Dryfująca wyspa na covidowym oceanie
2021-03-04 12:27:00(ost. akt: 2021-03-04 12:35:35)
Mazurscy hotelarze wraz z pracownikami protestowali w poniedziałek 1 marca przed kancelarią premiera domagając się kompleksowego pakietu pomocowego dla obiektów hotelarskich na Warmii i Mazurach oraz przywrócenia działalności hotelarskiej. Bez skutku.
W miniony weekend ponownie zamknięto hotele, pensjonaty i ośrodki wczasowe i agroturystyczne Wamii i Mazur. Całe województwo objęto strefą zagrożenia Covid-19 izolując region od części kraju. Mazurscy hotelarze wyrazili w stolicy swój sprzeciw. Nie zgadzają się z decyzjami rządu podejmowanymi bez konsultacji, podstaw merytorycznych i z dnia na dzień.
– Rozporządzenie pojawiło się w piątek przed północą, a na weekend mieliśmy czterdzieści miejsc zarezerwowanych, które musieliśmy odwołać – mówi Aleksandra Nowak, dyrektor Folwarku Łękuk w gminie Wydminy. – Potrawy przygotowane dla gości rozdaliśmy w Warszawie przechodniom, a część przekazaliśmy do Centrum Pomocy Społecznej przy ulicy Nowogródzkiej. Nikt z rządzących do nas nie wyszedł. W kancelarii premiera zostawiliśmy naszą petycję, którą poparło blisko siedemset osób. To nasz apel i wołanie o pomoc. Odseparowano nas od reszty kraju. Zrobiono z nas wyspę na covidowym oceanie, jak słusznie zauważyli nasi goście. Czujemy się opuszczeni i oszukani. Pozostaje nam czekać na nowe decyzje i obserwować sytuację w regionie.
Mazurscy hotelarze domagają się wprowadzenia na Warmii i Mazurach stref powiatowych. Ich zdaniem znaczna część hoteli, pensjonatów i ośrodków położona jest na terenach leśnych, również objętych obszarem Natura 2000, odległych od dużych aglomeracji miejskich, gdzie nie występują w ogóle lub odnotowuje się kilka przypadków zakażenia koronawiusem dziennie.
– Nasz obiekt znajduje się na skraju Puszczy Boreckiej, na końcu wsi Łękuk Mały, którą zamieszkuje sześćdziesiąt osób – wyjaśnia Aleksandra Nowak. – Gościom udostępniamy teren o powierzchni osiemnastu hektarów. Instytut Środowiska odnotowuje u nas najczystsze powietrze w regionie Warmii i Mazur. To do nas uciekają mieszkańcy innych regionów kraju przed koronawirusem. Jesteśmy ośrodkiem aktywnej rekreacji, gdzie nasi goście wzmacniają odporność, poprawiają swoją kondycję fizyczną, psychiczną i duchową. Tym bardziej decyzja o zamknięciu hotelu jest dla nas niezrozumiała. Podobnie jak porównywanie naszej sytuacji do warszawskiego autobusu, gdzie w naszym ośrodku może przebywać tyle osób, co w jednym autobusie miejskim w stolicy. Ogarnia nas rozpacz i bezradność.
Zakaz prowadzenia hotelu, restauracji czy organizacji konferencji, szkoleń i spotkań biznesowych poważnie ogranicza płynność finansową hotelarzy, szczególnie na Warmii i Mazurach, którzy nie są zrzeszeni w wielkie korporacje, tylko prowadzą małe obiekty turystyczne.
– Od początku pandemii nikogo nie zwolniliśmy – informuje dyrektor Aleksandra Nowak. – Mamy wspaniały i lojalny personel, wzajemnie się wspieramy i próbujemy przetrwać. Trzymamy się razem i to daje nam siłę. Nikt z pracowników nas nie opuścił w trudnej sytuacji. Zatrudniamy wielu mieszkańców okolicznych wsi, a w sezonie dwukrotnie zwiększamy zatrudnienie. Jest nam bardzo ciężko utrzymać płynność finansową. Od roku zmieniamy terminy rezerwacji. Niektórzy goście do dziś nie zrealizowali wykupionych wcześniej pakietów. Boimy się planować wesela, uroczystości, święta czy pobyty weekendowe, bo nie wiemy, co nas czeka. Przygotowanie nowych ofert w reżimie sanitarnym pociąga za sobą dodatkowe koszty. Nie chcemy stracić naszych gości, więc liczymy straty firmy.
Zdaniem Aleksandry Nowak, straty ośrodka szacowane są w granicach kilkuset tysięcy złotych miesięcznie. Jak policzyli przedstawiciele Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego jeden niewykorzystany pokój hotelowy przynosi miesięczną stratę w wysokości 5 tys. zł netto.
Renata Szczepanik
Renata Szczepanik
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez