Budynek, w którym mieścił się Club Muzyczny Come In, czeka na wybory?

2023-11-24 19:30:00(ost. akt: 2023-11-24 15:25:49)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Mijają lata, a okazały budynek przy ulicy Knosały w Olsztynie, w którym blisko dwie dekady temu mieścił się Club Muzyczny Come In, ciągle niszczeje. Jest w tak fatalnym stanie, że nikt nie chce go kupić. Gorzej, że miasto nie ma pieniędzy nawet na jego wyburzenie.
Come In był legendą nie tylko w samym Olsztynie. Liczył się na mapie rozrywkowej kraju, a w Polsce północno-wschodniej był uważany za jeden z największych i najbardziej profesjonalnych lokali. Gościł wielkie gwiazdy i tysiące ich rozbawionych fanów. Jednak pokolenie tych, którzy pamiętają te koncerty, to teraz 40- i 50-latkowie. Ze wspomnień zostały im profile na FB, gdzie urządzają sentymentalne podróże w przeszłość i przekazywane z rąk do rąk nagrania na kasetach VHS czy płytach DVD.

Wszyscy go znali

Wśród olsztyńskich radnych, i to tych od lewa do prawa, wielu było bywalcami Clubu Muzycznego Come In. Każdy wspomina go z sentymentem. Jednak nikt nie ma sprecyzowanego poglądu, co konkretnie powinno z tym terenem zrobić miasto. Większość jest zgodna, że tę przestrzeń miejską należy zagospodarować z pożytkiem dla kultury.

— Bywałem w tym klubie, kiedy jeszcze działał. Odbywały się tam różne imprezy. Nie tylko typowe dyskoteki, ale także bardzo atrakcyjne koncerty — wspomina związany z lewicą radny Mirosław Arczak.

— Ostatni raz byłem tam w 2006 roku, ale wcześniej co najmniej kilkanaście razy. To było kultowe miejsce, szczególnie dla nas, ówczesnych licealistów — dodaje z nostalgią radny Radosław Nojman, który w radzie przewodniczy Klubowi Prawa i Sprawiedliwości.

— Oczywiście, że tam bywałem — stwierdza i tajemniczo milknie radny Robert Szewczyk, przewodniczący rady miejskiej na co dzień związany z Koalicją Obywatelską.

Rozmówcy „Gazety Olsztyńskiej” są zgodni także co do kolejnej sprawy. Los budynku po kultowym lokalu i terenu, na którym leży, jest w zawieszeniu. Podczas mijającej kadencji samorządu nie było poważnej próby zajęcia się sprawą. Budynek, który już wcześniej był w fatalnym stanie, popada w całkowitą ruinę. Niespełna dwie dekady temu tętniący życiem, teraz jest omijany nawet przez tuptusiów.

Fot. Zbigniew Woźniak

Trochę historii

Lokal został zamknięty w 2008 roku. Później, w latach 2013 i 2016, były podejmowane owiane tajemnicą i ostatecznie bezskuteczne próby reaktywowania klubu. Budynek stał się ponownie własnością miasta. Pojawiły się plany, by otworzyć tam Centrum Kultury.

Kilka lat po zamknięciu lokalu zainteresowali się nim seniorzy. Światło dzienne ujrzał plan budzący skrywany uśmiech wnuków inicjatorów tej idei, by w miejscu, gdzie oni poznawali rytmy techno, umieścić Centrum Aktywności Seniora. Sam budynek miał zostać przechrzczony z Come In na Wigor.

Żaden z pomysłów nie został ostatecznie zrealizowany, a kultowy lokal z przyległym gruntem trafił na sprzedaż. Nie znalazł jednak kupca. Kolejne przetargi były unieważniane ze względu na brak chętnych. I to mimo zejścia ceny wywoławczej z 2,6 mln zł do 1,6 mln zł. Wkrótce okazało się, że teren jest zanieczyszczony substancjami ropopochodnymi. To ostatecznie odstraszyło inwestorów.

Miasto zostało z „toksycznym” problemem. Rozwiązaniem miała być rozbiórka budynku. Wykonawca był zobowiązany do przeprowadzenia bioremediacji, czyli wymiany zanieczyszczonego gruntu. Miał wywieźć i zutylizować 4 tys. metrów sześciennych ziemi. Niestety miastu zabrakło pieniędzy i sprawa ponownie utknęła w miejscu. Co pewien czas w przestrzeni medialnej pojawia się pomysł budowy w miejscu niszczejącego klubu osiedla budynków mieszkalnych. Ze zrozumiałych względów takie plany, jak szybko się pojawiają, tak szybko się ulatniają.

Cicho sza

Zapytaliśmy naszych rozmówców, czy miasto ma obecnie jakikolwiek pomysł, który stara się realizować, na zagospodarowanie terenu po klubie, który znajdował się przy ulicy Knosały.

— Nie ma takich słuchów, żeby coś się zadziało do końca kadencji — odpowiada Mirosław Arczak.

Jedno jest pewne: gdyby takie plany były, to akurat właśnie ten radny wiedziałby o nich. W Olsztynie słynie jako aktywista miejski, który wszędzie „wtyka nos”. Często jest przez to „utrapieniem” dla lokalnej władzy.

— Jestem w tych komisjach, przez które jakiekolwiek plany musiałby przechodzić. Nie było też żadnych dyskusji na ten temat — przyznaje radny.

— Teren jest zlokalizowany w bezpośrednim sąsiedztwie Parku Centralnego, w bardzo atrakcyjnym miejscu. To wstyd, że leży odłogiem — podkreśla z kolei Radosław Nojman. — Wiem, że w pewnym momencie była koncepcja ulokowania tu siedziby TVP. To jednak już przeszłość — dodaje.

— To prawda. W tej chwili nie ma konkretnego pomysłu. Jestem jednak przekonany, że ta przestrzeń powinna być publiczna. Trzeba rozważyć, czy nowej siedziby nie powinien znaleźć tu Teatr Lalek albo postulowane przez nas Muzeum Miasta Olsztyna — mówi Robert Szewczyk.

Fot. Zbigniew Woźniak

Do wyborów

Teren przy Knosały jest jednym z wielu, które trwają w Olsztynie w stanie „zawieszenia” albo ze względu na brak pomysłu, albo, co niestety częste, brak funduszy. Zdaniem radnego Roberta Szewczyka rozwiązaniem, także w tym przypadku, mogą być fundusze unijne. Radny Mirosław Arczak domyśla się, że temat lokalizacji przy ulicy Knosały wróci przy okazji nadchodzących wyborów samorządowych. O tym jest przekonany także radny Radosław Nojman.

— Zbliżająca się kampania wyborcza powinna stać się okazją do rzetelnej dyskusji na temat przyszłości takich miejsc — postuluje Radosław Nojman.


Stanisław Kryściński