Ryszard Bitowt jakiego nie znamy. Śmierć Marszałka

2019-02-02 15:00:00(ost. akt: 2019-02-02 11:35:17)
Kuzynka R. Bitowta, Bronisława Grudzieńska, przed swoim domem w Sołtaniszkach koło Pikieliszek

Kuzynka R. Bitowta, Bronisława Grudzieńska, przed swoim domem w Sołtaniszkach koło Pikieliszek

Autor zdjęcia: archiwum prywatne R. Bitowta

LUDZIE\\\ Po wybuchu Drugiej Wojny Światowej, a dokładnie 5 września 1939 r., do dworu przyjechał oficer Wojska Polskiego z Wilna. Usiadł z Polakowskim w salonie i długo rozmawiali. Zamarł wszelki ruch we dworze. Czas jakby się zatrzymał.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Ryszard Bitowt jakiego nie znamy

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy

Ryszard Bitowt swoją ostatnią opowieść przerwał w chwili, gdy Józef Piłsudski zażartował sobie z ochraniających go żołnierzy. Uciekł na "nowej" Kasztance i napędził im sporo strachu. Przygoda ta zakończyła się nie tylko żartem, ale też pewną przestrogą, nauką, że w każdej sytuacji trzeba się mieć na baczności i trzeba być czujnym. Dziś pan Ryszard kontynuuje swoją opowieść:

— Pod koniec 1934 r. Józef Piłsudski podupadł na zdrowiu. Przyjechał do Pikieliszek, by się leczyć, wypocząć i wzmocnić swoje siły. W tym czasie władze województwa wileńskiego, wykorzystując jego obecność, zorganizowały uroczystość z okazji ukończenia programu budowy 500 szkół im. Marszałka.
Na boisko w szkole jego imienia, w Wilnie, przybyły delegacje wszystkich szkół, noszących imię Wodza, z całego województwa.

PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Od lewej stoją: ciocia Zofia Bielawska, ojciec Antoni Bitowt i brat matki Wiktor. Siedzą od lewej: babcia (mama mamy) i mama Ryszarda Bitowta

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (2)

Podczas uroczystości wstęgę przeciął patron szkoły i powiedział, między innymi:
— "Uczniowie i nauczyciele, jesteście chlubą narodu polskiego tu w Wilnie, w województwie i w całej Polsce. Życzę wam, abyście byli wzorem nauki, aby młodzież była wzorem szacunku dla rodziców i aby wyrosła na prawdziwych patriotów Polski" — a na zakończenie dodał: — "Jestem w Pikieliszkach już po raz ostatni". Przyłożył dwa wyprostowane palce prawej ręki do wojskowej czapki na głowie, czym oddał zebranym wojskowe honory, odwrócił się i podszedł kilka kroków do stojącej nieopodal osiodłanej "nowej" Kasztanki. Trzymający Kasztankę oficer dostrzegł z bliska grymas bólu na przykrytych sumiastymi wąsami ustach Wodza, podał mu prawą rękę i pomógł dosiąść klaczy.

PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Józef Mincewicz (na zdjęciu) pomagał w ratowaniu Żydów na Wileńszczyźnie.

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (3)

Pomimo choroby Piłsudski nie pokazał zebranym bólu i słabości. Siedząc na koniu, z uśmiechem życzliwości, rozdawał pamiątkowe widokówki, a po uroczystościach odjechał jak bohater, żegnany oklaskami — przerwał na chwilę opowiadanie pan Ryszard, aż oklaski w naszej wyobraźni ucichły i spytał: — Czy dolać kawy? — a kiedy nabrał sił, podjął opowiadanie na nowo: — Nie bacząc na wypowiedziane publicznie deklaracje, Piłsudski przyjechał jeszcze raz z całą rodziną do Pikieliszek pod koniec kwietnia 1935 r. Odwiedził wtedy brata i znajomych, a 12 maja zmarł.

Uroczystości żałobne po śmierci Marszałka opisane są w wielu wydawnictwach i są łatwo dostępne. Warto jednak wspomnieć, że serce Józefa Piłsudskiego pochowane jest na cmentarzu Na Rossie w Wilnie, ciało w Krakowie na Wawelu, a mózg przekazano Uniwersytetowi Wileńskiemu. Niestety, mózg zaginął. Po badaniach miał być przekazany Katedrze we Lwowie.

PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Ryszard Bitowt w końcowym okresie pobytu z Wileńszczyźnie, przed wyjazdem do Polski

Ryszard Bitowt jakiego nie znamy (4)

Dwór w Pikieliszkach, jak cała Polska, po śmierci Wodza, okrył się żałobą. Zarządca, Polakowski, dowodził pomniejszoną nieco, ze zrozumiałych względów, załogą tak, że dwór pracował bez przerwy. Polakowski pilnował porządku we dworze i na całej posesji, aby rodzina Piłsudskiego i przebywający tam goście mogli żyć wygodnie.

Po wybuchu Drugiej Wojny Światowej, a dokładnie 5 września 1939 r., do dworu przyjechał oficer Wojska Polskiego z Wilna. Usiadł z Polakowskim w salonie i długo rozmawiali. Zamarł wtedy wszelki ruch we dworze.Czas jakby się zatrzymał, a pracownicy, jak na zdjęciu, zastygli w pozie, w której zastał ich przybyły oficer. Przynajmniej takie mieli wszyscy wrażenie. Słychać było tylko lot muchy i brzęk szukającej wolności, obijającej się o szybę, osy.

Polakowski wysłuchał argumentów i poleceń oficera, zwołał zebranie wszystkich pracowników, zarówno stałych, jak i tych dochodzących, a kiedy już wszyscy się zebrali, bo po dochodzących trzeba było wysłać gońca, w obecności oficera, powiedział: — "Jesteśmy w ciężkim okresie dla Polski, dla dworu naszego, świętej pamięci, Marszałka, ale to też trudne chwile dla nas wszystkich. W wielkim smutku muszę wam powiedzieć, ogłosić, że życie w tym dworze na jakiś czas zamiera ..., ale nie umiera!" — krzyknął donośnym głosem i kontynuował spokojnym już tonem — "bo to tylko sen, sen, który minie, Polska zwycięży hitlerowskie Niemcy i wtedy dwór Marszałka Józefa Piłsudskiego obudzi się na nowo. Wtedy przywrócimy do życia to drogie nam miejsce. A teraz dziękuję wam wszystkim za pracę, za trud, za to, że kiedy była taka potrzeba, to zostawialiście swoje gospodarstwa i byliście tu, we dworze, by służyć Marszałkowi, a przez to całej Polsce. Teraz zamykamy budynek na czas nieokreślony. Wszystkie narzędzia pracy i pamiątki możecie zabrać, zgodnie z tym, co tu robiliście i do czego się przyzwyczailiście, co polubiliście. Zachowajcie co możliwe. Może po wojnie zorganizujemy tu muzeum. Ciężki sprzęt możecie wywieźć wozami konnymi" — i na zakończenie uściskał stojących w salonie pracowników po kolei. Płakali wszyscy i Polakowski nie krył łez. Oficer w tym czasie odwrócił się do okna, otworzył szeroko powieki, by z wilgotnych oczu nie popłynęły krople przeźroczystego, słonego płynu po policzkach i przyglądał się walczącej osie z zamykającą wolność, nieprzejednaną szybą.

Mijały miesiące i lata okupacji niemieckiej i rosyjskiej. Wiele osób za pracę we dworze Piłsudskiego zostało uwięzionych, a kilka z nich zginęło w Ponarach. Wiele pamiątek zaginęło bezwiednie, ale niszczyli je też świadomie ich posiadacze z obawy przed, częstymi w czasie okupacji, przeszukaniami w domach i w zagrodach. Dawni pracownicy dworu umierali, a ich dzieci i wnuki bawiły się tymi pamiątkami.

Po wojnie byłem wielokrotnie w Wilnie, w Pikieliszkach, w Białozoryszkach i w całej okolicy. Na prośbę mieszkającej tam mojej rodziny i znajomych kupowałem pamiątki rzeczowe, zdjęcia i inne dokumenty z życia dworu Józefa Piłsudskiego oraz inne, dotyczące tamtego okresu i tamtego terenu. Kosztowało to dużo pieniędzy, ale nie wszystko udało mi się przewieźć przez granicę, bo częste kontrole osobiste w pociągach, prowadzone przez pracowników Litwy Radzieckiej i przez Rosjan, uniemożliwiały to. Wiele eksponatów mi zabrano, ale też sporo udało mi się przewieźć. Często, podczas przekraczania granicy, chowałem dokumenty za pazuchą, w butach i w innych podobnych schowkach. Wielu przedmiotów nie mogłem kupić, bo brakowało mi pieniędzy, bo były dla mnie, po prostu, za drogie. Ale i tak zgromadziłem ich tyle, że można by utworzyć muzeum i zbiór w nim byłby bardzo pokaźny. — I mówca zamilkł, wstrzymał oddech, a po krótkiej chwili nabrał głęboko powietrza, wypuścił je, uśmiechnął się przyjaźnie i dał do zrozumienia, że na dziś to już koniec opowieści.

Zdzisław Piaskowski

2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B