PRZEWODNIK PO BIEGANIU\\\ Ciasne buty robią darmowy pedicure

2019-04-21 14:00:00(ost. akt: 2019-04-18 11:33:48)
Paweł Hofman, autor Przewodnika Po Bieganiu, z bohaterką artykułu, Kasią Lewicką w Meksyku

Paweł Hofman, autor Przewodnika Po Bieganiu, z bohaterką artykułu, Kasią Lewicką w Meksyku

Autor zdjęcia: archiwum Pawła Hofmana

Lotnisko Mexico City. To tam po raz pierwszy spotkałem się z Kasią Lewicką. Dziewczęca sylwetka i energetyczne pendolino. Mam troszkę formy, ale trudno było za Kaśką nadążyć, jak prowadziła objazdową grupę po Meksyku. Podejrzewałem, co musi być przyczyną turbo.
Facebook wie wszystko. Kaśka biega maratony. Pomiędzy startami, od lat, dla urozmaicenia, pilotuje grupy wycieczkowe w krajach Ameryki Łacińskiej. Tysiące kilometrów z rodakami. Tydzień za tygodniem. Odpowiedzialność za tych, którzy mają czasami różne pomysły, to stres, z którym radzi sobie wyjątkowo dobrze. Ludzkie serca zatrzymują się także na wycieczkach. Musi mieć w dobrej formie swoje, aby udźwignąć trudne dramatyczne chwile. To też zadanie pilota.

Pobiegliśmy, pogadaliśmy…
"Nigdy nie czułam potrzeby rywalizacji, biegam dla siebie. To czas relaksu. W lesie myślę o niebieskich migdałach i o swoich sprawach. Zieleń, ptaki, śnieg i deszcz, to dla mnie darmowy luksus o każdej porze roku. Zakłócony tylko wtedy, gdy muszę z jakiegoś powodu się spieszyć. Tak mam w Polsce. Nie lubię twardego podłoża. Chyba, że nie mam wyboru. Na pierwszy maraton zgłosiłam się bez przygotowania. Puchar w kategorii z czasem 4.15 i duma z ukończenia przeplatała się z niedowierzaniem. Przeżyłam 42 km w biegu. Ciasne obuwie zrobiły mi darmowy pedicure z paznokciami. Po nim siedem następnych z najlepszym 3.43. Czasami coś krótszego.

Nigdy nie stawiam sobie celów. Pragnę sprawdzić siebie.


Nie mam w sobie ducha rywalizacji na trasie. Chociaż, gdy wyprzedzają mnie inni biegacze tuż po starcie, myślę sobie z uśmiechem: „Jeszcze się spotkamy”. I czasami tak właśnie jest. Nigdy nie zderzyłam się z maratońską ścianą. Sumuję przebiegnięte kilometry, a nie te które zostały do końca. To działa. Dopiero pod koniec skupiam się na liczbie tych ostatnich, „już tylko 6..5..4”. I to dodaje mi sił.
Panowie z toruńskiego lasu, jak nazywam biegaczy, którzy w niedziele na skrzyżowaniu leśnych dróg o 10.00 zaczynają trening, zaprosili mnie do grupy. Przy nich nabrałam pewności, że z moją formą nie jest źle. To była zachęta do maratońskiej próby.

Zwykłe biegowe CV, jakich wiele na maratońskich trasach. Szkolna ławka w podstawówce i w liceum była normalna w edukacji, bez sportowego szaleństwa. Po maturze wszystko się zmieniło. Studencki czas w białoruskim Mińsku na Uniwersytecie Ekonomicznym i zanurzanie się w pułapki języka rosyjskiego nie zapowiadały biegowych przygód. Trzy lata później niespokojny duch kupił mi bilet na Kubę. La Universidad de la Habana był nowym wyzwaniem edukacyjnym. Właśnie na Kubie poczułam jak działam w czasie biegu.

Lubiłam język angielski, rosyjski, francuski. Jednakże to hiszpański stał się moją miłością. Jak długo przebywam w jego klimacie, hiszpańskie myśli wypierają polskie słowa. To moja pasja. Dogadam się też w innych, jak się gdzieś pogubię na treningu.


Pamiętam upadek systemu. Niepewność i biedę. Braki prądu, jedzenia, środków czystości. Jedyną moją rozrywką był sport. Chodziłam na kubański fitness. Nadmiar energii zaprowadził mnie na wybudowane obok miasteczko olimpijskie. Wstawałam o 6 rano, żeby pobiegać na nowym stadionie. Pewnego dnia trener kubańskich biegaczek długodystansowych pozwolił mi dołączyć do grupy. Kazał nam biegać długo i powoli. Byłam z siebie dumna, że dałam radę. Kwalifikacje instruktorki fitness to też pamiątka tego czasu. To niezły dodatek. Całe ciało spójnie reaguje na biegowy rytm.

Biegać można wszędzie. Meksyk i inne południowo - amerykańskie kraje mają dla mnie troszkę duszny komfort głównych ulic i grząskość plaż. Trzeba sobie jakoś radzić, aby zachować wypracowaną przez lata formę, bezpiecznie wrócić do hotelu i w pokoju odprawiać fitnesowe egzorcyzmy. W czasie pracy z wycieczkowymi grupami trenuję sporadycznie. Wszystko zależy od ilości wolnego czasu. Wszystko mam systematycznie poukładane jedynie w moim rodzinnym Toruniu. Tam kalendarz sprawności mam opracowany do perfekcji. Musi się w nim zmieścić wszystko. Łącznie z pracą zawodową.

Kasia Lewicka - Akademia Języków Obcych w Toruniu to moje dzieło. Jestem z niej dumna. To odczucie przyszło z wiekiem. Może raczej z półwieczem życia. Widziałam w swoim życiu biedę, głód i wiele dziwnych zdarzeń. To było dla mnie szkołą pokory. Ochraniam swoją biegową przyszłość sprawnością fitness. W życiu zawodowym nie skupiam się tylko na jednym działaniu. Uważam, że we wszystkim, co robimy konieczna jest systematyczność i siła woli, charakter i upór. Jednak przede wszystkim trzeba kochać to, co się robi! Cieszę się, że w mojej biegowej formie, mimo upływu lat, nic się nie zmieniło.
Kasia Lewicka, Acapulco - Meksyk

Trening 22-28 kwietnia. Biegam, bo lubię
poniedziałek – spacer, jak już się wysuszymy.
wtorek - rozbieganie 30 min + 2x4-6( 20sek) p. 40 sek. w truchcie, między seriami 6 min w marszu i truchcie- 6-10km
środa – rozbieganie z 5 x50-100 30 min + 30 min rower w crossie.
czwartek – stadion. Rozgrzewka 30 min. + 6-10 x 80 -100m m (na boso) po trawie p. 2 min
piątek - wolne
sobota – Rozbieganie 20 min (t-130) + 4x60 -100 m + 2x (30 sek. 1 min, 2min) p. 3 min p. 5 min. Lekkie przetarcie, bo 1 maja pewnie start
niedziela – wolne

Za tydzień. Czy ja mam talent. Zastanawia się Kamila.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5