Muzyka tradycyjna łączy. Przykładem jest Orkiestra Radości, którą tworzą trzy rodziny. Jedna jest z Olsztyna [WIDEO]

2022-04-11 20:14:30(ost. akt: 2022-04-11 15:04:21)

Autor zdjęcia: GOK Dywity

Wszystkie drogi prowadzą do Orkiestry Radości, którą tworzą trzy rodziny. Jedna pochodzi z Olsztyna, druga ze Starej Huty koło Garwolina, a trzecia z Kalisza. Dzielą ich kilometry, ale łączy muzyka. I to daje im siłę do muzykowania.
Gdyby nie muzyka tradycyjna, nie byłoby tej przyjaźni. A gdyby nie przyjaźń, nie byłoby Orkiestry Radości, która dzisiaj daje dużo frajdy trzem rodzinom. Jedna — Marta i Robert Burdalscy z dziećmi: Gabrysią, Filipem i Adamem pochodzą z Olsztyna. Mateusz i Agnieszka Niwińscy z synem Witkiem mieszkają w Starej Hucie na Mazowszu. Tetiana Sopiłka jest Ukrainką, ale od lat mieszka w Kaliszu z córkami Maszą i Anią.



— Poznaliśmy się wiele lat temu, bo właśnie od wielu lat pasjonujemy się muzyką tradycyjną. Prowadziliśmy razem warsztaty… A później okazało się, że nasze dzieci zaczęły wspólnie grać — opowiada Marta Urban-Burdalska, która śpiewa i tańczy. — Można powiedzieć, że nasza orkiestra powstała dzięki naszym dzieciom.

— Nasza młodość upłynęła na poszukiwaniu muzyki tradycyjnej na wsiach. Spotykaliśmy się na różnych festiwalach i muzykowaliśmy razem. Nadal to robimy, ale w międzyczasie właśnie pojawiły się dzieci. Zaczęliśmy opowiadać o naszej pasji i pokazywać świat muzyki tradycyjnej, który stał się też ich światem — dodaje Mateusz Niwiński, który gra na skrzypach i śpiewa. — W pewnym momencie podjąłem próbę stworzenia małej orkiestry z prostymi melodiami, żeby po prostu razem grać. Teraz Orkiestra Radości jest jej dojrzałą formą. I to bardzo cieszy. Lubimy ze sobą grać i odkrywać. Orkiestra to dla nas droga poszukiwania radości, którą kiedyś odkryliśmy w kulturze tradycyjnej.

A czym jest muzyka tradycyjna? Dziś większości kojarzy się z cepelią i zespołami folkowymi. A to błąd. Muzyka tradycyjna to dawna muzyka ludowa, a przede wszystkim muzyka wiejska. To dźwięki, które nie były zapisywane w nutach, ale „na ucho”. W ten sposób była tez przekazywana z pokolenia na pokolenie. I tak śpiewana czy grana z „dziada pradziada” zawsze wypływała z serca. I cały czas jej siłą jest szczerość.



Muzyka jak przygoda


I z takiej szczerości i potrzeby grania powstała Orkiestra Radości. Gdy wybuchła pandemia, która zamknęła wszystkich w domach, możliwości było mało. Koncerty zniknęły z grafików, musieliśmy trzymać dystans. Ale był czas, który wkradł się wytrychem w obostrzenia, jakie na nas narzucano. I paradoksalnie umożliwił częstsze spotkania. Ale pomysł to jedno, a realizacja to drugie. Orkiestra to trzy rodziny, trzy miejscowości… Próby muszą jednak być wspólne. Jak to pogodzić?

— Granie w orkiestrze włączyło w nas tryb przygody. I daje powód, żeby się spotkać — podkreśla Mateusz Niwiński. — Dzięki niej odwiedzamy fajne miejsca albo jedziemy do naszych muzykujących przyjaciół. W sumie po to założyliśmy orkiestrę, żeby się spotykać. Czasem trudno jechać ze Starej Huty do Olsztyna czy do Kalisza, a tak nie ma przebacz — musimy się spotkać.



Z tradycji do szkoły


Wszystkich łączy miłość do muzyki, choć na co dzień uciekają w swoją zawodową rzeczywistość. A może to muzyka jest ucieczką od tego, co na co dzień? Marta Urban-Burdalska jest psychologiem w szkole, Agnieszka zajmuje się rękodziełem i animacją kultury. Mateusz jest stolarzem i również animatorem kultury. W sercu, jak podkreśla, jest przede wszystkim muzykantem.

— Czym różni się muzykant od muzyka? Jestem samoukiem. Uczyłem się od starszych kolegów, z nagrań, od lokalnych muzykantów, przez granie do tańca, ale nie w szkole. To próbujemy przekazać też naszym dzieciakom. I myślę, że robimy to z powodzeniem — podkreśla Mateusz. — Ale dla muzyki tradycyjnej trzeba też znaleźć miejsce w dzisiejszym świecie. I taki mamy też pomysł na Orkiestrę Radości.

— Ale najciekawsze jest to, że wszyscy dorośli członkowie orkiestry, czyli rodzice, są muzykantami. Nasze dzieci jednak już chodzą do szkół muzycznych. Czyli będą nie tylko muzykantami, ale też muzykami — dodaje Agnieszka Niwińska, która gra na barabanie, bębnie obręczowym i tańczy. — My uczymy ich praktycznego podejścia do muzyki. Myślę, że to daje im solidną podstawę.

— Jestem w drugiej klasie szkoły muzycznej drugiego stopnia. Z przedmiotów teoretycznych jestem o klasę do przodu. Moja mama, Tatiana, dużo mnie nauczyła. Zawodowo uczy śpiewu i prowadzi warsztaty muzyki tradycyjnej — mówi Masza Zaczykiewicz. — W szkole muzycznej trzeba nauczyć się grać dany utwór i go zaliczyć. Gdy gra się koncert, to raz na kilka miesięcy. W orkiestrze możemy grać nawet codziennie. To dla mnie forma zabawy i relaksu. W ten sposób też się rozwijam.

— W szkole uczymy się grać z nut i szkolimy warsztat. Nie można się pomylić. A gdy razem muzykujemy, uczymy się grać z pamięci. Słyszymy melodię i po prostu ją gramy. Nie ukrywam, że daje mi to większą przyjemność — zauważa Gabrysia Burdalska. — Gram wtedy z przyjaciółmi i czuję każdy dźwięk. Ta muzyka płynie z serca. Tu nie gra się koncertu, po wysłuchaniu którego trzeba bić brawo, ale gra się do tańca. Można wirtuozować, wymyślać, dać siebie. Za każdym razem ta muzyka brzmi inaczej.

Muzyka daje spokój


— Teraz, gdy trwa wojna, orkiestra daje mi poczucie bezpieczeństwa. To trudny czas, pełen lęku. Mamy rodzinę w Ukrainie i bardzo się o nią martwimy. Nasi bliscy mieszkają w różnych rejonach kraju, między innymi niedaleko Kijowa — opowiada Ania. — Pierwsze dni były najgorsze. Mamy nadzieję, że teraz wszystko już będzie dobrze. Na szczęście część rodziny uciekła do Polski. Niemniej jednak świadomość, że można stracić kogoś bliskiego, jest bardzo przytłaczająca. Ale jest muzyka, która pozwala nam się odciąć się od rzeczywistości. Pozwala nam cieszyć się chwilą.

Adam Burdalski i Witek Niwiński grają na bębnach obręczowych i barabanach. Również śpiewają. Filip Burdalski dmie w trąbkę, Maria Niwińska, Masza i Ania Zaczykiewicz grają na skrzypcach i śpiewają, a Gabriela Burdalska nie rozstaje się z klarnetem. A gdy nie przykłada ust do stroika, także śpiewa.

— Mam nadzieję, że za pół roku nagramy płytę. Będzie to zapis tego, co się dotąd wydarzyło i jeszcze się wydarzy — zdradza Mateusz Niwiński. — To dla nas wielka motywacja. Robimy już przymiarki do tego pomysłu. Będzie to muzyka tradycyjna, ale po naszemu.

— Najważniejsze jednak jest to, że się przyjaźnimy. I że nasze dzieci się przyjaźnią — podkreśla Marta. — Chyba w tej muzyce przyjaźń jest najważniejsza. I ona płynie w każdym dźwięku. To po prostu czuć.


ADA ROMANOWSKA