Piotr Czekalski z Olsztyna z dnia na dzień stał się niepełnosprawny, bezdomny i bez pracy
2024-02-04 21:00:00(ost. akt: 2024-02-02 15:44:09)
Piotr Czekalski z dnia na dzień stał się niepełnosprawny, bezdomny i bez pracy. Wszystko dlatego, że kolega chciał go zabić… Wczesnej był aktywny i dziś też „go nosi”, ale na wózku inwalidzkim trudniej zdobywać świat. Chce żyć w Olsztynie na własną rękę, ale potrzebuje pomocy na start.
— 6 grudnia 2021 roku usiłowano mnie zabić siekierą. Dziś z tego powodu jestem niepełnosprawny. Całe życie zmieniło mi się o 180 stopni. Byłem bardzo aktywnym człowiekiem, którego wszędzie było pełno. Teraz jestem przykuty do wózka i zamknięty w czterech ścianach — opowiada Piotr Czekalski. — Nigdy nie pomyślałbym, że tak wszystko się potoczy. Że jedna sytuacja przekreśli moją przyszłość. Że siądę na wózku i przeszkody, które kiedyś dostrzegałem, ale nie zastanawiałem się aż tak nad nimi, będą dla mnie ogromną trudnością. Że będę zależny. A chciałbym być niezależny i samodzielny.
Piotr Czekalski pochodzi w Bydgoszczy. Zakochał się jednak i w 2012 roku z miłości przyjechał na Warmię. Zamieszkał pod Olsztynem. Związek nie przetrwał, ale owocem tego uczucia jest syn. Dlatego pan Piotr, zamiast wrócić do siebie, został na Warmii. Wynajmował stancje, ale trafił też pod dach artysty. Mimo że nie mieszkał u niego długo, utrzymywał z nim kontakt.
— Pamiętam, że pojechałem do niego, a że byłem fotoreporterem, więc poprosił mnie o dokumentację swoich prac. Co się tam wydarzyło? Nic nie pamiętam. Ale prokurator oskarżył właśnie jego. Nie trafił jednak do więzienia. Został uznany za niepoczytalnego i trafił do szpitala psychiatrycznego. Dzwonił nawet stamtąd do mnie i tłumaczył się, że to nie on. Ale czy to ma dla mnie teraz znaczenie? Kolega, gdzie by nie był, ma dach nad głową. W porównaniu ze mną ma komfortowe warunki — przyznaje pan Piotr. — Po wypadku trafiłem do razu do szpitala wojewódzkiego w Olsztynie. Tu jeden z lekarzy podjął się usunięcia siekiery z głowy w sposób jak najmniej inwazyjny. Ale i tak mam połowiczny niedowład ciała. Siekiera wbiła się w płat skroniowy, który odpowiada za lewą stronę. Na lewej nodze nie mogę stać, a lewa ręka jest całkowicie niewładna. Na szczęście jestem praworęczny. Po operacji w Olsztynie przewieziono mnie do szpitala w Morągu. Tam byłem aż do czerwca. I też niewiele pamiętam z tego czasu.
Nie mój świat
Przed wypadkiem pan Piotr wynajmował mieszkanie. Stracił je, bo gdy leżał nieprzytomny w szpitalu, nie był w stanie go opłacać. Gdy zakończył już leczenie, nie miał gdzie wrócić. Z dnia na dzień stał się bezdomny.
— Nie byłem w stanie podjąć pracy i nie miałem jak wynająć mieszkania. Nie mam też kontaktu z rodziną. A szpital nie mógł mnie „wystawić na ulicę”, więc zawieziono mnie do Chełmży, do schroniska dla bezdomnych z niepełnosprawnościami. Tam zderzyłem się z rzeczywistością. To schronisko to był zupełnie inny świat. Zupełnie nie mój. Mieszkali tam ludzie, którzy mieli kryminalna przeszłość. Nie potrafiłem się z nimi dogadać. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy wrócić do Bydgoszczy, czy do Olsztyna. Ale z uwagi na synka wybrałem Warmię — opowiada pan Piotr. — W tym czasie przyznano mi też orzeczenie o niepełnosprawności. Gdy dostałem zasiłek, próbowałem wynająć jakiś pokój. Ale gdy ludzie słyszeli, że jestem niepełnosprawny, nie byli zainteresowani. Na szczęście miałem dobrych ludzi wokół siebie. Wróciłem do Olsztyna, żeby móc się usamodzielnić. Udało mi się znaleźć dach nad głową. Ale nie mogłem cieszyć się nim długo, bo jednak koszty mnie przerastały. Dlatego we wrześniu 2022 roku złożyłem wniosek do Zakładu Lokali i Budynków Komunalnych o przyznanie mi mieszkania komunalnego przy ul. Zientary-Malewskiej. Miałem nadzieję, że zostanie rozpatrzony pozytywnie. Niestety dostałem odmowę. Nawet napisałem pismo do prezydenta Olsztyna, ale również odpisał, że w myśl przepisów, muszę być udokumentowanym mieszkańcem Olsztyna od dziesięciu lat. Gdy przyjechałem na Warmię, mieszkałem pod Olsztynem. Później już w Olsztynie wynajmowałem mieszkania, ale nie zawsze z papierami.
Samodzielny bez schodów
Dziś pan Piotr utrzymuje się z zasiłków. — Mam ok. 1200 zł na życie. Nie jestem w stanie wynająć mieszkania. Gdy szukałem dachu nad głową, niepełnosprawność okazała się ogromną przeszkodą. Ludzie odmawiają. W listopadzie udało mi się jednak znaleźć malutki pokój. Ma zaledwie 2x4 m, więc poruszanie się nim na wózku traktowałem jako ćwiczenia rehabilitacyjne. Niestety codzienność utrudniały mi schody. Jeżdżę na wózku. I chociaż w bloku, gdzie mieszkalem, jest winda, to jednak od niej do wyjścia z budynku są schody, których sam nie byłem w stanie pokonać. Gdy muszę coś załatwić, właścicielka mieszkania była bardzo pomocna. Ale nie chciałem nadużywać jej dobroci — opowiada pan Piotr. — Marzyło mi się wynajęcie pokoju w bloku, z którego mogę wyjechać o własnych siłach. W którym do windy jest płasko… Znalazłem taki w domku na Likusach. Jest płasko! Chcę być samodzielny. I chcę też pracować. Niestety niechęć do osób niepełnosprawnych jest przerażająca. W Bydgoszczy pracowałem jako dziennikarz i fotoreporter w „Bydgoskim Informatorze Turystycznym” i „Gazecie Wyborczej”. Na Warmii pracowałem m.in. w sortowni paczek. Za chlebem pojechałem też do Holandii, później do Anglii. Teraz, mimo że jestem na wózku, cały czas mnie nosi. Mam mnóstwo energii do życia. Myślę, żeby założyć fundację dla osób potrzebujących i wychodzących z bezdomności. Myślę też o agencji fotograficznej. Żeby jednak zacząć działać, muszę być samodzielny. Bez schodów… Muszę znaleźć pracę, żeby normalnie żyć. Jeśli ktoś mógłby mi pomóc, byłbym bardzo wdzięczny.
O to, jakie szanse na mieszkanie komunalne ma pan Piotr, zapytaliśmy ZLiBK. Czekamy na odpowiedź.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez