Rowerowy maraton w deszczu, słońcu, nocą...
2021-07-13 11:07:33(ost. akt: 2021-07-13 11:31:30)
Mastersi z Giżycka w miniony weekend (10 lipca) podjęli wyzwanie: przejechać po mazurskich drogach trasę 500 km w 24 godziny. Udało się, ale tylko jednemu rowerzyście. Drugiemu w połowie maratonu zepsuł się rower. Jednak nie rezygnuje, podejmie kolejną próbę.
W ubiegłym sezonie seniorzy z Towarzystwa Kolarskiego Masters Mirosław Sadowski i Bogdan Żołnowski przejechali na rowerach 418 km w 18 godzin po Krainie Wielkich Jezior Mazurskich. Kilka dni temu, 10 lipca ich celem było 500 km w dobę. Start i meta w Giżycku, a trasa od Mrągowa po Węgorzewo i Augustów, aż do Ełku i Orzysza. Za rok amatorzy i pasjonaci jazdy na rowerze chcą przejechać pierścień 1000 jezior.
– Wystartowaliśmy o drugie w nocy, odcinek do Mikołajek pokonaliśmy bez trudu – wspomina Mirosław Sadowski. – Za Mikołajkami dopadł nas deszcz i tak przez Mrągowo aż do Świętej Lipki jechaliśmy w ubraniach przeciwdeszczowych. Do Kętrzyna dojechaliśmy przy silnym wietrze. Tam mieliśmy na liczniku 100 km, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy do Barcian, a dalej do Srokowa. Napotkaliśmy połamane drzewa i gałęzie, ponieważ w nocy przez Srokowo przeszła potężna burza, mieliśmy więc szczęście. Od Srokowa towarzyszyło nam słońce, dlatego trasa do Węgorzewa przebiegła przyjemniej. Tam na myjni samochodowej umyliśmy rowery, co poprawiło nie tylko funkcjonowanie napędu roweru, hamulców, ale także jego wygląd. Z Węgorzewa do Gołdapi towarzyszył nam silny wiatr boczny, utrudniający jazdę. W Gołdapi przerwa na posiłek - 190 km, pełny dwudaniowy obiad i przy okazji suszenie i wietrzenie tego, co zmokło, bo nie wiadomo kiedy może się znów przydać. Z Gołdapi do Wiżajn odcinek pokonaliśmy w słońcu, przy silnym wietrze wiejącym w plecy. Po drodze krótka kąpiel w jeziorze Przerośl i zmiana przepoconych ubrań i bielizny na suche, świeże i pachnące. W Wiżajnach, po przejechaniu 250 km, zjedliśmy drugi ciepły posiłek, pełną obiadokolację i przygotowaliśmy się do nocnej jazdy. Gotowi ruszyliśmy i pech.
Awaria tylnego napędu w rowerze Bogdana Żołnowskiego uniemożliwiła mu kontynuowanie maratonu.
– Bardzo dobrze się nam jechało – mówi Bogdan Żołnowski. – Najtrudniejszy nocny odcinek mieliśmy za sobą. Nie odczuwaliśmy zmęczenia. W połowie trasy zawiódł mój sprzęt. Nie spodziewałem się tego, ponieważ rower był serwisowany i nic nie wskazywało na problemy. Niestety, nie mogłem kontynuować maratonu. Szkoda, ale świat się na tym nie kończy. Podejmę kolejną próbę może jeszcze w sierpniu. Mam niedosyt.
W Wiżajnach państwo Mirka i Andrzej Zamojscy okazali bezinteresowną pomoc i zaproponowali panu Bogdanowi odpoczynek w swoim domu. Mirosław Sadowski samotnie wyruszył w dalszą trasę po mazurskich drogach.
– Jazda rowerem w nocy w pojedynkę przez Puszczę Augustowską nie należy do przyjemnych – kontynuuje swoją opowieść Mirosław Sadowski. – Do Augustowa dotarłem o godzinie pierwszej następnego dnia. Tam dopadło mnie dokuczliwe zimno, zmęczenie dało o sobie znać. Mielonka z bułką z zapasu i gorąca czekolada na stacji paliw dodała energii i poprawiła samopoczucie. Wypiłem też kawę, choć kawy nie pijam i ruszyłem w stronę Ełku.
Maraton to pokonywanie własnych słabości. Wymaga silnej woli i determinacji. Trzeba też znać swoje ciało i organizm. Takie wyzwanie to przede wszystkim jazda bez snu. Pierwszy kryzys u rowerzysty pojawił się na trasie z Augustowa do Ełku.
– Wszystko chciało spać, oczy same zamykały się mimo poruszania się i nie było na to siły – mówi Mirosław Sadowski. – Ciało nie chciało współpracować z mózgiem. Koncentracja wymagała ogromnego wysiłku, momentami malała niemal do zera, zdolność do oceny sytuacji słabła, ciemno i zimno, pojawiła się obawa o bezpieczeństwo. Jako uczestnik ruchu drogowego byłem bardzo dobrze widoczny i oświetlony, ale ja widziałem momentami niewiele. Zadbałem o nawodnienie organizmu. Po około 30 minutach kryzys minął. Dałem radę. W Kalinowie zaczęło świtać, ptaki zaczęły śpiewać, wzeszło słońce. Do Ełku dotarłem w dobrym nastroju, czułem się bardzo dobrze, a do Orzysza jechałem już w słońcu i bez przerwy pojechałem do Pisza. Dotarłem do Rucianego, tu zjadłem obfite śniadanie i ruszyłem do Mikołajek. Wybrałem odcinek drogi Mazurska Pętla Rowerowa przez las. To błąd. Pokonanie tego fragmentu trasy kosztowało mnie dużo energii i cierpliwości. Z Mikołajek ruszyłem do Giżycka. Udało się pokonać 500 km z sukcesem i na metę dotrzeć z uśmiechem i satysfakcją. Mam się dobrze. Przyznaję, że trochę czuję ogólne zmęczenie organizmu, trochę bolą mnie mięśnie nóg, nadgarstki i "siedzenie" ale to nic, nie mam innych dolegliwości.
Już dziś pasjonaci jazdy na rowerze, mastersi z Giżycka zapraszają innych amatorów do udziału w kolejnej 8 edycji Maratonu Rowerowego Mazury Północne w 2022 roku, jak twierdzą, jazda rowerem to wspaniała forma aktywnego wypoczynku.
Renata Szczepanik
Renata Szczepanik
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez