Wojowniczka o duszy artystki. Siłę daje jej wsparcie najbliższych [ROZMOWA]

2023-03-24 07:34:54(ost. akt: 2023-03-24 08:00:19)
– Sporty walki czynią kobiety odważniejszymi. Bardziej pewnymi siebie – przekonuje Kornelia

– Sporty walki czynią kobiety odważniejszymi. Bardziej pewnymi siebie – przekonuje Kornelia

Autor zdjęcia: Kamil Kierzkowski

ROZMOWA/// — Taekwondo to SZTUKA walki. A sztuka jest dla każdego. I jest ona piękna – mówi Kornelia Piekarska. 14-latka z Orzysza sięgnęła w Bydgoszczy, po raz drugi z rzędu, po srebro prestiżowego Pucharu Polski. Z utalentowaną wojowniczką klubu Wikingowie rozmawiamy nie tylko o kobietach w stereotypowo "męskim" świecie sportów walki, limach i siniakach. Jej historia idealnie pokazuje m.in. jak wiele można osiągnąć, gdy ma się solidne wsparcie w najbliższych.
– Kiedy rozpoczęła się Twoja przygoda z taekwondo?
– Typowo pierwszego treningu raczej nie pamiętam, było to już ok. 8 lat temu. Pamiętam jednak, że już wówczas, jako sześciolatka, byłam bardzo zaciekawiona tym sportem. Fascynował mnie. Chciałam spróbować i mam to szczęście, że rodzice wspierali mnie w tym postanowieniu już od pierwszego dnia.

– Nie zaczynałaś jednak od sportów walki.
– To prawda. Początkowo wzięłam się za treningi piłki nożnej. Myślę, że nie szło mi w tym najgorzej. Gdy jednak trafiłam na salę treningową, poczułam tę atmosferę, wybór był dla mnie oczywisty. Dziś nie wyobrażam sobie już życia bez taekwondo. Treningi stały się codziennością, weszły w krew.

Obrazek w tresci

fot. K.Kierzkowski

– Walka to nie coś, co (przynajmniej stereotypowo) kojarzy się z młodymi dziewczynami. Nie czułaś nigdy, ze to raczej męska „bajka”?
– Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Jeśli ktokolwiek wypowiadał tego typu słowa, to jedynie jeszcze bardziej motywowały mnie one do tego, by pokazać jak bardzo nie mają one sensu. Dziewczyny, jeśli tylko solidnie i sumiennie pracują, mogą osiągnąć sukces w tym sporcie równie dobrze co faceci. To, że jestem dziewczyną, nie oznacza, że nie mogę być nawet od nich lepsza. Taekwondo to SZTUKA walki. A sztuka jest dla każdego. I jest ona piękna.

– Urazy nie patrzą na płeć. Tak szczerze, miałaś kiedyś limo?
– Jeszcze nie. Kadeci, podobnie jak i młodsze grupy wiekowe, walczą mając nie tylko ochraniacz na szczękę, ale i kask z pleksą na głowie. Chroni ona właśnie m.in. przed tego typu urazami.

– W przyszłym roku przejdziesz do starszej kategorii. Pleksy już nie będzie.
– Będę musiała więc jeszcze mocniej trenować, by nikt nie zdołał mi takowego lima nabić (śmiech).

– Siniaków, zwłaszcza po turniejach, pewnie jednak nie brakuje. Zdarzało Ci się, że z ich powodu wybierałaś spodnie zamiast sukienki?
– Na co dzień i tak najchętniej chodzę w spodniach, więc nie mam z tym problemów. Sukienki, jeśli już, zakładam tylko wtedy, gdy chcę przypomnieć mamie, że jestem jej najukochańszą córeczką (śmiech).

Obrazek w tresci

– Co sporty walki mogą dać kobiecie?
– Przede wszystkim czynią ją odważniejszą. Bardziej pewną siebie. Uczą też cierpliwości i systematyczności. Myślę, że to bardzo ważne, przydatne cechy w dzisiejszym świecie.

– Systematyczne treningi sprawiają ponadto, że otyłość ewidentnie Ci nie grozi. Ulubiony deser?
– Nie potrafię takiego wskazać…

– …mrugnij dwa razy jeśli rodzice zabraniają Ci słodyczy.
– (śmiech) To nie tak. Po prostu dużo jest deserów, które uwielbiam. Jeśli miałabym jednak wskazać jeden, to byłyby to ciasta mojej babci. Nic nie może się z nimi równać.

– Dieta to ważna część Twojego życia?
– Oczywiście. Nawet teraz, gdy przygotowuję się do kolejnych zawodów, muszę o tym cały czas pamiętać. Nie mogę przytyć nawet pół kilograma. Pilnowanie diety nie jest łatwe, ale ewentualna późniejsza wygrana w pełni rekompensuje te wszystkie wyrzeczenia.

Obrazek w tresci

– Od lat trenujesz na sali m.in. ze swoim bratem, Samuelem. Zdarzało się Wam wykorzystywać nabyte umiejętności w „domowych sparingach”?
– Jeśli już ktoś kogoś kopnął, to OCZYWIŚCIE przez przypadek (śmiech). Nigdy jednak nie robiłam tego mocno. Młodszego brata, wiadomo, bić nie można.

– Młodszego? Jesteście bliźniętami.
– Nie zmienia to faktu, że jestem starsza o 2 minuty i już zawsze będzie moim młodszym bratem (śmiech). Muszę o niego dbać! Zresztą nawet jeśli czasem się o coś pokłócimy, to po 10 minutach i tak wszystko wraca do normy, bo trudno nam bez siebie wytrzymać.

– Pamiętasz pierwsze trofeum, po które sięgnęłaś?
– Chyba nie. Najstarsza statuetka, którą mam w domu, pochodzi jednak z 2015 roku, kiedy to przyznano mi ją za bycie najlepszą zawodniczką w województwie.

Obrazek w tresci

– Jesteś w stanie policzyć ile nagród zdobyłaś do tej pory?
– Brałam udział w wielu zawodach i już straciłam rachubę. Nie walczę jednak dla medali, choć zwycięstwo oczywiście zawsze cieszy. Spełniona czuję się i wtedy, gdy medalu brak, a zdołałam nauczyć się czegoś nowego.

– Po raz drugi z rzędu zdobyłaś srebro Pucharu Polski. W 2022 roku walczyłaś nie tylko z rywalkami, ale i kontuzją. Bałaś się diagnozy lekarzy, gdy od razu po walce trafiłaś na SOR?
– Nie czułam strachu, lecz wątpliwości nie brakowało. Trzymałam kciuki, by kontuzja nie okazała się na tyle poważna, by wykluczyło mnie to z zajęć i kolejnych startów. Jeśli czegokolwiek się bałam, to tego, że przyjdzie mi… siedzieć. Nie wytrzymałabym bez treningów.

– Nikt nie namawiał Cię, byś nieco zwolniła?
– Mama i tata zawsze podkreślają, że zdrowie jest najważniejsze. W pełni się z tym zgadzam, ale ja po prostu… nie lubię odpuszczać. Nie lubię robić czegoś „na pół gwizdka”. Kiedyś, podczas jednej z pierwszych walk w taekwondo, lekarz zabronił mi kontynuować, choć wygrywałam. To było najgorsze uczucie, jakiego doświadczyłam w tym sporcie. Do teraz nie mogę przeboleć, że musiałam się wtedy poddać.

Obrazek w tresci

– Rodzice. Twoi najwierniejsi kibice?
– Zdecydowanie. Są moim największym wsparciem. Gdzie ja, tam i oni. To jest wspaniałe i m.in. za to ich kocham. Robią wszystko, bym spełniała się w tym, co kocham. Często nawet razem trenujemy.

– Tzn?
– Na strychu mamy własną siłownię. Niektóre z urządzeń służących do treningów taekwondo, które tam mamy, mój tata wykonał własnoręcznie. Często ubiera też wszystkie ochraniacze i wówczas tata się broni, a ja… go „biję” (śmiech). Dużo razem biegamy. Zna się na trenowaniu, więc wymyśla nam np. różne ćwiczenia interwałowe, które później razem wykonujemy.

– W finale Pucharu Polski dwukrotnie spotkałaś się z Ewą (reprezentantka Mszany Dolnej).
– Jest niesamowicie szybka i dobrze „zarzuca” nogę na głowę. Trzeba na to uważać. To świetna zawodniczka, bardzo ją szanuję i cenię, ale mam zamiar ją pokonać. Czy się uda? Czas pokaże. Najbliższą ku temu okazję będę miała 1 kwietnia. Jeśli zdążę stawić się w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Obrazek w tresci

– Czemu miałabyś nie zdążyć?
– W grupie 20 uczniów wyjeżdżamy na wymianę młodzieży do niemieckiego Kropp. Wracamy 31 marca, więc w nocy rodzice będą musieli mnie przechwycić w okolicy Olsztyna, bym o 6 rano mogła stawić się na miejscu zawodów.

– Napięty grafik. Nie lubisz nudy, co?
– Trudno powiedzieć, nie mam z nią wiele do czynienia.

– Twoim trenerem jest Zbigniew Glinko. Człowiek-legenda polskiego taekwondo. Myślisz, że zaszłabyś tak wysoko pod innymi skrzydłami?
– Jestem pewna, że gdyby nie on, nie miałabym na to szans. Nie spotkałam nigdy lepszego trenera. Na jego zajęciach wszyscy się szanujemy, panuje świetna atmosfera. Wspierał mnie od samego początku. Poza ogromem wiedzy ma w sobie mnóstwo spokoju i cierpliwości. Obecnie na sali „Wikingów” wspiera go dodatkowo pan Jacek Karwowski. Nie tylko jego przyjaciel, ale i świetny fachowiec. Pomaga mi m.in. w ustaleniu dokładniejszej taktyki pod dane starcie, co później przynosi wymierne efekty. Z takimi szkoleniowcami czuję, że mogę zawiesić poprzeczkę jeszcze dużo wyżej.

– W co obecnie celujesz w taekwondo?
– Moim tegorocznym priorytetem jest Ogólnopolska Olimpiada Młodzieży. Odbędzie się 12 maja, choć jeszcze nie padła oficjalnie informacja w którym miejscu Polski.

Obrazek w tresci

– Odejdźmy od sportów walki. Czym najchętniej zajmujesz się, gdy nie walczysz?
– Sport kocham odkąd pamiętam. Od IV klasy chodzę prawie na wszystkie możliwe zajęcia sportowe. Mamy solidnych nauczycieli WF, od których otrzymałam wiele cennych porad i wsparcia. Ostatnio polubiłam koszykówkę, a już od dłuższego czasu bawię się np. wspinaczką, badmintonem, jazdą na łyżwach, rolkach, jazdą konną, siatkówką… Chciałabym jeszcze spróbować sił, tak poważniej, w lekkoatletyce.

– A poza sportem?
– Uwielbiam gry planszowe. Z rodziną i znajomymi spędziliśmy przy nich wiele pięknych godzin. Poza tym założyłyśmy z koleżankami zespół, w którym gram na gitarze basowej. Zainspirował nas do tego Krzysztof Roszko z Polany Kultury, gdzie odbywają się nasze próby.

Obrazek w tresci

fot. Krzysztof Roszko

– Co najbardziej lubisz w Orzyszu?
– Chyba to, że… wszędzie można dojść piechotą (śmiech). Choć nie jest wielki, daje chcącym i aktywnym niemałe możliwości. Poza tym uwielbiam naszą plażę, na której w wakacje można świetnie spędzić cały dzień. Podoba mi się też to, że tu wszyscy się znają. A gdy ktoś coś osiągnie, to wszyscy po chwili o tym wiedzą, gratulują, wspólnie cieszą się z sukcesów…

– Lata lecą. Myślisz już czasem o nieco dalszej przyszłości?
– Chciałabym dobrze zdać maturę. Po ukończeniu orzyskiego liceum planuję natomiast pójść na AWF. Co do zawodu, to chciałabym być instruktorem wychowania fizycznego w wojsku, trenerem personalnym, a może nawet trenerem taekwondo. Gdy ukończę 16 lat planuję w międzyczasie uzyskać uprawnienia sędziego sportowego w piłce nożnej. Zaciekawiła mnie tym moja ciocia, Monika, która zajmuje się tym już od wielu lat.

– Bierzesz pod uwagę możliwość, że kiedyś przyjdzie Ci „odlecieć” z rodzinnego miasta?
– Obecnie nie planuję odlatywać. A na pewno nie do żadnego dużego miasta. Nie przepadam za nimi. Wiem jednak, że przyszłość może przynieść mi wiele różnych rzeczy. Czy przeprowadzka będzie jedną z nich? Nie wiem.

Rozmawiał Kamil Kierzkowski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5