Anna Szymańczyk: Aktorstwo to zmienność
2025-03-16 19:05:55(ost. akt: 2025-03-15 19:21:13)
Anna Szymańczyk, pochodząca z Olsztyna gwiazda hitowych produkcji streamingowych („Znachor” oraz „Lady Love”), opowiada m.in. o swoich aktorskich początkach, filmowo-serialowych rolach oraz pracy z Wojciechem Smarzowskim.
– Rozmawiamy tuż po rozdaniu Oscarów. Miałaś okazję obejrzeć któryś z nominowanych filmów?
– Rok 2024 był dla mnie bardzo intensywny, więc oglądałam mało filmów oscarowych, praktycznie w ogóle. Najbardziej zapadło mi w pamięć „Nasienie Świętej Figi” (w reżyserii Mohammada Rasoulofa, film nominowany w kategorii najlepszy film międzynarodowy – przyp. red.). Jestem absolutną fanką tej produkcji. Uważam, że jest to bardzo ważny film, który mocno mnie poruszył. W tym filmie praktycznie nie ma ukazanej przemocy w jej bezpośrednim rozumieniu czy drastycznych scen. Jest za to dużo przemocy psychicznej czy politycznej. Seans tego filmu trwa ponad trzy godziny; nie jest on prosty, ale zdecydowanie wart zobaczenia. To jeden z najlepszych obrazów, jaki widziałam w ostatnich latach
– Rok 2024 był dla mnie bardzo intensywny, więc oglądałam mało filmów oscarowych, praktycznie w ogóle. Najbardziej zapadło mi w pamięć „Nasienie Świętej Figi” (w reżyserii Mohammada Rasoulofa, film nominowany w kategorii najlepszy film międzynarodowy – przyp. red.). Jestem absolutną fanką tej produkcji. Uważam, że jest to bardzo ważny film, który mocno mnie poruszył. W tym filmie praktycznie nie ma ukazanej przemocy w jej bezpośrednim rozumieniu czy drastycznych scen. Jest za to dużo przemocy psychicznej czy politycznej. Seans tego filmu trwa ponad trzy godziny; nie jest on prosty, ale zdecydowanie wart zobaczenia. To jeden z najlepszych obrazów, jaki widziałam w ostatnich latach
– Zapewne większa część aktorów marzy o Oscarze, ale nie od razu Kraków zbudowano. Jak wyglądały twoje pierwsze kroki w aktorstwie?
– Mając 13 lat, zdecydowałam, że będę uprawiała aktorstwo. Moja nauczycielka od języka polskiego z gimnazjum nr 4 w Olsztynie, gdzie uczęszczałam, poleciła wykonać inscenizację „Dziadów” Adama Mickiewicza. Zagrałam w niej Guślarza. Na pokazie obecna była Krystyna Jędrys, która prowadziła olsztyńskie kółko teatralne „Kokon”. To ona wciągnęła mnie do aktorstwa. Mogę powiedzieć, że cała moja przygoda wzięła się z miłości do literatury.
– Mając 13 lat, zdecydowałam, że będę uprawiała aktorstwo. Moja nauczycielka od języka polskiego z gimnazjum nr 4 w Olsztynie, gdzie uczęszczałam, poleciła wykonać inscenizację „Dziadów” Adama Mickiewicza. Zagrałam w niej Guślarza. Na pokazie obecna była Krystyna Jędrys, która prowadziła olsztyńskie kółko teatralne „Kokon”. To ona wciągnęła mnie do aktorstwa. Mogę powiedzieć, że cała moja przygoda wzięła się z miłości do literatury.
– Co było potem?
– Dostałam się do Akademii Teatralnej w Warszawie, gdzie przeszłam bardzo ciężkie egzaminy, do których przygotowywała mnie m.in. Krystyna Jędrys. W ciągu czterech lat ukończyłam studia, obroniłam dyplom magistra i poszłam w świat. Już na czwartym roku studiów udało mi się zdobyć specjalną nagrodę podczas Festiwalu Szkół Teatralnych w postaci etatu w Teatrze Nowym w Łodzi. Nie skorzystałam jednak z tej opcji, ponieważ chciałam grać w Warszawie. Debiutowałam w teatrze 6. Piętro w sztuce „Maszyna do liczenia”. Następnie nawiązałam współpracę z Teatrem STU w Krakowie, gdzie pracowałam przy projekcie „Tryptyk”, czyli przedstawieniu trzech dzieł Stanisława Wyspiańskiego: „Wesele”, „Wyzwolenie” i „Akropolis”. Od 2012 roku jestem związana z warszawskim Teatrem Dramatycznym. Wielokrotnie startowałam w castingach do filmów i seriali. Te drugie pojawiły się jeszcze przed pracą w Teatrze Dramatycznym, ponieważ przez pięć lat występowałam w „Pierwszej miłości”, a zdjęcia dp niej kręcone były we Wrocławiu i w pewnym momencie kursowałam między Warszawą, Wrocławiem i Krakowem. Ważnym momentem dla mnie była praca z Wojciechem Smarzowskim przy filmie „Kler”, gdzie zagrałem epizodyczną rolę. Po latach, w 2022 roku, spotkaliśmy się przy drugim „Weselu”. Kolejnym ważnym momentem była również niedawna rola Zośki w nowym „Znachorze”. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, że widownia pokochała tę postać. Potem nadeszła cała lawina: rola w „Camera Cafe. Nowe parzenie”, komedia „Nic na siłę” wyprodukowana przez Netflixa, gdzie zagrałam swoją pierwszą główną rolę, oraz „Lady Love”. Aktualnie przygotowuję się do roli w spektaklu Wojciecha Farugi pod tytułem „Anioł w Warszawie”.
– Dostałam się do Akademii Teatralnej w Warszawie, gdzie przeszłam bardzo ciężkie egzaminy, do których przygotowywała mnie m.in. Krystyna Jędrys. W ciągu czterech lat ukończyłam studia, obroniłam dyplom magistra i poszłam w świat. Już na czwartym roku studiów udało mi się zdobyć specjalną nagrodę podczas Festiwalu Szkół Teatralnych w postaci etatu w Teatrze Nowym w Łodzi. Nie skorzystałam jednak z tej opcji, ponieważ chciałam grać w Warszawie. Debiutowałam w teatrze 6. Piętro w sztuce „Maszyna do liczenia”. Następnie nawiązałam współpracę z Teatrem STU w Krakowie, gdzie pracowałam przy projekcie „Tryptyk”, czyli przedstawieniu trzech dzieł Stanisława Wyspiańskiego: „Wesele”, „Wyzwolenie” i „Akropolis”. Od 2012 roku jestem związana z warszawskim Teatrem Dramatycznym. Wielokrotnie startowałam w castingach do filmów i seriali. Te drugie pojawiły się jeszcze przed pracą w Teatrze Dramatycznym, ponieważ przez pięć lat występowałam w „Pierwszej miłości”, a zdjęcia dp niej kręcone były we Wrocławiu i w pewnym momencie kursowałam między Warszawą, Wrocławiem i Krakowem. Ważnym momentem dla mnie była praca z Wojciechem Smarzowskim przy filmie „Kler”, gdzie zagrałem epizodyczną rolę. Po latach, w 2022 roku, spotkaliśmy się przy drugim „Weselu”. Kolejnym ważnym momentem była również niedawna rola Zośki w nowym „Znachorze”. Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, że widownia pokochała tę postać. Potem nadeszła cała lawina: rola w „Camera Cafe. Nowe parzenie”, komedia „Nic na siłę” wyprodukowana przez Netflixa, gdzie zagrałam swoją pierwszą główną rolę, oraz „Lady Love”. Aktualnie przygotowuję się do roli w spektaklu Wojciecha Farugi pod tytułem „Anioł w Warszawie”.
– Jak pracuje się z Wojciechem Smarzowskim?
– Wojciech Smarzowski bardzo uwierzył we mnie i moją samodzielność. Potrafił skorzystać z mojego temperamentu. Spojrzał na mnie w zupełnie inny sposób, jeśli chodzi o dobór roli, ponieważ moje poprzednie role najczęściej polegały na graniu kobiet zadbanych. Jeśli tak uznany reżyser stawia na ciebie, zaprasza do współpracy i wchodzisz do grupy osób oraz aktorów takiego kalibru jak Robert Więckiewicz czy Agata Kulesza, to jest to na pewno nobilitujące oraz wzmacnia pewność siebie. Czujesz, że masz swoje miejsce w tym zawodzie.
– Wojciech Smarzowski bardzo uwierzył we mnie i moją samodzielność. Potrafił skorzystać z mojego temperamentu. Spojrzał na mnie w zupełnie inny sposób, jeśli chodzi o dobór roli, ponieważ moje poprzednie role najczęściej polegały na graniu kobiet zadbanych. Jeśli tak uznany reżyser stawia na ciebie, zaprasza do współpracy i wchodzisz do grupy osób oraz aktorów takiego kalibru jak Robert Więckiewicz czy Agata Kulesza, to jest to na pewno nobilitujące oraz wzmacnia pewność siebie. Czujesz, że masz swoje miejsce w tym zawodzie.
– Praca na planie jest pewnego rodzaju nauką?
– Podglądanie aktorów na planie u Wojciecha Smarzowskiego to była dla mnie spora dawka nauki oraz okazja do fantastycznych spotkań. Przed tymi aktorskimi tuzami chylę czoło, ale i moi młodsi koledzy po fachu są bardzo twórczy, rzutcy i wspaniali. Na planie panowała bardzo rodzinna atmosfera. Każdy się lubił. Dla samego Wojtka wszyscy na planie chcieli dawać nawet 1200 proc.
– Podglądanie aktorów na planie u Wojciecha Smarzowskiego to była dla mnie spora dawka nauki oraz okazja do fantastycznych spotkań. Przed tymi aktorskimi tuzami chylę czoło, ale i moi młodsi koledzy po fachu są bardzo twórczy, rzutcy i wspaniali. Na planie panowała bardzo rodzinna atmosfera. Każdy się lubił. Dla samego Wojtka wszyscy na planie chcieli dawać nawet 1200 proc.
– W ostatnim czasie bardzo głośno zrobiło się o tobie za sprawą roli Lucyny Lis w serialu „Lady Love”, gdzie zagrałaś aktorkę podbijającą branżę filmów dla dorosłych w dawnym RFN. Zapewne cały czas słyszysz pytania o tę rolę. Nie obawiasz się, że może stać się ona dla ciebie swego rodzaju przekleństwem?
– Większość głównie najpierw pyta o rolę Zośki w „Znachorze”, ponieważ wtedy mogła mnie zobaczyć szersza publiczność. Ale oczywiście jest tak, że każdy pyta o Lucynę Lis i jest to bardzo miłe. Nie ukrywam, że każdy aktor marzy o tym, aby się nim interesowano, ponieważ taki jest sens tego zawodu – nie robi się tego do szuflady, ale dla widowni. Jeżeli moja praca spotyka się z uznaniem lub zainteresowaniem, to jest to sukces. Temat roli Lucyny Lis cały czas jest żywy, ponieważ premiera „Lady Love” miała miejsce w grudniu 2024 roku. Nawet jeśli za pięć lat będę otrzymywała pytania odnośnie do tego występu, to nie będzie to problematyczne. W tym momencie cieszę się, że serial został w większości bardzo dobrze odebrany, chociaż jego temat jest bardzo smutny, a sama historia bardzo przejmująca i dołująca. Podczas pracy na planie reżyser Bartosz Konopka otoczył mnie ochronnym płaszczem, a jego wrażliwość była absolutnie porażająca. Była również wspaniała ekipa – od kostiumów po charakteryzację – która dokładała wszelkich starań, abym wyglądała dobrze w serialu. Cieszę się, że producenci obdarzyli mnie zaufaniem, dając mi tę rolę. Dzięki fantastycznemu scenariuszowi miałam możliwość grania jednej kobiety przez 30 lat. To ogromne wyróżnienie, że mając 37 lat, grałam kobietę, która na początku serialu ma 20 lat. To jest też bardzo duże zadanie aktorskie. Dlatego nie boję się pytań o tę postać, ponieważ wiedziałam, na co się piszę, biorąc postać Lucyny Lis na warsztat. Cieszy mnie to, że ludzie chcą mówić o tej postaci. Mam wrażenie, że to nadaje mojej pracy znaczenie. Mało tego, nawet te niepochlebne opinie są budujące, ponieważ ktoś podejmuje temat, kogoś to oburzyło lub zdenerwowało. Moim zdaniem najgorsze w życiu aktora jest bycie niezauważanym, a to jest już bardzo bolesne.
– Większość głównie najpierw pyta o rolę Zośki w „Znachorze”, ponieważ wtedy mogła mnie zobaczyć szersza publiczność. Ale oczywiście jest tak, że każdy pyta o Lucynę Lis i jest to bardzo miłe. Nie ukrywam, że każdy aktor marzy o tym, aby się nim interesowano, ponieważ taki jest sens tego zawodu – nie robi się tego do szuflady, ale dla widowni. Jeżeli moja praca spotyka się z uznaniem lub zainteresowaniem, to jest to sukces. Temat roli Lucyny Lis cały czas jest żywy, ponieważ premiera „Lady Love” miała miejsce w grudniu 2024 roku. Nawet jeśli za pięć lat będę otrzymywała pytania odnośnie do tego występu, to nie będzie to problematyczne. W tym momencie cieszę się, że serial został w większości bardzo dobrze odebrany, chociaż jego temat jest bardzo smutny, a sama historia bardzo przejmująca i dołująca. Podczas pracy na planie reżyser Bartosz Konopka otoczył mnie ochronnym płaszczem, a jego wrażliwość była absolutnie porażająca. Była również wspaniała ekipa – od kostiumów po charakteryzację – która dokładała wszelkich starań, abym wyglądała dobrze w serialu. Cieszę się, że producenci obdarzyli mnie zaufaniem, dając mi tę rolę. Dzięki fantastycznemu scenariuszowi miałam możliwość grania jednej kobiety przez 30 lat. To ogromne wyróżnienie, że mając 37 lat, grałam kobietę, która na początku serialu ma 20 lat. To jest też bardzo duże zadanie aktorskie. Dlatego nie boję się pytań o tę postać, ponieważ wiedziałam, na co się piszę, biorąc postać Lucyny Lis na warsztat. Cieszy mnie to, że ludzie chcą mówić o tej postaci. Mam wrażenie, że to nadaje mojej pracy znaczenie. Mało tego, nawet te niepochlebne opinie są budujące, ponieważ ktoś podejmuje temat, kogoś to oburzyło lub zdenerwowało. Moim zdaniem najgorsze w życiu aktora jest bycie niezauważanym, a to jest już bardzo bolesne.
– Wspomniałaś, że tematyka serialu jest trudna. Zapytam więc, nieco przewrotnie, co było najprzyjemniejsze w odgrywaniu roli tytułowej bohaterki.
– Bardzo przyjemne było przeistaczanie się i przenoszenie się do epoki. Mieliśmy fantastyczne spotkania aktorskie, na których rozmawiałam z genialnymi artystami jak Borys Szyc, Adam Woronowicz, Dorota Pomykała czy kapitalnymi niemieckimi aktorami Clemensem Schickiem oraz Lise Risom Olsen. Spotkałam się również z Ralphem Kamińskim, który debiutował w tym projekcie jako aktor, oraz z moim kolegą teatralnym Maciejem Radlem. Na planie było mnóstwo cudownych spotkań aktorskich oraz żadnych złych. Każda z osób wnosiła coś nowego, odświeżała moją postać oraz samą mnie. Pomimo ciężkiej tematyki serialu na planie panowała znakomita i przyjacielska atmosfera. My wszyscy, aktorzy oraz cała ekipa techniczna, wierzyliśmy w ten projekt i chcieliśmy go zrobić jak najlepiej. Cieszyło nas to, że graliśmy wszyscy do jednej bramki i mieliśmy ogromną radość z tworzenia „Lady Love”.
– Bardzo przyjemne było przeistaczanie się i przenoszenie się do epoki. Mieliśmy fantastyczne spotkania aktorskie, na których rozmawiałam z genialnymi artystami jak Borys Szyc, Adam Woronowicz, Dorota Pomykała czy kapitalnymi niemieckimi aktorami Clemensem Schickiem oraz Lise Risom Olsen. Spotkałam się również z Ralphem Kamińskim, który debiutował w tym projekcie jako aktor, oraz z moim kolegą teatralnym Maciejem Radlem. Na planie było mnóstwo cudownych spotkań aktorskich oraz żadnych złych. Każda z osób wnosiła coś nowego, odświeżała moją postać oraz samą mnie. Pomimo ciężkiej tematyki serialu na planie panowała znakomita i przyjacielska atmosfera. My wszyscy, aktorzy oraz cała ekipa techniczna, wierzyliśmy w ten projekt i chcieliśmy go zrobić jak najlepiej. Cieszyło nas to, że graliśmy wszyscy do jednej bramki i mieliśmy ogromną radość z tworzenia „Lady Love”.
– Wróćmy na chwilę do roli Zośki w „Znachorze”. Macie z Zośką wspólne cechy charakteru?
– Jak najbardziej widzę siebie w roli Zośki. Udało mi się przemycić swoją konkretność, którą mam na co dzień. Ma również moje poczucie humoru i temperament. Jest mi bliska i bardzo ją lubię.
– Jak najbardziej widzę siebie w roli Zośki. Udało mi się przemycić swoją konkretność, którą mam na co dzień. Ma również moje poczucie humoru i temperament. Jest mi bliska i bardzo ją lubię.
– To twoja ulubiona rola?
– Mam ich dużo. Każda z nich ma coś wyjątkowego. Najbardziej bawiła mnie Fretka z „Camera Cafe. Nowe parzenie”, która miała świetne poczucie humoru oraz była nieco postrzelona. Lubię Zośkę za jej kręgosłup moralny, Lucynę Lis za determinację oraz Oliwkę z „Nic na siłę” za jej wrażliwość. Z kolei postać Igi z „Na dobre i na złe” jest bardzo prawa.
– Mam ich dużo. Każda z nich ma coś wyjątkowego. Najbardziej bawiła mnie Fretka z „Camera Cafe. Nowe parzenie”, która miała świetne poczucie humoru oraz była nieco postrzelona. Lubię Zośkę za jej kręgosłup moralny, Lucynę Lis za determinację oraz Oliwkę z „Nic na siłę” za jej wrażliwość. Z kolei postać Igi z „Na dobre i na złe” jest bardzo prawa.
– Widzę, że jest sporo uniwersalności w doborze tych ról.
– Aktorstwo rozumiem jako zmienność. Mam nadzieję, że zagram jeszcze kilka ról, które pokażą mnie z jeszcze innej strony. Wielość postaci również jest dla mnie ważna oraz to, kim mogę się w przyszłości stać w kolejnej kreacji.
– Aktorstwo rozumiem jako zmienność. Mam nadzieję, że zagram jeszcze kilka ról, które pokażą mnie z jeszcze innej strony. Wielość postaci również jest dla mnie ważna oraz to, kim mogę się w przyszłości stać w kolejnej kreacji.
– Patrząc na twoją karierę, czyli role teatralne, epizodyczne w serialach i filmach, a następnie sukces za sprawą „Znachora” czy „Lady Love”, chciałoby się powiedzieć, że ciężka praca popłaca.
– Nie należę do cierpliwych osób; cały czas się tego uczę. Natomiast jestem bardzo pracowita i konsekwentna. W każdym zawodzie, a zwłaszcza w artystycznym, te cechy są obecne. Każdego dnia mierzysz się ze sobą, swoją pracą lub z tym, że tej pracy nie ma. Determinacja i dążenie do określonego celu są ważnymi cechami. Zawody artystyczne są często postrzegane jako wolne, ale potrzeba w nich bardzo dużo samodyscypliny, pracy z samym sobą oraz w moim przypadku pracy w grupie.
– Nie należę do cierpliwych osób; cały czas się tego uczę. Natomiast jestem bardzo pracowita i konsekwentna. W każdym zawodzie, a zwłaszcza w artystycznym, te cechy są obecne. Każdego dnia mierzysz się ze sobą, swoją pracą lub z tym, że tej pracy nie ma. Determinacja i dążenie do określonego celu są ważnymi cechami. Zawody artystyczne są często postrzegane jako wolne, ale potrzeba w nich bardzo dużo samodyscypliny, pracy z samym sobą oraz w moim przypadku pracy w grupie.
Janusz Siennicki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez