Nienawidził Polaków, ale wydawał kalendarz po polsku

2023-09-13 10:00:00(ost. akt: 2023-09-13 15:13:04)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Na rynku stoi sobie pruska baba. Problem w tym, że, ani ona pruska, ani baba. Tylko chłop i to na dodatek mazurski. I to nie jego widzicie na powyższym zdjęciu. Tytuł zaś nie odnosi się do przedstawionej na zdjęciu postaci, a wszystko macie wyjaśnione w tekście.
Zacznijmy od tego, że nazwa "Pisz" nie ma nic wspólnego z pisaniem, bo jest pruskiego pochodzenia i wywodzi się od słowa "pisa" czyli bagno. Tak bowiem Prusowie nazywali rzekę z mało dostępnymi brzegami, ale pierwotnie Pisz nazywał się Pysza, potem Pysz aż w końcu stał się Piszem. Krzyżacy wzniesiony obok osady zamek nazwali Johannisburg i tak od 1645 roku oficjalnie nazywało się miasto, Mazurzy nazywali je Hanśborkiem a częściej Jańsborkiem. Tej ostatnie nazwy używano też oficjalnie w latach 1945-1946 by ostatecznie pozostać przy Piszu, którego najbardziej charakterystycznym budynkiem obok kościoła jest pochodzący z 1900 roku ratusz.


Gorzałka jest to pożywka

— Ponieważ warzenie piwa służy celom odżywczym miasta, chroni się je i nie stawia się przeszkód, za to jednak w miejsce akcyzy miasto ma wpłacać do kasy starostwa 300 grzywien rocznie. Jeśliby ktoś poza wyszynkiem piwa chciał prowadzić wyszynk gorzałki, wolno mu to robić ponieważ jest to pożywka, jakiej w mieście używa się — postanawiał "My z Boże Łaski Fryderyk Wilhelm" we wspomnianym 1645 roku nadając Jańsborkowi prawa miejskie. Warto może przypomnieć dzisiejszym konsumentom, że w tamtych czasach gorzałka uchodziła za napój plebsu, biedoty. W cenie było wtedy wino.

Pisz był w XVII wieku niewielką mieściną trapiona przez najróżniejsze nieszczęścia. Ledwo 10 lat po nadaniu praw miejskich pojawili się tam Tatarzy, którzy na terenie, jaki obejmowała parafia Pisz zniszczyli 14 wsi. Gorsza była jednak dżuma, która w 1710 roku z 756 mieszkańców pozostawiła przy życiu tylko 40 z nich.

W tym czasie i przez następnych 200 lat powiat piski mówił po polsku czy jak kto woli po mazursku.— Mazurzy...są oszczędni, poważni, umiarkowani, wytrwali i pracowici, ale też uparci, nieufni interesowni i samowolni...Podlegają już od tylu wieków rządom niemieckim, ale wciąż jeszcze nie mówią po niemiecku...— pisał w 1814 roku o piskich Mazurach pewien niemiecki podróżnik, którego cytuję za "Pisz. Historia miasta, t. 1, Pisz 2022).

Kilkadziesiąt lat później zaczęło się to gwałtownie zmieniać. Warto przy okazji pamiętać, że używanie polskiego i poczucie polskość to były jednak dwie różne sprawy. Zresztą polski propagowali czasami nawet ci, którzy go nienawidzili. jak choćby (już w późniejszych czasach) pastor Paweł Hensel, który redagował Kalendarz Królewsko-Pruski a "nienawidził Polaków" i był "inicjatorem wielu antypolskich akcji".

Jak zawsze: Rosjanie

We współczesnym Piszu nie ma zbyt wielu zabytków. Pożary i wojny zmiotły z powierzchni ziemi budowle, wzniesione w dawnych wiekach. Ostateczny cios Jańsborkowi zadali rosyjscy żołnierze zimą 1945 roku. Zniszczyli wtedy większość starej zabudowy, w tym 89% budynków mieszkalnych. W mieście zachowały się tylko dwa domy pochodzące z XVIII wieku. Jeden z nich (dawna rybacką chatę) zburzono budując nowe osiedle. Ostał się tylko jeden, na Rybackiej 8.


— Przed zachodem słońca szesnastego czerwca 1946 roku dotarliśmy w końcu do tego Jańsborka. Wywarł na nas bardzo przykre wrażenie. Na początku stało parę domów..., a dalej same gruzy...— wspomina Tadeusz Pardej, który zamieszkał w Jańsborku w 1946 roku (Jest takie miejsce. Ziemia piska we wspomnieniach i poezji), a który tak wspominał stosunki pomiędzy Mazurami, Kurpiami i przesiedleńcami z Kresów: — W autochtonach widzieliśmy Niemców, których symbolizowała znienawidzona swastyka. Tylko starzy Mazurzy umieli mówić po polsku i tylko ta okoliczność bardziej nas jednała. Wszystkich nazywaliśmy Szwabami. Nas przybyłych z Wileńszczyzny, a jeszcze ogólniej - z Kresów Wschodnich, zwano tu Ruskimi. Tego określenia używali zarówno miejscowi, jak i najliczniejsi tu osadnicy, pochodzący spod Kolna, Grajewa i Myszyńca. Szwaby i Ruskie z kolei tych napływowych z najbliższej okolicy określali Kurpiami.

Nikt nie przyszedł na nabożeństwo

Będąc w Piszu nie sposób nie zauważyć poewangelickiego zabytkowego kościoła pw. św. Jana Chrzciciela. Okazałe mury pruskie doskonale komponują się z miejskim rynkiem. Świątynię zbudowano w końcu XVII wieku, w 1843 roku została przebudowana. Najstarszym elementem kościoła jest wieża zwieńczona od 1739 roku krzyżem. We wnętrzu na uwagę zasługuje ołtarz główny z okresu późnego renesansu, odnowiony w 1696 roku oraz barokowa ambona pochodząca z 1701 roku. Z XVII wieku pochodzą m.in.drewniany krucyfiks oraz chrzcielnica.


Kościół po II wojnie powrócił na moment do ewangelików. W Piszu w grudniu 1945 roku pojawił się pastor Włodzimierz Missol, który był zwolennikiem pełnej polonizacji kościoła ewangelickiego, stąd używał w liturgii języka polskiego. — Ks. Missol, wprowadzając język polski do liturgii ewangelickiej, napotkał na silny opór miejscowej ludności...Na nabożeństwa jego uczęszczało bardzo niewiele osób (nigdy więcej niż 40). Moje nadzieje na ułatwienie repolonizacji Kościoła Ewangelickiego - zawiodły zupełnie. Miejscowi ewangelicy upierali się przy używaniu języka niemieckiego w liturgii...Ksiądz postawiwszy te kwestie w sposób zdecydowany...spotkał się z kompletnym bojkotem. Na następne jego nabożeństwo nie zjawił się już nikt — pisał miejscowy wicestarosta, cytowany przez Grzegorza Jasińskiego w jego pracy "Luteranie na Mazurach i Warmii po roku 1945". W efekcie starostwo przekazało świątynię katolikom.

Bratał Kurpiów i Mazurów

Moją uwagę wzbudził przed kościołem niewielki obelisk poświęcony Romualdowi Koziołowi, a dokładniej napis na nim: "Bratał Kurpiów i Mazurów". Wyszperałem o nim artykuł Waldemara Brendy na stronie debata.olsztyn.pl. Okazało się, że był to żołnierz AK i NSZ, który chciał pomóc i pomagał Mazurom.


— Aby zapobiec masowym rabunkom na ludności mazurskiej w momencie klęski III Rzeszy, Kozioł postanowił stworzyć we wszystkich przygranicznych wsiach uzbrojone oddziały odpowiednio przeszkolone, które w chwili załamania się Niemców mogłyby obsadzić granicę. Wiadomo bowiem, że w momencie przejścia frontu (...) powstaje parodniowa próżnia władzy. Porządek mogą utrzymać tylko miejscowi — pisze Waldemar Brenda. I dodaje: — W ten sposób powstała organizacja „PO WE” (od nazwy - Pomorze Wschodnie, czyli inaczej Prusy Wschodnie). Organizacja miała prowadzić wywiad na terenach niemieckich oraz za pomocą propagandy i działalności informacyjnej przygotowywać polskich i mazurskich mieszkańców pogranicza do życia w jednym państwie.


Baba czyli chłop

Na piskim rynku od 1969 roku stoi sobie pruska baba, którą często przedstawia się jako średniowieczną pamiątkę po Prusach. Prusowie to lud wymazany z historii, któremu nie dane było stać się narodem. Pozostało po nich niewiele pamiątek. Prusowie przypominają o sobie w nazwach wielu miejscowości warmińsko-mazurskiego, choć mało kto już o tym pamięta. Jedyną po nich materialną pamiątką, którą można zobaczyć i dotknąć są kamienne posągi czyli baby pruskie. Dwie najbardziej znane stoją na dziedzińcu olsztyńskiego zamku.

Jak wspomniałem, to po prawdzie nie są to żadne "baby", ale chłopy. A określenie "baba" w tym przypadku ma pochodzenie azjatyckie. — Pruskie baby kamienne...przedstawiające groźnych mężczyzn odgrywały bardzo ważną, choć do dzisiaj nie wyjaśnioną rolę w systemie kulturowo-religijnym wczesnośredniowiecznych Prusów... Paradoks określenia baba należy w tym przypadku łączyć z nazwą "baba" oznaczającą w kręgu stepowych kultur tureckich przodka — pisze Jerzy M. Łapo w artykule zamieszczonym w książce "Pruskie baby kamienne", który dokonał też podziału bab pruskich na prawdziwe, domniemane i nieprawdziwe. I do tych ostatnich zaliczył babę z piskiego rynku.


W rzeczywistości bowiem to dzieło nie Prusa, ale Mazura z Wejsun. — Jest ona bowiem mazurska rzeźba ludową, którą około 1875 roku wykonał Johann Wielk. Zgodnie z idea twórcy mieszkającego na kolonii wsi Wejsuny, miała mu ona ułatwiać znalezienie drogi powrotnej do domu nocą — wyjaśnia tenże autor w tekście zamieszczonym we wspomnianej już książce "Pisz. Historia miasta". Książkę wydało Muzeum Ziemi Piskiej pod redakcją Anety A. Karwowskiej. To zatem dobry pomysł, żeby tam zajrzeć.

Ale najpierw jeszcze mała uwaga. To, że rzeźba jest autorstwa nie Prusa, ale Mazura nie tylko nie umniejsza jej wartości, ale wręcz ją zwiększa. W naszym regionie kilka bab się zachowało, a rzeźba z Pisza jest jedyna i wyjątkowa. I tego się trzymajmy.

Melchior z piwem

Co nas zatem czeka w Muzeum Ziemi Piskiej? Zacznijmy od tego, że muzeum mieści się w suterenie ratusza. Za "Niemca" była tu piwiarnia, w której w 1935 roku gościł Melchior Wańkowicz podczas kajakowej wyprawy „tropami Smętka”, który nad Pisą ma zresztą swój pomnik.


Koniecznie trzeba tam obejrzeć drewniane rzeźby Jezusa Chrystusa oraz św. Piotra i św. Pawła ocalone z cmentarza w Ubliku oraz ostatnią zachowaną macewę z piskiego kirkutu. Dzieciom na pewno spodobają się spreparowane okazy zwierząt a starszym myśliwska ława. Mebel jest zdobiony ornamentami florystycznymi i faunistycznymi oraz scenami myśliwskimi. Poręcze wieńczą głowy gryfów. Na ich zęby uważać muszą dziewice, bowiem paszcza gryfa może zatrzasnąć się na nieopatrznie włożonym w nią palcu niewiasty.

Warto też zajrzeć na dawną wieżę ciśnień, gdzie obecnie mieści się restauracja i punkt widokowy. czynne od Wejście jest płatne. Mi nie było dane spojrzeć na Pisz z wysokości 38 metrów, bo byłem w mieście rano, a wieżę otwierali o 12.

Jest w Piszu jest coś co warto zobaczyć, bo nie mają tego inne miasta. To mini-muzeum w schronie. Dzięki staraniom Stowarzyszenia "Piska Pozycja Ryglowa" wnętrze obiektu zostało wyremontowane i można je teraz zwiedzać. Wewnątrz bunkra, niegdyś przeznaczonego dla 30 żołnierzy, powstała niezwykle ciekawa ekspozycja militarno-historyczna, którą można oglądać za darmo po uprzednim telefonie do przewodnika: 695 75 36 37. Nie miałem jednak serca dzwonić do niego w niedzielę o 9 rano...


Warto też zajrzeć na dawny cmentarz ewangelicki, a teraz Park Pokoju, który znajduje się tuż obok dworca. Spoczywa tam 262 żołnierzy armii niemieckiej i 148 żołnierzy armii rosyjskiej, którzy zginęli w walkach o Pisz w czasie I wojny światowej.

W 1945 roku pochowano tam 87 żołnierzy i cywilów, w tym dzieci, wymordowanych przez żołnierzy radzieckich po zajęciu Pisza. Byli to chorzy z miejscowego szpitala. Te zwłoki zostały ekshumowane i pochowane ponownie na cmentarzu w Bartoszach koło Ełku.


Na cmentarzu zachowało niewiele przedwojennych grobów. Część tablic postawiono przy murach kaplicy. Są tam także groby powojenne, bo cmentarz do lat 50 pełnił rolę cmentarza komunalnego. Nekropolię odnowiono w 2003 roku.

Żaglówką z Warszawy do Pisza

Pisz to miasto wodne. Jego rozwój zaczął się od budowy Kanału Jeglińskiego (1845-1849), który połączył Śniardwy z jeziorem Roś. Teraz dużą szansą dla Pisza jest projekt budowy nowej drogi wodnej Pisa-Narew, która ma być szlakiem wodnym przystosowanym do ruchu wszystkich jednostek pływających, w tym katamaranów i żaglówek. Dzięki czemu żeglarze z Warszawy mogliby dopłynąć żaglówkami do Pisza i potem na Wielkie Jeziora.

Końcowym przystankiem szlaku będzie znajdujący się w centrum Pisza port. Tym samym „Brama Mazur” za jaką uważany jest Pisz stanie się pomostem łączącym Warszawę z Krainą Wielkich Jezior Mazurskich.

Warto przypomnieć, że przed laty z tej drogi wodnej korzystali handlarze mazurskimi rybami. — Dawniej trudniono się tu handlem rybami, wywożąc je do Warszawy, głównego miejsca zbytu ryb łowionych w jeziorze Śniardwy. Łodzie, wykonane z olbrzymich pni topoli, holowały skrzynie z rybami przez jezioro Roś do Pisza, apotem rzekami Pisą, Narwią i Bugiem do Wisły — pisał Julius Schumann w 1864 roku (cytuję za wspomnianą już książką

Na koniec zajrzałem jeszcze na chwilę na plażę miejską. I pożegnałem się z Jańsborkiem takim to widokiem.



Igor Hrywna