ZUS przelicza emerytury według starych reguł?

2025-04-15 13:58:47(ost. akt: 2025-04-15 14:02:18)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: ZUS

Wywiad przeprowadzony przez Monikę Krześniak-Sajewicz z Interii z dr. Tomaszem Lasockim ujawnia fundamentalną wadę systemu emerytalnego, która dyskryminuje część kobiet, a inne wprowadza w pułapkę wcześniejszego przejścia na emeryturę. System, który miał być prosty i sprawiedliwy, działa odwrotnie niż zakładano.
W opublikowanym w recenzowanym czasopiśmie naukowym artykule, Tomasz Lasocki – ekspert ds. zabezpieczenia społecznego z Politechniki Warszawskiej – wspólnie z prof. Moniką Domańską, przeanalizował kontrowersyjne przepisy emerytalne. Ich wnioski są jednoznaczne: obecne regulacje nie tylko zniechęcają kobiety do dalszej pracy zawodowej po osiągnięciu 60. roku życia, ale także generują ogromne koszty dla systemu. Co więcej, w przypadku części kobiet ZUS niezgodnie z przepisami odmawia ponownego przeliczenia emerytur, co może stanowić naruszenie konstytucji.

Polska jest jednym z nielicznych państw, w którym możliwe jest przejście na emeryturę… dwukrotnie. Kobieta, która osiągnęła 60. rok życia, może pobierać emeryturę, a po ukończeniu 65 lat świadczenie to zostaje automatycznie przeliczone na nowo – tak jakby nigdy wcześniej go nie pobierała. Dotychczas wypłacone kwoty nie są odliczane od nowego wyliczenia. System ten powoduje, że emerytury po przeliczeniu rosną nawet o kilkadziesiąt procent – niezależnie od tego, czy kobieta między 60. a 65. rokiem życia pracowała, czy nie.

Taki mechanizm sprawia, że opłaca się przejść na emeryturę jak najwcześniej. Co więcej, zwlekanie z decyzją – np. do 64. roku życia – może skutkować… niższym świadczeniem. Dodatkowe składki z pracy po 60. roku życia mogą w takim przypadku przepaść. To paradoks, który według Lasockiego jest sprzeczny z konstytucją i logiką systemu opartego na zdefiniowanej składce, gdzie zasadą powinno być: im dłużej pracujesz i więcej odkładasz, tym więcej dostajesz.

Jednym z najbardziej niepokojących elementów badania jest odkrycie, że ZUS odmawia ponownego przeliczenia emerytur pewnej grupie kobiet. Chodzi o osoby urodzone między 1949 a 1968 rokiem, które nie przystąpiły do OFE w 1999 roku. W ich przypadku ZUS nie założył subkonta, mimo że obowiązek taki pojawił się w 2014 roku, po zmianie przepisów. Skutek? Setki tysięcy, a może nawet milion kobiet, nie otrzymuje świadczeń w należnej wysokości. Problem może mieć wymiar konstytucyjny i zakończyć się procesami sądowymi – ale kobiety muszą najpierw zorientować się, że coś jest nie tak. A to – bez wsparcia specjalistów – bywa bardzo trudne.

Obecne przepisy są pozostałością po reformie z 2014 roku (rząd PO-PSL), ale ich szkodliwość systemowa ujawniła się w pełni dopiero po obniżeniu wieku emerytalnego w 2017 roku (rząd PiS). Przepis o ponownym przeliczeniu emerytury nie został wtedy zaktualizowany ani uchylony – co sprawiło, że obecnie kobiety, które przechodzą na emeryturę w wieku 60 lat, mogą po 65. roku życia liczyć na znacznie wyższe świadczenie. Równocześnie kobiety, które poczekały z decyzją, narażają się na utratę części składek – tzw. „emerytalna gilotyna”.

Co więcej, ZUS nie wydaje formalnych decyzji odmownych w sprawie przeliczenia – działa „z urzędu”, więc kobieta nie może się odwołać, jeśli ZUS w ogóle nie podejmie działania. To sytuacja podobna do tej, jaka miała miejsce przy czternastej emeryturze.

Zdaniem Lasockiego i Domańskiej, rząd powinien niezwłocznie zreformować przepis dotyczący okresowej emerytury kapitałowej. Proponują, aby kobieta przechodząca na emeryturę w wieku 60 lat otrzymywała od razu pełne świadczenie, z możliwością jego dziedziczenia przez bliskich w przypadku śmierci w ciągu pierwszych trzech lat. Taki model byłby prostszy, bardziej sprawiedliwy i zgodny z zasadą zdefiniowanej składki.

Naukowcy podkreślają, że dalsze ignorowanie problemu przyniesie wielkie straty finansowe dla budżetu państwa i jeszcze większy chaos w systemie emerytalnym. Już teraz ponowne przeliczenia emerytur kosztują miliardy złotych. Jeśli nic się nie zmieni, liczba skarg i procesów może lawinowo rosnąć – co tylko pogłębi kryzys.

Źródło: Interia