Miłość zawsze odnajdzie właściwą drogę

2024-08-31 20:00:00(ost. akt: 2024-08-30 13:04:18)

Autor zdjęcia: Wiktoria Popielarz

Muzyka była obecna w życiu Wiktorii Popielarz zawsze, od najmłodszych lat rozkochując ją w sobie melodiami i dźwiękami, którymi przesiąknięty był jej rodzinny dom. Niedawno dziewczyna rodem z Ełku zrealizowała swoje muzyczne marzenie – poznajcie jej historię.
Rodzina Popielarzów to prawdziwa muzyczna enklawa. Mama Wiktorii to oddana miłośniczka tańca, przez wiele lat śpiewała w chórach. To właśnie ona była dla dziewczynki pierwszym wzorem artystycznym. Ojciec, zawodowy gitarzysta, to postać równie inspirująca. Koncertuje, uczy gry na gitarze, komponuje muzykę i organizuje liczne festiwale. Dom Popielarzów zawsze przyciągał całą gamę artystów.

— Pamiętam sytuację, kiedy po pewnym koncercie festiwalowym rodzice zaprosili na kawę do naszego mieszkania cały chór! Chyba z 40 osób. Siedzieli wszędzie: na podłodze, parapecie; to wyglądało tak, jakby do „malucha” wcisnąć dziesięciu pasażerów — opowiada z uśmiechem.

Artystyczna atmosfera, która panowała w domu, była dla Wiktorii naturalnym środowiskiem, w którym dorastała. Jej codzienność była wypełniona dźwiękami i rozmowami na temat muzyki.

Pierwsze kroki
W takiej atmosferze rozwijała się muzyczna pasja Wiktorii. Już jako dziecko miała możliwość nie tylko słuchania, ale i uczestniczenia w rodzinnych koncertach. Rodzice potrafili wspaniale zagospodarować wspólny potencjał artystyczny, tworząc rodzinny zespół kameralny.

— Już jako dziecko podróżowałam, występowałam na festiwalach i koncertach, a nawet otrzymywałam honoraria! To mnie niesamowicie rozwijało, dawało satysfakcję, poczucie dumy, celu ćwiczeń, kształtowało dyscyplinę — wspomina Wiktoria, podkreślając, jak wielki wpływ na jej rozwój miała ta artystyczna aktywność.

Występy na scenie w otoczeniu rodziny dawały jej nie tylko radość, ale też poczucie spełnienia. Pierwsze muzyczne kroki stawiała, ucząc się gry na klarnecie w Państwowej Szkole Muzycznej I stopnia w Ełku. Później przyszedł czas na kontrabas. Muzyka była dla Wiktorii czymś więcej niż tylko hobby. Była sposobem na wyrażanie siebie, na odnalezienie swojej tożsamości w świecie dźwięków.

Każdy koncert, każde rodzinne muzykowanie utwierdzało ją w przekonaniu, że to właśnie na scenie czuje się najlepiej. Będąc dzieckiem, wymarzyła sobie karierę piosenkarki. Jednak życie – jak to często bywa – miało dla niej przygotowany inny scenariusz.

Zderzenie z rzeczywistością
Kiedy przyszedł czas na wybór dalszej ścieżki życiowej, Wiktoria postanowiła podjąć studia prawnicze. Warszawa, nowe miasto, nowe wyzwania, nowe znajomości – w wirze nauki, życia towarzyskiego i treningów sportowych muzyka stopniowo przestawała być częścią jej codzienności.

— Idąc na studia i przeprowadzając się do Warszawy, „zerwałam” z muzyką — przyznaje Wiktoria.

Jednak, jak to często bywa z prawdziwymi pasjami, przerwa ta nie przyniosła jej spokoju. Z każdym kolejnym rokiem Wiktoria coraz mocniej odczuwała, że w jej życiu brakuje czegoś bardzo ważnego.

— Zajęło mi aż osiem lat, żeby się zorientować, że brakuje mi właśnie muzyki — mówi z nutą refleksji.

Tęsknota za dźwiękami, które kiedyś były jej codziennością, stawała się coraz bardziej dojmująca. Choć próbowała wypełnić tę pustkę innymi aktywnościami, nic nie było w stanie zastąpić jej prawdziwej miłości – muzyki. Wiktoria podjęła próby powrotu do grania – zakupiła kontrabas elektryczny, później pianino cyfrowe, a nawet wypożyczyła klarnet, by spróbować swoich sił po latach przerwy. Jednak umiejętności, które kiedyś przyszły jej tak łatwo, teraz wymagały ogromnego wysiłku. Powrót do formy okazał się trudniejszy, niż mogła się spodziewać.

— Niestety, po tylu latach przerwy umiejętności gry były już niewystarczające i szybko się zniechęciłam — przyznaje.

Iskra
Przełomowy moment nadszedł w 2022 roku. Znajoma Wiktorii wspomniała, że pewne warszawskie studio buduje portfolio i oferuje tanio nagrania z obróbką materiału dźwiękowego. To okazja, której nie mogła przegapić.

— Bez zastanowienia napisałam, że chętnie nagram jakiś cover — wspomina, opisując swoje pierwsze kroki w studiu nagraniowym.

To była jej pierwsza styczność z profesjonalnym sprzętem, z mikrofonem, który rejestrował każdą nutę, każdy oddech. Dla kogoś, kto przez lata oddalił się od muzyki, było to doświadczenie niezwykle emocjonujące. Do tego uwagę na nią zwrócili dwaj realizatorzy prowadzący studio.

— Zapewne coś ich urzekło w moim głosie, bo zaproponowali, czy nie chciałabym spróbować zrobić czegoś autorskiego i że chętnie by taki utwór wyprodukowali — wspomina Wiktoria.

W tamtym momencie zapaliła się w niej iskra. Przez lata schowane na dnie serca marzenia nagle wróciły, jaśniejąc nowym blaskiem. To była dla niej nie tylko szansa na powrót do muzyki, ale też na zrealizowanie swojego marzenia – nagrania własnej piosenki. Jednak życie, jak to często bywa, szybko zweryfikowało jej plany. Egzaminy na aplikację adwokacką, zobowiązania zawodowe i inne obowiązki sprawiły, że jej muzyczne plany wyblakły. Ale iskra tliła się nadal.

— Nagrania odkładałam w czasie, a później reżyser studia realizował duży projekt i nie miał już dla mnie czasu. Świadomość tego, że chcę śpiewać, pozostała — opowiada Wiktoria.

Świadomość, że muzyka jest nieodłączną częścią jej życia, sprawiła, że Wiktoria postanowiła zapisać się do jednego z warszawskich chórów kameralnych. To był kolejny krok na drodze do realizacji muzycznych marzeń. Chór, choć z pozoru wydawał się jedynie sposobem na powrót do śpiewania, okazał się miejscem, w którym spotkała ludzi, którzy odegrali kluczową rolę w jej muzycznej podróży. Szczególną rolę w tej historii odegrała Dorota Kieras – dziennikarka i polonistka.

— „Nie chciałabyś zacząć działać muzycznie solo? Mogę ci pisać teksty i być twoją Agnieszką Osiecką”, zapytała mnie kiedyś, przekazując gotowy, przemyślany tekst piosenki — wspomina Wiktoria.

To było coś, czego się nie spodziewała. Pomysł na własną twórczość, który kiedyś wydawał się odległy, nagle nabrał realnych kształtów. Dorota Kieras okazała się nie tylko wspaniałą przyjaciółką, ale też doskonałą tekściarką.

— Tekst napisany przez Dorotę tak bardzo mi się spodobał. Pomyślałam, że trzeba teraz poszukać muzyków, którzy mogliby zaaranżować muzykę — wspomina.
Tak narodził się pomysł na nowy projekt, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej realny.

Siedem sukienek
Wiktoria miała szczęście do ludzi, którzy pojawiali się w jej życiu w odpowiednich momentach. Jednym z nich był Michał Wróblewski – osoba, która od samego początku wierzyła, że marzenia są po to, by je realizować. Michał, zafascynowany talentem Wiktorii, postanowił pomóc jej w realizacji muzycznych planów.

— To właśnie dzięki niemu poznałam Karola Denkiewicza: producenta, który podzielał moje muzyczne wizje — opowiada.
Karol okazał się nie tylko utalentowanym muzykiem, ale też człowiekiem, który potrafił przenieść pomysły Wiktorii na wyższy poziom.
— Nie tylko wiedział, czego oczekuję, ale jego wizje, pomysły, kreatywność i muzykalność przerosły moje najśmielsze oczekiwania — mówi Wiktoria z entuzjazmem.
To dzięki tej współpracy powstał jej pierwszy singiel: „Siedem sukienek”, który łączy w sobie elementy funku, jazzu, soulu i popu inspirowanego barwnymi latami 70.
— To muzyka, która płynie prosto z serca, a jednocześnie jest hołdem dla lat 70., które zawsze mnie inspirowały — tłumaczy.

Jej singiel został przyjęty bardzo ciepło, a Wiktoria poczuła, że jest na właściwej drodze. Ale na tym nie poprzestała. Kolejny utwór jest już w trakcie tworzenia, a dziewczyna z Ełku każdego dnia coraz bardziej angażuje się w muzykę.

— Wkręciłam się w proces twórczy, pisanie tekstów, komponowanie melodii, nagrywanie, aranżację. To dla mnie ogromna frajda i spełnienie marzeń — opowiada z pasją.

Muzyka stała się dla niej nie tylko sposobem na wyrażenie siebie, ale też na odkrywanie nowych dźwięków, eksperymentowanie z brzmieniem i poszukiwanie własnego stylu.

Nie ma już odwrotu
Nagranie pierwszego singla to dopiero początek. Wiktoria ma wiele planów na przyszłość, a muzyka staje się coraz ważniejszą częścią jej życia.

— Jestem w momencie, w którym już nie ma odwrotu. Muzyka jest we mnie i musi znaleźć ujście — podkreśla z przekonaniem.

Praca nad kolejnymi utworami, koncerty, a może nawet własna płyta – wszystko to staje się realne, a Wiktoria z każdym dniem zbliża się do realizacji swoich kolejnych marzeń. Droga do sukcesu nie jest łatwa, a ona sama doskonale zdaje sobie sprawę, że przed nią wiele wyzwań, ale jest gotowa na to, by stawić im czoła. W przyszłość patrzy z optymizmem.

— Każdy dzień to dla mnie nowa lekcja, nowe wyzwanie, ale też nowa szansa na to, by rozwijać się jako artystka — mówi.

Miłość zawsze odnajdzie właściwą drogę
Dziewczyna rodem z Ełku jest idealnym dowodem na to, że miłość do naszej prawdziwej pasji – w jej przypadku miłość do muzyki – nigdy nie wygasa całkowicie. Niezależnie od tego, jak daleko się od niej oddalimy, prędzej czy później znajdzie drogę, by wrócić do naszego życia. Historia Wiktorii uczy, że jeśli coś jest naprawdę ważne, nie zniknie, nawet jeśli na chwilę o tym zapomnimy. I że zawsze warto walczyć o swoje marzenia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy staną się rzeczywistością.

Dzięki ludziom, których spotkała na swojej drodze – i którzy wierzyli w jej talent – Wiktoria mogła ponownie odnaleźć swoją muzyczną ścieżkę. To właśnie oni pomogli jej na nowo odkryć drzemiącą w niej pasję i wsparli w realizacji marzeń.

— Mam ogromnego farta do ludzi! — podkreśla dziewczyna, która znów może śpiewać i żyć pełnią swojego muzycznego marzenia.


Maciej Chrościelewski