Na Warmii i Mazurach brakuje prawie 900 nauczycieli

2023-07-29 13:00:00(ost. akt: 2023-07-28 17:18:27)

Autor zdjęcia: pixabay

Mamy półmetek wakacji, choć niektórzy nie cieszą się w pełni wypoczynkiem. W Olsztynie rozpoczęła się rekrutacja uzupełniająca do szkół ponadpodstawowych. Ale placówki szukają też nauczycieli, których brakuje.
To trudny rok. W szkołach panuje tłok. Żniwo zbiera tzw. reforma sześciolatkowa, kiedy w ciągu dwóch lat naukę w podstawówkach rozpoczęły trzy roczniki dzieci: najpierw półtora rocznika siedmiolatków i sześciolatków, potem znowu półtora rocznika sześciolatków i siedmiolatków. Szkoły średnie są przeładowane. Po tym, jak zostały zlikwidowane gimnazja, a nauka w licach wydłużyła się o rok, w tych samych budynkach trzeba było pomieścić więcej klas. Pierwsze dzieci z „półtora rocznika" skończyły już pierwsze klasy szkół średnich. Druga kumulacja właśnie jest po egzaminach ósmoklasisty i przechodzi trudną rekrutację do liceów i szkół zawodowych. Dla nich też potrzeba więcej miejsc w placówkach.

900 uczniów szuka szkoły

W piątek 21 lipca uczniowie poznali wyniki rekrutacji uzupełniającej do szkół ponadpodstawowych w Olsztynie. Dowiedzieli się, do jakiej szkoły zostali przypisani. Jeśli dobrze poszedł im egzamin ósmoklasisty, mieli szansę dostać się do wymarzonej placówki. Jeśli zdobyli mniej punktów, trafili do innej szkoły. Rekrutacja uzupełniająca może to zmienić. Biorą w niej udział uczniowie, którzy nie dostali się do żadnej ze szkół, ale też ci, którzy zostali zakwalifikowani do jakiejś placówki, ale nie są do niej przekonani.

— Widzimy, że blisko 900 osób spośród tych, które zakwalifikowały się do wybranych szkół, nie potwierdziła woli przyjęcia — mówi Marta Bartoszewicz, rzeczniczka olsztyńskiego ratusza. — Najprawdopodobniej duża część tych kandydatów postanowiła zaryzykować i wziąć udział w rekrutacji uzupełniającej licząc na to, że wówczas dostanie się do wymarzonej placówki.

Do olsztyńskich szkół przyjętych zostało niemal 2,2 tys. kandydatów, a to oznacza, że ponad 1 300, czyli ponad jedna trzecia miejsc wciąż jest wolna. Łącznie na ósmoklasistów czekało 3,5 tys. miejsc w szkołach.

Czy wszyscy się dostaną? W olsztyńskich szkołach ponadpodstawowych została zwiększona liczba miejsc. Jest ich o ponad 850 więcej niż liczba absolwentów podstawówek ze stolicy Warmii i Mazur — łącznie 3447. W liceach zostało przygotowanych 1505 miejsc, 1312 w technikach oraz 630 w szkołach branżowych.

Gdzie są wolne miejsca?

W naborze podstawowym największym zainteresowaniem wśród liceów cieszyły się I LO, II LO, III LO i V LO, a wśród techników — Zespół Szkół Gastronomiczno-Spożywczych, Zespół Szkół Ekonomicznych i Zespół Szkół Chemicznych i Ogólnokształcących. Teraz najwięcej wolnych miejsc ma V LO (88 miejsc), VI LO (84 miejsca) i III LO (81 miejsc). Łącznie we wszystkich liceach jest 578 miejsc. Wśród techników najwięcej uczniów może zostać przyjęta do Zespołu Szkół Ekonomiczno Handlowych (74 miejsca), Zespół Szkół Budowlanych (66 miejsc) i „samochodówka” (50 miejsc). Łącznie w technikach zostało 361 wolnych miejsc, a w szkołach branżowych I stopnia — 355 miejsc.

Rekrutacja uzupełniająca trwa do 3 sierpnia. Cały proces prowadzony jest tak samo, jak w przypadku rekrutacji głównej. Ważne by uczeń biorący w niej udział dostarczył do wybranej w pierwszej preferencji przez siebie szkoły oryginały dokumentów.

881 ofert pracy

Więcej uczniów to więcej klas, a żeby zapewnić im lekcje, potrzeba odpowiedniej liczby nauczycieli. A tych brakuje od lat. W Olsztynie z roku na rok przybywa wakatów. Podobna sytuacja jest w innych miastach — m.in. w Elblągu, Ełku, Ostródzie, Olecku, Piszu. Liczba ofert pracy na Warmii i Mazurach to 881, w ostatnim miesiącu przybyły 642 nowe. W samym Olsztynie brakuje 180 nauczycieli — to stan na 25 lipca. Co ciekawe, 21 lipca brakowało ich 166, a 12 lipca — 147. Tak wynika z danych Roberta Górniaka, założyciela strony "Dealerzy wiedzy" i nauczyciel języka angielskiego, który przy pomocy napisanego przez siebie programu monitoruje ruch kadrowy na stronach Kuratoriów Oświaty. Zatem wakatów lawinowo przybywa.

— Szkoły nie wiedzą jeszcze, ilu uczniów im przybędzie. Cały czas trwa rekrutacja. Ile klas zostanie utworzonych, tak naprawdę okaże się dopiero w sierpniu. Jedna klasa więcej niż planowano potrafi naprawdę namieszać. To już kilka etatów więcej dla nauczycieli. Tak działa system — zauważa Tomasz Branicki, prezes ZNP w Olsztynie. — Ale nauczycieli brakuje cały czas. I to nie są pojedyncze przypadki. Myślę, że tych ludzi nie znajdzie się tak łatwo.

Kogo konkretnie brakuje?

Na Warmii i Mazurach brakuje psychologów. Czekają na nich aż 152 ofert pracy. Pedagodzy również są poszukiwani — 132 propozycje, w tym 38 pedagogów specjalnych. Brakuje też m.in. 54 nauczycieli matematyki, 49 anglistów, 38 polonistów, 30 fizyków, 28 informatyków i 37 nauczycieli przedmiotów zawodowych. Problemy są nie tylko w szkołach ponadpodstawowych. Potrzeba aż 103 nauczycieli wychowania przedszkolnego i 26 edukacji wczesnoszkolnej.

Żeby wszystkie lekcje odbywały się bez problemu, aktualnie zatrudnieni nauczyciele musieliby pracować więcej. O taką zmianę postulowali w Ministerstwie Edukacji i Nauki samorządowcy z 12 największych miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich, do której akurat Olsztyn nie należy. Obowiązkowe pensum nauczycielskie to 18 lekcji tygodniowo, ale praca obejmuje 40 godzin (czas na przygotowanie do lekcji, sprawdzanie prac domowych, klasówek, prowadzenie dokumentacji itp.). Nauczyciel, który ma pełny etat, może w tej samej szkole prowadzić dodatkowo dziewięć lekcji, czyli w sumie 27 tygodniowo. Unia Metropolii Polskich chce, by przejściowo (przez cztery lata) nauczyciele pracowali więcej niż na półtora etatu. Na dodatkowe lekcje mieliby wyrazić zgodę. Na Warmii i Mazurach — biorąc pod uwagę brakujących nauczycieli — byłoby do wzięcia prawie 13,5 tys. godzin miesięcznie.

— Problemem są zarobki. Nie oszukujmy się, jesteśmy na dnie. Ludziom nie opłaca się pracować w szkołach. Nawet jak ktoś lubi tę pracę, może i zdecydowałby się przyjść do szkoły. Ale ten zawód to nie tylko niskie zarobki. To również stres, przemęczenie, liczne klasy, pełno nadgodzin, ciągła zmiana przepisów, wieczne kontrole, niezadowoleni rodzice. Nie da się normalnie pracować. Dopóki tak to będzie wyglądało, nauczycieli będzie brakowało — twierdzi Tomasz Branicki. — ZNP walczy od marca o podwyżki. Złożony jest projekt 20 proc. wzrostu, czyli 800 zł więcej do pensji. To nie są wielkie pieniądze, ale nawet takiej kwoty rząd nie chce dać nauczycielom. Gdyby pensje były wyższe, braki w kadrze byłyby mniejsze. Ale teraz więcej ludzi odchodzi z zawodu niż decyduje się na pracę w szkole. Ludzie szukają innych możliwości. Zwłaszcza młodzi. Nie da się też zapełnić szkoły emerytami. Świat się zmienia, wielu starszych nauczycieli — zwłaszcza przedmiotów zawodowych, w „elektroniku”, w „budowlance”, czy w szkole machaniczno-energetycznej — nie nadążą za tymi zmianami. W tej profesji trzeba być na czasie. W ogóle szkoły branżowe mają problem z fachowcami. Mają wiedzę, fach w ręku, więc dla nich nauka to żaden interes.

I dodaje: — Martwię się, że przyjdą takie czasy, że nauczycieli będzie brało się z ulicy, bo takie będą potrzeby. Już kiedyś tak było. Ja jestem takim przykładem, że w piątek byłem jeszcze elektrykiem, a w poniedziałek zostałem nauczycielem. Ale wtedy zarobki w obu zawodach były porównywalne. Dziś zawód nauczyciela traci i prestiż, i pieniądze. I fantastycznych ludzi. Oby tak nie było, że ktoś, kto nie może znaleźć pracy, pójdzie po prostu do szkoły…

ADA ROMANOWSKA