Lekkoatletyczne MŚ - Kaczmarek: nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć

2023-08-29 10:00:52(ost. akt: 2023-08-29 10:02:58)

Autor zdjęcia: PAP

"Nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć. Moim celem był finał. Po cichu liczyłam, że jest szansa na medal, ale wiadomo, że wszystkie dziewczyny są mocne i trzeba mieć trzy mocne biegi na równym poziomie" - powiedziała Natalia Kaczmarek, wicemistrzyni świata w biegu na 400 m.
Kaczmarek w finale mistrzostw świata w Budapeszcie uzyskała trzeci czas w karierze - 49,57. Zwyciężyła Marileidy Paulino, która poprawiła rekord Dominikany na 48,76. Trzecia Sada Williams z Barbadosu przebiegła 400 m w 49,60.

"Tak naprawdę już jak weszłam do finału, to byłam z siebie bardzo zadowolona i dumna, a potem dodatkowo zdobyłam medal. W sztafecie też zrobiłyśmy wszystko, co mogłyśmy. Dziewczyny dały z siebie wszystko i naprawdę szóste miejsce to jest bardzo dobra pozycja. Dwa razy znakomicie pobiegłyśmy. Także oceniam te mistrzostwa na 10/10" - skomentowała.

Polska sztafeta 4x400 m była bardzo osłabiona, bo z różnych względów w Budapeszcie nie wystartowały doświadczone i utytułowane Anna Kiełbasińska, Iga Baumgart-Witan, Justyna Święty-Ersetic i Małgorzata Hołub-Kowalik.

Alicja Wrona-Kutrzepa, Marika Popowicz-Drapała, Patrycja Wyciszkiewicz-Zawadzka i Natalia Kaczmarek w eliminacjach uzyskały czas 3.24,05, natomiast w finale - 3.24,93.

"Wiele osób w nas nie wierzyło przed mistrzostwami i mówiło, że z takim składem nie mamy tam czego szukać, ale weszłyśmy do finału i zajęłyśmy szóste miejsce, co uważam za ogromny sukces. Pobiegłyśmy naprawdę dobrze dzień po dniu w takim samym składzie. To naprawdę super wynik. Poziom był bardzo wysoki. W sztafetach na medal trzeba było biegać 3.20, czyli w granicach rekordu Polski. To jest naprawdę szybko. Jak wrócą dziewczyny, to będziemy miały znacznie szerszy skład. To umożliwi nam dokonywanie zmian i oszczędzanie sił w eliminacjach, dzięki czemu dalej będziemy walczyć o medale" - oświadczyła wicemistrzyni świata.

Kaczmarek jest przekonana, że polska sztafeta 4x400 m może walczyć o medal przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu.

"Mam nadzieję, że dziewczyny wrócą, a te zawodniczki, które startowały w Budapeszcie będą dalej biegać i poprawiać się. Wtedy będziemy mieli szeroki skład, żeby manewrować, wymieniać, móc zmieniać różne ustawienia i walczyć o medale. Myślę, że jak zakręcimy się w granicach rekordu Polski (3.20,53 - PAP), to będzie medal. Bardzo na to liczę, ale nie wszystko ode mnie zależy. Trzymam kciuki za dziewczyny. Wierzę, że wrócą na bieżnię i będą biegać na wysokim poziomie" - oznajmiła.

Lekkoatletka wyznała, że z Budapesztu wywiezie same pozytywne wspomnienia.

"Mistrzostwa były bardzo dobrze zorganizowane i naprawdę bardzo fajne. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Bardzo się postarali i było wiele nowości, jak choćby filmiki przy prezentacji. To też urozmaicenie dla kibiców. Wszystko było perfekcyjne i na bardzo wysokim poziomie: stadion i cała infrastruktura" - oceniła.

Podczas czempionatu w stolicy Węgier przez większość doby temperatura znacznie przekraczała 30 stopni Celsjusza, co spowodowało konieczność przeniesienia eliminacyjnych biegów na 5000 m na sesję wieczorną. Kaczmarek nie narzekała jednak na pogodę.

"Było gorąco, ale na pewno to lepsza temperatura niż gdy jest zimno. Zdecydowanie wolałabym biegać w 35 stopniach niż w 10. Nie będę narzekać. Trzeba było odpowiednio do tego podejść, czyli pamiętać o nawodnieniu i chłodzeniu. Jak się startuje w czerwcu i w lipcu, to najczęściej jest wysoka temperatura. W mityngach Diamentowej Ligi wszędzie było ponad 30 stopni. To kwestia dobrego podejścia. Pewnie gorzej jest w biegach długodystansowych. Gdy biegli maraton, to podejrzewam, że mogło być ciężko, ale w sprintach to lepsza pogoda, niż gdy jest chłodno" - stwierdziła biegaczka.

W 2023 roku Kaczmarek uzyskała najlepsze wyniki w karierze. Aż czterokrotnie zeszła poniżej 50 sekund, a 16 lipca podczas Diamentowej Ligi w Chorzowie pobiła rekord życiowy. 49,48 to drugi wynik w historii polskiej lekkoatletyki.

"Zaczęłam sezon na początku maja i od początku biegałam w granicach 50 sekund. Potrafiłam utrzymać ten wysoki poziom przez cały sezon i dowieźć formę do końcówki sierpnia. Na pewno wraz z sukcesami rośnie popularność. Cały ten sezon był szalony, bo miałam dużo biegów na wysokim poziomie, kilka zwycięstw w Diamentowej Lidze i faktycznie o tym było głośno. Znalazłam się w centrum uwagi. Nie zawsze to było fajne, ale raczej odbieram to pozytywnie. Popularność mnie nie przytłacza" - zadeklarowała.

Kaczmarek uważa, że nie wykorzystała w pełni swojego potencjału i wciąż może się rozwijać. Do rekordu Polski Ireny Szewińskiej (49,28) z 1976 roku brakuje jej tylko 0,2 sekundy.

"Jeszcze wiele da się zrobić. Przede wszystkim można ciężej trenować. Mogę przesuwać sporo swoich granic na treningach. O to się nie martwię. Muszę tylko dbać o siebie dbać. Jak będzie zdrowie, to będę mogła ciężej trenować i przyniesie to też rezultaty na bieżni" - podkreśliła lekkoatletka.

W tym sezonie Kaczmarek wygrała już trzy mityngi Diamentowej Ligi: we Florencji, Chorzowie i Monako. W połowie września wystąpi w finałowych zawodach prestiżowego cyklu w Eugene.

"W niedzielę wystartuję w Olsztynie, a potem w finale Diamentowej Ligi w Eugene. Mam tylko te dwa starty i kończę sezon. Na pewno motywacja i koncentracja trochę spada, bo trzeba było długo ją utrzymać i teraz na pewno już nie będzie tak łatwo. Postaram się jeszcze zakręcić koło 50 sekund, ale nie wiem, kto będzie startować w Diamentowej Lidze. Pokazuję, że potrafię wygrywać z mocnymi dziewczynami i mam nadzieję, że teraz nie będzie inaczej" - przekazała.

Reprezentantka Polski nie weźmie udziału w zawodach w Zurychu (31 sierpnia) i Brukseli (8 września).

"Awansowałam już do finału Diamentowej Ligi, więc nie planuję startować na tych dwóch pozostałych mityngach, które są po drodze" - wyjaśniła.

Po powrocie z Eugene Kaczmarek rozpocznie zasłużony odpoczynek po długim, intensywnym i pełnym sukcesów sezonie.

"Jak skończę sezon, to nie zamierzam trenować, bo mam już trochę dosyć i jestem zmęczona. Jakieś aktywności pewnie się pojawią, ale na pewno to nie będzie bieganie" - stwierdziła z uśmiechem.

Lekkoatletka rezygnuje z udziału w halowych MŚ w Glasgow, które odbędą się w marcu 2024 roku. Skupi się na przygotowaniach do najważniejszych imprez w sezonie letnim: mistrzostw świata sztafet w Nassau, mistrzostw Europy w Rzymie i igrzysk w Paryżu.

"Na pewno nie będę startować w sezonie halowym. Chciałabym się skupić na Bahamach, żeby ze sztafetami wejść na igrzyska. To jest właściwie jedyna droga kwalifikacji. Jak się nie uda, to później trzeba będzie szukać mityngów, a to nie jest takie łatwe. Potem są mistrzostwa Europy i myślę, że na spokojnie dam radę w nich wystartować. Chciałabym mieć najwyższą formę w Paryżu" - poinformowała.

"Do tej pory skupiałam się na mistrzostwach świata. O igrzyskach pomyślę dopiero wtedy, gdy zacznę trenować do nowego sezonu. Podejdę do nich jak do każdej innej globalnej imprezy, bo przygotowania nie będą się różnić. Będę trenować najlepiej jak potrafię" - zadeklarowała.(PAP)

Autor: Maciej Gach