Zawód: realizator dźwięku

2016-03-05 12:00:54(ost. akt: 2018-12-22 10:39:28)

Autor zdjęcia: Marek Szymański

Są profesje, które wiele w nasze życie wnoszą, a mimo to ludzie, którzy je wykonują są prawie niezauważalni. Jednym z takich zawodów jest realizator dźwięku, czyli osoba odpowiedzialna za jakość muzycznych doznań płynących ze sceny. Sławek Szuszczewicz jest muzykiem, choć od kilku lat sam już nie gra. Pracuje w Kętrzyńskim Centrum Kultury od lat, a do jego zadań należy m.in. to, by słuchacz mógł cieszyć się tym, co ze sceny płynie.
Niebawem kętrzyński amfiteatr znowu zatętni życiem - jak przygotowania do kolejnego sezonu?
— Dla mnie (i dla wielu kolegów realizatorów) sezon imprez plenerowych, czyli tak zwane „wyjście na dwór” zaczyna się przeważnie z końcem kwietnia i kończy z początkiem września (mowa o pracy w weekendy w tym okresie). Przygotowania do sezonu zaczynają się mniej więcej w grudniu - styczniu może i wcześniej, bo poza tym, że jest pomysł na koncert to trzeba przeanalizować tzw. rider, czyli wymagania techniczne danego wykonawcy odnośnie nagłośnienia, oświetlenia, sceny i garderoby. Przed podpisaniem umowy trzeba ustalić wszystkie te techniczne rzeczy z menadżerem bądź realizatorem zespołu, o ile takowy przyjeżdża. Niektórzy z nich mają bardzo duże wymagania, a czasami wręcz śmieszne, prowadzące np. do takiej sytuacji, gdy realizator bardzo znanego zespołu (nie będę tutaj mówił konkretnie, o który chodzi, ale to było w kętrzyńskim amfiteatrze) wymagał „topowego” miksera Soundcraft Vi6, który musieliśmy specjalnie pożyczyć od jednej z firm nagłośnieniowych. Na koncercie okazało się, że woła kolegę od monitorów po pomoc, bo nie wie jak zrobić pewne, proste rzeczy. No, ale ma być to, tamto i jeszcze tamto, bo inaczej zespół nie zagra! Na szczęście są to marginalne przypadki.
W okresie poza sezonem też nie narzekam na nudę. Pracuję w Kętrzyńskim Centrum Kultury, a przecież mamy wiele ciekawych imprez do zaoferowania. Przypomnę chociażby ostatnie, jak koncert Mieczysława Szcześniaka, Eneja czy spektakl Teatru Capitol.
Nie chciałbym, żeby z tego co mówię wynikało, że to ja zajmuję się organizacją imprez od A do Z. Jest osoba, zajmująca się tym naprawdę zawodowo i ma z tego tytułu masę pracy. Ja odpowiadam głównie za technikę i potem za jej realizację. Są też ludzie, których nie widać, a dzięki którym możemy działać.

Realizator dźwięku to trochę niewdzięczna rola - z jednej strony dba o najwyższą jakość koncertu, a z drugiej aplauz zbierają zazwyczaj jedynie artyści. A może taka rola ci odpowiada?
— Realizator dźwięku to niewdzięczna rola? Zazwyczaj tak bywa, że moja praca jest niezauważalna podczas koncertu/spektaklu, ale takie są uroki tej pracy. Nie przejmuję się tym za bardzo, bo tak to ma wyglądać. Ludzie, którzy przychodzą na koncert mają odebrać muzykę właściwie. To moja rola. Inaczej nagłaśnia się zespół rockowy, a inaczej jazz czy operetkę. Trzeba pomyśleć o odbiorcy. W końcu gram dla ludzi, a nie dla siebie. Ludzie przychodzą na koncert dla artystów, a ci zbierają oklaski, ale jeśli wykonawcy po koncercie podchodzą do mnie i dziękują za dobry dźwięk i dobrą robotę (bo też chodzi o wszystko co się dzieje na scenie) to wtedy mam satysfakcję, że najbardziej zainteresowani tym, jak mają zabrzmieć są zadowoleni (a przecież grali w wielu miejscach i przeważnie od wielu lat). Spełniam się zawodowo, mam szczęście, że robię to co lubię.

Ktoś, kto choć raz przyjrzał się pracy realizatora dźwięku, zapewne złapał się za głowę. Ile zajmuje opanowanie tych wszystkich suwaków i przycisków na tyle, by koncert zabrzmiał odpowiednio?
— Praca nie jest prosta, wręcz wymagająca. A jeśli chcesz być dobry i nie zostać w tyle trzeba się cały czas uczyć. Przyciski i suwaki są tylko środkiem do celu. Na pewno potrzebna jest wiedza z zakresu akustyki, fizyki, elektryki i muzyki. Potrzebne jest też doświadczenie, które wiadomo przychodzi z czasem, ale według mnie najważniejsza jest wrażliwość muzyczna. Tu nie ma gotowej recepty na to, że jak ustawisz coś „dokładnie tak jak było w książce” to wyjdzie dobrze, to nie fabryka.

Jakie cechy, bądź warunki trzeba spełniać, by zostać dobrym realizatorem dźwięku? Czy można się tego... nauczyć?
— Trudne pytanie. Jak już powiedziałem wcześniej oprócz wiedzy technicznej potrzebna jest wrażliwość muzyczna. Może to śmiesznie brzmi, ale ta „wrażliwość” jest potrzebna nawet przy muzyce metalowej. Każdy instrument ma swoje miejsce w miksie, nieważne czy to metal, reggae, muzyka klasyczna czy rock, trzeba mieć świadomość tego co się robi. Czy można się tego nauczyć? Sporo wiem, a ciągle się uczę.

Sam przez wiele lat grałeś, czy muzykom jest łatwiej "słyszeć"?
— Grałem w kilku zespołach, jak Disloyal, The Fear, robiłem muzykę w Antylogice, Tekstylii, również do kilku spektakli, czy muzykę użytkową. Jako młody chłopak, gdy zaczynałem pracę w domu kultury usłyszałem od jednego gościa, który przyjechał ze sprzętem na jakąś imprezę, że „z akustyka nie zrobi się muzyka, a z muzyka akustyka”. Nie miał racji. Jestem muzykiem i dzięki temu łatwiej mi zrealizować każdy rodzaj koncertu.

Zagrałeś, bo tak się chyba mówi, wiele koncertów. Z jakimi artystami pracowało ci się najlepiej?
— Realizowałem wielu artystów z polskiej sceny muzycznej, np. Krystyna Prońko, Mieczysław Szcześniak, Grażyna Łobaszewska, TSA, Natalia Shroeder, Nocna Zmiana Bluesa, Closterkeller, Róże Europy, Oddział Zamknięty, Enej, Bednarek, Zbigniew Wodecki, Margaret, Red Lips… (lista jest długa).
Nie będę może wymieniał konkretnie, ale bardzo dobrze pracowało mi się z ludźmi, którzy są prawdziwymi artystami. Ci prawdziwi nie wydziwiają, są po prostu sobą, nie mają kosmicznych wymagań technicznych, a bardziej realne, które pozwolą odebrać dobrze ich występ. W końcu ich muzyka i charyzma same się obronią.

Nie pytam o tych, z którymi nie chciałbyś już współpracować, bo i tak pewnie nie powiesz... Ale może uda mi się wyciągnąć od ciebie informacje czego nie lubisz w zachowaniach artystów?
— Przyjeżdżają do nas różni artyści, większość z „dalekiej” Polski. Nie znają mnie, wiadomo, nie wiedzą na co mogą liczyć z mojej strony. Większość jednak po koncercie docenia moją pracę, dziękujemy sobie wzajemnie za współpracę, jest miła, kulturalna atmosfera przy „zwijaniu kabelków”.
Nie lubię za to przerostu formy nad treścią. Miałem kilka takich sytuacji, gdy wykonawcy po prostu „gwiazdorzyli”. Na przykład podczas próby taki muzyk ze sceny mi mówi co mam zrobić, popisuje się, „rzuca” jakąś częstotliwością, np. żebym „zdjął” 630 Hz z odsłuchu, albo „dał więcej gitary”. Wtedy czekam chwilę i zaraz słyszę „o teraz lepiej, jest super” (a przecież nie zdążyłem nawet dotknąć miksera), i tak jest w 99% przypadków, poważnie. Mam wtedy ubaw. Sytuacja niegroźna, ale o dziwo powtarzalna. Na szczęście z większością artystów da się normalnie pracować i tylko czasami zdarzają się różne „kwiatki”. Niestety są też artyści, którym tzw. „złote mikrofony” nie pomogą i nawet najlepszy realizator może wtedy tylko rozłożyć ręce, bo nie jest w stanie nic zrobić.

Powróćmy jeszcze do twojej muzycznej przeszłości. Część zespołów, w których kiedyś grałeś nie istnieje, Antylogika mimo planowanej reaktywacji milczy, tylko Disloyal funkcjonuje, choć już bez ciebie. Nie ciągnie cię do muzykowania?
— Disloyal to mój projekt sprzed prawie 20. lat. Nagraliśmy demo w 1997 roku i płytę w dwa lata później. Z tego co wiem, Yaro (Jarosław Paprota, perkusista - red.) dalej ten projekt rozwija, chociaż nasze drogi rozeszły się dawno temu. Do Antylogiki mam ogromny sentyment. Faktycznie mieliśmy plan reaktywacji tego projektu, ale czy da się jeszcze coś zrobić? Mam coraz mniej czasu na takie rzeczy, chociaż wierzę, że w przyszłości jeszcze coś ciekawego w temacie muzyki uda mi się zrobić.
Chciałbym na koniec podziękować Maćkowi Bazylukowi, bez którego pomocy i zaangażowania pewne rzeczy by się nie mogły udać. Żaden realizator nie poradzi sobie gdy „leży” to, co się dzieje na scenie. Dzięki Maciek!

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ja #1952328 | 89.228.*.* 13 mar 2016 10:45

    Sławek jest mocny :) fajnie się z nim współpracuje, choć jak sam powiedział, ma mało czasu ;)

    odpowiedz na ten komentarz

  2. zbyszek #1947277 | 89.228.*.* 6 mar 2016 10:04

    630 Hz - to cyfra,która dużo mowi o prestiżu tego zawodu.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5