Ekstremalna jazda w... kopalni
2015-09-16 12:13:16(ost. akt: 2015-09-16 09:18:46)
Dobiegła końca rywalizacja o mistrzostwo Polski w wyścigach motocyklowych. Olsztynianin Mariusz Kondratowicz zajął niezłe szóste miejsce, jednak liczył na więcej, ale w ostatnich zawodach sezonu przegrał ze swoim... motocyklem.
Ostatnim akordem mistrzostw Polski były dwudniowe zawody na Słowacji (tor niedaleko Bratysławy), gdzie Mariusz Kondratowicz pojechał bronić czwartego miejsca w klasyfikacji generalnej mistrzostw Polski. Niestety, drugi raz z rzędu przegrał nie z rywalami, a ze swoim nowym motocyklem, na który przesiadł się mniej więcej w połowie sezonu. — Na ostatnim treningu po przejechaniu kilku okrążeń z silnika poszedł dym i pociekł olej — opowiada reprezentant Motul Junak Kondratowicz Team.
— Początkowo myślałem, że poleciała uszczelka pod głowicą, szybko rozebrałem silnik, jednak awaria okazała się poważniejsza, bo wypaliło tłok. Co prawda miałem rezerwowy motocykl, ale po tej kolejnej już w tym sezonie awarii "złapałem doła". Gdybym miał jeszcze szansę na miejsce na podium w generalce, wtedy na pewno walczyłbym do końca, ale ja co najwyżej mogłem być tylko czwarty, dlatego postanowiłem zrezygnować z dwóch ostatnich wyścigów, przez co spadłem na szóstą lokatę — opowiada 33-letni Kondratowicz, który tym samym powtórzył swój wynik sprzed roku.
Kilka dni przed wyjazdem na Słowację olsztynianin wziął udział w bardzo nietypowej imprezie, jaką był Red Bull MegaWatt w Bełchatowie. Nietypowej, bowiem ten największy w Europie środkowo-wschodniej masowy wyścig motocyklowego enduro jest organizowany na hałdach kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. — W eliminacjach wystartowało 800 zawodników, z których 500 zakwalifikowało się do zawodów — mówi Mariusz Kondratowicz, który wykręcił 50. czas, dzięki czemu potem wystartował z pierwszej linii. Tyle tylko że w jednej linii wraz z nim stało 70 zawodników!
— Jest to niesamowicie ciężka impreza, bo w ekstremalnych warunkach trzeba przejechać ponad 60 kilometrów, czyli trzy okrążenia po 21 kilometrów każde. Na dodatek wcześniej nie można było zapoznać się z trasą, więc pierwsze okrążenie było najgorsze, bo dopiero wtedy odkrywałem wszystkie niespodzianki, które nam przygotowano. Że na przykład po niemalże pionowym podjeździe następował równie pionowy zjazd z piątego czy szóstego piętra — dodaje Kondratowicz, który przez dziesięć lat trenował motocross.
— Na dodatek trudno było podjechać, bo teren był bardzo sypki, przez co motocykle co chwila zakopywały się w piasku. Kosztowało to wszystko niesamowicie wiele wysiłku, nie było zawodnika, który by się nie wywrócił. Ja pewnie miałem tę "przyjemność" kilkadziesiąt razy, z czego zdecydowana większość była na pierwszym okrążeniu — przyznaje Kondratowicz, który na pokonanie trasy potrzebował ponad dwie i pół godziny. Ostatecznie do mety dotarło jedynie 200 zawodników.
— To i tak nieźle, bo w Austrii linię mety minęło jedynie czterech motocyklistów — dodaje olsztynianin, który imprezę w Bełchatowie ukończył na 104. miejscu — Nie spodziewałem się, że te zawody są aż tak trudne, ale jak już dojechałem do mety, to postanowiłem, że za rok też się tam pojawię — zakończył Mariusz Kondratowicz.
mdryh
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez