Super sołtys z sercem na dłoni. Zmarł Kazimierz Biegacki

2023-07-22 15:47:32(ost. akt: 2023-07-24 12:22:45)
Społecznik, przez 8 lat sołtys sołectwa Wipsowo, trzykrotny laureat konkursu Gazety Olsztyńskiej na Super Sołtysa Roku, laureat konkursu “Barczewianin Roku”. Odchodząc ciałem, Kazimierz Biegacki pozostał duchem ze swoją społecznością, dla której zawsze miał ogromne serce.
Kazimierz Biegacki ukończył studia na poznańskiej politechnice, pracował w zarządzie Lasów Państwowych, był dyrektorem w firmie Trans Meble w Olsztynie. W Wipsowie pojawiał się już od 1970 roku, jednak na stałe zamieszkał tu dopiero 2000 roku. W tym czasie wspólnie z mieszkańcami pomagał w porządkowaniu terenu podczas budowy nowego kościoła i wspierał poprzedniego sołtysa. Pomagał w załatwianiu potrzeb mieszkańców. W jego domu drzwi zawsze były otwarte dla potrzebujących. Nie odmawiał pomocy czy to przy sprawach formalnych, czy problemach prywatnych. Zawsze miał czas dla każdego.

Wraz ze wspieraniem społeczności robił również wiele dla sołectwa. Uporządkowywał sprawy formalne, poprawiał estetykę otoczenia i dbał o byt bezpieczeństwa w wiosce. W 2009 rok zorganizował wycinkę drzew wzdłuż głównej drogi w Wipsowie, które zagrażały bezpieczeństwu mieszkańców.
Od 2011 roku do 2018 roku pełnił rolę sołtysa. Zaangażowany i oddany tworzył spokojne i bezpieczne miejsce do życia w Wipsowie i okolicach. Za swoją pracę i dbanie o otoczenie został trzykrotnie laureatem konkursu Gazety Olsztyńskiej oraz “Barczewianin Roku”.

Dla swojej rodziny, ukochanej żony, córki i wnuków był oddany bezgranicznie i w każdej wypowiedzi tę miłość do rodziny podkreślał.

— Nie wypadało mi między poważnymi ludźmi byle jak być ubranym. Moja żona nie musiała się elegancko ubierać, bo była tak piękna, że była zawsze królową balu. Sama różnica wieku między nami sprawiała, że wyglądała bardzo młodo — mówił w jednym z wywiadów o dawnych balach sylwestrowych.

— Uwielbiał spędzać czas z moimi dziećmi. Nie wyobrażam sobie innego dziadka. Zawsze miał dla wnuków czas, pytał co słychać, z każdym miał swoje tematy. Zarażał pasją i pomagał w jej rozwijaniu. Przekazał swoim wnukom miłość do przyrody i zwierząt. Był dla nich ogromnym wsparciem i ostoją. Dlatego teraz, tak bardzo im go brakuje — opowiada córka Kazimierza Biegackiego, pani Joanna. — Jeden z moich synów dzięki dziadkowi tak pokochał historię, że zaczął brać udział w rekonstrukcjach historycznych. Szyje średniowieczne stroje, a także kaligraficznie pisze. W ostatnich dniach życia tata prosił, aby Darek przyjechał do niego właśnie w średniowiecznym stroju. Z kolei najmłodszy syn, tak pokochał dzięki niemu przyrodę, że już od wczesnych lat zajmuje się roślinnością i ogródkami. Dziś poszedł na architekturę krajobrazu. Dzień przed śmiercią taty, Arkadiusz zapytał jeszcze dziadka o środki na mszyce.

— Tata jako absolwent politechniki matematykę miał w "małym paluszku" i zaszczepił wiedzę z tej dziedziny wnukom. Praktycznie codziennie rozwiązywali zadania matematyczne. Jak nie osobiście, to przez telefon. Wnukowie wysyłali mu zdjęcia, a dziadek wspólnymi silami rozwiązywał zadania — opowiada Joanna Biegacka. — Dzięki temu wszyscy wnukowie potrafili rozwiązywać zadania. Najstarszy zdał w tym roku bardzo dobrze maturę i dostał się na budownictwo.
Jak opowiada córka, pan Kazimierz uczył wnuków życia. Przez wiele lat wszyscy trzej byli ministrantami w kościele w Wipsowie. W soboty razem wszystkich przygotowywał do czytań, śpiewali psalmy, aby jak najlepiej wypaść na niedzielnej mszy. Wieczorami od wczesnej wiosny do późnej jesieni przesiadywali na dworze robiąc przestrzeń na małe ognisko na ziemniaczki, kiełbaski, grę w szachy, warcaby oraz karty. Był kochanym dziadkiem, ale uczył też dyscypliny. O rękach w kieszeni czy kapturze na głowie nie było mowy. Mój tata uczył swoich wnuków szacunku, wyrażania go słowami, ale i zachowania wobec drugiego człowieka. Jeśli był ktoś w konflikcie zawsze dążył do zgody, uczył pokory. Był bardzo szlachecki, szarmancki niespotykany na obecne czasy — wspomina córka Kazimierza Biegackiego.

Na chwilę przed przejściem na emeryturę pan Kazimierz pracował jako taksówkarz w Olsztynie.

— Ile dzięki temu ja się nasłuchałem opowieści! Miałem dokładne rozeznanie jak i gdzie się ludzie bawią. Bo sam ich dowoziłem na te bale — wspomniał w jednym z wywiadów.

— Tata kochał ludzi. To chyba tak naprawdę była najlepsza praca dla niego, ponieważ bez przerwy miał z nimi kontakt. Potrafił rozmawiać z drugim człowiekiem i dzielić się swoimi przemyśleniami — mówi Joanna Biegacka.

Kazimierz Biegacki zmarł w wieku 81 lat. Rodzina i mieszkańcy byli jego wielką dumą. Całe swoje życie poświęcał innym, był dla nich pomocą i ostoją.