To była miłość od pierwszego spojrzenia

2022-04-24 16:00:00(ost. akt: 2022-04-21 10:34:00)
Marianna i Edward Pacuszkowie otrzymali Medale za Długoletnie Pożycie Małżeńskie

Marianna i Edward Pacuszkowie otrzymali Medale za Długoletnie Pożycie Małżeńskie

Autor zdjęcia: Halina Rozalska

Państwo Marianna i Edward Pacuszkowie obchodzili Złote Gody. Przetrwali ze sobą w zgodzie i szczęściu, ponieważ najważniejsze były dla nich miłość i zaufanie. Wychowali 5 dzieci. Teraz mają czas dla siebie.
Pani Marianna mieszkała w Zalesiu, a pan Edward w Kraszewie w powiecie działdowskim, gdzie mieszkała siostra pani Marianny. Ich domy stały naprzeciwko siebie.

— Często odwiedzałam siostrę. Po raz pierwszy zobaczyłam Edwarda, jak siedział na ławeczce pod domem i uśmiechał się. Od razu bardzo mi się spodobał. Pomyślałam - ładny chłopak. Oczywiście udawałam, że nie zwracam na niego uwagi, bo nie wypadało, ale częściej przyjeżdżałam do siostry, której powiedziałam, że Edward mi się podoba — wspomina pani Marianna. Jak się potem okazało jej przyszły mąż od dawna ją obserwował, i od dawna mu się podobała. — Była super laską, pięknie się ubierała. Jak ją w końcu poznałem, okazało się, że jest sympatyczna, miła, chociaż bardzo zasadnicza, w wielu sprawach miała swoje zdanie. I za to ją pokochałem. Cieszę się, że taka została do dzisiaj — mówi pan Edward. Była to miłość od pierwszego spojrzenia. Zaczęli się spotykać.

Ślub wzięli 15 sierpnia 1971 roku w kościele w Zaborowie. Do dzisiaj pamiętają ten dzień bardzo dobrze. Była to niedziela, upał. W kościele dużo ludzi, ponieważ w tym dniu był odpust.

— Żona wyglądała bardzo ładnie. Miała białą dopasowaną suknię, krótki welon, białe szpilki — wspomina pan Edward. Natomiast pani Marianna pamięta męża w garniturze, białej koszuli i krawacie. Ślub był bardzo uroczysty, tzw. rzymski. Wesele na 100 osób odbyło się w domu panny młodej w Zalesiu.
— Mieliśmy brać ślub tydzień wcześniej razem z moją siostrą, ale mądrość ludowa mówi, że dwa śluby tego samego dnia przyniosą jednej z par nieszczęście. My nasz ślub przełożyliśmy o tydzień. I zarówno moja siostra i ja jesteśmy szczęśliwe w swoich związkach małżeńskich — wyjaśnia pani Marianna. — Może to niedorzeczne, ale ten przesąd się sprawdził w naszym przypadku — śmieje się pani Marianna.

Po weselu siostry została przygotowana już sala do kolejnego wesela. Były ustawione stoły, krzesła, dekoracja. Wystarczyło tylko postawić jedzenie na stołach i zaprosić gości. Państwo młodzi otrzymali wiele praktycznych prezentów, bo nie było wówczas mody na dawanie pieniędzy w kopertach. Wśród prezentów był obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który do dzisiaj wisi na ścianie w pokoju. Po weselu przyszło normalne, codzienne życie. Przeprowadzili się do Nidzicy, ponieważ mąż pracował w Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolniczego. Najpierw wynajmowali niewielkie mieszkanie. Był to tylko 1 pokój i kuchnia. Na świat zaczęły przychodzić dzieci. Było ciasno, ale musieli sobie radzić. Później dostali mieszkanie przy ulicy Konopnickiej.

Pani Marianna urodziła 5 dzieci - 4 synów i jedną córkę. Różnica lat między najstarszym i najmłodszym dzieckiem wynosi 10 lat. — Byliśmy szczęśliwi, bo od początku chcieliśmy mieć gromadkę dzieci. Wychowaniem zajmowałam się głównie ja, ponieważ mąż bardzo dużo pracował. Musiał zarabiać pieniądze, żeby na wszystko starczyło. Pracy przy dzieciach miałam bardzo dużo. Mój dzień zaczynał się od gotowania kaszy, przewijania, karmienia dzieci. Potem robienie zakupów. Musiałam do sklepu zabierać dzieci ze sobą, bo nie było ich z kim zostawić. Czasami dogadywałyśmy się z sąsiadką. Ja szłam po zakupy, to ona zostawała z moimi dziećmi i odwrotnie. Nie było mi lekko, ale nie żałuję swojego wysiłku — zapewnia pani Marianna.

To były zupełnie inne czasy. Nie było pampersów, gotowych dań dla dzieci w słoiczkach, kaszek, do których wystarczyło dodać mleka lub wody. Trudno było kupić ubranka dla dzieci, po pieluszki tetrowe trzeba było stać w kolejce w sklepie. — Ja musiałam sama przygotować każdy posiłek dla dzieci, uprać, wygotować, wysuszyć pieluchy i je wyprasować. To pochłaniało dużo czasu — mówi pani Marianna.

Problemów wychowawczych nie miała, ale pewnie dlatego, że potrafiła być surowa i trzymać dyscyplinę. — Musiałam wprowadzić konkretne zasady zgodnego funkcjonowania wszystkich, żebym mogła zadbać także o czystość i porządek w domu. To ja byłam tą wymagającą osobą w domu. Mąż zajmował się dziećmi w weekendy. Rozpieszczał je, chodził z nimi na spacery. Ja miałam chwilę czasu dla siebie. Spędzaliśmy także wspólnie wakacje. Wyjeżdżaliśmy na wczasy, do Nataci nad jezioro — mówi pani Marianna. I dodaje, że mąż zawsze ją we wszystkim wspierał.

Jednak ich życie nie było pasmem szczęścia. Jak w każdej rodzinie, każdym małżeństwie zdarzały się czasy trudniejsze, sprzeczki, drobne nieporozumienia, ale żadnemu z nich nie przyszło nawet do głowy, żeby zostawić rodzinę i uciec. — Sprzeczaliśmy się o różne sprawy, ale nigdy nie mieliśmy tzw. cichych dni. Po kilkunastu minutach zaczynaliśmy rozmawiać. Długie milczenie między małżonkami nie prowadzi do pojednania. Im dłużej się nie rozmawia, traktuje jak powietrze, tym trudniej jest się pogodzić. Milczenie oddala od siebie dwoje ludzi, a nie zbliża — zapewniają małżonkowie. Dlatego w rodzinie państwa Pacuszków wszystkie problemy rozwiązywało się i wyjaśniało od razu od początku do końca.
Państwo Marianna i Edward Pacuszkowie są już dziadkami dla 3 wnuków i 3 wnuczek. — Cieszymy się bardzo, ale czekamy na prawnuki. Mamy bardzo dobry kontakt z nimi. Zwłaszcza ja z wnuczkami, które często powierzają mi swoje tajemnice. Wnuczka opowie je szybciej babci niż mamie. Nigdy ich tajemnic nie zdradziłam — zapewnia pani Marianna.

Teraz państwo Pacuszkowie mają dużo czasu dla siebie. Spędzają go wspólnie. Wszędzie chodzą razem. — Nawet w szpitalu leżeliśmy na jednej sali — mówią.

Pan Edward przejął na siebie wiele obowiązków domowych: sprząta, pierze, prasuje, myje okna. — Nie gotuję, ponieważ nie potrafię. Poza tym żona bardzo smacznie gotuje. Robi najlepsze w świecie np. kotlety mielone — zapewnia.
Wyjeżdżają wspólnie na wczasy, podczas których mają zabiegi lecznicze, masaże.
Są szczęśliwi i nadal się kochają.
Swój związek oparli na zaufaniu, bez którego wspólne życie nie ma sensu. Ważna jest także umiejętność wybaczania i przepraszania.

— Zawsze powinien przeprosić ten, który zawinił — mówi pani Marianna. A mąż, śmiejąc się, dodaje: — Najczęściej to ja przepraszam, bo żona potrafi mnie przekonać, że spór był z mojej winy. Warunkiem trwałości małżeństwa są także: miłość i mówienie prawdy, nawet wtedy, gdyby była ona bardzo gorzka.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5