"Zamknij drzwi, bo spalimy się żywcem!". Ich dom to zgliszcza. Trzy kobiety z Babięt także potrzebują pomocy
2022-09-06 13:05:02(ost. akt: 2022-09-06 19:32:42)
Dagmara ma SMA i trudności z poruszaniem. Mieszka z mamą i babcią. A raczej: mieszkała. Bo ich dom spłonął. Teraz trzy kobiety mieszkają u rodziny. Jednak przy trudnościach z poruszaniem się trzecie piętro nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dlatego potrzebują pomocy w zebraniu pieniędzy na nowe miejsce do życia.
Dagmara Patorska ma 39 lat i choruje na SMA, które prawie całkowicie ją obezwładniło. Nie wstaje, porusza się na wózku. W domu w Babiętach Wielkich w gminie Susz mieszkała z mamą i babcią, w wielorodzinnym domu.
Pierwszego września przed północą pożar zauważyła jej mama. Zajrzała do komóreczki za łazienką. Panie trzymały tam w słoikach ogórki na zimę. Typowy schowek. Ale w tamtej chwili nietypowo pachniał. Wręcz cuchnął! – Tam się znajduje wejście na strych. Mama cofnęła się do kuchni, wzięła latarkę – wspomina pani Dagmara. Jej mama wybiegła na klatkę schodową, a potem na dwór. – Zaczęła krzyczeć, że się pali.
Jak relacjonuje kobieta, w stronę klatki schodowej zbliżał się pożar. Ostatkiem sił mama pani Dagmary wbiegła z powrotem do domu, podbiegła do swojej mamy, wołając, że ta ma się ubierać. A potem znowu wybiegła, do drugiej klatki, do sąsiadki Heleny i do Sebastiana, który jest strażakiem w OSP Babięty. Ich też zaalarmowała. – Słyszałam, jak woła: Sebastian, ratuj, palimy się od komina! – opowiada Dagmara.
Potem mama wbiegła z powrotem do mieszkania. – Próbowała mnie posadzić, założyła mi skarpety. Wzięłyśmy torebki, w których były dowody osobiste. Babcia otworzyła drzwi i chciałyśmy wyjść, ale z tego eternitu zaczęło tak jakby strzelać. Mama wołała: "Zamknij drzwi, bo spalimy się żywcem!".
Cofnęły się do pokoju, ktoś otworzył okno od ulicy. – Pomyślałam, że mama może wyskoczy, ale ja to na pewno się spalę. Mama zaczęła wołać "Ratunku". Przybiegł po nas chyba Mateusz Petrykowski, on też jest strażakiem w OSP. Wyprowadzili nas pod szkołę.
Potem mama wbiegła z powrotem do mieszkania. – Próbowała mnie posadzić, założyła mi skarpety. Wzięłyśmy torebki, w których były dowody osobiste. Babcia otworzyła drzwi i chciałyśmy wyjść, ale z tego eternitu zaczęło tak jakby strzelać. Mama wołała: "Zamknij drzwi, bo spalimy się żywcem!".
Cofnęły się do pokoju, ktoś otworzył okno od ulicy. – Pomyślałam, że mama może wyskoczy, ale ja to na pewno się spalę. Mama zaczęła wołać "Ratunku". Przybiegł po nas chyba Mateusz Petrykowski, on też jest strażakiem w OSP. Wyprowadzili nas pod szkołę.
Ich dom zamienił się w zgliszcza. Spłonęło wszystko, co było dla nich cenne. Sprzęt rehabilitacyjny nie nadaje się do niczego.
Teraz mieszkają u cioci pani Dagmary, na 3 piętrze. – Moja mama z ledwością chodzi. Ja w ogóle. Mnie tu do góry wnieśli dobrzy ludzi. Trudno nam wyjść...
Teraz mieszkają u cioci pani Dagmary, na 3 piętrze. – Moja mama z ledwością chodzi. Ja w ogóle. Mnie tu do góry wnieśli dobrzy ludzi. Trudno nam wyjść...
Dagmara nie chodzi, nie pracuje. Choruje od dzieciństwa. Zmaga się z chorobą, której nazwa dopiero od kilku lat krąży w dyskusji publicznej, za sprawą między innymi zbiórek ogromnych kwot na leczenie (nierefundowane przez państwo), sięgających 10 milionów zł. Niedawno ogłoszono możliwą refundację, ale tylko dla osób, które wcześniej nie leczyły się innymi metodami (to jeden z wymogów).
– Tego samego dnia, którego wybuchł pożar, na listę leków refundowanych trafił drogi lek i za dwa miesiące ma powstać wykaz szpitali, które będą brały udział w programie leczenia. Mogłabym się ubiegać o leczenie – opowiada pani Dagmara. – A tu takie jeszcze nieszczęście!
Jak można pomóc? Działa zbiórka: Dagmara Patorska z mamą i babcią
Rodzinie Petrykowskich także można pomóc poprzez zbiórkę. Pisaliśmy o nich tutaj: Marta i Przemysław Petrykowscy z Babięt
Edyta Kocyła-Pawłowska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez