Nie chcieli żyć pod rządami Rosjan

2014-08-07 11:18:29 (ost. akt: 2014-08-07 12:02:25)
Nie chcieli żyć pod rządami Rosjan

Autor zdjęcia: MARTYNA MICHALAK

Marta Pupiałło z pomocą swoich bliskich i Haliny Knop, nauczycielki języka polskiego Gimnazjum im. Wspólnoty Europejskiej Zespołu Szkół w Kandytach, przygotowała rodzinną opowieść „Podróż w nieznane”. Opowiada o losach jej pradziadków, którzy mieszkali na wileńszczyźnie.

„PODRÓŻ W NIEZNANE”

Mój pradziadek urodził się w 1912 roku ...

Była wczesna, piękna jesień roku 1912, kiedy w folwarku Pupiałło w Krowelach w gminie Podbrzezie (kiedyś województwo wileńskie, obecnie Litwa), urodził się pierwszy syn Ludwika (ur. 1861 ) i Zofii (ur. 1888, zm. 1926) - Mieczysław Andruszkiewicz.

Rodzice Mieczysława mieli dobrze prosperujące gospodarstwo rolne, więc jak na tamte czasy byli dosyć zamożni. Żyło im się dostatnio. Były gorsze i lepsze dni, ale byli razem. Pracowali wspólnie na roli. Doczekali się jeszcze trójki dzieci (Ludwik, gdy brał ślub, miał 51 lat). Byli bogobojni i prostolinijni, żyli w zgodzie ze sobą i z sąsiadami. W 1925 roku moja praprababcia zaczęła chorować i niestety, chociaż w miarę możliwości leczyła się, zimą 1926 roku zmarła. Od tego czasu czternastoletni wówczas Mieczysław musiał przejąć większość obowiązków po swojej mamie, min. opieką nad trójką młodszego rodzeństwa.

W wiosce znajdował się sklep należący do Żyda. Wszyscy go dobrze znali i robili u niego zakupy. Pewnego dnia odwiedził on Ludwika i poprosił go o pożyczkę. Ojciec Mieczysława zaufał mu i dał tyle pieniędzy, ile ten chciał.

Życie toczyło się dalej. Niestety im dłużej sklepikarz nie oddawał długu, tym biedniej zaczęło się żyć ich rodzinie. Mój pradziadek zaczął pracować w bibliotece parafialnej, a jego młodsza siostra poszła na służbę do innego gospodarza. Aby nie zostać wcielonym do armii radzieckiej, Mietkowi dopisano kilka lat w dokumentach (wiele osób tak wtedy robiło). Mógł zostać na gospodarstwie i pomagać ojcu.

Po wielu ciężkich przeżyciach i długiej chorobie zmarł również Ludwik. Żyd, który zaciągnął u prapradziadka dług, po jego śmierci oddał tylko tyle pieniędzy, by starczyło na ubranie i buty dla zmarłego.

Młodym w latach wojny nie żyło się lekko...

W 1938 roku mój pradziadek ożenił się ze Stanisławą i pozostał na gospodarstwie. By zarobić trochę pieniędzy, jeździł koniem zaprzężonym do wozu do oddalonego o wiele kilometrów Wilna i sprzedawał siano.

Latem 1940 roku na Litwę wkraczają wojska radzieckie. Armia Czerwona rozpoczęła wojskową okupację. Wkrótce potem Litwa została wcielona do Związku Radzieckiego.
Wprowadzono kolektywizację. Miliony posłano do obozów pracy na Syberii.

Młodym w latach wojny nie żyło się lekko. Ich pierwsza córka, moja ciocia, jako dziecko zachorowała na zapalenie opon mózgowych. Wtedy medycyna nie była dostatecznie rozwinięta, zamiast na tę chorobę, leczyli ją na zapalenie płuc. W wyniku tej pomyłki została głuchoniema.

Nie chcieli żyć pod rządami Rosjan. Stanęli przed decyzją, która odmieniła ich życie...

Na szczęście ani prababcia, ani pradziadek nie zostali zesłani do obozu, lecz po zakończeniu wojny stanęli przed decyzją, która odmieniła ich życie. Mieli do wyboru: zostać w miejscu, które znają, z drewnianym domem, trójką dzieci, ale pod rządami Rosjan lub wyjechać na ziemie wyzwolone, choć nieznane.

Pomimo strachu i niepewności, wybrali drugą opcję. Nie chcieli żyć pod rządami Rosjan. Nie było to oczywiście takie proste. Potrzebne były różne wnioski i zezwolenia, które ciężko było zdobyć. Na szczęście wszystko ułożyło się pomyślnie. Oni i kilku ich znajomych z rodzinami, spakowali cały swój dobytek do kufrów i – mimo utrudnień ze strony Rosjan – w końcu wyruszyli „na Prusy”.

W nowej ojczyźnie ....

Po wielu trudach, latem 1946 roku, dotarli do celu. Niemcy powoli ewakuowali się z tych ziem, więc stało tutaj wiele pustych domów. Moi pradziadkowie i kilka innych rodzin ze strachu przed kradzieżami i Niemcami. zamieszkali razem w jednym z nich

Życie powoli zaczynało się „ układać”. Osadnicy tworzyli własną społeczność. Powstał urząd gminy i Mieczysław był bardzo oczytanym człowiekiem, interesowało go życie gminy. Po niedługim czasie od przyjazdu, pradziadek został sekretarzem gminy. Zamieszkali sami. Wybrali ten dom, w którym mieszkamy do dziś i mam nadzieję, w którym będziemy mieszkać jeszcze długo. Już w Polsce urodziła się jeszcze trójka dzieci.

W 1947 roku zaczęli przybywać na nasze tereny ludzie z akcji „Wisła”. Pradziadek pomagał się im tutaj osiedlać. Po przeniesieniu siedziby gminy do Górowa Iławeckiego pracował w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”. Był szanowanym mieszkańcem i dobrym doradcą.

Żyło się naprawdę ciężko z sześciorgiem dzieci i małą płacą, lecz gmina się rozwijała i wszystko zmierzało ku lepszemu. Stworzono szkołę, do której uczęszczali nawet osiemnastolatkowie, gdyż chcieli zdobyć jakiekolwiek wykształcenie. Mieszkańcy odbudowali kościół, powstała też poczta i ośrodek zdrowia.

Pradziadek lubił opowiadać różne historie....

Każdego dnia rano pradziadek wychodził do pracy. Zajmował się gospodarstwem, które potem odziedziczył mój dziadek – Kazimierz. Wieczorem znowu szedł do obory, by oporządzić zwierzęta. W okresie letnim pracy było jeszcze więcej. Podczas sianokosów czy żniw pomagała cała rodzina, a czasami nawet sąsiedzi. Nie było wówczas tylu i takich maszyn jak teraz, więc pracowało się ciężko. Naprawiał rzeczy zepsute przez dzieci, woził mleko do mleczarni. W razie potrzeby czasami pomagał żonie.

Był też czas na odpoczynek. Pradziadek czytał dużo książek, potem lubił opowiadać różne historie, bardzo często związane z jego życiem. Posiadał poczet papieży, który znał na pamięć i o każdym z nich potrafił coś powiedzieć. Interesował się polityką i śledził bieżące wydarzenia. Lubił wiedzieć, co się dzieje w kraju i za granicą.

W 1971 Mieczysław i Stanisława doczekali się pierwszej wnuczki Agnieszki, później jeszcze Wojciecha (mojego tatę) i Joanny – dzieci Kazimierza i Janiny. W sumie Mieczysław mieli czternaścioro wnucząt.

Prababcia Stanisława, choć chorowała przewlekle, nie lubiła narzekać. Nigdy nie skarżyła się na ból. Zmarła nagle, przy pracy, w 1989 roku. Cała rodzina przeżyła to bardzo głęboko.

Cieszę się, że jestem jego prawnuczką

W naszym domu zawsze jest dużo ludzi i jest bardzo wesoło. Wszyscy lubili, jak pradziadek opowiadał historie ze swojego życia. Mawiał: „Uczeń bez jedynki, to jak żołnierz bez karabinu”. Żartował również, że kobieta potrafi zobaczyć wszystko, nawet przez żelazo.

Pradziadek znał dobrze historię i lubił dzielić się swoją wiedzą. Kiedy zaczął coraz poważniej chorować, jego wiek był już bardzo znaczny. Rzadko czytał, częściej spał. Miał problemy z poruszaniem się. Zmarł w grudniu 2001 roku w wieku 89 lat.Panowała wtedy straszna śnieżyca, a mimo to wiele osób przyszło go pożegnać.

Wszystkie jego dzieci były już dorosłe i założyły własne rodziny. Ja urodziłam się w 1998 roku, miałam wówczas zaledwie trzy lata. Pamiętam tylko, jak chodziłam z dziadkiem Kazikiem podawać mu lekarstwa. Znam więc pradziadka z opowiadań i zdjęć. W domu bardzo często go wspominamy.

Pradziadek był wspaniałym, szanowanym i silnym człowiekiem. Cieszę się, że jestem jego prawnuczką.

Marta Pupiałło

Więcej kresowych historii: zobacz tutaj

Marta Pupiałło

Tekst zdobył I miejsce w kategorii klas gimnazjalnych na Gminnym Konkursie Literackim "Czy wiem,jak żył, co robił mój pradziadek i jaką miał rodzinę?”. Konkurs odbył się w ramach XV Warmińsko - Mazurskich Dni Rodziny obchodzonych w gminie Górowo Iławeckie.