Kto mi podarował drugie życie?
2018-05-12 12:00:00(ost. akt: 2018-05-12 17:05:31)
LUDZIE\\\ — Komisja lekarska dała mi 70% trwałego uszczerbku na zdrowiu. Mam I grupę inwalidzką i znaczny stopień niesprawności. „Pogrzebali” mnie już za życia — mówi 71-letnia Zofia Chrostek. Z mieszkanką Piecek rozmawiał Zdzisław Piaskowski.
— Wiodłam normalne, spokojne życie z kochającym mężem, Władysławem. Nasz starszy syn, Krzysztof, ukończył teologię i jest proboszczem parafii rzymsko-katolickiej w Jonkowie koło Olsztyna. Młodszy, Marcin, też ukończył teologię, ale jeszcze socjologię i pedagogikę w Niemczech i tam pracuje w ośrodku dla trudnej młodzieży i osób z różnymi uzależnieniami. Odwiedziny synów, nasze wyjazdy do nich i zdrowie, to tylko część szczęścia, którym zostaliśmy obdarowani. Żyć nie umierać — zaczęła swoją historię Zofia Chrostek, 71-letnia emerytka z Piecek – ale tak było do czasu, do feralnego wyjazdu na wczasy.
Na chwilę przerwała, usiadła wygodniej i kontynuowała opowieść: — 2004 roku w wakacje pojechałam z mężem w góry do Zakopanego. W dolinie Chochołowskiej „dziabnął” mnie kleszcz. „A co tam” — pomyślałam wtedy — „nie pierwszy i nie ostatni raz”.
— Wraz z ukąszeniem kleszcza pojawił się rumień wędrujący, którego objawów wtedy nie zauważyłam. Mimo to, jeszcze tego samego dnia, poszłam do lekarza. Ale doktor w Zakopanem niczego niepokojącego nie zauważył. Dopiero jesienią, już w domu, wystąpiły objawy grypopodobne. Kiedy się nasiliły, trafiłam na SOR, a stamtąd do szpitala. Tam nikt mi w kleszcza nie uwierzył i musiałam na własną rękę zrobić odpowiednie badania, a parametry były tak wysokie, że trafiłam na oddział zakaźny w Elblągu. Okazało się, że była to neuroborelioza i zapalenie opon mózgowych. Z dnia na dzień pojawił się niedowład, zaburzenia mowy i przełykania. Nie poznawałam ludzi, nawet najbliższych, ani męża, ani synów. Jak pojechałam do szpitala przed Wszystkimi Świętymi, to wróciłam na Wielkanoc, oczywiście na wózku inwalidzkim. Lekarze mówili wtedy, że czeka mnie 7 lat „przyjaźni” z wózkiem. Na rehabilitacje jeździłam do Bartoszyc, Ciechocinka, Górowa Iławeckiego i do Olsztyna. Miałam masywny niedowład lewostronny. Przekładali mnie z łóżka na wózek, z wózka na łóżko,a na podnośnikach wkładali do basenu. Karmili mnie przez nos i nie zamykało mi się oko. To był koszmar — przerwała, głęboko odetchnęła i umilkła.
Nie przerywałem ciszy, czekałem. Po bardzo długiej minucie, może trzech, pani Zofia wznowiła opowieść:
— Komisja lekarska dała mi 70% trwałego uszczerbku na zdrowiu. Mam I grupę inwalidzką i znaczny stopień niesprawności. „Pogrzebali” mnie już za życia. Lekarze nie dawali szans na powrót do jakiejkolwiek sprawności. Chyba te złe prognozy mnie zmobilizowały, bo wtedy postanowiłam, że jednak wrócę do życia. Motywacja była tak silna, że podjęłam rehabilitację. Kilkuletnie ćwiczenia fizyczne, praca z logopedą, pomoc męża i dzieci spowodowały, że wbrew temu co mówili lekarze, wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczęłam panować nad niemożliwym. Byłam 9 razy na kuracjach w elbląskim szpitalu. Zaczęłam powoli opanowywać swoje niesprawności: i fizyczną, i psychiczną. Zaczęłam też panować nad niedowładem rąk i nóg, języka i twarzy. Po ciężkiej i długiej terapii mogłam chodzić przy użyciu kuli łokciowej, ale chciałam więcej. Zauważyłam, że podczas tańca nie musiałam używać kuli. Teraz wiem, że taniec, to dobre i przyjemne lekarstwo. Wróciłam po latach do ludzi. To był czas, kiedy przestało funkcjonować Koło Emerytów i Rencistów w Pieckach i za namową Teresy Gieczewskiej i Melanii Siwik z Zarządu Powiatowego w Mrągowie reaktywowałam Koło Gminne. Wyzwanie podjęłam w listopadzie 2009 roku, a już w grudniu zorganizowałam spotkanie opłatkowe w pieckowskim Domu Kultury. W styczniu 2010 r. z członkami koła przygotowałam kilka scenek kabaretowych i zaowocowało to powstaniem amatorskiego teatru, który z czasem przyjął nazwę „Iskierka Nadziei”. Do tej pory wystąpiliśmy już ponad 300 razy. Występujemy na pokazach, konkursach, spotkaniach okolicznościowych i różnych przeglądach w całym województwie i nie tylko. Teatr liczy kilkadziesiąt osób. Ja wybieram i przygotowuję repertuar, ale pomagają mi fachowcy. Na początku był to instruktor Jerzy Rulko. Teraz współpracujemy z muzykiem, Stanisławem Czejdo, który akompaniuje nam na akordeonie. Przez jakiś czas działaliśmy pod patronatem Stowarzyszenia „Dzieci Wojny”, ale jesteśmy już „na swoim”, bo założyliśmy Stowarzyszenie Zwykłe Active Seniors in Piecki „Iskierka Nadziei” i teatr jest już samodzielny — i po raz kolejny pani Zofia przestała mówić. Ale teraz była już radośnie uśmiechnięta i sprawiała wrażenie, jakby wszystko już powiedziała.
— Komisja lekarska dała mi 70% trwałego uszczerbku na zdrowiu. Mam I grupę inwalidzką i znaczny stopień niesprawności. „Pogrzebali” mnie już za życia. Lekarze nie dawali szans na powrót do jakiejkolwiek sprawności. Chyba te złe prognozy mnie zmobilizowały, bo wtedy postanowiłam, że jednak wrócę do życia. Motywacja była tak silna, że podjęłam rehabilitację. Kilkuletnie ćwiczenia fizyczne, praca z logopedą, pomoc męża i dzieci spowodowały, że wbrew temu co mówili lekarze, wbrew zdrowemu rozsądkowi zaczęłam panować nad niemożliwym. Byłam 9 razy na kuracjach w elbląskim szpitalu. Zaczęłam powoli opanowywać swoje niesprawności: i fizyczną, i psychiczną. Zaczęłam też panować nad niedowładem rąk i nóg, języka i twarzy. Po ciężkiej i długiej terapii mogłam chodzić przy użyciu kuli łokciowej, ale chciałam więcej. Zauważyłam, że podczas tańca nie musiałam używać kuli. Teraz wiem, że taniec, to dobre i przyjemne lekarstwo. Wróciłam po latach do ludzi. To był czas, kiedy przestało funkcjonować Koło Emerytów i Rencistów w Pieckach i za namową Teresy Gieczewskiej i Melanii Siwik z Zarządu Powiatowego w Mrągowie reaktywowałam Koło Gminne. Wyzwanie podjęłam w listopadzie 2009 roku, a już w grudniu zorganizowałam spotkanie opłatkowe w pieckowskim Domu Kultury. W styczniu 2010 r. z członkami koła przygotowałam kilka scenek kabaretowych i zaowocowało to powstaniem amatorskiego teatru, który z czasem przyjął nazwę „Iskierka Nadziei”. Do tej pory wystąpiliśmy już ponad 300 razy. Występujemy na pokazach, konkursach, spotkaniach okolicznościowych i różnych przeglądach w całym województwie i nie tylko. Teatr liczy kilkadziesiąt osób. Ja wybieram i przygotowuję repertuar, ale pomagają mi fachowcy. Na początku był to instruktor Jerzy Rulko. Teraz współpracujemy z muzykiem, Stanisławem Czejdo, który akompaniuje nam na akordeonie. Przez jakiś czas działaliśmy pod patronatem Stowarzyszenia „Dzieci Wojny”, ale jesteśmy już „na swoim”, bo założyliśmy Stowarzyszenie Zwykłe Active Seniors in Piecki „Iskierka Nadziei” i teatr jest już samodzielny — i po raz kolejny pani Zofia przestała mówić. Ale teraz była już radośnie uśmiechnięta i sprawiała wrażenie, jakby wszystko już powiedziała.
— To chyba jeszcze nie koniec opowieści? — spytałem grzecznie.
— Nie, nie koniec. Teraz będzie najważniejsze — uśmiechnęła się jeszcze raz i podjęła niedokończoną opowieść. — Już odłożyłam kulę i chodzę samodzielnie, pomimo tego, że mam tylko 30% zdrowia. W teatrze realizujemy swoje marzenia. Bawimy się tym teatrem. Spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu, a przed każdym występem mamy próby jeszcze częściej. Członkowie naszej grupy nie siedzą w domu przed telewizorem i nie nudzą się, ale żyją od spotkania do spotkania. Większość, to ludzie w moim wieku, ale są z nami też koledzy i koleżanki po osiemdziesiątce. Ludzie ci zapominają o samotności i problemach dnia codziennego. Ja też zapominam o swojej chorobie i realizuję swoje marzenia. Okazało się, że nieuświadomione kiedyś szczęście wróciło, że niemożliwe może być naszym udziałem i, że trzeba się otwierać, kochać to co robimy i robić to co kochamy. Mogłam dojść tak daleko dzięki pomocy mojego męża, moich synów oraz członków „Iskierki Nadziei” i wszystkim za to z głębi serca dziękuję. Okazało się, że choroba to nie wyrok i mam jeszcze na zakończenie takie motto: „Jedni są wiecznie młodzi, inni wiecznie starzy, to kwestia aktywności, a nie kalendarzy”.
— Nie, nie koniec. Teraz będzie najważniejsze — uśmiechnęła się jeszcze raz i podjęła niedokończoną opowieść. — Już odłożyłam kulę i chodzę samodzielnie, pomimo tego, że mam tylko 30% zdrowia. W teatrze realizujemy swoje marzenia. Bawimy się tym teatrem. Spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu, a przed każdym występem mamy próby jeszcze częściej. Członkowie naszej grupy nie siedzą w domu przed telewizorem i nie nudzą się, ale żyją od spotkania do spotkania. Większość, to ludzie w moim wieku, ale są z nami też koledzy i koleżanki po osiemdziesiątce. Ludzie ci zapominają o samotności i problemach dnia codziennego. Ja też zapominam o swojej chorobie i realizuję swoje marzenia. Okazało się, że nieuświadomione kiedyś szczęście wróciło, że niemożliwe może być naszym udziałem i, że trzeba się otwierać, kochać to co robimy i robić to co kochamy. Mogłam dojść tak daleko dzięki pomocy mojego męża, moich synów oraz członków „Iskierki Nadziei” i wszystkim za to z głębi serca dziękuję. Okazało się, że choroba to nie wyrok i mam jeszcze na zakończenie takie motto: „Jedni są wiecznie młodzi, inni wiecznie starzy, to kwestia aktywności, a nie kalendarzy”.
— Dziękuję pani za poświęcony nam czas i w imieniu redakcji i swoim życzę jeszcze więcej zdrowia i siły – wypowiedziałem życzenia z szacunkiem i ukłoniłem się głęboko.
— I ja dziękuję – odpowiedziała pani Zofia Chrostek.
— I ja dziękuję – odpowiedziała pani Zofia Chrostek.
Zdzisław Piaskowski
Czytaj e-wydanie ">kliknij.