[Felieton "Mój Olsztyn"] Wspomnienia z podwórka

2021-02-21 18:12:00(ost. akt: 2021-02-19 19:27:00)

Autor zdjęcia: archiwum Władysława Katarzyńskiego

Przysłał mi ostatnio Zbigniew Adamowski, jeden z chłopaków z Zatorza stare zdjęcie mojego podwórka. Przypomniało mi się moje dzieciństwo i rówieśnicy z podwórka, ze szkoły oraz z lat późniejszej edukacji.
Wielu z nich już nie ma wśród nas. Inni są gdzieś w świecie, nie mam o nich żadnych informacji. Zacierają się w pamięci nazwiska i imiona rówieśników.

Pochodził z wielodzietnej rodziny

Romek Gontarek, towarzysz moich dziecięcych zabaw z kamienicy po drugiej stronie podwórka. To z nim kiedyś i z kilkoma innymi chłopakami poszliśmy na trening OKS-u, żeby spróbować swoich sił w konfrontacji z trampkarzami, ale z tej grupy, jak to pisałem niedawno, podjąłem treningi tylko ja.

Nie wiem, co porabia aktualnie Andrzej Sikorski, który zawsze przewyższał nas wzrostem. Pochodził z wielodzietnej rodziny. Dość wcześnie zaciągnął się do Warmii Olsztyn, gdzie zrobiono z niego obrońcę. Był pracowity, robił stałe postępy. Z Warmii przeszedł do Gwardii Warszawa, potem został zawodnikiem Legii. Stamtąd trafił do klubów zagranicznych, a potem poświęcił się trenerce. W swoim dorobku ma występy w młodszych kategoriach wiekowych kadry Polski i jeden występ w dorosłej reprezentacji kraju — w meczu z Koreą Północną, z którą zremisowaliśmy 2:2.

— Miałem szansę zadebiutować w kadrze Piechniczka, pojechać na mistrzostwa świata do Meksyku, ale trener w reprezentacji nie widział mnie w drużynie — wspominał po latach Andrzej. — Mecz z Koreą Północną w Bydgoszczy miał charakter towarzyski, a ja zagrałem u Wojciecha Łazarka po przerwie. Niestety, przytrafiła mi się kontuzja ścięgna Achillesa i już więcej w kadrze nie wystąpiłem.

Andrzej jest członkiem Galerii Sław Klubu Legia Warszawa. Gdyby nie piłka nożna, nie wyszedłby chyba nigdy z zatorskiej szarzyzny.

Zbyszek Milczarek, były kinooperator. Utrzymuje, że w dzieciństwie regularnie przykładałem mu w piaskownicy łopatką. Oczywiście żartuje, ale wydaje się nam to zabawne. Zbyszek jako jeden z pierwszych kinooperatorów w Polsce wyświetlił pełnometrażowych „Krzyżaków” w reżyserii Aleksandra Forda oraz film dokumentalny o kwaterze Hitlera w Gierłoży. Wiele lat przepracował też jako kierowca w Wojewódzkim Domu Kultury, potem CEiK-u (Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych — red.). Woził znane postaci polskiej estrady, które występowały w Olsztynie, jak Irenę Santor, Hankę Bielicką, Czesława Niemena.
— Normalni ludzie! — mówi o nich. — Od niektórych dostałem autograf.

Życzliwy dla ludzi człowiek

Rajmund Żuk z sąsiedniego podwórka, adwokat. Syn Józefa Żuka, również adwokata i cenionego zielarza. Jak sobie przypominam, w domu trzymany był raczej krótko, nie wdawał się w podwórkowe bójki. Po latach któryś z dawnych kolegów, mocno kiedyś na bakier z prawem, określił publicznie, że Władek Katarzyński i Rajmund Żuk to dwa jedyne przykłady udanej resocjalizacji chłopaków z Zatorza.

Fot. archiwum Władysława Katarzyńskiego

Tomek Śrutkowski, kolega z podstawówki, dziennikarz i wydawca. Mój rocznik. Mieszkał po sąsiedzku w Domu pod Lwem. Autor między innymi wielotomowych „Kalendarzy Olsztyńskich” i książki o kapitanie Klossie. Miłośnik filmu, recenzent filmowy, pilny obserwator najważniejszych wydarzeń kulturalnych. Przez kilka lat mój szef w "Gazecie Olsztyńskiej". Życzliwy dla ludzi człowiek. Członek kapituły Nagrody imienia Biskupa Ignacego Krasickiego.

W 2019 roku zmarł Waldek Klocek, z którym chodziłem do ogólniaka, wieloletni prezes Okręgowego Przedsiębiorstwa Geodezyjno-Kartograficznego w Olsztynie. Kiedyś zaprosił mnie do swojej firmy, pokazał precyzyjne narzędzie geodezyjne, tłumaczył, jak wielkie znaczenie ma jego branża między innymi w budownictwie. Był olsztyńskim radnym i członkiem Zarządu Miasta. Udzielał się również w Klubie Rotary. W 2007 roku w plebiscycie "Gazety Olsztyńskiej" został uhonorowany tytułem Menedżera Roku.

Andrzej Wojciechowski. Psychoterapeuta, specjalista od uzależnień, poeta, członek Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Poznaliśmy się bliżej w Korespondencyjnym Klubie Młodych Pisarzy. Po jakimś czasie znalazł zatrudnienie w Domu Środowisk Twórczych. Długo nie mógł się w życiu odnaleźć, ale przezwyciężył swoje słabości. Jako dziennikarza zaprosił mnie na kilka dni wraz z żoną i dwojgiem dzieci do Monaru Marka Kotańskiego w Głoskowie pod Warszawą, gdzie pracował jako psychoterapeuta, skąd napisałem reportaż.

Po pandemii tam się spotkamy

Lech Śmiglewski, kolega z ławki szkolnej w podstawówce. W dzieciństwie zachorował na Heinego Medinę. Nie mógł chodzić, nie uczestniczył w naszych chłopięcych zabawach, ale imponował nam, kiedy opierając się rękami na krawędziach ławek, potrafił się przemieszczać z jednego końca klasy na drugi. Miał żelazny uścisk, nikt go na rękę nie pokonał. Po latach związał się z olsztyńską „Solidarnością”, potem pracował w Warmińsko-Mazurskim Sejmiku Osób Niepełnosprawnych. Ma domek w Zielonowie pod Stawigudą, niedaleko jeziora Pluszne. Po pandemii tam się spotkamy.

Sławek Szczucki, najprzystojniejszy chłopak na Zatorzu, pogromca dziewczęcych serc. Równie jak one interesowało go również wędkarstwo. Ileśmy to razem godzin nad wodą przesiedzieli! Rekord to ponad 20 szczupaków na jeziorze Maruny.

Andrzej Skórski, sędzia koszykówki. Rodzina Skórskich mieszkała pod nami. Koszykówka pochłaniała go bez reszty.

Bożena Skórska, jego siostra, przez krótki czas moja sympatia. Pasjonatka cyrku. To dla niej pojechałem kiedyś do szkoły cyrkowej w Julinku zobaczyć, jak przygotowuje się do sezonu. Bożena specjalizowała się w akrobacjach na trapezie pod kopułą. Najbardziej jednak zasłynęła z brawurowych pokazów, kiedy była podwieszona na trapezie pod rowerem, którym kierował jej partner. Przemieszczali się po linie rozpiętej pomiędzy wieżowcami w Tokio. Marzyła, żeby ten numer z akrobacją powtórzyć nad Pałacem Kultury, tyle że podwieszona pod helikopterem. Mówiła mi o tym po latach, kiedy robiłem o niej reportaż. Nie zdążyła, pokonał ją nowotwór.

Zbyszek Galon, kolega ze Studium Nauczycielskiego, znany antykwariusz. Przez wiele lat prowadził antykwariat przy ulicy Grunwaldzkiej. Przez jego ręce przeszło wiele białych kruków a także książek, które miały trafić na makulaturę. Niektórym ratował skórę, kiedy przyciśnięci biedą mieli puste portfele. Ostatnio rozeszło się w Olsztynie, że antykwariat zostanie zlikwidowany. Na szczęście okazało się, że tylko został przeniesiony i teraz funkcjonuje w lokalu u zbiegu ulic Kołobrzeskiej i Głowackiego obok księgarni „Logos”.

Muzyk zespołu Maanam

Irena Grotman z kamienicy po sąsiedzku, wokalistka zespołu Kleks w „klaszorze”, czyli I Liceum Ogólnokształcącego, gdzie grał Marek Jackowski, późniejszy założyciel i muzyk zespołu Maanam, późniejsza laureatka Konkursu Młodych Talentów w Olsztynie. Mieszkający na parterze Grotmanowie mieli z nami utrapienie, bo grając na podwórku piłką wybijaliśmy im szyby.

Teresa Pokora-Wierzbicka, koleżanka z klasy, zawodowy kurator, mediator, działaczka rady osiedla Mazurskiego. Mama pani poseł Moniki Falej.

I jeszcze wielu, wielu kolegów i wiele koleżanek z mojego lub okolicznych podwórek, o których nie wiem, co się z nimi dzieje. Andrzej Skwierczyński z sąsiedniego bloku po tej samej stronie ulicy, Mirek Szerejko, uzdolniony stolarz artystyczny, Hanka Makowska, córka ginekologa, Adam Wojciechowski, sędzia piłkarski. Bracia Uściłło, założyciele pierwszej domowej siłowni na Zatorzu.

Może po tym felietonie, jeśli żyją, mają stare zdjęcia, odezwą się. Liczę na to...

Fot. archiwum Władysława Katarzyńskiego


Władysław Katarzyński