Nie dostaliśmy nawet szansy na obronę...
2023-07-23 14:30:25(ost. akt: 2023-08-01 16:15:33)
Wracamy do tematu konfliktu w ełckim pogotowiu. Przypomnijmy, że afera wybuchła na przełomie kwietnia i maja. Załoga ełckiego pogotowia spotkała się ze Zbigniewem Stonogą i w nagranej rozmowie zrzucała ówczesnemu kierownictwu mobbing. W efekcie w pogotowiu zostało powołane nowe, tymczasowe kierownictwo, a sprawę wyjaśnia komisja antymobbingowa. Jak do sprawy odnoszą się oskarżani o mobbing ratownicy medyczni?
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:

Tak będzie wyglądał budynek spopielarni na cmentarzu w Bartoszach
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:

Ełczanie przetestują elektryczny autobus
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:

Od piątku w drodze na Jasną Górę...
Od jak dawna pracują panowie jako ratownicy medyczni?
Marek Gajda: W zawodzie pracuję od 7 lat, natomiast kierownikiem pogotowia zostałem 1 grudnia 2020 roku, jeszcze przed covidem. Na to stanowisko wskzał mnie poprzedni kierownik pogotowia. Natomiast Piotra Olejniczaka na swojego zastępcę powołałem 1 grudnia 2022 roku.
Piotr Olejniczak: Ja w zawodzie ratownika medycznego pracuję od 2005 roku.
Jak się Panom pracowało w ełckim pogotowiu?
PO: Bardzo dobrze. Nikt nie zgłaszał żadnych uwag. Znam tych ludzi, traktowałem ich jak kolegów i oni mnie tak samo. Z niektórymi znam się od wielu lat.
MG: Dla mnie również bardzo dobrze.
Gdy został Pan kierownikiem pogotowia, w jakim stanie była stacja.
MG: To były czasy jeszcze przed covidem. Sytuacja była dynamiczna, wymagała bardzo dużo pracy i organizacji. Momentami było ciężko. Jako szef za cel postawiłem sobie przede wszystkim uporządkowanie niektórych spraw, żeby pacjenci, społeczność naszego regionu, która liczy około 90 tys. mieszkańców, czuła się bezpiecznie. Chciałem zgrać załogę, żeby czuli się zespołem. Rozmawiałem z nimi, myślę, że nikomu nie zrobiłem krzywdy. Chciałem podnieść jakość w naszym pogotowiu, przede wszystkim od strony medycznej, przestrzegania przepisów ustawy o ratownictwie medycznym i powoli to realizowałem.
Na przełomie kwietnia i maja dotarły do nas, do mieszkańców Ełku i całe Polski, informacje o rzekomej dramatycznej sytuacji w pogotowiu. Jak przyjęliście te zarzuty?
MG: Do kwietnia tego roku nie było żadnych oznak, skarg, anonimów, jakiś sygnałów ze strony załogi. Sytuacja była dla mnie pełnym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się tego. Zarzuty te przyjęliśmy bardzo ciężko. Tak naprawdę do tej pory nie pozwolono nam zapoznać się z zarzutami wytoczonymi przez ratowników. Nawet nie wiemy do czego mamy się odnieść. Informacje uzyskujemy jedynie z mediów. Nie zostaliśmy zapoznani również z porozumieniem zawartym między załogą pogotowia a władzami szpitala, a podejrzewamy, że w jakimś stopniu nas to dotyczy.
PO: Był to dla nas potężny cios wymierzony w nasze zdrowie, w nasze rodziny. Szczególnie po ukazaniu się filmów w internecie byliśmy zdruzgotani. Spotkaliśmy się z dużym hejtem, w internecie wyzywano nas, podawano nawet adresy, baliśmy się też o swoich bliskich. Tym bardziej, że oskarżenia te wynikały tylko z pomówień.
Czyli o zarzutach dowiadujecie się z filmu? Nie dostaliście żadnej skargi ani konkretnych zarzutów wobec Was na piśmie?
MG: Dokładnie tak. Nie zostało nam nic przedstawione. Ratownicy nic nam nie zgłaszali. Zostaliśmy pomówieni. Tak naprawdę postawiono nam zarzuty bez zapytania nas o nasze stanowisko. Jeszcze zanim komisja antymobbingowa zaczęła pracę, w świat poszła już informacja o mobbingu w ełckim pogotowiu.
Wśród zarzutów poruszane są m.in. kwestie związane z zakazem chodzenia w kapciach. Jak to wygląda z Panów perspektywy?
MG: Praca ratowników medycznych polega przede wszystkim na ratowaniu życia ludzkiego. Ale także na dbaniu o wyposażenie karetki, żeby było zgodne z rozporządzeniami i ustawą, żeby sprzęt był sprawny, był tlen w karetkach, samochody były sprawne, zatankowane i czyste. Jeśli chodzi o zarzut związany z zakazem chodzenia w kapciach - w kapciach ratownicy mogli chodzić na swoim piętrze, gdzie odpoczywali, jedli, grali w piłkarzyki, ping-ponga, gdzie mieli swoją siłownię. Jeśli schodzili do garażu, do palarni, która była oddalona o około 50 m od miejsca, gdzie odpoczywali, prosiłem, żeby nosili obuwie robocze. Wynikało to z faktu, że jak ratownicy dostawali sygnał do wyjazdu, to zdarzały się sytuacje, że szukali swoich butów biegając po piętrach. Musimy podkreślić, że czas wyjazdu w stanach nagłych wynosi 60 sekund, natomiast w tzw. kodzie drugim - 180 sekund. A dochodziło do sytuacji, gdzie karetki wyjeżdżały kilka, kilkanaście minut od czasu wpłynięcia zgłoszenia, bo ratownik na przykład musiał jeszcze zapalić papierosa.
PO: Powinniśmy dbać o zdrowie pacjentów i jak najszybciej do nich wyjeżdżać. Jeśli ktoś prosi o pomoc, to znaczy, że na nas czeka. Czasami sam wyjazd zajmował dłużej, niż dojazd ze stacji do pacjenta.
Inny ze stawianych Wam na nagraniu zarzutów dotyczył robienia testów z wiedzy medycznej. Jak one wyglądały?
MG: Władze szpitala wydały rozporządzenie wewnętrzne, bodajże w kwietniu 2022 roku, celem przeprowadzenia testów sprawdzających wiedzę ratowników. Ja byłem za to odpowiedzialny. Ratownicy wiedzieli o nich wcześniej, sygnalizowałem im o testach na zebraniach, które odbywały się cyklicznie, co miesiąc, a nawet częściej. Sygnalizowałem, żeby przypomnieli sobie takie podstawowe rzeczy, w których nie czują się pewnie. Pytania w większości były takie same, a testy odbywały się przez około półtora miesiąca. W tym teście były naprawdę same podstawy, które ratownik powinien znać. Wiedza ta jest niezbędna do ratowania życia dzieci i dorosłych.
Jak wypadły te testy?
MG: Pytania były otwarte, czas był nieograniczony. Były przypadki, że w trakcie testu ratownicy mieli wyjazd, więc jak wracali z wyjazdu, mogli sobie go dokończyć. Nie było żadnej presji. Testy wypadły słabo. Znaczna cześć ratowników nie potrafiła opisać, jak przygotować lek np. adrenalinę w reanimacji dziecka. Jak przygotować lek w strzykawce do podania dla dzieci. Na swoje usprawiedliwienie mówili, że oni nie muszą tego wiedzieć, bo mają aplikację w telefonie i jak będą potrzebowali, to z niej skorzystają. Czy wyobrażacie sobie Państwo, że ratownik przyjeżdża ratować Państwa dzieci z aplikacją na telefonie, gdzie liczy się każda sekunda? Część ratowników nie potrafiła wymienić dwóch podstawowych rytmów serca w zatrzymaniu krążenia, co było zawsze w szkole powtarzane od pierwszych zajęć. Były przypadki, że na 47 leków, które ratownik może podawać samodzielnie, wymieniano maksymalnie 10 leków z nazwy, nie wspominając już o wskazaniach i przeciwwskazaniach.
PO: Medycyna ratunkowa cały czas rozwija się i wymaga od nas, żebyśmy sami uczyli się, dokształcali. W regulaminie wewnętrznym mieliśmy zapisane, że we wtorki i czwartki ratownicy powinni ćwiczyć, dokształcać się. W pogotowiu mamy fantom do ćwiczeń. Od jego zakupy 2-3 lat temu, nie widziałem nikogo, żeby na nim ćwiczył.
MG: Tak naprawdę bardzo ciężko było wyegzekwować, zachęcić ratowników do samokształcenia i podnoszenia swoich kwalifikacji w godzinach pracy.
PO: A w trakcie porządkowania kart wyjazdowych zauważyliśmy też szereg nieprawidłowości.
W jakim celu były robione te testy? Czy były plany wyciągania konsekwencji wobec ratowników?
MG: Chcieliśmy zobaczyć, jaki jest stan wiedzy medycznej ratowników. Nie było zamiarem wyciągnie żadnych konsekwencji. Był to dla mnie i mojego zastępcy materiał do dalszej pracy z ratownikami, żeby ratownicy czuli się pewniej na wyjazdach i przede wszystkim dorośli, dzieci i ich rodzice czuli się bezpiecznie.
PO: My też ciągle uzupełniamy niezbędną wiedzę. Zostawaliśmy po godzinach, za darmo, żeby coś z nimi poćwiczyć, wytłumaczyć.
A kwestia przeterminowanych leków i rzekomego podrzucania ich do karetek?
MG: Absolutnie nie zgadzamy się z tym zarzutem. Jeśli nawet znalazłyby się przeterminowane leki, to zawsze odpowiedzialność ponosi kierownik. A takie kontrole prowadzi Urząd Wojewódzki. Owszem, zdarzały się przypadki, że w karetkach były przeterminowane leki. Mimo że w każdym samochodzie mamy tablice, na których wypisywane są leki, których termin ważności kończy się w danym miesiącu, ratownicy zapominali o ich wyjęciu. Żaden konsekwencje nie były wobec niech z tego tytułu wyciągane. A temat podrzucania leków był już obecny w pogotowiu od kilkunastu lat i był z tym wieczny problem. Nie wiemy z czego to wynikało.
Inny z zarzutów dotyczy kwestii odpoczynku między wyjazdami. W jaki sposób ratownicy mogli odpoczywać?
MG: Obecnie stacjonują 4 karetki systemowe - trzy w Ełku i jedna w Kalinowie. Średnio w ełckim pogotowiu mamy 5 wyjazdów na dobę na jedną karetkę, czyli wypadają 2-3 wyjazdy na jeden zespól. W Kalinowie jest to średnio jeden wyjazd, a zdarzało się, że karetka wcale nie wyjeżdżała. Myślę więc, że ratownicy nie są przemęczeni. Gdy mieliśmy covid, lata pandemii i płacone były 100-procentowe dodatki, były bardzo dobre zarobki. Nikt z ratowników nie narzekał, że jest zmęczony, że miał trochę więcej wyjazdów, nie było skarg, że nie ma odpoczynku. Część ratowników pracowało na kilka etatów. Obecnie uspokoiło się, mamy 5 wyjazdów na dobę i każdy jest zmęczony po ciężkiej reanimacji. A tak naprawdę reanimacji na karetkę podstawową jest średnio w Ełku tylko 7 w ciągu roku! Nie wspominając o reanimacji dzieci, które zdarzają się raz na kilka lat. Czasami dochodzi do sytuacji, że ratownik przez 2 lata nie ma przypadku zatrzymania krążenia. A warto też dodać, że karetki są wyposażone w przyrząd do dekompresji klatki piersiowej, czyli tak naprawdę maszyna wyręcza ratownika w uciskaniu klatki piersiowej, co znacznie ogranicza jego wysiłek fizyczny.
A wracając do tematu odpoczynku w czasie pracy?
MG: Ratownik przychodząc do pracy powinien przyjść wypoczęty i gotowy do pracy. Tym bardziej, że w większości ratownicy w naszym pogotowiu zatrudnieni są na etatach i praca w ełckim pogotowiu jest ich głównym miejscem pracy.
PO: A zdarzyły się sytuacje, że po 7 rano ratownik leżał już w śpiworze w łóżku, bo był zmęczony.
MG: Ratownicy siadali na łóżka, materace, czytali książki, robili coś na laptopach. Była prośba, żeby do godziny 15 nie spali. Bo przychodziły różne osoby, interesanci. Chodziło o zwykłą przyzwoitość. I dotyczyło to jedynie dni roboczych. W weekendy, noce i święta między wyjazdami mogli spędzać czas dowolnie.
Kolejnym ze stawianych Wam zarzutów dotyczył sprzątania pomieszczeń pogotowia i wnikliwego sprawdzania czystości tych pomieszczeń.
MG: W poniedziałki i piątki przychodzi pani sprzątająca. Tylko dwa razy w tygodniu ze względu na oszczędności. Mimo moich usilnych starań władze szpitala nie zmieniły zdania. Podjęliśmy inicjatywę, że w środy będzie tak zwany dzień gospodarczy - zamieciemy i zmyjemy podłogi, sprzątniemy w garażach, szatniach. Była na to zgoda wszystkich. Ze względu na zmianowy tryb naszej pracy odbywało się to rotacyjnie. Jednym wypadało, że sprzątali 1-2 razy w miesiącu, inni ani razu. Nie zajmowało to długo, może około 40 minut. Zdarzało się, że ratownicy sami, z własnej inicjatywy w trakcie tygodnia sprzątali pomieszczenia, bo jak mówili "lubią mieć czysto, porządek". Jeśli chodzi o toalety, to ja sam w każdą środę je sprzątałem, ewentualnie mój zastępca.
PO: Robiliśmy to dla siebie, żeby to pogotowie było naszym domem, żebyśmy tam się dobrze czuli.
Skąd zatem Panów zdaniem te oskarżenia o mobbing?
MG: Wydaje mi się, że złożyło się na to kilka czynników. Po okresie covidu ratownicy zaczęli zarabiać mniej niż w tamtym okresie. Po czasie pandemii przeprowadziliśmy testy, które wypadły bardzo słabo. Może naruszyło to dumę ratowników, może część się obraziła? Doszły też nowe obowiązki jak częstsze sprawdzanie karetek, co wynikało z wprowadzonego przez szpital systemu informatycznego. Była też prośba, by ratownicy nie spali w dni robocze do godziny 15. Być może wynikało to również z uwagi na wykrycie szeregu nieprawidłowości w kartach wyjazdów np. przekraczaniu czasów wyjazdów do pacjentów, co stanowiło zagrożenie życia i zdrowia społeczności w naszym regionie. Wszystko to, o czym teraz mówimy to tylko wierzchołek "góry lodowej".
PO: Pojawiła się też plotka, że po tych testach mają być jakieś zwolnienia, co było nieprawdą. Najdziwniejszy dla mnie jest fakt, że rzekomy mobbing, zła atmosfera w pogotowiu ma trwać od dwóch lat, a ja zastępcą kierownika jestem raptem pół roku. Czyli te zarzuty dotyczą również mojego poprzednika, który jest wśród "pokrzywdzonych" ratowników?
Jak Panowie widzicie swoją przyszłość?
MG: Tak naprawdę nasza sytuacja jest dla nas wielką niewiadomą. Oficjalnie nadal jesteśmy kierownikami, czyli na chwilę obecną mamy czterech kierowników w pogotowiu. Z mediów dowiedzieliśmy się, że chcą nas zwolnic bez udowodnienia nam winy. Skazano nas zaocznie poprzez występ części ratowników u pana Stonogi. Pomimo usilnych starań z naszej strony, żeby opinia publiczna poznała prawdę, ani władze miasta, ani radni nie wysłuchali nas. Pisaliśmy do nich, staraliśmy się zainteresować naszymi informacjami, ale bez skutku, bez żadnej odpowiedzi.
PO: Nie można nikogo publicznie oskarżać bez szansy na obronę. Wszystko co robiliśmy do tej pory, robiliśmy dla bezpieczeństwa ludzi w naszym mieście i regionie. Chcemy, żeby ludzie poznali prawdę. Podjęliśmy też kroki prawne w obronie naszego dobrego imienia.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez