Nie wiem dlaczego mój syn się podpalił

2018-01-21 16:15:00(ost. akt: 2018-01-21 16:00:02)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

— Lekarze nie dają nam nadziei. Stan jest krytyczny. Syn nawdychał się gorących oparów. Ma poparzone ciało i drogi oddechowe. Nie oddycha sam. Cała nadzieja w Bogu... — mówi matka mężczyzny, który podpalił się na terenie jednej z bartoszyckich firm.
Mężczyzna, który podpalił się na terenie jednej z bartoszyckich firm mieszka we wsi pod Bartoszycami. — To spokojny człowiek, który zawsze miał jakąś pracę. Nie siedział w domu. Pojęcia nie mam, co mu się stało, że się podpalił — mówi napotkany we wsi mężczyzna. — To prawda, że lubił wypić. Może i był pijany w pracy, ale czy zwolnienie z roboty to powód, żeby się podpalać?!

W mieszkaniu jednego z bloków zastajemy matkę mężczyzny. Pan Sylwester mieszka tu z nią oraz jednym z braci. Jest bezdzietnym kawalerem. Ma ośmioro rodzeństwa. Kobieta zgadza się na rozmowę. Pytamy, czy zna motywy działania swojego syna. — Pojęcia nie mam i chyba nikt nie ma — odpowiada kobieta i wybucha płaczem.

Po kilku chwilach uspokaja się. Zaczyna opowiadać o feralnym piątku. — Tego dnia Sylwek posprzątał całe mieszkanie, zrobił sobie kanapki i wyszedł z domu jakoś przed godziną 13. Miał pracować na drugą zmianę. Nic nie wskazywało, że jest w złym nastroju lub jakieś depresji. Pracę w tym zakładzie rozpoczął kilka miesięcy temu. Nie narzekał na pracę, ani zarobki. Teraz zarobił jakoś mniej, ale było przecież dużo dni wolnych. Nie szłam za nim, więc nie wiem, czy w sklepie nie wypił jakiegoś piwa, ale z domu wychodził trzeźwy — zapewnia pani Krystyna.

Kobieta nie ukrywa jednak, że syn miał problemy z alkoholem. — Cieszył się z tej pracy, ale korzyści to z niej nie miał, bo wszystko co zarobił, to przetańczył. Ileśmy razy z nim o tym rozmawiali... I ja mu mówiłam, żeby się leczył, i moje córki. Zwykle wtedy wychodził z domu mówiąc, żebyśmy nie robili z niego alkoholika. Co tu dużo mówić, pił codziennie — wyznaje pani Krystyna. Twierdzi, że syn nie wywoływał awantur. — Jak się napił, to przychodził do domu i kładł się spać — mówi.

Kobieta przypuszcza, że syn mógł zrobić to z powodu długów. Zaciągnął kredyty w jednym z banków oraz w parabanku. — Debet w banku ma taki, że wypłaty nie starczało na jego spłacenie — mówi pani Krystyna. Przypuszcza też, że jej syn musiał grać hazardowo. — Nie da się przepić w jeden dzień półtora tysiąca złotych, a on nie należał do tych, którzy stawali innym. Musiał grać. Może i te długi go popchnęły do tego czynu, ale tego nie wie na pewno nikt poza nim — wzdycha kobieta.

O kredytach syna dowiedziała się w połowie grudnia ub.oku. Pan Sylwester zadzwonił wówczas na policję mówiąc, że chce się utopić. — Mężczyzna wszedł wówczas do Łyny przy ulicy Wybrzeża w Bartoszycach. Był pijany, miał ponad dwa i pół promila alkoholu w organizmie. Został zatrzymany do wytrzeźwienia — informację potwierdza Marta Kabelis z bartoszyckiej policji.

Panią Krystynę pytamy jeszcze o stan jej syna. — Lekarze nie dają nam nadziei. Stan jest krytyczny. Nawdychał się gorących oparów i, poza całym ciałem, ma poparzone drogi oddechowe. Nie oddycha sam. Jest w takim stanie, że nie można go nawet transportować do innego szpitala, bo mógłby się udusić. Cała nadzieja w Bogu... — głos kobiety znowu się łamie.

Przypomnijmy, że tragiczne zdarzenie miało miejsce na terenie jednego z bartoszyckich zakładów, tuż przy bramie wjazdowej. Informację o tym przekazał nam czytelnik. Z jego relacji wynikało, że mężczyzna najpierw został zwolniony z pracy za picie alkoholu. Po jakimś czasie wrócił do zakładu.

— Ustaliliśmy, że 46-letni mieszkaniec gminy Bartoszyce z powodu konfliktu z pracodawcą na terenie zakładu pracy oblał się łatwopalną cieczą, a następnie podpalił. Tuż po podpaleniu z pomocą ruszyli pracownicy ochrony, którzy stłumili płomienie i wezwali pogotowie ratunkowe. Mężczyzna był wtedy przytomny — mówi mł. asp. Łukasz Grabczak z Komendy Powiatowej Policji w Bartoszycach. — Potwierdzam, że do szpitalnego oddziału ratunkowego został przyjęty poparzony mężczyzna, który następnie w trybie pilnym został przekazany na oddział intensywnej opieki medycznej. Jego stan jest ciężki — to z kolei słowa Wojciecha Stefaniaka, lekarza koordynatora SOR w szpitalu w Bartoszycach, wypowiedziane dzień po zdarzeniu.

Otrzymaliśmy także oświadczenie firmy. "Bezpieczeństwo jest najważniejsze dla firmy, dlatego w dniu 12 stycznia jeden z pracowników zakładu produkcyjnego w Bartoszycach nie został dopuszczony do rozpoczęcia pracy na swojej zmianie z uwagi na niespełnienie warunków BHP. Po kilku godzinach pracownik ponownie pojawił się na terenie zakładu i oblał się substancją łatwopalną oraz podpalił. Pracownicy niezwłocznie udzielili mu pomocy, a następnie poszkodowany został przewieziony do szpitala. Dalszą analizą zdarzenia zajmuje się policja. Deklarujemy pełną współpracę w celu wyjaśnienia sprawy. Z uwagi na dobro poszkodowanego i trwające postępowanie, nie udzielamy na ten moment dalszych informacji". Zadaliśmy pracodawcy jeszcze kilka pytań. Nie na wszystkie otrzymaliśmy odpowiedź. Nie uzyskaliśmy m.in. potwierdzenia, czy mężczyzna przyszedł do pracy po użyciu alkoholu. Firma napisała jedynie, że "pracownik tego samego dnia złożył wniosek o rozwiązanie umowy o współpracy za porozumieniem stron".

Z naszych informacji wynika jednak, że stan mężczyzny wskazywał na spożycie alkoholu i pracodawca postawił mu ultimatum: albo zwolni go dyscyplinarnie, albo pracownik zwolni się sam. Mężczyzna wybrał drugą możliwość. Po wyjściu z zakładu miał jeszcze spożywać alkohol i dopiero potem postanowił dokonać aktu samopodpalenia. Potwierdza to przeprowadzony w szpitalu wynik badania krwi — mężczyzna miał prawie 5 promili alkoholu.

ANDRZEJ GRABOWSKI


Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. stolarz brw #2423413 | 94.254.*.* 22 sty 2018 11:31

    płacą psie pieniadze to ludzie wymiekaja chłopaki do ruskich z mistrzem muszą latać w godzinach pracy by zarobić brw cołhoz

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  2. wzruszony #2423404 | 81.15.*.* 22 sty 2018 11:12

    ale się wzruszyłem ...

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz

  3. I teraz się wyjasnilo #2423390 | 188.22.*.* 22 sty 2018 10:53

    Szkoda tylko, ze większość psy wieszała na pracodawcy, ze pewnie zle warunki pracy i płacy, a okazało się, ze człowiek miał problemy z alkoholem, hazardem i długami. Szkoda jedynie rodziny

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  4. Ol zachodni #2422985 | 185.34.*.* 21 sty 2018 17:45

    Współczuje mamie i temu poparzonemu

    Ocena komentarza: warty uwagi (21) odpowiedz na ten komentarz