Kiedyś serce skradł mi Pan Kleks. Inka z Olsztyna wkracza na polską muzyczną scenę [WIDEO]

2022-03-19 20:30:28(ost. akt: 2022-03-20 07:55:23)
Inka

Inka

Autor zdjęcia: archiwum artystki

Pochodzi z Olsztyna, gdzie dorastała. Teraz mieszka w Trójmieście i tam.. myśli po francusku. Ale przede wszystkim śpiewa i komponuje. Rozmawiamy z Inką, która z mocą kofeiny wkracza na polską muzyczną scenę.
— Jesteś olsztynianką, studiujesz w Gdańsku... Gdzie ci lepiej?
— Jedno i drugie miasto jest mi bliskie, ponieważ w Olsztynie spędziłam 18 lat, dorastałam tu, ale to w Gdańsku aktualnie toczy się całe moje życie, bo tu studiuję, pracuję, mam przyjaciół. Do Olsztyna zawsze chętnie wracam, kocham to miasto i mam do niego ogromny sentyment. Zawsze będzie to mój dom, bo mieszkają tu moi rodzice. Ale jednak Trójmiasto od zawsze mnie przyciąga. No i morze. Uwielbiam chodzić nad morze. Spacerować, siedzieć na piasku, patrzeć w fale i rozmyślać. Bardzo mnie to uspokaja.

— Studiujesz tam romanistykę...
— W liceum miałam język francuski, który bardzo mi się podobał i po maturze, kiedy nie udało mi się jeszcze dostać do Studium Wokalno-Aktorskiego, chciałam szybko się zdecydować na jakiś kierunek, żeby nie zmarnować roku. Przygotowując się ponownie do egzaminów wstępnych, rozwijałam kolejną umiejętność. Po ukończeniu Studium Wokalno-Aktorskiego w Białymstoku (jestem dyplomowaną aktorką scen muzycznych), wróciłam do Trójmiasta na romanistykę, na drugi rok. Aktualnie piszę licencjat, w którym tłumaczę swoje utwory z polskiego na francuski.

— A kiedy pojawiła się w twojej głowie myśl, żeby śpiewać?
— Po prostu zawsze śpiewałam. Jak byłam dzieckiem i jechaliśmy samochodem z rodzicami, zawsze grało radio, a ja śpiewałam razem z radiem. Układałam piosenki, brałam udział w konkursach, śpiewałam dla rodziców. Muzyka była w moim życiu obecna od zawsze i w zasadzie to chyba zasługa moich rodziców, którzy kupowali mi płyty, zabierali na spektakle muzyczne, słuchali radia, mama ze mną śpiewała. Dosyć wcześnie zaczęłam chodzić na zajęcia wokalne, m. in. w zespole Sukces prowadzonym przez panią Agatę Dowhań i pana Mariusza Garnowskiego. Wiem, kiedy był przełomowy moment, kiedy wybuchła miłość do musicali. W wieku dziesięciu lat byłam na spektaklu „Akademia Pana Kleksa” w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Zakochałam się. Te stroje, te kolory, te światła, taniec, muzyka, scena. Byłam pewna, że chcę w przyszłości śpiewać. Nie wiedziałam jeszcze, czy będzie to teatr muzyczny, klub, czy estrada… Ale miałam 10 lat. (śmiech)

— Teraz sama komponowałaś muzykę do spektaklu „Kobiety, wino i śmiech!". Jak opowiadać sztukę przez muzykę?
— Piosenki były takim elementem spinającym spektakl w całość. Nie powiem, było to nie lada wyzwanie, ponieważ jest to zupełnie inny styl muzyczny, niż ten, do którego jestem przyzwyczajona, a także teksty są raczej odmienne. Muzyka ze spektaklu nawiązuje do tego, co się dzieje na scenie, powiedziałabym, że jest to taka kropka nad „i” poruszająca konkretny temat. Czyli temat kobiet, akceptacji siebie, pozwolenia sobie na przeżycie gorszego dnia, o stereotypach i sile, które kobiety w sobie mają. Z Pauliną Kajdanowicz, reżyserką „Kobiety, wino i śmiech”, nie zakończyłyśmy jeszcze współpracy, nadal będziemy tworzyć razem i warto śledzić nadchodzące projekty na moim Facebook’u Inka Music lub jej stronie Razy Dwa.

— Komponujesz trochę na pianinie, trochę na ukulele... A tak naprawdę, co ci w duszy gra?
— Orkiestra symfoniczna. Naprawdę. Marzę o tym, żeby kiedyś moje utwory zostały rozpisane na partytury dla całej orkiestry ze smyczkami, fortepianem, instrumentami dętymi, harfą itp. Kiedy piszę piosenkę, słyszę to w głowie. Jak brzmiałyby skrzypce, jakie partie mogłyby tu być na wiolonczeli, co można by w danym miejscu zagrać na flecie poprzecznym. Myślę, że moje utwory mają potencjał, by brzmieć w taki sposób.

— Dla kogo śpiewasz?
— Dla siebie. Oczywiście też dla osób, które chcą mnie słuchać, które lubią moją twórczość i które przychodzą na moje koncerty. Jest to mój azyl, moja odskocznia, moja terapia. I tak jak napisałam na płycie, chcę być swoim światełkiem, rozświetlającym mrok. Na moich koncertach są ludzie w naprawdę różnym wieku, więc wydaje mi się, że nie mam konkretnej grupy odbiorców, bo każdy może znaleźć coś dla siebie.

— "Świecę w ciemności" — to tytuł twojego albumu. Przewrotny?
— Nie powiedziałabym, że jest przewrotny. Albo inaczej, faktycznie, nie zawsze jestem tym światełkiem, ale na pewno nieustannie go szukam. Jest to opis tego, jaka chciałabym być cały czas. Podnosić na duchu osoby, które tego potrzebują, dawać jakąś iskrę nadziei. Wiem, że moje piosenki niekoniecznie są wesołe. Ale to właśnie pokazuje, jakim rollercoasterem jest życie. Raz jest wspaniale, raz jest ciężej, ale zawsze to światełko gdzieś się tli.

— O czym są twoje piosenki?
— O miłości, o rozstaniu, o poszukiwaniu siebie, o trudnościach, które spotykam na swojej drodze, o dojrzewaniu.

— Startujesz w konkursie Otwarty Mikrofon Radia Nowy Świat.
— Jest to konkurs talentów wokalnych, w którym każdy może zaprezentować się z coverem lub własnym utworem. Nagrodą jest 10 000 zł ufundowane przez Patronite i właśnie tam, od 26 maja 2022 roku będzie można głosować na wykonawców, którzy najbardziej spodobali się słuchaczom tego radia — wśród młodych, debiutujących artystów. Głosować mogą tylko patroni, więc będzie mi bardzo miło, jeśli moja piosenka „Jakaś” skradnie czyjeś serce i sprawi, że ta osoba odda na mnie głos. Moich piosenek można posłuchać na YouTube — Inka Music, albo na Spotify lub innych platformach streamingowych.

— A tak na marginesie: pijesz kawę z kofeiną czy wolisz inkę?
— Uwielbiam to pytanie! (śmiech) Tak, piję kawę z kofeiną, ale prawie codziennie piję kawę inkę, którą uwielbiam od lat. A do działania napędzają mnie marzenia. Wizje, które mam w głowie, tego, co chcę osiągnąć, jaka chcę być. I chyba też obowiązkowość i perfekcjonizm, który niestety nie zawsze sprzyja twórczości, bo pisanie i komponowanie bywa chaotyczne.

— Co cię kręci oprócz śpiewania?
— Podróże. Kiedy wyjeżdżam i odkrywam nowe miejsca, czuję, że żyję. Lubię też makijaż. Mogę się w ten sposób wyrazić, zmienić w kogoś innego.
— A o czym marzysz?
— Bardzo, bardzo chciałabym wystąpić na Green Festiwalu w Olsztynie. Jestem zachwycona klimatem tego festiwalu i zawsze siedzi mi gdzieś z tyłu głowy, że chciałabym któregoś dnia sama wystąpić na scenie na Plaży Miejskiej. No i duet z panem Arturem Rojkiem, którego bardzo cenię i uwielbiam. Tak, to by było coś!
— Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
— W trasie koncertowej. Z dużą ekipą ludzi, którzy mi pomagają, z moim zespołem i moją rodziną. Albo z koncertem moich piosenek z orkiestrą symfoniczną! Tak, to chyba ten moment.


ADA ROMANOWSKA