Ireneusz Nalazek: Śmiałym szczęście sprzyja

2024-10-29 21:30:02(ost. akt: 2024-10-29 22:19:10)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Historia starań Polski o zorganizowanie igrzysk olimpijskich sięga czasów, gdy na mundialu we Francji w 1938 roku po dogrywce przegraliśmy z Brazylią 5:6. Tuż przed wybuchem II wojny światowej prezydent miasta stołecznego Stefan Starzyński zapowiedział, że Warszawa będzie walczyć o to, by nad Wisłą w latach 50. XX wieku odbyło się światowe święto sportu. Wówczas jednak polskim planom na przeszkodzie stanęli dwaj zbrodniarze: Hitler i Stalin. Kilkadziesiąt lat później, w 1992 roku, medaliści olimpijscy w szermierce Ryszard Parulski i Wojciech Zabłocki powołali fundację Olimpiada 2012, a przy PKOl działała nawet Komisja Igrzysk Nadwiślańskich, ale ambitne plany szybko zweryfikowała brutalna rzeczywistość. Do zimowych igrzysk olimpijskich także nie mieliśmy szczęścia. Zakopane 2006 podczas 109. sesji MKOl, która odbyła się w 1999 roku w Seulu, otrzymało okrągłe zero głosów.
Następnie przyszedł czas na Kraków 2022 (wstępnie rywalizacja sportowa miała toczyć się m.in. w Zakopanem, Oświęcimiu i Katowicach, jak również na Słowacji). Tyle tylko, że mieszkańcom grodu Kraka nie uśmiechał się ten pomysł. W referendum przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku powiedzieli więc igrzyskom „nie” (prawie 70 proc. głosujących było przeciw organizacji IO w stolicy Małopolski).

Fot. PAP/EPA/Arne Dedert

Jak uzdrowić polski sport?

Tegoroczne igrzyska w Paryżu w wykonaniu biało-czerwonych były najgorsze od 1956 roku. Dość powiedzieć, że w stolicy Francji zdobyliśmy dziesięć medali, w tym zaledwie jeden złoty. Paryska wpadka wywołała niemalże ogólnonarodową dyskusję, a podstawowe pytanie brzmiało i brzmi: jak uzdrowić polski sport?
Odpowiedzią na obecny marazm ma być zaprezentowana w ubiegłym tygodniu „Strategia rozwoju sportu – IO Warszawa 2040”, która jednak, jak podkreśla Ministerstwo Sportu i Turystyki, nie jest strategią organizacji IO w Polsce. Podstawowym efektem jej wdrożenia będzie realna zmiana rodzimego sportu.

Cierpliwość i konsekwencja

– W ostatnich latach dobitnie udowodniliśmy, że potrafimy organizować wielkie imprezy – mówi w rozmowie z „Gazetą Olsztyńską” wiceminister sportu Ireneusz Nalazek, który jednym tchem wymienia Euro 2012, mistrzostwa świata w siatkówce (2014), finał piłkarskiej Ligi Europy (2015) i mistrzostwa Europy w piłce ręcznej (2016). Znakomity ongiś siatkarz przypomina również o naszych flagowych corocznych przedsięwzięciach: kolarskim Tour de Pologne, Pucharze Świata w skokach narciarskich czy lekkoatletycznym Memoriale Kamili Skolimowskiej.
– Organizacja World Athletics chorzowskie zawody uznała za najlepszą lekkoatletyczną imprezę na świecie w 2024 roku. Tym samym wyprzedziliśmy legendarne mityngi w Brukseli, Eugene, Zurychu i Lozannie – podkreśla minister Nalazek, wedle którego walka o IO nad Wisłą jest przede wszystkim inwestycją w przyszłość.

Fot. Wikipedia

Srebrny medalista mistrzostw Europy z 1981 roku przyznaje wprawdzie, że choć igrzyska są gigantycznym wyzwaniem organizacyjnym, to w żadnym wypadku nie powinniśmy mieć kompleksów. – Ponad dekadę temu wielu uważało, że piłkarskie Euro nas najzwyczajniej w świecie przerośnie. A turniej finalnie okazał się milowym krokiem na drodze do rozwoju cywilizacyjnego naszego kraju. Powstanie w tak krótkim czasie nowoczesnych obiektów sportowych, hoteli i dróg nie byłoby możliwe bez pamiętnej imprezy z 2012 roku – mówi Ireneusz Nalazek, zdaniem którego Euro przyczyniło się również do pozytywnej zmiany wizerunku Polski za granicą.
Teraz poprzeczka zawieszona jest jeszcze wyżej, ale minister, z wymownym uśmiechem cytując Terencjusza, mówi: – Śmiałym szczęście sprzyja.

Fot. Wikipedia

– W sporcie na sukces pracuje się latami, a cierpliwość i konsekwencja to cechy, które pomagają w zdobywaniu kolejnych szczytów. Musimy zatem stworzyć wieloletnią strategię i krok po kroku spokojnie ją realizować. Niewątpliwie mówimy o rozciągniętym w czasie procesie, którego zwieńczeniem będą, mam nadzieję, igrzyska w Warszawie – stwierdził minister Nalazek, po czym dodał: – Korzyści z organizacji IO odczujemy na kilku płaszczyznach: społecznej, geopolitycznej i ekonomicznej.

Jest nad czym pracować

– Szacujemy, że do 2040 roku tylko ze środków Ministerstwa Sportu na sport powszechny, wyczynowy, jak również rozwój infrastruktury sportowej wydamy 70 mld zł. W rzeczywistości jednak kwota ta może być jeszcze większa i sięgnąć nawet 100 mld zł. Wyznacznikiem naszego działania bezsprzecznie musi być transparentność, bo choć mówi się, że pieniądze lubią ciszę, to w tym wypadku nie może być najmniejszych wątpliwości co do rzeczywistego przeznaczenia chociażby złotówki – przekonuje Ireneusz Nalazek, który streszczając ministerialną strategię, zaznacza, że jej społecznymi efektami winno być wzmocnienie więzi z krajem oraz wytworzenie poczucia dumy narodowej, wzrost fizycznej aktywności Polek i Polaków, a w przypadku sportu przez duże S – wymierne podniesienie poziomu sportu wyczynowego.

– Jeżeli chodzi o geopolityczne korzyści wynikające z organizacji w naszym kraju światowego święta sportu, to nie sposób nie wspomnieć o potencjalnym wzroście znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, podniesieniu naszej pozycji w międzynarodowych organizacjach sportowych oraz wzmocnieniu Polski na inwestycyjnej mapie świata – wylicza minister, wedle którego wszystko to powinno przełożyć się na wzrost znaczenia naszej ojczyzny w globalnym wymiarze.
Jako że o ekonomii nie wolno zapominać, to w tym sensie dzięki ministerialnej strategii mamy zyskać bezpośredni impuls do rozwoju infrastruktury transportowej, cyfrowej, sportowej i turystycznej. Projekt „Warszawa 2040” w założeniu przełoży się również na lepszą synergię z globalną gospodarką, wzrost liczby turystów nad Wisłą, rozwój nowych technologii czy uzyskanie nowych i unikalnych kompetencji w sektorze przedsiębiorstw.

Minister Nalazek zwraca ponadto uwagę na natychmiastową potrzebę reorganizacji polskiego sportu. – Funkcjonujący u nas model diametralnie różni się od zasad, na których opiera się sport w większości europejskich państw. Mówię chociażby o procentowym udziale prywatnego sektora w sporcie. W Wielkiej Brytanii jest to aż 90 proc., w przypadku Szwecji 68 proc., a średnia europejska wynosi 60 proc. A jak to wygląda u nas? Najogólniej mówiąc, nie najlepiej, bo to skromne 25 proc. Jest więc co zmieniać i nad czym pracować.

Być jak Barcelona

Na koniec zapytaliśmy Ireneusza Nalazka, czy rząd nie boi się, że organizacja tak gigantycznej imprezy jak igrzyska olimpijskie może doprowadzić do zapaści gospodarczej kraju.

– Mówi się, że historia jest nauczycielką życia, ale w przypadku igrzysk należałoby powiedzieć, że nauczycielką jest ekonomia. Wiemy, jakie błędy popełnili Grecy czy Brazylijczycy, i nie możemy dopuścić do ich powielenia – powiedział minister, zaznaczając, że największym zagrożeniem dla gospodarzy IO jest niedoszacowanie kosztów.

W tym miejscu warto zaznaczyć, że choć tegoroczne igrzyska w Paryżu były najtańsze od 12 lat, to ich organizacja i tak przekroczyła zaplanowane wydatki o 115 proc. Już dzisiaj wiemy, że IO w Los Angeles (2028) będą kosztowały 6,8 mld dol. zamiast pierwotnie zaplanowanych 5,3 mld dol.

Gwoli ścisłości odnotujmy też, że największe zyski z racji organizacji IO zanotowały: Seul (1988) – 300 mln dol. oraz Los Angeles (1984) – 250 mln dol. Na przeciwległym biegunie znalazły się Sydney (2000) – 2,1 mld dol. na minusie i Rio de Janeiro (2016) – 2 mld dol. strat. W Brazylii doszło nawet do tego, że gubernator Rio de Janeiro, by dopiąć budżet, musiał ogłosić stan wyjątkowy. Co ciekawe, pieniądze zabrano ze środków na walkę z klęskami żywiołowymi.
Jednakże amerykański ekonomista Andrew Zimbalist podkreśla, że możliwie pełne zweryfikowanie korzyści płynących z organizacji IO jest niezwykle trudne. Zimbalist jest zdania, że potencjalny zwrot kosztów należy analizować w odpowiednio długiej perspektywie czasowej.

– Ryzyko wpisane jest we wszystkie projekty. Proszę jednak pamiętać, że Polak potrafi! Dlaczego ma nam się nie udać? Bierzmy więc przykład z Barcelony, dla której igrzyska w 1992 roku stanowiły nowe otwarcie i na dobrą sprawę na nowo stworzyły legendę tego miasta. Dość powiedzieć, że przed 1992 rokiem w Barcelonie nie było plaży – konkluduje Ireneusz Nalazek.

Fot. Wikipedia


2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B