"Król Disco Polo" dla GO: Wcale nie zginąłem w wypadku i żona też mnie nie rzuciła

2015-06-20 12:00:00(ost. akt: 2015-06-20 12:24:44)

Autor zdjęcia: boys.art.pl

Jego muzykę można lubić lub nie, ale przebój "Jesteś szalona" słyszał chyba każdy. Internet lubi go uśmiercać. Teraz musi się tłumaczyć, że nie zginął w wypadku samochodowym. Rozmawiamy z Marcinem Millerem, lider zespołu Boys.

— Cieszę się, że jednak żyjesz.

— Tak... Średnio co dwa lata w internecie krążą informacje, że zostałem znaleziony w rynsztoku, zapiłem się, zaćpałem, albo że żona mnie rzuciła. A ostatnio było właśnie, że zginąłem w wypadku. Jadę już nawet do telewizji, żeby zrobić dementi. 




Z zazdrością patrzyłem, jak ci ełczanie, którzy często mieli rodzinę za granicą, przychodzili w kurtkach dżinsowych, białych, długich skarpetach i siadali sobie wpierdzielając frytki. Myślałem sobie „kurcze, Ameryka, jak w filmach”.

— Skoro jesteśmy już przy temacie życia i śmierci, to czy wyobrażasz sobie czasami życie po zespole Boys?

— Cały czas jest taka zaduma. Kawał swojego życia związałem z twórczością, przecież 2015 r. to 25-lecie zespołu. Z każdy rokiem kiedy idę do studia, kiedy słyszę jak przełykam ślinę, jak drżą mi struny głosowe, a wokal się delikatnie obniża, to myślę sobie, że już chyba po mnie. Kolega, który zgrywa mnie w studio mówi „stary, ty tak od piętnastu lat narzekasz, że jest za przeproszeniem chu*nia, a co roku przychodzisz z nowymi utworami i ciągle jest o tobie głośno”. Ale ponarzekać przecież trzeba. Ktoś kiedyś powiedział, że jak zobaczył mnie na scenie, to powiedział, że chyba do pięćdziesiątki będę skakał na estradzie. No więc tak robię. 



— Można powiedzieć, że jesteś człowiekiem sukcesu, a jak potoczyło się życie twoich znajomych z Prostek?

— To mała miejscowość, nie ma tam dużych zakładów pracy. Ludzie, którzy mieli jakąkolwiek robotę za komuny, po 1990 r. bardzo często tej pracy już nie mieli. Nie powiem, że się ludzie wtedy staczali, ale z roku na rok widać było pewną depresję. Niektórzy nie mogli sobie poradzić, dlatego wyjeżdżali za pracą do innych miast lub za granicę. Dlatego znajomych sprzed lat częściej spotykam na portalach społecznościowych, niż na ulicy. A jak już spotkam kogoś w Prostkach to uwierz, że mój mózg jest już tak przeładowany tymi wszystkimi imprezami, ludźmi których spotykam na koncertach, że już nawet nie pamiętam tego człowieka. On mi mówi, że uczył się ze mną w podstawówce, a ja się na niego patrzę i nie wiem, kto to jest. To jednak moje strony. Podstawówkę kończyłem w Prostkach, potem dojeżdżałem do Ełku do liceum ekonomicznego. To też były piękne lata, poznałem moją przyszłą żonę, z którą jestem do dziś. 



Rafał Bieńkowski




Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. stefano materacino #1759212 | 178.43.*.* 20 cze 2015 21:45

    To nie jest król disco polo. Król jest jeden, a na imię mu Zenek!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz