Wioletta Śląska-Zyśk: Czuję się kobietą. I w gorsecie, i w marynarce

2022-06-29 14:07:00(ost. akt: 2022-07-13 16:31:43)
Wioletta Śląska-Zyśk ma nadziej, że dzięki projektowi uda się jeszcze bardziej wypromować markę jaka są Mazury

Wioletta Śląska-Zyśk ma nadziej, że dzięki projektowi uda się jeszcze bardziej wypromować markę jaka są Mazury

Autor zdjęcia: Elżbieta Żywczyk

— Kobieta sukcesu to kobieta wierząca w siebie, akceptująca siebie, stawiająca sobie w życiu cele, spełniona zawodowo i prywatnie. A jednak myślę, że kobietom wciąż jest trudniej na rynku pracy — mówi Wioletta Śląska-Zyśk, od 1 czerwca nowa dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Centrum Chorób Płuc w Olsztynie.
— Od 1 czerwca już trochę czasu minęło. Skończyły się gratulacje — zaczęła praca. Z jakimi pomysłami objęła Pani swoje nowe stanowisko?
— Praca zaczęła się już po pierwszej godzinie oficjalnego powitania — praktycznie pierwszego dnia. Pamiętam, że dotyczyła przeglądu kadry. Lista pomysłów, a raczej zadań jest bardzo długa. Moim autorskim celem jest taki rozwój szpitala, by stał się jeszcze bardziej dostępny i przyjazny pacjentom. Chcę zwiększyć liczbę innowacyjnych zabiegów wykonywanych w nowo otwartych salach operacyjnych i poprawić wykorzystanie dostępnej bazy łóżek diagnozowania bezdechu sennego. Kolejki muszą być krótkie, a diagnostyka otwarta dla każdego pacjenta ze skierowaniem od lekarza rodzinnego. Chcę też odwrócić niekorzystne zjawisko migracji pacjentów torakochirurgicznych. Współpraca z ośrodkami w Elblągu i Ełku powinna zwiększyć dochodowość torakochirurgii i bloku operacyjnego.

— Dlaczego stanęła Pani do tego konkursu? Co w W-MCChP zachęciło Panią najbardziej?
— Zdrowie zawsze było moim priorytetem. W mojej działalności publicznej zajmowałam się poprawą jakości systemu służącego zdrowiu mieszkańców regionu. Osobiście wiem, jak ważne są choroby płuc, ponieważ mój syn od lat walczy z astmą i alergiami. Lubię wyzwania i pracę z ludźmi nad poważnymi projektami o dużym znaczeniu społecznym. Obecnie, w miejscu, w którym jestem, mam poczucie, że jestem liderem świetnej drużyny. A sukcesem każdej organizacji są ludzie. Z tą profesjonalną i bardzo doświadczoną kadrą, która jest fundamentem jakże ważnej dla regionu placówki medycznej — zamierzam dalej ją rozwijać i profesjonalizować. To przełoży się w jeszcze większym stopniu na jakość usług dla mieszkańców Olsztyna i regionu, co jest oczywiście celem nr 1. Do końca lipca 2022 roku na 1/8 etatu związana jestem wciąż jeszcze ze zmierzającym do finału projektem Kortosfery. Jednak niebawem przekażę już wszystkie obowiązki nowemu kierownikowi, a obecnie wynagrodzenie z tytułu tych obowiązków przekazuję na cele dobroczynne.

— Obejmuje Pani stanowisko po dyrektor, która przez wiele lat uczyniła dla tego miejsca naprawdę wiele. Czy to stresujące?
— Jestem doświadczoną menadżerką, nowe wyzwania dają mi dużą motywację do działania i rozwijania projektów, za które jestem odpowiedzialna. Jak pokazuje moja droga zawodowa — z dobrym skutkiem. Pani Irena Petryna bez wątpienia uczyniła wiele dobrego. Podobnie jak koleżanki i koledzy w innych szpitalach wojewódzkich i powiatowych. Kluczem w służbie zdrowa są inwestycje związane z diagnostyką, profilaktyką i rehabilitacją. Tu zawsze jest potrzebne doposażenie oddziałów. Plany są ambitne, ale by pozyskiwać środki inwestycyjne — trzeba mieć stabilną sytuację finansową. Obecnie szpital mierzy się ze znacznymi ograniczeniami. Utworzenie nowego oddziału chirurgii klatki piersiowej, OIOM-u oraz funkcjonowanie w pełnym zakresie izby przyjęć oraz wszechobecne podwyżki cen — wygenerowały koszty. Doświadczony, wieloletni menadżer — dyrektor Petryna pod koniec maja zakładała, że szpital zamknie rok z prawie 10-milionowym deficytem. Moim wyzwaniem jest, aby ten minus był jak najmniejszy. To jeden z moich priorytetów, bo inaczej w inwestycjach będziemy jechać z zaciągniętym na poły hamulcem ręcznym. Musimy sobie z tym poradzić.

Wioletta Śląska-Zyśk
Fot. Stanisław Kryściński
Wioletta Śląska-Zyśk
— Jakie ma pani plany na najbliższe miesiące w kontekście W-MCChP? Będzie ewolucja czy rewolucja?
— Głównie ewolucja i proces, choć pewne zmiany muszą być natychmiastowe. To się zatem nie wyklucza w całości. Jestem zwolennikiem benchmarkingu, reengineeringu oraz szczególnej koncentracji na procesach. Stawiam na pracę zespołową i efektywną. Jestem przekonana, że z tak kompetentnym zespołem jest to możliwe. Wśród celów na pewno jest odwrócenie niekorzystnego zjawiska migracji pacjentów torakochirurgicznych. Ważny jest też rozwój rehabilitacji. Pozyskanie środków na nowoczesny pawilon rehabilitacyjny z zapleczem to odpowiedź na rosnące dziś potrzeby, również te wynikające z powikłań po covid-19. Zwiększenie diagnostyki obturacyjnego bezdechu sennego (OBS) o operacyjne leczenie laryngologiczne domknie ofertę Centrum w leczeniu OBS. Pozwoli też lepiej wykorzystać potencjał części zabiegowej. Jesteśmy otwarci na współpracę z lekarzami różnych specjalizacji. Chodzi tu głównie o wynajem sal operacyjnych na zabiegi chirurgii jednego dnia.

— Ma Pani za sobą staż w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Jakie inwestycje planuje Pani w W-MCChP?
— Na pierwszym miejscu jest diagnostyka i leczenie chorób układu oddechowego. Ze szczególnym uwzględnieniem nowotworów płuc. Tu kluczowe są pieniądze i jeszcze raz pieniądze, dlatego korzystając ze swoich doświadczeń i kompetencji — będę starała się ich pozyskać jak najwięcej, mimo pewnych wyzwań związanych ze wspomnianym, deficytem w kondycji finansowej szpitala.

— Czy kobieta jest lepszym szefem niż mężczyzna?
— To dość anachronicznie postawione pytanie (śmiech). Innym. Choć przecież dobry szef może nosić spódnicę albo garnitur. Podobnie jak zły. Płeć nie odgrywa tu wiodącej roli. Ważne są miękkie kompetencje personalne: empatia, wyobraźnia, intuicja poparta doświadczeniem w kierowaniu procesami i zespołem. Zawsze byłam zwolennikiem strategii soft governance zamiast hard government — czyli zarządzanie, a nie rządzenie. To zarówno w moim przypadku, ale i generalnie przynosi lepsze efekty. Jak mawiają klasycy biznesu: lepiej prowadzić za sobą zmotywowaną armię niż pędzić przed sobą legion zdyscyplinowanych strachem najemników.

— Kim wedle Pani definicji jest kobieta sukcesu? Czy kobieta sukcesu to także kobieta bez gorsetu?
— Kobieta sukcesu to kobieta wierząca w siebie, akceptująca siebie, stawiająca sobie w życiu cele, spełniona zawodowo i prywatnie. Kobietom — myślę — wciąż jest trudniej na rynku pracy. Świadczą o tym statystyki dotyczące wynagrodzeń czy odsetek kobiet piastujących wysokie stanowiska państwowe. Po raz pierwszy, odkąd powstał sejmik woj. warmińsko-mazurskiego, jego przewodniczącą jest kobieta — Bernadeta Hordejuk. A to prawdziwa orlica i przykład, że kobiece kompetencje i umiejętności koncyliacyjne przynoszą dużo dobrego! Wprawdzie w Olsztynie nie mieliśmy jeszcze kobiety prezydenta, ale cieszy fakt, że mamy dwie niezwykle merytoryczne panie wiceprezydent. Sukces i gorset nie idą w parze. Gorset to już przebrzmiała metafora nierówności płci. I choć wciąż pewne dysonanse istnieją, czasy mamy takie, że kobieta nosi buławę sukcesu w plecaku. I ma wszelkie możliwości ku temu, by ten sukces osiągnąć, spełnić marzenia, żyć dobrze, godnie i szczęśliwie.

— Czy czuje się Pani kobietą bez gorsetu?
— Czuję się kobietą. Bez względu na to, czy w gorsecie, czy w marynarce (śmiech). Nie jestem przywiązana do sztywnych podziałów społecznych. Gorset to dziś — co ciekawe — jedna z najsłynniejszych części garderoby i popularny motyw obecny na wybiegach mody największej sławy światowych projektantów. Niegdyś był to symbol zniewolenia, dziś paradoksalnie jest znakiem siły, wolności i panowania nad własnym ciałem, seksualnością. Już dawno nie jest zarezerwowany dla kobiet. A ostatnio alternatywni projektanci używają go wręcz, by zacierać płciowe podziały. Ten przełom już kilka dekad temu rozpoczęli swymi rewolucyjnymi społecznie pokazami Vivienne Westwood czy Jean Paul Gaultier. W 1968 roku, w futurystycznych gorsetach zaprojektowanych przez Paco Rabanne, podróżowała po wszechświecie Barbarella grana przez Jane Fondę. A więc ten fetysz wszech czasów pełni dziś raczej rolę ciekawego gadżetu niż stygmatu płciowego i wynikających z niego negatywnych konsekwencji dla kobiet.

Wioletta Śląska-Zyśk
Fot. Kortosfera
Wioletta Śląska-Zyśk
— Czy kobietom sukcesu jest w życiu łatwiej — czy wręcz przeciwnie?
— Jest inaczej, bo sukces to efekt określonej postawy życiowej. Kobiety pracują ciężko, są wytrwałe i mają plan. Nikt nie dociera na szczyt bez ciężkiej pracy i wytrwałości w trudnych momentach. I choć to dość oczywiste, to o wiele łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Jeśli wiesz, dokąd zmierzasz i jaki masz plan, by tam dotrzeć, to już jest sukces (śmiech). Myślę, że największym wrogiem kobiet sukcesu jest stagnacja. Ciągle się doskonalimy, aby rozwijać się jeszcze bardziej i szybciej. Czerpiemy wiedzę od każdego, kogo spotykamy na drodze, mając w tym sporo frajdy. Kobieta sukcesu wie, że sama może mniej niż w zespole czy z silnym partnerem. Dlatego dba o swój system wsparcia — rodzinę, przyjaciół, pracowników. Co szalenie ważne, sukces często chodzi w parze z porażką. A więc to normalne i ludzkie, by pamiętać, że jeśli osiągasz sukcesy, doznajesz też porażek. Kobieta sukcesu wie to doskonale i nie robi z tego tragedii. Wyciąga wnioski i idzie dalej do celu! Kobiety sukcesu mają w sobie dużo pokory i nie traktują swojej aktualnej pozycji za coś na sto procent pewnego, więc rozwijają się pracują nad sobą stale.

Magdalena Maria Bukowiecka