„Przykro mi kocie... To nie tak powinno być” *
2024-02-18 21:36:12(ost. akt: 2024-02-18 21:49:23)
Kot na fotografii to Romek. Większość pomyśli – pewnie kolejny do adopcji. Ale nie, nie tym razem, w zasadzie to nigdy. A mówiąc bardziej optymistycznie – po kociemu – może w innym życiu. Bo Romka już nie ma. Może i dobrze, bo to życie miał smutne. Przez człowieka.
— Poddał się, tak jakby zrezygnował z walki — mówi Urszula Gorajewska i opowiada historię Romka, 2-3 letniego kocurka.
— Jeden z ełckich gabinetów weterynaryjnych, z którym współpracuję, skontaktował się ze mną z informacją, że mają kota, który jest ciężko chory – ma zatkany pęcherz i zaczęły mu z tego powodu bardzo szwankować nerki. Nie mógł się wysikać, więc mocz zostawał w organizmie, co miało na nie bardzo zły wpływ — tłumaczy prowadząca Dom Tymczasowy Niedźwiedziczka.
Pani Ula zajmuje się kotami już wiele lat, obecnie pod swoją opieką domową ma niemal setkę podopiecznych – z tego wielu chorych i w wieku emerytalnym. Z racji bogatego doświadczenia widziała już wszelkie blaski i cienie „kociego” świata, na czele z cieniami – przykrymi doświadczeniami i morzem wylanych łez. Co jakiś czas są słodkie, a to dzięki skutecznym adopcjom, dzięki której „jej” koty znajdują nowe, kochające domy. Tak naprawdę dla wielu kotów jest często ostatnią deską ratunku. I tym razem również zadzwoniono do niej nie bez powodu. Kotek potrzebował pilnej pomocy, bo jego posiadacze / właściciele nie radzili sobie z opieką.
— Nie podobał im się fakt, że ten kot teraz śmierdzi, że trzeba pomagać mu się odsikiwać , regularnie podawać leki i jeździć z nim do weterynarza. To pracująca para w wieku ok. 30-40 lat i tym (pracą - przyp. red.) też motywowali brak możliwości opieki na kotem. Ale z tego co wiem, to pracują zmianowo, poza tym kot nie wymaga całodobowej opieki — mówi p. Urszula.
Powyższe tłumaczenie chyba dyskwalifikuje ową parę z roli „opiekunów”, tym bardziej, że wydaje się iż od początku na ten tytuł nie zasługiwali. Kota rzekomo znaleźli „jakiś” czas temu na ulicy i go po prostu zabrali.
— Zaczęło się od tego, że gdy kot był u nich w domu nagle stał się osowiały, słabo jadł. Właściciele nie zauważyli potrzeby zareagowania na czas i nie pojechali do weterynarza. Dopiero gdy już przestał jeść całkowicie i „zaległ” – leżał i się nie ruszał – zareagowali.
Pani Urszula przygarnęła nieszczęsnego Romka. Niestety zmiany w jego organizmie zaszły bardzo daleko.
— Nerki siadły, pęcherz zapchany ze struwitami (tzw. kamienie struwitowe; złogi mineralne, które w sprzyjających dla siebie warunkach wytrącają się w drogach moczowych w postaci kryształków. W większych ilościach mogą powodować groźną dla zdrowia i życia kamicę struwitową dróg moczowych – przyp. red.). Kot potrzebował pomocy, trafił do mnie i kontynuowane było leczenie. Na szczęście udało się odetkać pęcherz, cewnik został zdjęty, bo kot był już w stanie wysikiwać się samodzielnie. Ale walka o nerki trwała dalej. Niestety pomimo tego, że przez pierwsze dwa dni miałam wrażenie, że jego stan się poprawia – był żywszy i zaczął jeść – nagle nastąpiło załamanie i kolejne trzy dni nie przyniosły poprawy, a wręcz przeciwnie, tak jakby poddał się i zrezygnował z walki — mówi z żalem Urszula Gorajewska.
Z żalem za kotem i z pretensjami do ludzi, gdyż to oni gotują zwierzętom taki los. W przypadku Romka doszło do rażącego zaniedbania ze strony tych, którzy – paradoksalnie – przygarniając go do domu chcieli mu pomóc. Ale czy na pewno? A może potrzebowali rozrywki?
— Najbardziej bolesne jest to, że bardzo często zwierzęta są traktowane jak przedmioty i zabawki, czyli kupię go oczami, często nabywając za spore pieniądze z pseudohodowli. Równie często osoby posiadające zwierzaki nie reagują na to, że coś się z nimi dzieje, a po pomoc do weterynarzy wybierają się już w zasadzie na eutanazję, bo stan zwierzaka jest tak zły — ubolewa Urszula Gorajewska.
Romka niestety już nie ma. Pozostaje przypomnienie od p. Uli, zwłaszcza w kontekście tego, jak zachowali się wobec chorego kota pseudoopiekunowie.
— Musimy pamiętać, że te zwierzaki, które do nas trafiają myślą, odczuwają emocje, potrzebują wsparcia i opieki. Jeżeli decydujemy się na przygarnięcia zwierzaka – niezależnie czy to kot, pies, myszka, świnka itd. – pamiętajmy, że one są całkowicie od nas zależne. Nie można zrobić tak, że damy kotu dom, a potem ten wskoczy na komodę, wywróci wazon i już kot się nam nie podoba i go wyrzucamy, bo robi bałagan. Nie — podkreśla zdecydowanie jednoosobowa armia Domu Tymczasowego Niedźwiedziczka.
* wyimek z wpisu p. Uli, w którym żegna Romka (Dom Tymczasowy Niedźwiedziczka / FB)
PS Pani Gorajewska nie prowadzi żadnego stowarzyszenia ani fundacji, ale bardzo chętnie przyjmie dla kociaków – często chorych / poszkodowanych (ma ich niemal setkę!) – karmę, żwirki i akcesoria w postaci zabawek itd. Mało tego, p. Ula zaprasza w swoje progi chętnych do odwiedzenia kociej familii i... oczywiście do adopcji, do czego również zachęca niżej podpisany. DOM TYMCZASOWY NIEDŹWIEDZICZKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez