawe pomysły. Przy dobrym klimacie władz miasta uda się zrealizować moją koncepcję rozwoju kultury w mieście oraz spełnić oczekiwania mieszkańców. Wydarzenia kulturalne są ważnym elementem edukacji. Jeżeli będziemy organizowali je na wysokim poziomie, to wszyscy odniesiemy sukces.

Powodzenia! Dziękuję za rozmowę
Renata Szczepanik





2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5