Bracia kortu. Czy zaserwują Piszowi nowych mistrzów tenisa? [WYWIAD]

2018-12-30 13:01:22(ost. akt: 2018-12-30 13:28:48)

Autor zdjęcia: Adrian Serafin

— Nie ma się co oszukiwać. W naszym regionie tenis obecnie nie ma zbyt solidnej pozycji. Ale to się zmieni. Chcielibyśmy, aby nasza sportowa inicjatywa stworzyła realne możliwości dla młodych sportowców — mówią bracia Marcin i Paweł Chmielewscy, trenerzy i założyciele klubu Pisz-Point. Rozmawiamy z nimi m.in. o trudnym meczu, w którym rzeczywistość rywalizuje ze światem wirtualnym.
— Zacznijmy z przymrużeniem oka. Który z was zaczął najdawniej swą przygodę z tenisem, a który z was jest najlepszy?
Marcin Chmielewski: Weteranem jest niewątpliwie pan Artur Górski, czyli nasz wiceprezes. To on jest z reguły też tzw. "pierwszą ścianą do przejścia" dla młodych tenisistów. Jeśli są w stanie nawiązać z nim walkę, to wiadomo, że jadąc poza Pisz wstydu na pewno nie przyniosą. A kto najlepszy... Dyplomatycznie powiem, że trzeba byłoby spojrzeć na aktualne rankingi i historię triumfatorów turnieju (śmiech).

— Interesowanie się i prywatne trenowanie tenisa to jedno. Utworzenie klubu to zupełnie inna bajka. Jak narodził się w ogóle pomysł, by utworzyć Pisz-Point?
— Zaczęło się bardzo skromnie, dość niewinnie. Jakaś stara rakieta, kilka piłek i drzwi od garażu na podwórku. Z czasem taka gra przestała jednak wystarczać. Pojawiły się pierwsze grupy, wspólne wyjazdy na turnieje. Nim się obejrzeliśmy, jesteśmy w obecnym miejscu. Trenujemy i występujemy pod wspólnym szyldem, czyli Pisz-Point. Wciąż jesteśmy jednak na początku drogi. Marzenia, które mieliśmy kiedyś, dopiero teraz tak naprawdę zaczynają nabierać realnych kształtów. Mijający rok był dopiero początkiem większego projektu. Plany, cele... ich nam nie brakuje.

— Pisz kojarzony jest z różnymi sportami. Od dziesiątek lat m.in. z piłkarskim Mazurem, od dawna głośno i o piskiej koszykówce. Jest w mieście miejsce na tenis?
Marcin Chmielewski: Faktycznie, tenisowych korzeni trudno byłoby doszukiwać się w Piszu. Choć jako ciekawostkę można podać fakt, że w Piszu już przed wojną istniały dwa korty tenisowe. Zorganizowanej formy nie było jednak wcześniej nigdy. Czy jest na niego miejsce? Dla wielu to sport wciąż prestiżowy, kojarzony z eleganckimi strojami i "panami z wyższych sfer". Dziś ten obraz się na szczęście zmienia. A rosnące zainteresowanie jasno pokazuje, że miejsce dla nas jest. To naprawdę atrakcyjny sport. Gdy ktoś raz spróbuje, zazwyczaj zostaje z nami na dłużej.

Paweł Chmielewski: W dodatku to sport indywidualny i myślę, że jesteśmy ciekawą alternatywą dla sportów drużynowych. Żeby wyjść na kort potrzeba tylko dwóch osób. W okolicy jest kilkanaście kortów, jest więc gdzie grać. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok i przyjść, by skorzystać z warunków jakie na przestrzeni dekady stworzyły się w naszym mieście.

— Poza m.in. futbolem i koszem, rywalizujecie także z... technologią. Trudno wyciągnąć dzieciaki sprzed komputerów? Odczuliście już, że bywa to problemem?
— Pod tym względem nie jest wesoło, w każdej dyscyplinie. Powstało dużo alarmujących raportów dot. aktywności u młodych. A raczej jej braku. Za naszych czasów też się grało w gry. Pamiętam m.in. kultowego Pegasusa. Tyle, że wówczas i tak to mecz na boisku był świętością. Dziś rodzicom dużo łatwiej i wygodniej jest dać dziecku tablet czy smartfona, niż zorganizować dziecku czas. Ludzie żyją w ciągłej gonitwie. Głównie za pieniądzem. A gdy sami jesteśmy "zacyfryzowani", to jakie mają być nasze dzieci? Te natomiast, zapewniam, jeśli odpowiednio motywowane i zainteresowane, to same garną się do sportowej zabawy. Zwłaszcza te młodsze. To rola dla nas, trenerów, byśmy pokazywali, że realny świat jest dużo bardziej interesujący niż ten cyfrowy.

— Szkolicie głównie dzieci. Po ilu treningach można ocenić czy któreś ma do tego smykałkę czy nie?
— Tak naprawdę, to... już na pierwszym treningu. To widać komu "leży rakieta w dłoni". Nie ma się jednak co łudzić. Sam talent nie wystarczy. Jak w każdej dyscyplinie, tak i tu trzeba dużo czasu i pracy. Odpłaca się dobrą kondycją i świetną zabawą.

— Pisz ma szansę dać Polsce nową Radwańską lub Janowicza?
Marcin Chmielewski: Gdyby tak nie było, to jaki byłby sens naszej pracy? (śmiech). Wystarczy talent, trening, trochę szczęścia i efektu możemy się spodziewać za jakieś 10-15 lat.
Paweł Chmielewski: Nasi zawodnicy sukcesywnie podbijają kolejne miasta: Augustów, Olsztyn, Mrągowo.. Kto wie czy ta droga nie zaprowadzi nas do turniejów Wielkiego Szlema (śmiech)? Aby zostać zawodnikiem światowej klasy, potrzeba spędzić na korcie nie godzimy, a lata treningów. Chcielibyśmy, aby nasza sportowa inicjatywa stworzyła realne możliwości dla młodych sportowców.

— Młodzi interesują się sportem? Nie mówię, że muszą kojarzyć Fibaka, ale wspomnianą dwójkę by wypadało.
Marcin Chmielewski: Nawiązania do Radwańskiej często słychać na zajęciach. Pani Agnieszka jest wprawdzie od niedawna na "emeryturze", ale jej blask jeszcze długo będzie rozświetlał polską scenę tenisa. Z tym "pozakortowym" zainteresowaniem bywa różnie. Myślę, że jedynie garstka byłaby w stanie "zarwać nockę", by obejrzeć jakiś ważny mecz w telewizji.

Paweł Chmielewski: Mamy jednak i takich zapaleńców, którzy namiętnie śledzą większość turniejów ATP i WTA. Podczas treningów rozmawiamy o poszczególnych meczach, analizujemy je, opisujemy umiejętności wybranych zawodników. Prawdziwy sportowy idol potrafi pociągnąć za sobą młodego adepta. Najlepszym tego wyrazem jest chociażby wypowiadane często na treningu zdanie: "chcę być tak dobry jak Roger Federer".

Obrazek w tresci

— Młodzi potrafią szybko się znudzić. Zwłaszcza, gdy im nie idzie. Macie już jakieś patenty, by do nich dotrzeć?
Marcin Chmielewski: O motywowaniu w dzisiejszych czasach mówi się dużo. Jednak ważniejsze od chwilowej fascynacji jest takie ukierunkowanie młodego człowieka, by nieustannie odczuwał "głód" doskonalenia się i rozwoju. Determinacja jest kluczem do sukcesu, zwłaszcza sportowego. Mamy kilka swoich patentów, kilka podpatrzyliśmy w innych klubach. Staramy się robić wszystko, by wyciągnąć z każdego zawodnika 110 procent jego możliwości.

Paweł Chmielewski: Treningi dla najmłodszych prowadzimy z reguły w formie zabaw. Czasem nawet takich z rozbudowanym scenariuszem. To skutecznie zachęca je do wykonywania zadań sprawnościowych. Trenują tenis jako dobrą zabawę. Rodzice często wspominają, że ich pociechy z niecierpliwością czekają na kolejny trening. Dopytują ciągle: "za ile dni mamy tenisa"?.

— Najwyraźniej dobrze wam idzie. Na turnieju np. w Olsztynie wasi podopieczni potrafili zajmować wszystkie trzy miejsca na jednym podium. Jak czujecie się w porównaniu do innych miast regionu?
— Nie ma się co oszukiwać. W naszym regionie tenis nie ma zbyt solidnej pozycji. Prym, wiadomo, wiedzie stolica województwa. W Olsztynie jest kilka bardzo dobrze działających i zorganizowanych klubów. Bardzo silny klub ma Łomża... Na całym Podlasiu nie brak świetnych ekip.

— Prowadzenie klubu to zawsze koszty. Sukcesy przyciągnęły już jakichś sponsorów?
— Nigdy chyba nie zabiegaliśmy aż tak mocno o tego typu formę finansowania. Wcześniej nie dysponowaliśmy zresztą odpowiednimi do tego narzędziami. Sytuacja zmieniła się jednak po oficjalnym zarejestrowaniu naszego stowarzyszenia. To otworzyło nowe pole do finansowego działania, będziemy chcieli je wykorzystać. Obecnie jest już szereg podmiotów, które wspierają naszą działalność. Myślę, że to korzystny układ dla dwóch stron.

— Marcin, przez ładnych parę lat działałeś jako handlowiec Gazety Olsztyńskiej oraz Gazety Piskiej. I byłeś w tym świetny. To doświadczenie się przydaje w rozmowach z nowymi partnerami?
— Świetny powiadasz? Ciekawe co na to powiedzieliby moi byli przełożeni (śmiech). A tak poważnie, to serdecznie ich pozdrawiam. Czas spędzony w redakcji wiele wniósł do mojego życia i rozwoju osobistego. Pozostało też wiele kontaktów z przedstawicielami różnych firm etc. Bardzo pozytywnie wspominam ten czas. Bez tego doświadczenia nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem obecnie.

— Klub prosperuje znacznie lepiej, gdy gra do jednej bramki z władzami miasta. Jak układają się wam relacje z włodarzami?
— Podobnie jak z samym sponsoringiem. Nigdy nie byliśmy przesadnie roszczeniowi. Jeśli jednak uznawaliśmy, że któryś z samorządów mógłby być zainteresowany wsparciem tenisa, to się nie wahaliśmy. Oczywiście można byłoby się czepiać, że nie mamy miejskich kortów krytych. Dla przykładu - w Ełku budują takie trzy. Patrzymy jednak realnie na możliwości. I myślę, że mamy kilka pomysłów, które chcielibyśmy przedstawić władzom i wspólnie je realizować. Czas pokaże jak ta współpraca się rozwinie, ale jesteśmy dobrej myśli.

— Wróciliście z turnieju w Mrągowie. Niewątpliwie największego tego typu wydarzenia ostatnich lat w regionie. Jest realna szansa, by i Pisz stał się gospodarzem zawodów o podobnej randze?
— Fakt, to była bardzo udana impreza. Szczególnie ze względu na liczbę dzieci. Przy ograniczeniach w infrastrukturze rozegrać jednodniowy turniej dla 60 dzieciaków? Brawo. Obecnie planujemy kalendarz imprez na przyszły rok. Czy któraś z nich zgromadzi tak pokaźną liczbę uczestników? Mam nadzieję, że tak. Startujemy na imprezach "sąsiadów", wracamy z trofeami... To dobry czas, by i oni zaczęli nas odwiedzać. Wiemy jak organizować większe turnieje, nie boimy się ich, przygotowywaliśmy imprezy tenisowe i na 40-50 osób. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by Pisz był gotowy na ich przyjazd.

— Niebawem ruszy kolejna edycja Piskiej Talentiady Tenisa. Czego spodziewać się po imprezie? Są już jakieś konkrety?
— Piska Talentiada Tenisowa to jedna z naszych sztandarowych imprez. Początkowo działaliśmy odrobinę po omacku. Tenis w końcu wciąż dopiero kiełkuje w Piszu. Z każdej kolejnej edycji wyciągaliśmy jednak nowe wnioski. Wprowadzaliśmy zmiany, usprawnialiśmy imprezę. Kto się nie rozwija, ten się cofa. Zbliżająca się edycji PTT będzie lepsza od poprzedniej, choć fundament zostaje ten sam. Maluchy (w całej gamie kategorii wiekowych) będą mogły się zmierzyć z szeregiem zawodów sprawnościowych, w których tenis nie stoi na głównym planie. Takie podejście pozwala uczestniczyć i tym, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z tym sportem. Bez najmniejszego problemu mogą spróbować swych sił. I - na co liczymy - przy okazji zainteresować się naszą ulubioną dyscypliną.
Obrazek w tresci

— A co z nowości?
— Szykujemy kilka, będzie ciekawie. Nie chciałbym jednak zdradzać żadnych konkretów przed oficjalnym komunikatem. Musimy jeszcze kilka rzeczy przedyskutować. Więcej informacji podamy niedługo, bo PTT rusza na przełomie lutego i marca.

— Innym z waszych sztandarowych projektów jest Pisz-Point Challenge.
— Tak, Piska Liga Tenisa wkomponowała się już mocno w krajobraz Pisza. Rozgrywamy ją z reguły w sezonie letnim, choć były i edycje zimowe. Cykl stale się rozwija. Pojawia się coraz więcej chętnych uczestników, wiec musieliśmy podzielić nawet rozgrywki na różne szczeble ligowe. Nie brak także - co cieszy nas szczególnie - pań. Jest ich tyle, że i im zorganizowaliśmy oddzielną ligę. Z każdym rokiem rośnie nie tylko frekwencja, ale i poziom.

— Kluczowy wydaje się w tym względzie system pozwalający na pewną "dowolność terminów".
— Dokładnie. Nie chcieliśmy nikogo ograniczać szczegółowym grafikiem spotkań. W sensie: danego dnia, o danej godzinie, dany zawodnik zmierzy się z danym rywalem. To by się nie sprawdziło, bo było zbyt wielu uczestników, a każdy z nich przecież ma też swoją pracę, szkołę i życie prywatne. Spotkania trzeba oczywiście rozgrywać, ale zawodnicy ich termin dogadują między sobą. Później wszystko trafia do systemu, punkty są podliczane i na bieżąco widać komu idzie najlepiej, komu nieco gorzej, a kto... po prostu się obija (śmiech). Koncepcja się sprawdziła, w Piskiej Lidze Tenisa mamy wielu przyjezdnych zza granic naszego województwa

— Czym kolejna odsłona będzie różniła się od poprzednich?
— Już teraz mamy informacje, że do gry u nas garną się - bardziej niż zazwyczaj - doświadczeni juniorzy. Jeśli faktycznie wszystko pójdzie zgodnie z zapowiedziami, to szykują się bardzo ciekawe konfrontacje. Jak młodzi wypadną na tle dorosłych? Sam jestem ciekaw. Z tego co widziałem tych juniorów na kortach, to "weteranom" nie będzie łatwo. Do wiosny jednak kawał czasu, wiele może się zmienić. Stuprocentowo pewne jest jedno, kolejna edycja się odbędzie i przyniesie dużo emocji.

— Czego można życzyć ekipie Pisz-Point na zbliżający się 2019 rok?
— Poza standardowymi życzeniami na pewno udanych forehandów i backhandów, asów serwisowych... No i oczywiście połamania rakiet (śmiech).

— Tego zatem życzę w imieniu całej redakcji!

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5