Spojrzałem Bajkałowi prosto w oczy

2015-01-09 14:20:00 (ost. akt: 2015-01-09 15:16:04)
Spojrzałem Bajkałowi prosto w oczy

Autor zdjęcia: AM

O godz. 23.52 stanęliśmy nad brzegiem Bajkału, nad brzegiem bezkresnej czarnej otchłani, bo to była otchłań. Tylko ja z Anią i on – pewny siebie, dumny, niepokonany, magiczny. Wpatrywaliśmy się w ten bezmiar, w którym tylko fale dawały oznaki życia.

Poniedziałek, 29 grudnia 2014 r.
-26°C, bardzo silny, mroźny wiatr!
Wstaliśmy o godz. 5.30, zapakowaliśmy do torby trochę jedzenia, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na dworzec autobusowy. Byliśmy tam o godz. 7.25, ale autobusu jeszcze nie było, zwykle jest wcześniej, chociaż planowo do Turki odjeżdża o ósmej. Było zimno, ale wytrzymaliśmy. Ania stwierdziła, że na kurtkę można byłoby teraz nałożyć futro. Bus przyjechał piętnaście minut przed odjazdem. Kierowca nie sprawdzał biletów, tylko policzył pasażerów – zgodziło się, miało być 9. i tylu było. Ruszyliśmy. Siedziałem przy drzwiach i ze wszystkich szczelin zionął chłód. Przysypiałem, Ania też. Przejeżdżaliśmy przez góry Ułan-Burgasy. Śniegu niedużo, tylko ten wszędobylski silny wiatr.

O godz. 10.20 przyjechaliśmy do wietrznej Turki nad Bajkałem. Z łatwością znaleźliśmy „Dom Awanturista” przy ulicy Nagornej 3. Niestety furtka od wewnątrz była zamknięta, stukałem, krzyczałem, nawoływałem i nic. W końcu po kilkunastu minutach sympatyczna pani Ksenia usłyszała mój głos.


Zamieszkaliśmy w nadbajkalskim domu w spartańskich warunkach – tak zadecydowaliśmy z Anią jeszcze przed przyjazdem. Dom od innych nie wyróżnia się niczym szczególnym, a jednak jest inny. Wszystko w nim jest … ekologiczne. Toaleta (wychodek) na zewnątrz – trzeba brnąć w śniegu, bo nawiewa; woda w całym domu (2 pokoje dla gości, pokój dzienny, kuchnia, „łazienka”) w wiadrach (trzeba bezustannie ją przynosić); nalewa się plastikową chochlą; stary rosyjski piec (daje inne ciepło, niż kaloryfery w mieście); kot (nie lubię kotów); ściany z desek i bali – w szczeliny powtykany mech; zmywanie w zlewie (w tym samym co się myje np. twarz, ręce, czy całego siebie); w „łazience” wysoki nocnik, żeby w nocy nie wychodzić na zewnątrz, bo zimno; na zegarze wciąż ta sama godzina (15.30); na ścianie napis po rosyjsku: „Cuda zdarzają się z tym, którzy w nie wierzą”; zewsząd wieje.

Ale to wszystko mi nie przeszkadza i nawet się podoba. Za 3 noclegi w dwuosobowym pokoju zapłaciliśmy razem 4500 rubli (282,00 zł) – do dyspozycji mamy cały dom, w którym królują zioła, bibeloty i magia nadbajkalskich opowieści. Nie ma Wi-Fi, ale jest dostęp do komputera – wolno chodzi, strona otwiera się po 5-10 minutach.
Z naszego okna (na razie szyby są zamarznięte) mamy (chyba będziemy mieć) fantastyczny widok na jezioro; z kuchennego okna widać doskonale.

Po wypiciu kawy poszliśmy nad Bajkał, ale zanim to nastąpiło pani Ksenia dała nam trochę ryżu i dwa kadzidełka, żeby oddać szacunek duchom i poprosić je o bezpieczny i dobry pobyt nad Bajkałem. Trzeba nakarmić je ryżem. Duchy bardzo lubią surowy ryż. – Tylko niech nie zapomni tego zrobić – powtórzyła kilkakrotnie, żeby mieć pewność, że mi o tym powiedziała i duchy nie będą się jej czepiać. Kiedy doszliśmy nad jezioro (400 metrów od domu) wiał tak silny i mroźny wiatr, że ledwie szliśmy, myślałem że nas przewróci.

Miałem na sobie dwie pary spodni, dwa polary i kurtkę z podpinką, i wciąż było zimno.

Z łatwością odnaleźliśmy 5 idoli (posążki wykonane z drewna) nad brzegiem jeziora – wyobrażenie tajemniczych bóstw; stały dumne, cztery prosto i jeden przechylony. Karmiliśmy je, ale z trudem, wiatr wyrywał nam ryż z rąk, wirował, szalał, rwał i pędził na oślep. Nie udało się zapalić kadzidełek. Palce marzły do niesamowitego bólu. Duchy tylko czekają na nieostrożnych podróżników. Są wszędzie – na przełęczach, ścieżkach, w tajdze, nad brzegiem Bajkału, na wodzie, przy domu. Strzegą swoich terenów. Rozgniewane, potrafią przypomnieć o sobie w brutalny sposób. Żeby bezpiecznie przejść przez ich terytorium, trzeba je obłaskawić np. ryżem, alkoholem czy mlekiem. Są dobre i złe duchy.

Brzeg jeziora jest zlodowacony, śnieg, zaspy, ciekawe śnieżne kopce i stożki. Woda ciemnogranatowa. Wysokie fale rozbijały się o lodowe zapory, po czym jezioro łagodniało. Bajkał kołysał się, jakby do snu się kładł, ale ten jeszcze nie nadchodził – sen przyjdzie dopiero w styczniu.

Tutaj wszystko jest złudne i nieprzewidywalne. Co kilka chwil zmienia się pogoda. Widziałem jak Bajkał oddycha. To magiczne i fantastyczne jezioro. Kiedy zamarznie, grubość tafli sięgnie 1 metra i będzie można jeździć na drugi brzeg samochodami, pojawią się drogi kołowe (zimniki), prowadzące przez jezioro. Woda jest czysta do tego stopnia, że można ją pić bez przegotowania, ale jest bardzo zimna (średnia temperatura roczna wynosi 6°C).

Bajkał jest jednym z najbardziej bioróżnorodnych jezior na Ziemi – z 1340. gatunków zwierząt żyje tutaj aż 745 endemicznych, czyli występujących jedynie w tym miejscu, a spośród 570. gatunków roślin 150 zalicza się do endemicznych. Należą do nich m.in. nerpa (foka słodkowodna), omul (jedyna ryba z łososiowatych, która zaadoptowała się w jeziorze słodkowodnym), gąbka (większość gatunków pochodzi z trzeciorzędu), gołomianka (żyworodna ryba drapieżna), kiełże (drobne skorupiaki), chruściki bajkalskie (owady) i wirki (płazińce). Osobliwa fauna jeziora wciąż nie jest w pełni poznana.

Turka jest 700. osobową wsią położoną w rejonie przybajkalskim nad samym Bajkałem. Jest w niej port, latarnia morska (nieczynna, wewnątrz znajduje się muzeum) i ciekawie zagospodarowane nabrzeże, szkoła, kawiarnia, kilkanaście małych sklepików i jeden sklep samoobsługowy (Baris). Nazwa miejscowości tłumaczona jest jako „Omul” lub „Omulowa droga”. Zabudowa drewniana z pięknymi, starymi domami. Nieopodal wsi płynie rzeka Turka, która szerokim lejkiem wpływa do Bajkału. Jest zamarznięta.

W sklepiku „Buriatchlieb”, oprócz sprzedaży chleba, można kupić bilety autobusowe – kupiliśmy 2 powrotne do Ułan Ude na 1 stycznia 2015 r. na godz. 16.00. W tym dniu jest tylko jeden kurs, właśnie o tej godzinie. Nie mieliśmy wyboru.

Po kilkugodzinnym pobycie nad brzegiem jeziora, przemarznięci do kości, wróciliśmy do domu. W piecu żarzył się ogień. A w całym domu unosił się przyjemny zapach świeżego drewna.

Pani Ksenia poczęstowała nas konfiturami z nadbajkalskich truskawek, herbatą z trawy sagandajli (rośnie w okolicznych górach) – „wkusnoje” (smaczne). Ugotowaliśmy pielmieni z paczki – pierogi z mięsem wieprzowo-wołowym.

Przed godz. 19. w piecu nie było już ognia. Chyba pani Ksenia dzisiaj już więcej nie rozpali i przez całą noc będzie zimno, już jest. Chyba nie da się spać w tak niskiej temperaturze …
A jednak, … rozpaliła i uczyni to samo o godz. 6. rano – tak mówiła. Teraz poszła odśnieżać ścieżkę do toalety.
W sylwestrowy wieczór, zgodnie z rosyjską tradycją, pójdę do bani – przydomowej, pani Ksenia obiecała „przygotować” ją na godz. 17. Musi nanieść drewna, rozpalić, nanosić wody. Czynności te zajmą jej około 4. godzin.
Ania ma duże łoże. Ja będę spać na amerykance.
Ogień w piecu mnie zachwyca.
Chyba zgolę wąsy.

Wtorek, 30 grudnia 2014 r.
W nocy było mi zimno i z tego powodu ciągle się budziłem. Dzisiaj będę spać w dresach i w swetrze. Ania mówiła, że jej było ciepło (spała we wszystkim co miała).

Po godz. 10. byliśmy już w „Buriatchlieb” i zorientowaliśmy się jak dojechać do nieodległego Gorjaczińska. Wczoraj sprzedawczyni nie była w dobrym humorze, patrzyła na nas spod oka i zdawkowo odpowiadała na pytania. Dzisiaj na odwrót – miła i bardzo rozmowna. Opowiadała o Turce, turystach, okolicznych osobliwościach przyrody i o tym, że ponoć jakiś kot odkrył gorące źródła (był ranny, zaszył się gdzieś nieopodal wsi, po 3 dniach wrócił całkiem zdrowy) oraz o problemach mieszkańców wsi – nie mają stałej pracy, jakoś wiążą koniec z końcem. Wspominała czasy radzieckie – To, to dopiero było! I wszystko było! Lepiej było! Bo wie Pan, jeden rządził, wiadomo kogo było trzeba słuchać, był porządek. A teraz – jak się komuś coś uda, to drugi zazdrości – z tęsknotą opowiadała ekspedientka.

Po 10 minutach jazdy byliśmy już w Gorjaczińsku, 6 km od Turki (dałem kierowcy 50 rubli za dwie osoby). Miejscowość znana jest z ośrodka balneologicznego „Gorjaczińsk”, w którym leczy się choroby układu mięśniowo-szkieletowego, skóry, układu nerwowego, układu oddechowego (w tym astmę i przewlekłe zapalenie oskrzeli), choroby alergiczne, a także z dziedziny ginekologii i andrologii (mężczyźni).


Nazwa wsi wywodzi się od gorących źródeł mineralnych znajdujących się w jej północnej części. Panuje tutaj swoisty mikroklimat. Pierwsze wzmianki o miejscowych źródłach mineralnych pochodzą z drugiej połowy XVIII w. Pierwszej ich analizy chemicznej dokonał w 1772 r. niemiecki akademik, Johann Georgi, który odbył dwuletnią podróż dookoła Bajkału i uznał miejscowe wody za lecznicze. W 1810 roku założono kurort funkcjonujący do dzisiaj. Umiejscowiono w nim także pomnik Lenina i Matki Buriacji z chadakiem (tradycyjny buriacki szal) – symbol gościnności. W niezamarzniętym przez cały rok stawie widziałem andatrę (nutrię) – siedziała na ciepłej rurze, a kiedy nas spostrzegła spokojnie z niej zeszła, zanurkowała i wpłynęła pod deski zanurzone w wodzie. Nie zdążyłem jej sfotografować. W latach 70. XX wieku ze ścięgien ogona nutrii wyrabiano nici chirurgiczne. Napiłem się leczniczej wody mineralnej o temperaturze 52°C.

W Gorjaczińsku mieszka 958 osób w 450 domach. Oprócz uzdrowiska we wsi znajduje się szkoła, punkt felczerski, są ośrodki wypoczynkowe, kawiarnie, sklepy. Mieszkańcy utrzymują się głównie z turystyki i rybołówstwa.

Do Turki postanowiliśmy wracać pieszo, plażą przy jeziorze. Oczywiście nie było to do końca wykonalne, ponieważ plaża znajduje się pod grubą warstwą śniegu i lodu, widoczne były tylko niewielkie jej fragmenty. Zapadaliśmy się w śniegu po pas, ale poradziliśmy sobie i po prawie trzech godzinach wędrówki dobrnęliśmy do „posiołka”.

Widoki Bajkału wynagradzały wszelkie niedogodności. Samorzutne uformowane sopki ze śniegu, tworzące się niewielkie góry lodowe, pustynia lodowa, kry, oblodzone kamienie, głazy i drzewa. Serce wyskakiwało z piersi – tyle piękna widziałem, tyle odcieni niebieskości i bieli – tak, biel ma także swoje odcienie! Niesamowite zestawienie śniegu, lodu, wody, nieba z plażą, jeziorem i górami.

Podziwiałem pomnik przyrody – Skałę „Żółw”. Rzeczywiście przypomina ona żółwia z wyciągniętą szyją, przewodnika po świecie nieświadomości. Według legendy, dawno temu w wodach Bajkału mieszkał Ogromny Żółw. Ochraniał on Białą Perłę przed Czarnym Szamanem, który we wszystkie pozostałe perły tchnął ciemne moce. Żółw ukrył Białą Perłę w głębinach jeziora. Podwodne zwierzęta też się tam ukryły, a Żółw pozostał na brzegu, żeby wszystkich ochraniać. Do dzisiaj tak stoi. Dobre siły podarowały Żółwiowi jedną noc w roku – podczas wiosennej pełni księżyca, kiedy budzi się on do życia.

Wypatrywaliśmy z Ania orła, ale na próżno. Nigdzie go nie było. Tylko kruki przelatywały z gałęzi na gałąź, z jednej kry na drugą. Buriaci opowiadają, że na początku istnieli tylko Bogowie na Zachodzie i Złe Duchy na Wschodzie. Bogowie stworzyli człowieka, który żył szczęśliwie, jednak Złe Duchy wkrótce rozprzestrzeniły choroby i śmierć. I człowiek cierpiał. Bogowie zesłali więc Orła do walki z chorobą i śmiercią. Ludzie jednak nie chcieli zaufać zwykłemu ptakowi ... Orzeł zwrócił się więc do Bogów z prośbą o dar mowy lub o wysłanie do ludzi szamana buriackiego. A w odpowiedzi Bogowie nakazali mu przekazać dar szamanienia pierwszej napotkanej na ziemi osobie. Orzeł spostrzegł śpiącą pod drzewem kobietę ... Kobieta po pewnym czasie urodziła syna, który został pierwszym szamanem ...
Mijaliśmy idole, ale nie mieliśmy ryżu, żeby je nakarmić. Szkoda, że nie było słońca. Ksenia mówi, że jak Bajkał już „stanie, a miałem nadzieję, że dzisiaj, bo bardzo szybko narastała i poszerzała się warstwa lodu – wtedy przestanie wiać i będzie tylko słońce, słońce i słońce.

Linia brzegowa jeziora, której fragmentem szliśmy, wynosi 2100 km i jest średnio urozmaicona – liczne półwyspy, zatoki i zalewy. Bajkał położony jest w osobliwej kotlinie, ze wszystkich stron otoczonej grzbietami górskimi i wzgórzami. Wybrzeże zachodnie jest skaliste i strome, wschodnie, czyli nasze, gdzie jesteśmy – bardziej płaskie. Miejscami góry oddalają się od jeziora na dziesiątki kilometrów. Na Bajkale znajduje się także wyspa Olchon o powierzchni 742 km2, długości 71 km i szerokości 12 km z najwyższym szczytem 1274 m n.p.m. – widać ją z Gorjaczińska i Turki.

Nad Bajkałem można zobaczyć chodzące sosny, których korzenie odsłonił wiejący wiatr i obmyła woda. Kilka takich drzew widzieliśmy.

W Bajkale żyje ponad 50 gatunków ryb, w tym połowa to gatunki występujące wyłącznie tutaj. Tylko w Bajkale na głębokości 300 metrów żyje gołomianka – z nieproporcjonalnie dużą głową, pomarańczowymi oczami, pozbawiona łusek, prawie przezroczysta. Wyjęta z wody i położona na słońcu zamienia się w oleistą ciecz, którą kiedyś Buriaci palili w lampach. Odkrył ją Benedykt Dybowski (polski przyrodnik, zesłaniec). Gołomianki są żyworodne, a po wydaniu na świat potomstwa samica najczęściej ginie.

Najcenniejszą rybą Bajkału jest endemiczny omul. Stanowi on około 2/3 rocznych odłowów. Omul jest migrującą rybą otwartego jeziora. Jak wszystkie łososiowate corocznie podąża na tarło w górę rzek. Waży średnio około pół kilograma. Innym ważnym gatunkiem jest lipień bajkalski. Od pospolitego w rzekach Syberii lipienia arktycznego różni się on zarówno wyglądem, jak i większymi rozmiarami. Bajkał to także bogactwo ptaków wodnych, gnieżdżących się na jego brzegach oraz wyspach i zatrzymujących się tu podczas przelotów.

Po powrocie do domu (mieszkamy we trójkę z Ksenią), a byłem niewiarygodnie zmarznięty, wypiłem gorącą herbatę z liściem różanecznika bajkalskiego. Ma pomóc przed ewentualnym przeziębieniem się. Pani Ksenia przyniosła od miejscowej babki-zielarki trawy bajkalskie i orzechy cedrowe (50 rubli za szklankę).

Ale zimno. Temperatura szybko się obniża.
Miejscowe dzieci mówią do mnie Zdrawstwujtie (Dzień dobry).
Pani Ksenia odśnieżyła ścieżkę do toalety. Ciągle zawiewa.

Środa, 31 grudnia 2014 r.
Spałem w dresach i swetrze, ale i tak było zimno. Przed południem pokazało się słońce. Wiatr pojawiał się miejscami. Było tak zimno, że aż łzawiłem! Wąsy i policzki zamarznięte! Okrutnie zimno! Szliśmy w górę rzeki Turka, której źródło znajduje się na styku Gór Ikatskich i Ułan-Burgasy na wysokości 1430 m. Długość rzeki wynosi 272 km. Zasilanie w wodę śnieżno-deszczowe. Na rzece oczywiście lód i gruba warstwa śniegu. Przeszliśmy tylko 4 kilometry w jedną stronę i tyle samo z powrotem. Nie da się zbyt długo chodzić przy takim mrozie. Rzekę wykorzystuje się do spławu drewna. A tego w tajdze jest coraz mniej. Na szczęście pozostaje ona schronieniem dla wielu gatunków zwierząt. Dzisiaj widzieliśmy tylko orzechówkę.

W tajdze króluje bajkalski niedźwiedź brunatny. Jest on zwierzęciem wszystkożernym. Jesienią gromadzi odpowiednie zapasy tłuszczu na zimę, musi zjeść około 350 kg orzechów limbowych lub 450 kg jagód. Jednak najlepiej przystosowanym do środowiska tajgi jest łoś, który na Syberii osiąga znaczne rozmiary. Występuje tutaj także kabarga (piżmowiec) – nie ma poroża, tylne nogi są znacznie dłuższe od przednich. Samiec posiada wystające z pyska kły o długości około 10 cm. Na jego brzuchu znajduje się gruczoł wydzielający piżmo (substancja zapachowa). Żyje w górach na kamienistych stokach. Kabargę widziałem w Muzeum Przyrody w Ułan Ude.

Przedstawicielem gryzoni są dwa gatunki wiewiórkowatych: polatucha i burunduk. Polatucha, dzięki specjalnym fałdom skórnym pomiędzy kończynami wykonuje dalekie skoki z drzewa na drzewo, nawet 50-metrowe. Ma duże oczy. Burunduk charakteryzuje się pasiastym umaszczeniem, posiada długi puszysty ogon i sprawnie chodzi po drzewach. Może napełnić torebki policzkowe piętnastoma kilogramami orzechów!

Najsławniejszym drapieżnikiem jest soból (podobny do kuny). Ubarwienie futra od jasnobrązowego do czarnego. Poluje na ptaki, wiewiórki, burunduki, szczekuszki i owady. Chętnie zjada nasiona limby, jagody i grzyby. Poseł rosyjski M. Spafarij, który w 1675 r. podróżował po Syberii, napisał: „Soból – zwierz to przedziwny i rzadki, a nigdzie na świecie nie rodzi się tak piękny jak tylko w kraju północnym, na Syberii …”.

Jednak najbardziej tajemniczym mieszkańcem tajgi pozostaje rosomak. Jego futro jest ciemne i gęste, ogon puszysty. Szerokie łapy pomagają mu w poruszaniu się po terenach bagiennych i po śniegu. Żywi się padliną, poluje m.in. na lisy i zające bielaki. Dla Buriatów rosomak to wcielenie zła.

Bardzo hałaśliwym ptakiem jest orzechówka, słyszeliśmy ją wyraźnie. Nazywana jest tutaj kiedrowką, ponieważ jej podstawowym pożywieniem są nasiona limby syberyjskiej. Jest szaroczekoladowa, upstrzona białymi plamkami.

Tam gdzie występuje rumosz skalny można spotkać szczekuszkę. Jest to szarożółte zwierzątko z dużymi okrągłymi uszami, świszczy i nie zapada w sen zimowy. W języku rosyjskim jego nazwa to piściucha, a także sienostawka – bo zbiera w sierpniu i suszy trawę oraz zioła, i układa je w stożki pod kamieniami.

Po powrocie z lasu poszliśmy od razu nad Bajkał, który był dzisiaj lekko zamglony i parował – oddawał nagromadzone latem ciepło. Ciekawym ssakiem i jedynym żyjącym w tym jeziorze jest nerpa – srebrzystoszara słodkowodna foka bajkalska. Dokładnie nie wiadomo, jak się dostała do Bajkału. Według Jana Czerskiego (polski geolog i przyrodnik, zesłaniec), dotarła ona tutaj około 12 tysięcy lat temu w epoce lodowej z Morza Arktycznego, rzekami Jenisiejem i Angarą. Stała się endemitem. Jest czujna i ostrożna. Młode przychodzą na świat na krach lodowych w lutym i marcu, są śnieżnobiałe. Nerpy żywią się głównie gołomiankami. 40 lat temu uważane były za szkodniki zjadające omule, a tym samym narażające gospodarkę na olbrzymie straty i dlatego je dziesiątkowano. Zresztą polowano na nie od dawna, od chwili pojawienia się człowieka nad Bajkałem. Ceniono ich tłuszcz i futro. Długość ciała nerpy dochodzi do 1,6 m; waga 110-150 kg; żyje do 56 lat. Dzisiaj populację foki bajkalskiej szacuje się na około 100 tys. sztuk.

Na obiad przygotowaliśmy makaron ze śmietaną i cynamonem. Poczęstowaliśmy też panią Ksenię. Mówiła, że pierwszy raz w życiu jadła coś takiego. Byłem zdziwiony, bo to moje ulubione danie z dzieciństwa.

Pani Ksenia „przygotowała” banię (200 rubli) i zgodnie z rosyjską tradycją (w sylwestra) poszedłem do niej, Ania też. Niestety okazała się fatalną banią – najzimniejszą, w jakiej kiedykolwiek przyszło mi być, temperatura tylko 60°C.
Obejrzałem też film „Ironia sudby, ili s liogkim parom” (Szczęśliwego Nowego Roku). Właśnie w sylwestra, w całej Rosji ogląda się ten film. To też rosyjska tradycja sylwestrowa. W komedii z 1975 r. występuje polska aktorka Barbara Brylska (popularna w Rosji).
W domu zimno. Palce marzną. Źle się czuję bez dostępu do internetu.
Pani Ksenia dała nam talizmany, które o północy weźmiemy ze sobą nad jezioro. Przypomniała też o ryżu. Wyjdziemy z domu po godz. 23.30 i nad brzegiem Bajkału powitamy rok 2015.

Jest godz. 23.35 i wychodzimy nad Bajkał … Bajkał chce mi coś powiedzieć … Ja mu też.

Czwartek, 1 stycznia 2015 r.
We wsi prawie w każdym domu światło. Zimno, przeraźliwie zimno, Arktyka połączona z Syberią! O północy fajerwerki. Tuż przed północą i bezpośrednio po niej sąsiedzi będą się odwiedzać i składać sobie życzenia.
O godz. 23.52 stanęliśmy nad brzegiem Bajkału, nad brzegiem bezkresnej czarnej otchłani, bo to była otchłań. Tylko ja z Anią i on – pewny siebie, dumny, niepokonany, magiczny. Wpatrywaliśmy się w ten bezmiar, w którym tylko fale dawały oznaki życia. Nie wiem czy coś odczuwałem, po prostu byłem, naznaczony chwilą w owym mgnieniu. Kiedy wskazówki zegarka ustawiły się na godzinie 24, wiedziałem, że nie ma już starego roku, jest nowy, 2015! Złożyliśmy sobie życzenia i rozpocząłem rozmowę z Bajkałem. Nie, najpierw on do mnie przemówił. Dokładnie słyszałem jego słowa, niesione przez wiatr, który ze zdwojoną siłą we mnie uderzył: - … Bądź taki jak ten wiatr, który chciał cię teraz upomnieć – silny, ale i łagodny, nie daj czytać z siebie jak z otwartej księgi, bądź nieodgadniony, góry przenoś!

A ja mu … po prostu podziękowałem i skierowałem talizman w bezkresną otchłań szumiącej wody. Ania karmiła ryżem duchy, a ja próbowałem rozpalić kadzidełka – nic z tego. Zapaliło się tylko jedno i po chwili zgasło.

Pani Ksenia powitała Nowy Rok u sąsiadki, babki-zielarki, której syn po wzniesieniu toastu strzelał z dubeltówki, żeby odegnać z gospodarstwa złe moce.

Spałem w swetrze i polarze, ale i tak było zimno.
Przedpołudnie poświęciłem na oglądanie telewizji, a Ania wygrzewała się przy stygnącym piecu. Za oknem padał śnieg, później świeciło słońce i znowu śnieg. Po spakowaniu się i pożegnaniu z panią Ksenią poszliśmy nad Bajkał. Fale rozbiły lód i woda zbliżyła się do brzegu. Niebo zaczerwieniło się. I wtedy pomyślałem o przeznaczeniu, jawie czy śnie, w którym płynąłem łodzią, widziałem góry, a na nich śnieg … Nikogo nie było w czerwonej kurtce, a może ta kurtka to dzisiejsze niebo?! Nagle, ni stąd, ni zowąd zatrzymał się przy mnie samochód, w którym siedziało kilka osób.


Jedna z nich zapytała mnie czy widoczne góry na drugim brzegu jeziora to Olchon. Potwierdziłem. Wtedy ktoś z tyłu zaproponował, żeby tam z nimi pojechał … Tak rodzi się przygoda … Nie pojechałem. Jeszcze raz spojrzałem Bajkałowi prosto w oczy. Spojrzałem na sopki – stożkowe wzgórza lodowe, które mogą sięgać nawet do wysokości kilku metrów (wewnątrz są puste) i na bezkres magicznej wody.

Z Turki wyjechaliśmy autobusem o godz. 16.10.
Wrócę tam jeszcze, bo kraina jak z bajki okazała się być taka bliska, prosta, no może trochę … tajemnicza.

Andrzej Malinowski
Profil Andrzeja Malinowskiego
Andrzej Malinowski z Judzik koło Olecka to znany podróżnik, który tym razem wyruszył do Buriacji (Federacja Rosyjska), aby wspomagać działalność polonijną, uczyć języka polskiego, historii i geografii Polski oraz podtrzymywać wśród miejscowych Polaków poczucie tożsamości z ojczyzną przodków.

Źródło: Artykuł internauty